45
-No dobra, a więc według planu. – powiedziała Debra.
Mieli
szczęście: korytarzem jeszcze nikt nie przechodził, odkąd się tu
znaleźli, ale nie mogło to trwać wiecznie. Za każdym razem, gdy słyszeli
zbliżające się kroki, szykowali się do ucieczki, ale odgłosy zawsze
skręcały gdzieś w bok i w końcu cichły. -A jaki jest plan? – beztrosko zapytała Silva.
-Nie czytałaś planu? Przecież Dante miał ci zapisać!
-Zapisał. Ale gdybyś widziała kiedyś jego pismo, zrozumiałabyś, DLACZEGO nie zdołałam się odczytać.
-Mogłaś mi powiedzieć. – zauważył łowca.
-Nie sądzisz, że byłoby z tym trochę za dużo zachodu? – zapytała powątpiewająco Strażniczka.
Dante zgrzytnął zębami.
-W każdym razie, my mamy tu teraz zostać, a Debra pójdzie wyłączyć kamery w naszym sektorze. A dalej… no, to wytłumaczę ci później.
-Może być. – niechętnie przyznała Silva. – Ale, o ile mogę wyrazić swoje zdanie…
-Nie, nie możesz. – przerwał jej kuzyn.
-W każdym razie… - Debra zawahała się na ułamek sekundy. – Spotkamy się później. Powodzenia.
-I nawzajem.
Agentka Hadesu rozglądnęła się jeszcze dookoła, jakby czegoś szukała, a potem nieśmiało skinęła im głową i odbiegła. Patrzyli za nią, aż zniknęła za załomem korytarza.
-Myślisz, że co jej się stało? – zapytała Strażniczka.
-Zastanawiam się raczej, co się stało tobie. – odparł z irytacją jej kuzyn. – Zachowujesz się… nieznośnie.
-Jak widzę, twoja spostrzegawczość wzrasta, zauważyłeś to JUŻ po trzydziestu latach. – prychnęła cicho. – Dante, może dotąd nie zdawałeś sobie z tego sprawy, ale w twoim pojęciu, ja zachowuje się nieznośnie już od wielu dekad.
-Ale teraz bardziej niż zwykle. Co jest, Silvo?
-Trochę się martwię. – wypaliła. – Dobra, i może… odrobinę… tak jakby… Boje się. Chyba.
Gdyby nie fakt, że Dante już otwierał usta, by coś dodać do swojej wypowiedzi, z pewnością opadła by mu szczęka. To było coś niemożliwego, nienormowanego, NIESPOTYKANEGO. To było szokujące. To zachwiało wszystkim, w co wierzył, wszystkim, co niosło mu nadzieje. To niszczyło spokój świata.
To nie mogła być prawda.
Przecież Silva nigdy się nie bała.
Nie umiała, nie potrafiła, nie mogła. Nie zgadzał się na to! Silva miała być nieustraszona.
Silva BYŁA nieustraszona. Przynajmniej w jego mniemaniu, i to od zawsze.
-Chyba żartujesz. – wyksztusił wreszcie.
Strażniczka uśmiechnęła się do niego z pobłażaniem.
-Gapisz się na mnie, jakbym właśnie ci powiedziała, że jestem twoją rodzoną siostrą, Dante. – zauważyła spokojnie. -Gdybyś mi powiedziała, że jesteś moją rodzoną siostrą, pożyczyłbym od ciebie jakiś sztylet i zabiłbym się. – odparł bez namysłu.
-Cóż, musiałbyś go więc użyć zaraz po mnie. Życie jako twoja siostra to nie życie!
-Powiem to Melisie.
-Powiedz, i tak co roku dodaje mi już gąsienice do obiadu.
-Bo nazwałaś kiedyś jej kapelusz nie twarzowym.
-Te kobiety obrażają się o okropnie głupie rzeczy, nie sądzisz?
-Powiedziała kobieta, która w dzieciństwie usiłowała mnie kilkanaście razy zabić, czego powodem był sam fakt mojego ISTNIENIA. – Dante popatrzyła na nią znacząco, a potem nagle spoważniał. – No dobrze Silvo, powiedz mi, CZEGO się boisz.
-Żeby utracić status zagadkowego człowieka-legendy? – uśmiechnęła się z rozbawieniem, ale jej uśmiech znikł równie szybko jak u jej kuzyna. – Uwierz mi, bardzo teraz żałuje, że cię w to wpakowałam… Nie sądziłam, że to będzie aż takie skomplikowane i niebezpieczne. Orels, Neall, Linet i Years… Zastanów się nad tym.
-Nie możesz mi po prostu powiedzieć? – zapytał łowca.
-Sama jeszcze nie jestem pewna. – wzruszyła ramionami. – Ale jeśli jest tak jak myślę, to wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Poza tym…
Nagle światła jarzeniówek zamrugały i zgasły. Przez chwile stali w całkowitej ciemności, a potem snop światła z latarki Silvy przebił mrok, koncentrując się na twarzy jej kuzyna.
Dante zmrużył oczy.
-Jak widzimy, okazuje się, że Debrze nie udało się wyłączyć kamer BEZ odłączania prądu. Chodź, nie mamy czasu.
-Czyli teraz drugi punkt planu? – zapytała Strażniczka, kiedy ruszyli pośpiesznym krokiem.
-Owszem.
-Objaśnisz mi?
-Mamy się dostać do bazy danych.
-A możemy coś zrobić przed tym?
Dante westchnął ciężko
-To ważne?
-I to jak.
-No dobrze, byleby szybko i pamiętaj, że… Łowca urwał gwałtownie, rzucił ostrzegawcze spojrzenie kuzynce, i zgasił latarkę. Momentalnie schronili się w najgłębszym mroku: w ich stronę zbliżały się głośne, niespokojne kroki.
-Dlaczego wyłączyli prąd? – zapytał rozdrażniony, męski głos. Zza załomu korytarza wyszedł wysoki agent Hadesu, przyświecając sobie niewielką latarką. Obrzucił mroczny korytarz niechętnym spojrzeniem i głośno załomotał w najbliższą mu ścianę.
Po kilku sekundach drzwi otwarły się i na korytarz wyjrzała niska kobieta w ciemnych okularach:
rozglądnęła się czujnie i warknęła na niego.
-Sprawdzałeś, czy ktoś tutaj jest, zanim przyszedłeś?
-Nie, niby po co.
-Sprawdzaj, natychmiast, bo pan Linet będzie wściekły!
-Nigdy na oczy nie widziałem tego „pana Lineta”.
-Bo to dla ciebie za wysokie progi, idioto.
-Lubie ją. – mruknęła Silva pod nosem.
Dante uśmiechnął się lekko.
Agent Hadesu prychnął coś pod nosem i niechętnie omiótł korytarz światłem latarki. Kiedy napotkał dwie, przyczajone w mroku sylwetki, jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Niespodzianka. – rzuciła Silva, kopiąc go w brzuch, a potem, nieprzytomnego, powaliła na ziemię.
Kobieta, stojąca w drzwiach, usiłowała je zatrzasnąć, ale Dante wepchnął stopę między nie, a framugę i otworzył na całą szerokość.
-Przepraszamy za wszystkie komplikacje. – oznajmił z czarującym uśmiechem, a potem zawołał do kuzynki. – Hej, Silvo, miałabyś sznur?
*
-Wiesz, to dla mnie dosyć oryginalna sytuacja. – stwierdziła Silva. – Zazwyczaj to ty nosisz sznur.
Agentka
Hadesu, siedząca związana i zakneblowana pod ścianą, mruknęła coś
niezrozumiałego, ponurym wzrokiem łypiąc na kuzynostwo. Dante usiadł na
skraju szerokiego panela, kontrolującego działający na głos ekran. -Akurat dzisiaj nie pomyślałem o tym, żeby cię związać. – stwierdził, przyglądając się kuzynce. – Silvo, co ty właściwie robisz?
-Zaraz się przekonasz. – odparła, grzebiąc pod panelem. – Gdzieś to tu powinno… o, jest!
Pociągnęła za coś i nagle lampa u powały sufitu zapaliła się, a wielki ekran zaszumiał cicho i ożył.
-Znalazłam osobisty, zapasowy akumulator tego pokoju. Fajny sprzęt, nie?
-A co właściwie chcesz tu znaleźć? Mamy mało czasu, Silvo.
-Przecież wiem. Komputer, pokaż mi życiorysy czterech prezesów Hadesu w kolejności: Orels, Neall, Linet, Years. Obok siebie.
Ekran zasyczał cicho, a potem kolejno wyświetlił cztery zwężone życiorysy: na każdym z nich, w
miejscu gdzie powinna widnieć podobizna, wielkimi czarnymi literami było napisane „Informacja utajniona”.
-Orels urodził się w 1967, Neall w 1968, Linet w 1969, Years w 1970. Orels w styczniu, Neall w lutym, Linet w marcu, Yaers w kwietniu… - wymieniała Silva, znacząco patrząc na kuzyna.
Dante zeskoczył z panelu sterowania i przyjrzał się danym ze zmarszczonymi brwiami.
-To kolejność. – stwierdził wreszcie, przerywając wyliczankę Strażniczce. – Pierwszy Orels, potem Neall, następnie Linet i Years.
-Wiesz co to znaczy? – z nadzieją zapytała Silva. – Ja już wiem… ale wolałabym, żebyś zorientował się sam.
-Pierwszelitery. Orels, Neall, Linet, Years. ONLY.
-Jedyny. – z lekkim uśmiechem przetłumaczyła jego kuzynka.
-Oni nie istnieją, prawda? – Dante poderwał głowę. – Żaden z nich… Albo inaczej, istnieją tylko na papierze. Prawdziwym i jedynym szefem Hadesu jest…
-Jerome Rafts. – Silva potwierdzająco skinęła głową. – No nareszcie na to wpadłeś. Nad nim stoi tylko… no tego nie musisz wiedzieć. Mój arcywróg jest jego przełożonym, tyle ci powiem.
-Jak na to wpadłaś? Kiedy?
-Kiedy zorientowałam się, że Rafts uwielbia zagadki. Te butelki z winem… acha, nie mówiłam ci o tym. Nie ważne. W każdym razie on je uwielbia. Kiedy jego przełożony tworzył Hades i prosił go, żeby wybrał sobie czwórkę pomocników, nasz przyjaciel ich po prostu zmyślił… I, po pierwsze, od tego czasu dostawał pensje ich wszystkich, a po drugie, gdyby ktoś go wsypał, on byłby tylko małym prezesem, którego szef – który oczywiście, również istniał tylko na papierze – zmuszał do tej roboty. Gdyby tak potoczyły się sprawy, Rafts dostał by kilka lat odsiadki, a może tylko areszt domowy… ale odkryłam jeszcze coś.
-Co? – krótko zapytał Dante.
-Nie mamy teraz czasu, żebym ci to tłumaczyła. – Silva pokręciła głową. – Chodźmy już, ta baza danych nie będzie czekać wiecznie.
-Niech będzie.
Strażniczka wyłączyła ekran i wyglądnęła na korytarz. Prąd dalej nie wrócił, tunel był pogrążony w mroku.
-Chodź, kuzynie. Acha! – odwróciła się jeszcze do związanej agentki Hadesu, zszokowanej tym, co przed chwilą usłyszała. – Życzymy miłego dnia! – zasalutowała do kobiety i zamknęła drzwi.
-Zmarnowaliśmy już dziesięć minut. – zauważył Dante.
-Tak, tak, wiem. Słuchaj, może ja pobiegnę przodem, a ty… - nie zwalniając kroku, zdjęła plecak, przewieszony przez ramie, i wyjęła z niego wydrukowany podczas ich ostatniej wizyty życiorys Raftsa. – Trzymaj i koniecznie przeczytaj dwa ostatnie zdania. To jest właśnie ta kolejna tajemnica, którą odkryłam.
-Już się nie mogę doczekać. Silvo, pocze… - nie dokończył, kiedy Strażniczka wyminęła go i błyskawicznie zniknęła za zakrętem. Westchnął ciężko, rozprostował kartki i poświecił na nie latarką.
Całkiem normalny życiorys. Studia na Harvardzie… ukończone z wyróżnieniem… Zmarła matka… i tak dalej i tak dalej… Silva zalecała przeczytanie dwóch ostatnich zdań.
Łowca odczytał je… a potem zrobił to jeszcze raz.
„O najstarszym z synów Jerome’a Raftsa nie jest nic wiadome – ostatecznie zakłada się, że Victor jechał samochodem razem z resztą rodziny, kiedy Anita Rafts straciła panowanie nad pojazdem i zjechała z klifu, mimo, że jego ciała nie odnaleziono. Chłopca uznaje się za martwego.”
W jego głowie zrodziło się straszne przypuszczenie. -O jasna cholera. – stwierdził Dante Vale.
Szczerze powiedziawszy, nigdy nie sądziłam, że Wasze opowiadanie mi się spodoba. W ogóle spodoba, spodoba i aż tak spodoba - w dokładnie tej kolejności. Odstraszała mnie sama nazwa. Odstraszało mnie odchodzenie od bezpiecznego headcanonu, że Dante Vale jest sierotą i jedynakiem, wychowanym przez przyjaciela rodziny, Metza. Ostatecznie jednak zdecydowałam się przejrzeć pierwszy rozdział, choćby i dla masochistycznego sprawdzenia, czy będzie tak źle, jak myślę.
OdpowiedzUsuńI przepadłam.
Chyba jeszcze nigdy nie trafiłam na nic, co tak szybko przekonałoby mnie, jak bardzo mylę się w swojej okładkowej ocenie. Chyba jeszcze nigdy tak szybko czegoś nie pokochałam. Bo już po planie Maddie, jak zapoznać się z Nikolajem, wszystko we mnie krzyczało, że muszę wiedzieć więcej.
Fabuła jest naprawdę dobra. Bohaterowie urzekają sympatycznością - mam ochotę przytulić ich wszystkich (no, może Silvę przytulić raczej mentalnie...). Humor ratuje mi nastrój, i dodaje tysiąc punktów do atrakcyjności opowiadania.
Jeżeli już muszę się do czegoś przyczepić, to do błędów. Osobiście widziałam dużo straszniejsze i w dużo większym stężeniu, ale to nie zmienia faktu, że ich obecność trochę psuje odbiór. Problemy z dialogami (niepotrzebne kropki, braki dużych liter), "e" zamiast "ę", "ą" zamiast "ął", zła odmiana imienia "Dante". Takie sprawy.
[Gdybyście były zainteresowane, mogłabym chociaż częściowo poprawić wszystkie bieżące rozdziały i przesłać je w mailu.]
Ogólnie rzecz biorąc, strasznie lubię Wasze opowiadanie. Mogę mieć tylko nadzieję, że mój komentarz nie nałoży na Was klątwy lubiącej-czegoś-Lynne, i że doprowadzicie Kroniki Rodu Vale do końca.
Życzę dużo Weny twórczej,
Lynne
Hej! Niezłe zaskoczenie - blog prowadzimy od kilku miesięcy, a niewiele było komentarzy. Teraz wchodzę, patrze.... nieomal opadła mi szczęka.
UsuńDzięki za komentarz - wiem, to wyrwanie się z kanonu jest trochę dziwne i pewnie nie zachęca, ale cieszę się, że Ci się spodobało. Ciekawe, czy cała reszta świata też tak myśli i dlatego nie wchodzi ;)
Co do błędów - tak, wiem, to słaby punkt opowiadania. Akurat ja zawsze byłam zerem, jeśli chodzi o ortografie (i informatykę... i matmę... dobra, nie ważne). Co do imienia Dantego - pewnie chodzi Ci o to, że nie "Dantem", ale "Dantym" - zauważyłyśmy ty - ale kilka rozdziałów było już napisane, więc uznałyśmy, że nie będziemy zmieniać. Jeśli naprawdę chcesz poświęcić swój czas na poprawianie, byłoby świetnie - dodatkowa korekta na pewno się przyda :D
I nie przejmuj się, żadnej klątwy nie nałożyłaś. Wiem, że się potarzam, ale napiszę to jeszcze raz - bardzo dziękuje za komentarz, wszystkie rady na pewno się przydadzą, a poza tym nowy obserwator i czytelnik... no, w każdym razie dzięki :) Pozdrawiam
Maddy
Zdecydowanie nie powiedziałabym, że jesteś zerem, jeśli chodzi o cokolwiek związanego z pisaniem. Jak już wspomniałam, widziałam gorsze błędy i w gorszym stężeniu. :)
UsuńW przyszłą sobotę (o ile uda mi się dożyć do tego czasu) postaram się już na dobre zająć korektą. Wolałybyście, żebym wysyłała w częściach, po kilka rozdziałów czy od razu całość? I na jaki adres?
Nie ma za co dziękować. Po prostu piszcie tak wspaniale, jak do tej pory, a na pewno więcej ludzi znajdzie i pokocha Wasze opowiadanie. To tylko kwestia czasu. Ja na przykład nigdy bym tutaj nie trafiła, gdyby nie przeglądanie osób otagowanych do Liebster Award przez Jo z opera-lalek...
Pozdrawiam,
Lynne
Oto ogólnie dostępny e-mail, na który możesz wysyłać poprawione rozdziały:
Usuń" jillmcever@interia.pl". Jeszcze raz dziękujemy ;) .
Pozdrawiam Jill
(マディ、あなたが死ぬ! それはあなたの仕事だった !!!
Hej, ja tylko coś dodam: wcześniej i ja, i Jill to pominęłyśmy, ale teraz od razu rzuciło się w oczy. Wysyłaj jak ci wygodniej, obie opcje są dobre. Być może przesyłanie po kilka byłoby dla Ciebie prostsze i łatwiej by się nam było uporać z materiałem, ale i tak pewnie zaczniemy wstawiać poprawione rozdziały dopiero po zakończeniu tego opowiadania, więc pewnie dopiero za dwa, trzy, może cztery tygodnie. Więc w sumie wysłanie wszystkiego hurtem też jest niezłą myślą... Cóż, ja akurat mogłaby się nad tym rozwodzić całymi godzinami :)
UsuńW każdym razie pozostawiamy ci wolną rękę, ale sądzę, że cokolwiek postanowisz, wyjdzie dobrze.
Pozdrawiam,
Maddy