7
Nazajutrz Dante w skupieniu przyglądał się planszy do krimy, leżącej między nim a Silvą, na niskim stoliku.
Gra
przypominała trochę szachy. Różnica była taka, że każda ze stron miała
po trzydzieści figur, a na planszy wymalowane były góry, jeziora, bagna,
miasta… Celem było zniszczenie armii przeciwnika. Na plansze można było wystawić tyle figur, ile się chciało. Dzieliły się one na Oddziały Ofensywne, oraz Oddziały Zwiadowcze. Pierwsze były idealnie widoczne, drugie jednak, dzięki Runowi Niewidzialności, staremu znakowi znanemu tylko łowcom, były zakryte przed oczami przeciwnika.
Jakiego rodzaju oddziałów będzie się miało więcej, decydowało się tuż przed grą. Wrogi gracz wychodził wtedy z pokoju lub zamykał oczy. Można było mieć jeden Oddział Zwiadowczy i dwadzieścia dziewięć Oddziałów Ofensywnych lub na odwrót, po równo, czy jak się chciało. Pionki, których się nie użyło ( chyba, że zostały użyte wszystkie ) chowało się do specjalnego woreczka, by przeciwnik nie mógł się dowiedzieć, ile figur się wystawiło.
Ranga Oddziału mogła być podwyższana, lecz dozwolone było tylko jedno podwyższenie na turę. Minus Oddziałów Zwiadowczych był taki, że mogły zaatakować tylko podczas Wielkiej Bitwy, lub kiedy pionek przeciwnika wszedł na ich pole. Natomiast Ofensywne były stale widoczne, przez co łatwe do zniszczenia.
W tej potyczce Dante zaopatrzył się w czternaście Oddziałów Zwiadowczych, które rozstawił przy przejściach przez przesmyki, wyrysowane na planszy ( Silva mogła również przejść przez góry, lecz jej oddziały poruszałby by się wtedy o pół pola na turę i traciły możliwość podwyższenia rangą ), oraz siedem drugiego rodzaju, ustawionych wokół Bastionu – terenu, którego miał bronić. Dwa Oddziały z obu rodzajów posłał natomiast do przodu, przez przesmyki, planując dopiero pod sam koniec zboczyć w góry.
Pośpiesznie zapisał na kartce, który Oddział ulepsza, tak, by kuzynka tego nie dostrzegła, i skinął głową.
-Twój ruch, Silvo.
Oboje byli mistrzami krimy. Walczyli przeciwko sobie w ten sposób od dziecka, za każdym razem stosują inną taktykę i zasypując się kąśliwymi uwagami.
Dante odwrócił się plecami do kuzynki, by nie patrzyć, które Oddziały Zwiadowcze posyła do przodu, a które wycofuje. Co do Ofensywnych, i tak wiedział, które ruszyła, bo były doskonale widoczne.
-Już. – Silva odznaczyła coś na kartce. – Twój ruch.
Powrócił
do wcześniejszej pozycji. Zmarszczył brwi. Dopisała podwyższenie rangi
na kartce, więc jej oddziały nie mogą się przemieszczać przez góry.
Chociaż… czekanie było beznadziejną taktyką, a on pamiętał, jak kiedyś
również sądził, że nie przedziera się przez szczyty, bo bezustannie
pisała coś na swojej kartce, potem natomiast okazało się, że
dorysowywała tam uśmiechnięte buźki. Wtedy zaskoczyła go, nadchodząc z
boku, od lodowej góry i pokonała.
Teraz miał zamiar wygrać. Dopiero kiedy znacząco spojrzał na Silve, przewróciła oczyma i odwróciła się do niego plecami.
Zastanawiał
się chwile, a potem skierował jeden z Oddziałów Zwiadowczych, wcześniej
czający się przy przesmyku, w stronę Bastionu. Nie miał zamiaru dać się
zaskoczyć.
Starannie zapisał ulepszenie na kartce. -Już? – zapytała Silva.
-Jasne.
*
-Kto wygrał? – radośnie zapytała Madeleine pół godziny później, zbiegając ze schodów i wpadając do salonu.
-Jeszcze nikt. – krótko odparła Silva. – JESZCZE. Ale miej pewność, że wygram ja. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
-Wybacz, ciociu, ale jestem z Vale’ów i wole stać raczej za wujkiem.
-No a kto będzie wierzył we mnie? – z rozbawieniem zapytała kobieta.
-Może ja? – niewinnie zaproponowała Julia, wsuwając głowę do pokoju.
-Czemu
by nie? Siadajcie i bądźcie światkami mego triumfalnego zwycięstwa. –
Dante starannie zapisał pojedynczą liczbę na kartce.
Usiadły pomiędzy grającymi. Dopiero po chwili Madeleine zdała sobie sprawę, że Julia przypatruje się jej uważnie. -Coś się stało? – rzuciła jej wyzywające spojrzenie.
-A skąd, nic takiego. – dziewczyna wzruszyła ramionami, a potem kpiąco spojrzała na tamtą. – Ale wiesz… wczoraj w ogrodzie wydawało mi się, że słyszałam twojego chłopaka.
-Naprawdę? Cóż, możliwe, że przechodziliśmy wczoraj przez ogród. Rzadko kiedy pamiętam, co robie, kiedy jestem przy nim.
Kiedy nie patrzyły, Dante i Silva na chwile zapomnieli o grze i wymienili kilka gestów, którymi porozumiewali się w dzieciństwie.
„O co im chodzi?” – Silva skrzyżowała dwa wyciągnięte ku górze palce ze wskazującym drugiej ręki.
„O… - Dante zawahał się na ułamek sekundy, przypominając sobie alfabet języka gestów. – N-I-K-O-L-A-J-A.”
„Czy ona udaje?”
„Długo by mówić”
„Co będzie na obiad?”
Dante uniósł brwi, ale nagle zdał sobie sprawę że źle odczytał znak. Pokręcił głową. Poprawnie miało być:
„Będzie zabawnie”
Uśmiechnął się lekko.
„Owszem, będzie”
Jego siostrzenica przerwała dyskusje z Julią, więc powrócili do gry. Kilka minut później Silva klasnęła w dłonie.
-Wielka Bitwa.
Jej Oddziały Zwiadowcze nagle pojawiły się na planszy. Szczelnie otaczały Ofensywne Dantego, skupione wokoło Bastionu. Gra wyglądała na przegraną, ale mężczyzna wyszeptał coś i jego dotąd niewidoczne wojska ujawniły się przed oczyma Silvy.
Ustawione były dokładnie na polach obok Oddziałów kobiety i mimo, że nie przewyższały ich liczebnie, miały większą rangę.
W kilku ruchach wybił wszystkie jej pionki, ale dzięki kilku doskonałym zagraniom Silvy stracił przy tym jedną trzecią armii.
-Wygrałem. – stwierdził z uśmiechem. – Co teraz?
-Rewanż. – odparła. – Muszę jakoś ratować mój honor.
-Obiad. – jednocześnie podsunęła Madeleine.
Spojrzeli po sobie zgodnie i jednocześnie stwierdzili, że jednak to o wiele lepszy pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz