sobota, 25 kwietnia 2015

9


-Jest przepiękna. – stwierdził rozmarzony Cyryl.
 Metody przewrócił oczyma.
 -Maddy? – zapytał, nie odrywając wzroku od komputera.
 -Tak? – jego siostra szkicowała coś w notesie, od czasu do czasu gryząc końcówkę ołówka.
 -Zaknebluj go proszę.
 -Nie da rady.
 -Czemu?
 -A jak mnie ugryzie? Znając Cyryla, może mieć wściekliznę.
 -Nie przesadzasz? – zapytał Nikolaj, strojąc skrzypce. Przesunął smyczkiem po strunach, wydobywając z nich płaczliwy dźwięk.
 -Masz jakieś wątpliwości co do jego choroby? Jeśli to nie jest coś zakaźnego, to na pewno ma pokopaną psychikę. Zakochać się w Julii???
 -Kto się we mnie zakochał? – podskoczyli zgodnie, kiedy dziewczyna weszła do pokoju.
 Cyryl zesztywniał, a Madeleine i Nikolaj posłali sobie przerażone spojrzenia. Jedynie Metody zachował względy spokój, dalej zapatrzony w ekran komputera.
 -Remi. – stwierdził spokojnie. – Dziś rano powiedział, że mu się podobasz.
 Julia spojrzała na nich ze zdziwieniem.
-No Ok… spoko. – przeniosła spojrzenie na Nikolaja i wskazała na jego skrzypce. – Co umiesz zagrać?
 Wzruszył ramionami.
 -Dużo rzeczy. Czasami nawet mogę odtworzyć usłyszaną melodie.
 -Tak bez niczego?
 -Jasne. Tyle tylko że…
 Chłopak zamilkł, napotkawszy spojrzenie najlepszej przyjaciółki, mówiące: „I ty, Brutusie? Nie bądź kretynem!”.
 W tej chwili Melisa zajrzała do salonu.
 -Dzieci… - zaczęła.
 -Raczej dzieci i Maddy. – poprawiła ją Madeleine.
 -Dzieci i inteligentny przystojniaku. – zaproponował Cyryl, wpatrując się w Julie jak w obraz.
 -Dzieci i geniuszu komputerowy. – dodał Metody.
 -Bękarty szatana i Julio. – dziewczyna rzuciła kobiecie szybkie spojrzenie. – Bez urazy, pani Vale.
 Melisa uśmiechnęła się lekko.
 -Kolacja, DZIECI.
 Madeleine wstała, przysłoniła usta dłonią i głośno powiedziała do braci:
 -Mama miała na myśli was.
 Szybko przenieśli się do kuchni. Na razie byli tu tylko Ikar Vale i Seweryn McEver. Rozmawiali ściszonymi głosami.
 -Gdzie wujek Dante? – zapytał Metody.
 -Wyszedł gdzieś przed godziną z ciocią Silvą. – wytłumaczyła im Julia.
-Czyżby romantyczna schadzka?
-Raczej postanowili się pozabijać.
 -Akurat kiedy dzisiaj mama zrobiła schabowego? Nie wierze. – prychnęła Maddy.
 -Owszem. – Melisa uśmiechnęła się z rozbawieniem. – Mój brat zbyt ceni moją kuchnie, by ryzykować niejedzenie kolacji.
 -A więc? – Metody uniósł brwi. – Nie mam pojęcia, jak Findanem rozwalić Nikolaja – nie ciebie, to wampirzy lord w grze – i chcieliśmy zapytać wujka o jakąś sensowną taktykę. Ten kretyn – tym razem chodzi mi o Cyryla – zabił własnych Elfich Wojowników i musieliśmy wczytywać. A poza tym…
 Podczas gdy Metody mówił, McEver’owie zaczęli się schodzić na kolacje. Z lekkim zdumieniem patrzyli na wściekle gestykulującego czternastolatka, ale to tylko umacniało w nich przekonanie, że wszyscy Vale’owie to wariaci.
 W końcu Ikar Vale niecierpliwie spojrzał na zegarek.
 -No dobra. Teraz trzeba się na poważnie zastanowić, czy Dante i Silva się nie pozabijali.
 -To by było beznadziejne! – stwierdził Metody. – Sam nigdy nie przejdę tej przeklętej gry… - chłopak spostrzegł zgorszone spojrzenia zebranych przy stole i odchrząknął cicho. – A poza tym żal by było wujka i cioci, no nie?
 Matka Julii przewróciła oczyma, wydymając usta.
 -Jesteśmy! – rozległ się trzask zamykanych drzwi.  
Dante i Silva odwiesili kurtki i weszli do kuchni.
 -Mówiłam, że wujek przyjdzie na kolacje. – z triumfującym uśmiechem stwierdziła Madeleine.
 Melisa z przekorą pokręciła głową, spoglądając na brata i kuzynkę.
 -Siadajcie już. Gdzie byliście?
 -Pod wodospadem. – odparł Dante, opadając na krzesło.
 Oliver starszy prychnął cicho.
 -Chyba nie sądzicie, że uwierzymy, iż WY, poszliście sobie na miły, sympatyczny spacer?
 Silva posłała bratu słodki uśmiech.
 -Wybacz nam to małe kłamstwo! Wygrałeś. Tak naprawdę składaliśmy rytualną ofiarę bogini z głową kraba, którą potajemnie czcimy od dziecka. Nawiasem mówiąc, nie jest zadowolona z królika, którego jej daliśmy więc razem z Dantym postanowiliśmy, ż poświęcimy jej pierwszą osobę, która nas wkurzy.
 Oliver z urazą odwrócił wzrok, kiedy inni parsknęli śmiechem.
 -Nie przejmuj się braciszku. Bogini krabów woli przystojnych. – oczy Silvy zwęziły się w szparki.
 -Czyli jestem zagrożony. – stwierdził Oliver.
 -Już bardziej zagrożony jest Dante, a jego trudno nazwać…
-Silvo! – mężczyzna gwałtownie uniósł głowę.
-Dobra, nic nie mówiłam…
 W milczeniu zabrali się do jedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz