50
-Czy ktoś z was ma harmonijkę ustną? – zapytała Silva.
Dante
z rezygnacją odchylił głowę do tyłu, oparty o kratę swojej celi. W
półmroku dał się słyszeć metaliczny odgłos, kiedy jego kuzynka wyrżnęła o
pryczę. Słysząc jej stłumione przekleństwa, uśmiechnął się pod nosem. -Debra dalej jest nieprzytomna? – rzucił dosyć obojętne spojrzenie kuzynce.
-Nie jestem pewna, istnieje też możliwość, że śpi. Słuchaj, a może miałbyś blaszany kubek do uderzania w kraty? – ponownie uśmiechnął się na jej ironiczne słowa.
-Chyba pomyliłaś wiek, Silvo. Jest dwudziesty pierwszy.
-Może mam amnezje? Agenci nie byli zbyt delikatni. Wyobrażasz sobie, że kilka razy próbowali rozbić moją głowę o ścianę?
-Jeśli cały czas prowadziłaś swój monolog, trochę ich rozumiem.
-Cicho bądź. Hej, a może masz papierosy? W takim miejscu to mocna waluta, wiesz co można za to kupić?
-Ja nie palę.
-Jak zawsze – jesteś bezużyteczny. – prychnęła cicho, splatając ręce na piersi.
Dante naprawdę, NAPRAWDĘ chciał przestać się uśmiechać, zważając na to, w jak upiornej byli sytuacji, ale przy Silvie po prostu nie umiał.
-Ale wiesz – powiedział. – Że chwilowo jesteśmy tu JEDYNYMI więźniami?
-Moglibyśmy przekupić strażnika.
-Papierosami?
-Oj, cicho bądź.
Milczeli przez chwile, ale Strażniczka nie potrafiła długo wytrzymać przybijającej ciszy – nie dzisiaj
-Może zaśpiewamy jakieś więzienne szanty? – zaproponowała kpiąco.
Jej kuzyn z trudem stłumił śmiech.
-Silvo, nie wolałabyś planować ucieczki?
-Szkoda, że nie mamy radia. Ewentualnie mógłby to być magnetofon, albo… albo to coś w „Skazanych na Shawshank”. Oglądałeś ten film?
-Tak.
-To może jest jeszcze dla ciebie nadzieja.
Łowca skomentował jej słowa jedynie krótkim uśmiechem.
-Debora chyba oprzytomniała. – zauważyła nagle Strażniczka. -Debra. – głucho zabrzmiały pierwsze słowa byłej agentki Hadesu w panującym tu mroku.
-Ups. – radosnym, odrobinkę tylko wymuszonym tonem odparła tamta.
-Gdzie jesteśmy? – mimo, że Dante miał zamknięte oczy, wiedział, że Debra czujnie rozgląda się po ciemnym pomieszczeniu. – To twoje mieszkanie, Silvo? – zapytała w końcu uszczypliwie.
Zaskoczona Strażniczka nie odpowiedziała, a łowca tym razem nie potrafił pohamować śmiechu.
-Jak widzisz, Dante postradał zmysły. – zimnym głosem odparła w końcu Silva.
-Może za mocno dostał w głowę? – wyraziła przypuszczenie Debra.
-Odkąd ty się w nią walnęłaś, wykształciło ci się poczucie humoru, gratuluje.
-Nawiasem mówiąc, serio chcę wiedzieć, gdzie jesteśmy.
-Nigdy tu jeszcze nie byłaś? – zapytał Dante, otwierając oczy (różnica nie była wielka – nadal widział przed sobą tylko ciemność) i siadając po turecku.
-Nie… nie sądzę.
-To więzienie Hadesu. – krótko wyjaśniła Silva.
-Aha… czyli nas złapali?
-Mniej więcej. Dante od razu stchórzył, podobnie jak ty, i chciał uciekać, ale ja odważnie stałam na posterunku. Ogłuszyłam ponad połowę do momentu, w którym nagle mój struchlały kuzyn wywrzeszczał kapitulacje piskliwym gło…
-Ja to pamiętam trochę inaczej. – przerwał jej łowca. – Przypadkiem nie było tak, że rzucili się na nas równocześnie i nie mieliśmy szans?
-Jak zwał, tak zwał. – mimo ciemności, wiedział, że Silva z gracją wzruszyła ramionami.
Uśmiechnął się.
-W każdym razie, ktoś z was ma plan ucieczki? – zapytała w końcu Debra.
-Ona pytała się ciebie. – głośnym szeptem zauważyła Strażniczka.
-Tak, tak, wiem, że mnie. – Dante przewrócił oczyma i ostrożnie podniósł się na równe nogi, uważając, by nie walnąć w coś głową. – Słuchajcie… sądzę, że nie mamy szans. – powiedział, usiłując wybadać drogę w mroku, przyglądając się jasnym punktom oczu kuzynki. – Ponieważ mają nad nami znaczącą przewagę liczbową – napotkał w ciemności ramie Silvy i przykucnął obok niej. – oraz taktyczną.
-Więc mamy się poddać? – spytała, niczym nie dając po sobie znać, że w ogóle go zauważa.
-Mniej więcej to poddanie się w takim momencie… no cóż, jest już chyba za późno. Hej, powiecie mi, jakim cudem jeszcze żyjemy?
-Rafts powiedział, żeby nie oszczędzać nikogo. – zauważyła Silva, mrużąc oczy i próbując dosłyszeć szept kuzyna tuż przy jej uchu. Kiedy skończył, uśmiechnęła się lekko i skinęła mu głową.
-Jak na ciebie, to błyskotliwe. – stwierdziła cicho.
Dante trącił ją w ramię w niemym proteście co do jej słów, a potem bezszelestnie wstał i ponownie przeszedł do swojego miejsca.
-No to jak? – Debra zmarszczyła brwi. – Mieli nas zabić, a żyjemy.
-Kto wie? A może NIE żyjemy. – Strażniczka wyglądała, jakby całkiem podobała jej się ta możliwość.
-Nie wydaję mi się, żeby tak miało wyglądać niebo. – zauważył łowca, najwygodniej jak się dało, opierając się o kraty.
-Ile razy muszę ci jeszcze powtarzać, że pociągnę cię do piekła, żebyś to zapamiętał? – rozbawionym tonem zapytała Strażniczka.
-Hej, ale to na serio może być ważne! – przerwała im była agentka Hadesu zaniepokojonym tonem.
-Może Rafts chce się nas pozbyć innym, lepszym sposobem. – przypuściła Silva.
-Mówiąc szczerze, to moim zdaniem najlepszy sposób żeby zabić ciebie, winien być jednocześnie najszybszym sposobem, żebyś nie zdążyła doprowadzić nikogo do szaleństwa swoim gadaniem.
-AU. – powiedziała głośno Strażniczka.
Debra roześmiała się mimo powagi sytuacji.
-Wiesz co, Dante, można ją po prostu zakneblować. – zauważyła.
-Kiedyś Dante wymógł na mnie obietnice, że nie będę nic mówiła przez godzinę. – przypomniała sobie Strażniczka. – Kiedy byliśmy mali.
-I co, dotrzymałaś słowa?
-Tak. – powiedziała Silva.
-Nie. – jednocześnie stwierdził Dante. – Znaczy… niby dotrzymała.
-Jasne, że dotrzymałam. W końcu nie mówiłam nic przez godzinę, tak?
-Nie, nie mówiłaś. Ty GWIZDAŁAŚ. Doprowadzała mnie do szału. – wytłumaczył Debrze.
-Mam ciebie dosyć. – stwierdziła z urazą Silva, podnosząc się z ziemi. Zrobiła to na tyle głośno, żeby strzegący ich, niewidoczni agenci Hadesu mogli to dokładnie usłyszeć. – Debra, zamierzam ci właśnie opowiedzieć o wszystkich wstydliwych i niezręcznych momentach z dzieciństwa mojego kuzyna, jakie znam.
-Ani mi się waż! – groźnie powiedział łowca.
-A więc zacznijmy od tego, że… - siadając obok byłej pracowniczki Hadesu, Silva zniżyła głos do szeptu, a po chwili zachichotały obie.
Dopiero ten dźwięk zupełnie uspokoił Dantego. Silva NIGDY nie chichotała, chyba, że odgrywała jakąś role. A więc nie mówiła o jego dzieciństwie, tylko wyłuszczała Debrze ich plan ucieczki.
Tym razem mu się poszczęściło.
Tym razem.
*
Potem długo leżała w łóżku, milcząc. Wstawał świt, zabarwiając świat na jakiś jaśniejszy kolor, a mimo to w jej głowie nadal kłębiły się ciemne koszmary, kurczowo chwytające się jej myśli. Skuliła się, przyciskając kolana do samej brody, a potem westchnęła cicho, rozważając, czy płakać.
W końcu zrezygnowała.
Przerzuciła nogi nad ramę łóżka i przeszła do salonu. Jej nagie stopy bezszelestnie przesuwały się po podłodze, w końcu usiadła na kanapie, biorąc z leżącego obok niej stoliczka swój telefon.
Przez chwile przyglądała mu się tylko, w końcu wybrała powoli numer do wuja Dantego.
Sygnał połączenia.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
-Dalej, odbierz. – mruknęła cicho, zaciskając palce na materiale podkoszulka.
Piąty.
Szósty.
Uprzejmy głos poprosił ją, by zostawiła wiadomość głosową. O niebo mniej uprzejmie Madeleine cisnęła komórkę przez całą szerokość pokoju, a potem wtuliła twarz w poduszkę.
Nie będzie płakać.
Nie jest w końcu żadnym z tych słabych McEver’ów.