9
-Jest przepiękna. – stwierdził rozmarzony Cyryl.
Metody przewrócił oczyma. -Maddy? – zapytał, nie odrywając wzroku od komputera.
-Tak? – jego siostra szkicowała coś w notesie, od czasu do czasu gryząc końcówkę ołówka.
-Zaknebluj go proszę.
-Nie da rady.
-Czemu?
-A jak mnie ugryzie? Znając Cyryla, może mieć wściekliznę.
-Nie przesadzasz? – zapytał Nikolaj, strojąc skrzypce. Przesunął smyczkiem po strunach, wydobywając z nich płaczliwy dźwięk.
-Masz jakieś wątpliwości co do jego choroby? Jeśli to nie jest coś zakaźnego, to na pewno ma pokopaną psychikę. Zakochać się w Julii???
-Kto się we mnie zakochał? – podskoczyli zgodnie, kiedy dziewczyna weszła do pokoju.
Cyryl zesztywniał, a Madeleine i Nikolaj posłali sobie przerażone spojrzenia. Jedynie Metody zachował względy spokój, dalej zapatrzony w ekran komputera.
-Remi. – stwierdził spokojnie. – Dziś rano powiedział, że mu się podobasz.
Julia spojrzała na nich ze zdziwieniem.
-No Ok… spoko. – przeniosła spojrzenie na Nikolaja i wskazała na jego skrzypce. – Co umiesz zagrać?
Wzruszył ramionami.
-Dużo rzeczy. Czasami nawet mogę odtworzyć usłyszaną melodie.
-Tak bez niczego?
-Jasne. Tyle tylko że…
Chłopak zamilkł, napotkawszy spojrzenie najlepszej przyjaciółki, mówiące: „I ty, Brutusie? Nie bądź kretynem!”.
W tej chwili Melisa zajrzała do salonu.
-Dzieci… - zaczęła.
-Raczej dzieci i Maddy. – poprawiła ją Madeleine.
-Dzieci i inteligentny przystojniaku. – zaproponował Cyryl, wpatrując się w Julie jak w obraz.
-Dzieci i geniuszu komputerowy. – dodał Metody.
-Bękarty szatana i Julio. – dziewczyna rzuciła kobiecie szybkie spojrzenie. – Bez urazy, pani Vale.
Melisa uśmiechnęła się lekko.
-Kolacja, DZIECI.
Madeleine wstała, przysłoniła usta dłonią i głośno powiedziała do braci:
-Mama miała na myśli was.
Szybko przenieśli się do kuchni. Na razie byli tu tylko Ikar Vale i Seweryn McEver. Rozmawiali ściszonymi głosami.
-Gdzie wujek Dante? – zapytał Metody.
-Wyszedł gdzieś przed godziną z ciocią Silvą. – wytłumaczyła im Julia.
-Czyżby romantyczna schadzka?
-Raczej postanowili się pozabijać.
-Akurat kiedy dzisiaj mama zrobiła schabowego? Nie wierze. – prychnęła Maddy. -Owszem. – Melisa uśmiechnęła się z rozbawieniem. – Mój brat zbyt ceni moją kuchnie, by ryzykować niejedzenie kolacji.
-A więc? – Metody uniósł brwi. – Nie mam pojęcia, jak Findanem rozwalić Nikolaja – nie ciebie, to wampirzy lord w grze – i chcieliśmy zapytać wujka o jakąś sensowną taktykę. Ten kretyn – tym razem chodzi mi o Cyryla – zabił własnych Elfich Wojowników i musieliśmy wczytywać. A poza tym…
Podczas gdy Metody mówił, McEver’owie zaczęli się schodzić na kolacje. Z lekkim zdumieniem patrzyli na wściekle gestykulującego czternastolatka, ale to tylko umacniało w nich przekonanie, że wszyscy Vale’owie to wariaci.
W końcu Ikar Vale niecierpliwie spojrzał na zegarek.
-No dobra. Teraz trzeba się na poważnie zastanowić, czy Dante i Silva się nie pozabijali.
-To by było beznadziejne! – stwierdził Metody. – Sam nigdy nie przejdę tej przeklętej gry… - chłopak spostrzegł zgorszone spojrzenia zebranych przy stole i odchrząknął cicho. – A poza tym żal by było wujka i cioci, no nie?
Matka Julii przewróciła oczyma, wydymając usta.
-Jesteśmy! – rozległ się trzask zamykanych drzwi.
Dante i Silva odwiesili kurtki i weszli do kuchni.
-Mówiłam, że wujek przyjdzie na kolacje. – z triumfującym uśmiechem stwierdziła Madeleine. Melisa z przekorą pokręciła głową, spoglądając na brata i kuzynkę.
-Siadajcie już. Gdzie byliście?
-Pod wodospadem. – odparł Dante, opadając na krzesło.
Oliver starszy prychnął cicho.
-Chyba nie sądzicie, że uwierzymy, iż WY, poszliście sobie na miły, sympatyczny spacer?
Silva posłała bratu słodki uśmiech.
-Wybacz nam to małe kłamstwo! Wygrałeś. Tak naprawdę składaliśmy rytualną ofiarę bogini z głową kraba, którą potajemnie czcimy od dziecka. Nawiasem mówiąc, nie jest zadowolona z królika, którego jej daliśmy więc razem z Dantym postanowiliśmy, ż poświęcimy jej pierwszą osobę, która nas wkurzy.
Oliver z urazą odwrócił wzrok, kiedy inni parsknęli śmiechem.
-Nie przejmuj się braciszku. Bogini krabów woli przystojnych. – oczy Silvy zwęziły się w szparki.
-Czyli jestem zagrożony. – stwierdził Oliver.
-Już bardziej zagrożony jest Dante, a jego trudno nazwać…
-Silvo! – mężczyzna gwałtownie uniósł głowę.
-Dobra, nic nie mówiłam…
W milczeniu zabrali się do jedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz