sobota, 18 kwietnia 2015

8
 
Nikolaj podczas obiadu spodziewał się kolejnej fali opowieści, lecz przy stole panowała cisza.
 Lekko nachylił się w stronę Maddy.
 -Czemu wszyscy milczą? – wyszeptał.
 -Bo teraz ogłoszą, jaki będzie i gdzie się odbędzie Turniej. – odparła cicho.
 -Myślałem, że to zawsze jest tylko kilka pojedynków.
 -Bo zazwyczaj tak jest, ale w tym roku obchodzimy rocznice. Mija pół wieku od pierwszego Turnieju. To będzie coś… wyjątkowego. A, i nawiasem mówiąc, Julia nas wczoraj słyszała. – szept dziewczyny był ledwie słyszalny.
 Nikolaj zakrztusił się mięsem.
 -Po prostu pięknie.
 -Ale nie widziała. Mamy ten plus.
 -Ten JEDEN plus.
 -No ale wiesz, że…
 Madeleine przerwała uprzejmie, kiedy Seweryn McEver wstał i potoczył ponurym wzrokiem dookoła.
 -Przybyliśmy tu na Turniej! – zagrzmiał tak głośno, że Felicyty, przyszła przeciwniczka Remiego, pisnęła cicho, zatykając uszy. – Po raz pięćdziesiąty nasze rody spotykają się tutaj, by kontynuować wojnę z dawnych lat.
 Silva uniosła jedną brew i zakręciła nożem między palcami, odchylając się na oparciu krzesła.
 -… Od pięćdziesięciu lat toczymy bój! Za dawne grzechy dawne obrazy, dawne zdrady… Minęło pół wieku, odkąd nasze pojedynki przestały przelewać krew i stały się Turniejem. Minęło tak wiele czasu…
 Uniósł do góry rękę.
 -Dziś odnowimy stare zwyczaje!
 Nikolajowi wydawało się, że nawet dorośli wymienili zaniepokojone spojrzenia, mimo, że wiedzieli, na czym będzie polegał tegoroczny Turniej. Tylko Ikar Vale wyglądał w miarę spokojnie.
 -Za dokładnie dwadzieścia cztery godziny rozpocznie się… Wyścig!!! - wykrzyknął mężczyzna.
Madeleine zachłysnęła się wodą. Utkwiła przerażony wzrok w mówiącym, jakby oczekiwała, że odwoła przed chwilą wypowiedziane słowa.
 Julia, Cyryl, Metody, Adrian i Oliver wyglądali podobnie.
Nikolaj potoczył zdziwionym spojrzeniem dookoła. Wyścig? A co to niby jest? Jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem wuja Dantego.
 -Forma Turnieju. – wytłumaczył zwięźle, jakby czytając mu w myślach.
 Chłopak spojrzał w zadumie na obecnych przy stole. Cokolwiek miało się stać, nie zapowiadało się najlepiej.

  
*
 

-Wyścig to najgorsza z możliwych form Turnieju. – ponuro stwierdziła Madeleine, siadając na ławce koło przyjaciela.
 -Czyli? – Nikolaj uniósł brwi.
 -Czyli nie będzie trwał jednego dnia, tylko może się ciągnąć przez całe wakacje, zacznijmy od tego. – westchnęła ciężko. – Więc wypad do Austrii odpada, chyba, że pojedziemy tam właśnie w ramach Wyścigu. Na tym to właśnie polega: podróżuje się po krajach szukając… nie wiem, jak ci to powiedzieć. To może być człowiek, albo plan jakiegoś miejsca, albo klucz. Coś, co doprowadzi nas do następnej wskazówki, potem następnej i… w końcu do mety. Kto będzie tam pierwszy, wygrywa konkurs. Działamy drużynowo: Vale przeciwko McEver.
 -A ja?
 -Ty? Całkiem zapomniałam. Wybacz, Nikolaj, zaraz coś wymyślimy. W końcu MUSISZ z nami jechać, nie? Chyba, że nie chcesz? – spojrzała na niego czujnie.
 -Nie jestem tchórzem! Jasne, że chcę.
 -Tego się po tobie właśnie spodziewa… - dziewczyna urwała i położyła palec na ustach, nasłuchując.
 Po sekundzie dobiegły ich zbliżające się głosy.
 -Ani słowa. – syknęła do przyjaciela i pociągnęła go w stronę krzaków tuż przy ścieżce.
 -No proszę, jestem tu dopiero od trzech dni, a już DWA razy wylądowaliśmy razem w krzakach. Jestem zgorszony. – z rozbawieniem stwierdził Nikolaj.
Madeleine nie powstrzymała uśmiechu.
 -Zamknij się kretynie.
 Nikolaj posłał jej rozbrajający uśmiech.
 -…kto to właściwie wymyślił? – Dante wyszedł zza rogu, spoglądając na Silve.
 -Nasi dziadkowie. – odparła ponuro. – Próbowałam im wyperswadować, że te dzieci są do tego za młode! Może Julia, ale reszta…
 -Zostaw moich siostrzeńców w spokoju.
 Silva nie miała jednak litości.
 -Weźmy na przykład Madeleine: cały rok spędziła w Mediolanie, w szkole z internatem! Nie wyobrażam sobie, żeby mogła tam trenować. Czego się niby nauczyła? Chemia, czy fizyka nie pomoże jej wygrać.
 -Może będziesz zdziwiona – ironicznie stwierdził mężczyzna. – Ale nie wszystkie problemy da się rozwiązać za pomocą miecza czy noża.
 -Owszem, czasami jest też potrzebna broń palna, ale chyba nie oto chodzi w naszej dyskusji. Chodzi raczej o to, że w twojej rodzinie nikt nie jest gotowy na Wyścig!
 -Ani w twojej. – odparował.
 Nagle Silva uśmiechnęła się lekko.
 -Cóż, w każdym razie będzie ciekawie. Ostatni Wyścig odbył się, kiedy byliśmy w ich wieku.
 -Też nie byliśmy gotowi. – zauważył Dante.
 -Ale my byliśmy całkiem inni!
 Wzruszył ramionami.
 -Może.
 -Może? Tylko ja widzę diametralne różnice?
 -W sumie tak.
 Silva jęknęła cicho.
 -Jesteś nieznośny, Dante. Całkiem jak w dzieciństwie.
 -Uwierz, że nie tylko ja jestem nie do wytrzymania.
 Posłała mu urażone spojrzenie.
 -Mówisz o moim bracie-kretynie, tak?
 -W zasadzie to…
 -Chyba jednak wolę nie wiedzieć. Przyjmijmy, że chodzi o Olivera.
 -Może być.
 -Chodź, mam ochotę ograć cię w krime.
 Prychnął cicho.
 -Chciałabyś… idź już rozkładać planszę, ja zaraz dołączę.
 Silva spojrzała na niego w lekkim zdziwieniem, a potem krótko skinęła głową i odeszła. Wtedy Dante uśmiechnął się i rzucił jakby w przestrzeń:
 -Wyłaźcie już z tych krzaków, bo się przeziębicie.
 Nie oglądając się na nikogo, ruszył drogą w stronę domu. Madeleine i Nikolaj wymienili zdumione spojrzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz