poniedziałek, 23 lutego 2015

50 

-Czy ktoś z was ma harmonijkę ustną? – zapytała Silva.
 Dante z rezygnacją odchylił głowę do tyłu, oparty o kratę swojej celi. W półmroku dał się słyszeć metaliczny odgłos, kiedy jego kuzynka wyrżnęła o pryczę. Słysząc jej stłumione przekleństwa, uśmiechnął się pod nosem.
 -Debra dalej jest nieprzytomna? – rzucił dosyć obojętne spojrzenie kuzynce.
 -Nie jestem pewna, istnieje też możliwość, że śpi. Słuchaj, a może miałbyś blaszany kubek do  uderzania w kraty? – ponownie uśmiechnął się na jej ironiczne słowa.
 -Chyba pomyliłaś wiek, Silvo. Jest dwudziesty pierwszy.
 -Może mam amnezje? Agenci nie byli zbyt delikatni. Wyobrażasz sobie, że kilka razy próbowali rozbić moją głowę o ścianę?
 -Jeśli cały czas prowadziłaś swój monolog, trochę ich rozumiem.
 -Cicho bądź. Hej, a może masz papierosy? W takim miejscu to mocna waluta, wiesz co można za to kupić?
 -Ja nie palę.
 -Jak zawsze – jesteś bezużyteczny. – prychnęła cicho, splatając ręce na piersi.
 Dante naprawdę, NAPRAWDĘ chciał przestać się uśmiechać, zważając na to, w jak upiornej byli sytuacji, ale przy Silvie po prostu nie umiał.
 -Ale wiesz – powiedział. – Że chwilowo jesteśmy tu JEDYNYMI więźniami?
 -Moglibyśmy przekupić strażnika.
 -Papierosami?
 -Oj, cicho bądź.
 Milczeli przez chwile, ale Strażniczka nie potrafiła długo wytrzymać przybijającej ciszy – nie dzisiaj
-Może zaśpiewamy jakieś więzienne szanty? – zaproponowała kpiąco.
 Jej kuzyn z trudem stłumił śmiech.
 -Silvo, nie wolałabyś planować ucieczki?
 -Szkoda, że nie mamy radia. Ewentualnie mógłby to być magnetofon, albo… albo to coś w „Skazanych na Shawshank”. Oglądałeś ten film?
 -Tak.
 -To może jest jeszcze dla ciebie nadzieja.
Łowca skomentował jej słowa jedynie krótkim uśmiechem.
 -Debora chyba oprzytomniała. – zauważyła nagle Strażniczka.
 -Debra. – głucho zabrzmiały pierwsze słowa byłej agentki Hadesu w panującym tu mroku.
 -Ups. – radosnym, odrobinkę tylko wymuszonym tonem odparła tamta.
 -Gdzie jesteśmy? – mimo, że Dante miał zamknięte oczy, wiedział, że Debra czujnie rozgląda się po ciemnym pomieszczeniu. – To twoje mieszkanie, Silvo? – zapytała w końcu uszczypliwie.
 Zaskoczona Strażniczka nie odpowiedziała, a łowca tym razem nie potrafił pohamować śmiechu.
 -Jak widzisz, Dante postradał zmysły. – zimnym głosem odparła w końcu Silva.
 -Może za mocno dostał w głowę? – wyraziła przypuszczenie Debra.
 -Odkąd ty się w nią walnęłaś, wykształciło ci się poczucie humoru, gratuluje.
 -Nawiasem mówiąc, serio chcę wiedzieć, gdzie jesteśmy.
 -Nigdy tu jeszcze nie byłaś? – zapytał Dante, otwierając oczy (różnica nie była wielka – nadal widział przed sobą tylko ciemność) i siadając po turecku.
 -Nie… nie sądzę.
 -To więzienie Hadesu. – krótko wyjaśniła Silva.
 -Aha… czyli nas złapali?
 -Mniej więcej. Dante od razu stchórzył, podobnie jak ty, i chciał uciekać, ale ja odważnie stałam na posterunku. Ogłuszyłam ponad połowę do momentu, w którym nagle mój struchlały kuzyn wywrzeszczał kapitulacje piskliwym gło…
 -Ja to pamiętam trochę inaczej. – przerwał jej łowca. – Przypadkiem nie było tak, że rzucili się na nas równocześnie i nie mieliśmy szans?
 -Jak zwał, tak zwał. – mimo ciemności, wiedział, że Silva z gracją wzruszyła ramionami.
 Uśmiechnął się.
 -W każdym razie, ktoś z was ma plan ucieczki? – zapytała w końcu Debra.
 -Ona pytała się ciebie. – głośnym szeptem zauważyła Strażniczka.
 -Tak, tak, wiem, że mnie. – Dante przewrócił oczyma i ostrożnie podniósł się na równe nogi, uważając, by nie walnąć w coś głową. – Słuchajcie… sądzę, że nie mamy szans. – powiedział, usiłując wybadać drogę w mroku, przyglądając się jasnym punktom oczu kuzynki. – Ponieważ mają nad nami znaczącą przewagę liczbową – napotkał w ciemności ramie Silvy i przykucnął obok niej. – oraz taktyczną.
 -Więc mamy się poddać? – spytała, niczym nie dając po sobie znać, że w ogóle go zauważa.
 -Mniej więcej to poddanie się w takim momencie… no cóż, jest już chyba za późno. Hej, powiecie mi, jakim cudem jeszcze żyjemy?
 -Rafts powiedział, żeby nie oszczędzać nikogo. – zauważyła Silva, mrużąc oczy i próbując dosłyszeć szept kuzyna tuż przy jej uchu. Kiedy skończył, uśmiechnęła się lekko i skinęła mu głową.
 -Jak na ciebie, to błyskotliwe. – stwierdziła cicho.
Dante trącił ją w ramię w niemym proteście co do jej słów, a potem bezszelestnie wstał i ponownie przeszedł do swojego miejsca.
 -No to jak? – Debra zmarszczyła brwi. – Mieli nas zabić, a żyjemy.
 -Kto wie? A może NIE żyjemy. – Strażniczka wyglądała, jakby całkiem podobała jej się ta możliwość.
 -Nie wydaję mi się, żeby tak miało wyglądać niebo. – zauważył łowca, najwygodniej jak się dało, opierając się o kraty.
 -Ile razy muszę ci jeszcze powtarzać, że pociągnę cię do piekła, żebyś to zapamiętał? – rozbawionym tonem zapytała Strażniczka.
 -Hej, ale to na serio może być ważne! – przerwała im była agentka Hadesu zaniepokojonym tonem.
 -Może Rafts chce się nas pozbyć innym, lepszym sposobem. – przypuściła Silva.
 -Mówiąc szczerze, to moim zdaniem najlepszy sposób żeby zabić ciebie, winien być jednocześnie najszybszym sposobem, żebyś nie zdążyła doprowadzić nikogo do szaleństwa swoim gadaniem.
 -AU. – powiedziała głośno Strażniczka.
 Debra roześmiała się mimo powagi sytuacji.
 -Wiesz co, Dante, można ją po prostu zakneblować. – zauważyła.
 -Kiedyś Dante wymógł na mnie obietnice, że nie będę nic mówiła przez godzinę. – przypomniała sobie Strażniczka. – Kiedy byliśmy mali.
 -I co, dotrzymałaś słowa?
 -Tak. – powiedziała Silva.
 -Nie. – jednocześnie stwierdził Dante. – Znaczy… niby dotrzymała.
 -Jasne, że dotrzymałam. W końcu nie mówiłam nic przez godzinę, tak?
 -Nie, nie mówiłaś. Ty GWIZDAŁAŚ. Doprowadzała mnie do szału. – wytłumaczył Debrze.
 -Mam ciebie dosyć. – stwierdziła z urazą Silva, podnosząc się z ziemi. Zrobiła to na tyle głośno, żeby strzegący ich, niewidoczni agenci Hadesu mogli to dokładnie usłyszeć. – Debra, zamierzam ci właśnie opowiedzieć o wszystkich wstydliwych i niezręcznych momentach z dzieciństwa mojego kuzyna, jakie znam.
 -Ani mi się waż! – groźnie powiedział łowca.
 -A więc zacznijmy od tego, że… - siadając obok byłej pracowniczki Hadesu, Silva zniżyła głos do szeptu, a po chwili zachichotały obie.
 Dopiero ten dźwięk zupełnie uspokoił Dantego. Silva NIGDY nie chichotała, chyba, że odgrywała jakąś role. A więc nie mówiła o jego dzieciństwie, tylko wyłuszczała Debrze ich plan ucieczki.
 Tym razem mu się poszczęściło.
 Tym razem.


*


Madeleine wyrwała się ze snu w momencie, w którym siedzący w fotelu mężczyzna wypowiedział zdanie „Zabić ich wszystkich”.
Potem długo leżała w łóżku, milcząc. Wstawał świt, zabarwiając świat na jakiś jaśniejszy kolor, a mimo to w jej głowie nadal kłębiły się ciemne koszmary, kurczowo chwytające się jej myśli. Skuliła się, przyciskając kolana do samej brody, a potem westchnęła cicho, rozważając, czy płakać.
 W końcu zrezygnowała.
 Przerzuciła nogi nad ramę łóżka i przeszła do salonu. Jej nagie stopy bezszelestnie przesuwały się po podłodze, w końcu usiadła na kanapie, biorąc z leżącego obok niej stoliczka swój telefon.
 Przez chwile przyglądała mu się tylko, w końcu wybrała powoli numer do wuja Dantego.
 Sygnał połączenia.
 Drugi.
 Trzeci.
 Czwarty.
 -Dalej, odbierz. – mruknęła cicho, zaciskając palce na materiale podkoszulka.
 Piąty.
 Szósty.
 Uprzejmy głos poprosił ją, by zostawiła wiadomość głosową. O niebo mniej uprzejmie Madeleine cisnęła komórkę przez całą szerokość pokoju, a potem wtuliła twarz w poduszkę.
 Nie będzie płakać.
 Nie jest w końcu żadnym z tych słabych McEver’ów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz