Z góry przepraszam za wszystkie opóźnienia dotyczące wstawiana rozdziałów, ale zbliżamy się już do końca pierwszego tomu i wraz z Maddy musiałyśmy na chwilę zawiesić pracę. W każdym razie już w następnym tygodniu opublikujemy wstęp do drugiej części.
Jeśli
Silvie McEver można było coś zarzucić, to tylko fakt, że stojąc nad
nieruchomym ciałem kuzyna, rozciągniętym na podłodze celi i opierając
się o kraty, uśmiechała się o wiele za szeroko.
-Nie szczerz się, bo się zorientują. – syknęła Debra. – Udawaj profesjonalistkę, co? -JESTEM profesjonalistką. – prychnęła Strażniczka. – Tyle, że nareszcie ziściło się moje największe marzenie… Od dziecka chciałam zabić Dantego, mówił ci chyba o tym?
-Coś wspominał.
-No właśnie. A teraz jest martwy.
Zwłoki poruszyły się lekko i odemknęły złotobrązowe oczy – one nie błyszczały tak w ciemności, jak Silvy, ale i tak były dobrze widoczne.
-No wiesz, Silvo? – syknął nieboszczyk.
-Zamknij się i udawaj martwego, jeśli możesz. – z irytacją odparła Strażniczka, lekko kopiąc go w nogę.
-Au.
-Umarli nie powinni czuć bólu. – pouczyła go, zanim jej oddał, dosyć dotkliwie tłukąc jej kostkę.
-A żywi nie powinni profanować zwłok. – odciął się Dante.
-Silvo, przestań dyskutować z trupem. – syknęła cicho Debra.
Łowca posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie, a potem na powrót zamknął oczy i położył się nieruchomo.
-Zaczynamy. – Silva westchnęła. – Tylko nie krzycz zbyt głośno.
Była agentka Hadesu posłała jej sztuczny uśmiech, a potem nabrała powietrza w płuca i z jej gardła wydobył się najbardziej paniczny wrzask, jaki Strażniczka kiedykolwiek słyszała.
-Dlaczego go zabiłaś??? – podniesionym głosem, pełnym łez zapytała Debra. – Co takiego ci zrobił??? Błagam… nie podchodź do mnie…. NATYCHMIAST SIĘ COFNIJ!!!
Silva ostentacyjnie opierała się o kraty, nie potrafiąc ukryć zdumienia. Nawet nieboszczyk ze zdziwieniem odemknął jedno oko, zmierzył rudowłosą krzywym spojrzeniem i natychmiast je zamknął. Natomiast Debra jak zaszczute zwierze przylgnęła do krat. Oddychała ciężko, jakby zaraz miała się rozpłakać. Uderzyła w metalowe pręty kilka razy, a potem ze szlochem osunęła się na ziemie.
-Nie podchodź do mnie!!! – wykrzyknęła przez łzy. Strażniczka ani myślała ruszać się z miejsca, w końcu jednak, na potrzeby scenariusza, odepchnęła się od krat i podeszła do kobiety z groźnym wyrazem twarzy, przestępując nad ciałem kuzyna.. – Zostaw mnie…. RATUNKU!!!!!!!!!!!!!
W tym momencie do pokoju wtargnęło pięciu agentów. Zmierzyli rozgrywającą się przed nimi scenę zdziwionym spojrzeniem. Na widok rozciągniętego na posadzce Dantego zesztywnieli, a potem jednocześnie wycelowali do Silvy z pistoletów.
-Ani… kroku… dalej. – wycedził przez zęby ich dowódca.
Strażniczka uniosła ręce do góry w geście poddania.
„Kretyni.” – przemknęło jej przez głowę.
-Pomocy!!! – Debra zaszlochała. Agenci Hadesu na ułamek sekundy zwrócili głowy w jej stronę – Silvie to wystarczyło. Z całej siły kopnęła w przymknięte drzwi celi.
Pokój był niezwykle mały – masywne, okratowane drzwi, idąc po łuku, zwaliły z nóg trzech z mężczyzn, zanim uderzyły o ścianę. Czwartemu broń wypadła z ręki, a piąty zamarł w bezruchu.
-Zabawne. – skomentowała Strażniczka, teatralnie wycierając ręce. – Dlaczego wy zawsze zapominacie zabrać mi wytrychy?
A potem ogłuszyła ostatniego.
*
-Czy dalej mam siano we włosach?
-Czy naprawdę muszę odpowiadać na to pytanie? -Silvo…
-Twoje włosy wyglądają tak jak zwykle.
Dante milczał przez chwile.
-Coś czuje, że to nie był komplement.
W trójkę przedzierali się korytarzami bazy Hadesu. Ze strażnikami poszło im niezwykle łatwo, a teraz od ucieczki dzieliło ich tak niewiele… tak mało…
Nagle Strażniczka zatrzymała się gwałtownie. Kuzyn wyhamował tuż koło niej.
-Coś się stało, Silvo? – Debra zmarszczyła brwi.
-Tak… nie… nie wiem. – Silva niezadowolona z własnej odpowiedzi, tylko pokręciła głową. – Słuchajcie, idźcie już do wyjścia i czekajcie tam na mnie. Ja muszę coś jeszcze załatwić.
-W co ty się znowu pakujesz? – usłyszała zrezygnowany głos Dantego, kiedy zerwała się do biegu.
Właśnie, w co?
Kiedy była jeszcze dzieckiem i chodziła do podstawówki, na jednej z lekcji omawiali budowę noweli. Pamiętała coś o tym, że napięcie rośnie, dochodzi w końcu do punktu kulminacyjnego, a później opada, kończąc opowiadanie. Napięcie rosło już od dawna, punkt kulminacyjny rozegrał się kilka godzin temu, kiedy dowiedziała się, że Hades był pułapką przygotowaną specjalnie dla niej, ale zakończenie… Ostatni akt jeszcze się nie rozegrał. Wszystkie tajemnice zostały ujawnione, ale została jeszcze jedna, jedyna scena, którą musiała zobaczyć.
Silva nawet nie zastanawiała się, gdzie niosą ją nogi. Po chwili zwolniła do szybkiego kroku, rozglądając się na boki. Nie była jeszcze w tej części bazy, ale wiedziała, że bez trudu może wrócić teraz do przyjaciół – miała w końcu fotograficzną pamięć. Ale nie, jeszcze tylko trochę…
Wiedziała, że to te drzwi, zanim je jeszcze ujrzała.
Były lekko uchylone, jakby ktoś, kto tam wszedł, pchnął je za słabo, ale odszedł nie oglądając się za siebie i tak już zostało. Uchyliła je szerzej i postąpiła krok do przodu.
Znalazła się w ciemnym pokoju – słaby blask pochodził jedynie od szyby z weneckiego szkła, za którą widoczny było inne pomieszczenie, rozjaśnione światłem lampy. Silva podeszła do niego i zajrzała do gabinetu w dole, mrużąc oczy.
Wszystkie meble były wykonane z drogiego, błyszczącego drewna, za masywnym biurkiem ustawiony był fotel z wysokim oparciem. Ściany zasłonięte były regałami, uginającymi się pod ciężarem setek książek w skórzanej oprawie.
Gabinet pana Lineta.
Gabinet Raftsa.
Zastanawiała się, jakim cudem weneckie lustro nie jest widoczne z dołu – sufit był wielki, więc lampa teoretycznie mogła pozostawiać szybę w mroku, niezauważoną. Poza tym…
-Ojcze!
Silva gwałtownie przeniosła wzrok na jeden z regałów, który nagle odsunął się od ściany, ujawniając ukryte za nim przejście. Jerome Rafts i jego syn wkroczyli do pomieszczenia – starszy mężczyzna, śmiertelnie blady, opadł na fotel.
-Słyszałeś, co on powiedział, Victorze? – zapytał słabym szeptem.
-Nie może ci tego zrobić, ojcze!
-Może! On może wszystko! Upokorzyć mnie… odebrać mi Hades… nawet zabić. Jego siła i potęga nie ma granic, nie pojmujesz jej nawet. – Rafts drżał. Nagle ukrył twarz w dłoniach i załkał cicho. Opanował się dopiero po chwili. – Odbierze mi go… Powiedział, że znajdzie lepszego na moje miejsce…
-Nie ma lepszego sługi od ciebie! – zaprotestował Victor.
-Nie rozumiesz! Zdradziłem go… okłamałem… pozwoliłem uciec Strażniczce… On mnie ukarze! Odbierze mi wszystko co kocham…
-Nie pozwolimy mu na to.
„Młody i głupi.” – smutno pomyślała Silva, przyciskając czoło do szyby. Szło zaparowało w kontakcie z jej oddechem, ale dostrzegła, jak Rafts wyjmuje spod biurka niewielki, czarny przedmiot i chowa go do kieszeni, tak, by nie zauważył go jego syn.
-O tak, przechytrzymy go. – skinął głową, wstając zza biurka i podchodząc do siedzącego naprzeciw Victora. Stanął za nim, kładąc jedną rękę na oparciu krzesła.
-Nic mu nie oddamy. – podchwycił jego syn.
-Ja nic mu nie oddam. – przyznał Rafts. – On nie zabierze mi już nic, co moje.
Bez najmniejszego wahania przyłożył lufę do karku Victora i strzelił. Silva nawet nie drgnęła, kiedy chłopak desperacko wciągnął powietrze do płuc – w jego oczach było więcej zdziwienie niż bólu. Otworzył usta, z których popłynęła krew zamiast słów, a potem jego spojrzenie zamgliło się i zsunął się z krzesła.
Martwe oczy były wbite w nią, mimo, że nie mógł jej dostrzec.
-Nic, co moje. – powtórzył jedyny szef Hadesu, a potem przyłożył sobie pistolet do skroni. – Nic, co moje, nic, co moje, nic…
Słowa, które powtarzał jak refren jakiejś piosenki, zacięły się, kiedy rozległ się głuchy huk wystrzału. Pod mężczyzną ugięły się nogi. Rozgrzana broń wypadła mu z ręki i upadła na dywan.
Później on sam runął na podłogę.
Silva cofnęła się o krok. Widziała już wszystko, co było do zobaczenia. Postawiono kropkę w ostatnim zdaniu księgi o Hadesie. Zakończył się ostatni akt. Kurtyna opadła, ale żaden z aktorów nie wyszedł przed nią, by pokłonić się wiwatującym tłumom.
Wszyscy byli martwi.
*
-Wszystko w porządku, Silvo? – zapytał Dante, kiedy dołączyła do nich przy ukrytym wyjściu.
-Co? O… tak. – skłamała cicho. -Czy coś się stało? – zaniepokoił się, marszcząc brwi.
Debra rzuciła im ciekawe spojrzenie. -Nic. – odparła pośpiesznie Strażniczka. – Naprawdę nic takiego. Po prostu… chciałam jeszcze raz rzucić na to wszystko okiem.
Łowca spokojnie skinął głową, a Silva bezgłośnie odetchnęła z ulgą. Jej kuzyn nigdy nie dowie się, co stało się w gabinecie Jerome’go Raftsa – a przynajmniej ona na to nie pozwoli. Dante wierzył w ideały, które były jej nieznane.
Ale i tak chciała ich bronić, bo bez nich byłby jej kimś zupełnie obcym, a nie przyjacielem.
-Nic takiego. – powtórzyła cicho. – Naprawdę nic takiego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz