29
-Czyli, mówiąc krótko, teraz do Grecji, tak? – zapytała Scarlett.
-Raczej tak.
Jedli coś co wyglądało jak sushi, smakowało jak sushi i pachniało jak sushi, ale gospodarze zapewniali ich, że to nie sushi, w restauracji w centrum miasta. Montehue przeżuwał powoli, udając, że nie patrzy na Silve, co wychodziło mu marnie, a Dante zniechęcony grzebał w swoim daniu.
-Nie możemy jechać w wami? – z niezadowoleniem zmarszczyła brwi.
-Już to omawialiśmy. – spokojnie zauważyła Silva, kręcąc jedną z pałeczek między palcami. – Nie da rady.
-A co dziadek Ikar i Seweryn o tym mówią? – zapytał Dante, prostując się nagle.
-Metody nawiązał z nimi wczoraj połączenie. Twierdzą, że nie mają pojęcia o co może chodzić i ja im wierze.
-Sądzę, że ja też. – po chwili namysłu stwierdził mężczyzna. – Słuchajcie, a może to ośmiornica?
-Co proszę?
-To, co nam podali. No wiecie, jak nie ryba, to ja już nie mam więcej opcji.
-Posiekana ośmiornica. – grobowym głosem stwierdziła Scarlett, podnosząc do oczu kawałek mięsa. – Nie obrzydzaj mi.
-Ośmiornica? Raczej nie. Powinno mieć przyssawki, czy coś. – Silva powątpiewająco spojrzała na swoją miskę. – Myślice, że to może być toksyczne?
-Bez przesady. – Montehue na chwile oderwał od niej wzrok.
-Kto wie? A może to przeterminowane sushi? A jak wszyscy zaraz padniemy i będziemy się zwijać w konwulsjach?
-Przesadzasz, Silvo. – Dante przekrzywił głowę. – Może to jednak nie jest ośmiornica? Czy ja wiem… myślicie, że posiekali by dla nas rekina?
-Albo to krewetki. – zaproponowała Scarlett.
-Ewentualnie płaszczka.
-Co wyście się tak uczepili tych ryb? – prychnęła Strażniczka. – Może to pies. Oni tu podobno jedzą psy. Albo kot.
-Błagam, przestań… - zaczęła łowczyni, dziwnie blednąc.
-Dosyć mało tego mięsa. – bez litości kontynuowała Silva. – Wiem! To pewnie chomik! Co myślicie o chomiku? Albo szczur.
Scarlett przełknęła ślinę.
-Silvo… - powoli powiedział Dante.
W następnym momencie Scarlett zerwała się na równe nogi i wybiegła na tyły restauracji.
-…to było nie fair. – dokończył łowca.
-Nie wiedziałam. Musi mieć bardzo słaby żołądek. – Silva wzięła kęs do ust, przeżuła i połknęła, smakując potrawę. – Smaczny ten chomik. Myślicie, że chomicze mięso może być trujące?
-To nie jest chomik.
-Skąd wiesz, jadłeś kiedyś? Wyglądał apetycznie i nie mogłeś się powstrzymać?
Dante posłał jej spojrzenie zdolne obalić pułk kawalerii.
-Mało tego mięsa, ale i tak za dużo jak na jednego chomika. – wytłumaczył.
-A może to było całe stado małych, uroczych, włochatych i jakże apetycznych chomików?
Scarlett, która zdążyła już wrócić i stała w drzwiach, znów spojrzała na nią z przerażeniem i pobiegła w stronę kosza na śmieci.
Silva uśmiechnęła się z satysfakcją.
*
-Nikolaj?
-Co jest?
Chłopak uniósł wzrok na swoją najlepszą przyjaciółkę. Madeleine przetarła oczy i uśmiechnęła się do niego słabo.
-Jestem padnięta, wiesz?
-To śpij. – zaproponował.
-A może odchodzę? Może uderzenie Jill było śmiertelne?
-Dalej się upierasz, że to była Julia?
-Mogę się założyć! Nie było mnie, kiedy Arashi uciekał! Przecież nie wrócił, żeby mnie ogłuszyć, nie?
Nikolaj wyobraził sobie tą scenę i nie powstrzymał uśmiechu.
-Śmiejesz się? W sumie dobrze. Cieszę się, że dobrze się bawisz.
-Cieszysz się czyimś szczęściem? To do ciebie niepodobne, Madeleine.
-W końcu jesteś moim najlepszym kumplem, nie?
Maddy oparła się o jego ramię i ze zmęczeniem przymknęła oczy. Chłopak uśmiechnął się przelotnie.
-Wiesz jaki jest mój ulubiony cytat? – zapytała nagle dziewczyna.
-Nie mam pojęcia. Może „Przybyłem, zobaczyłem, zdobyłem”?
-Nie trafiłeś.
-No to jaki?
-„Osiłek który nie może biegać ani skakać jest jak Pracuś bez młotka.”- zacytowała.
-Ty naprawdę uwielbiasz Smerfy. – Nikolaj z niedowierzaniem pokręcił głową.
-Litości, Nikolaju Batesie. Kto by ich nie kochał?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo jego wyczerpana przyjaciółka zasnęła. Wyswobodził się delikatnie, okrył Madeleine kocem i zgasił światło, wychodząc i życząc jej dobrych snów.
*
-Nawiasem mówiąc, kuzynie, czy wymyśliłeś już coś w sprawie Arashiego? Co z nim zrobimy? – zapytała Silva, kiedy wracali przez miasto.
-Nie wiem. – Dante wyglądał na padniętego. – Może go zabijmy?
-No, kto by się spodziewał! Czyżbyś po kawałku przechodził na ciemną stronę mocy? Może teraz zostaniemy najlepszymi kumplami i będziemy ramie w ramie podbijać świat? Drżyj, ludzkości!
-Nie. – odparł Dante.
-Jak to nie? Zdajesz sobie sprawę, że mnie ranisz???
-Owszem.
-Jesteś egoistą.
-Jestem śpiący.
-Jesteś śpiącym egoistą.
-Ta rozmowa robi się coraz głupsza.
-Wiem. E… latarnia, kuzynie.
-Jaka lat… - Dante urwał, uderzywszy głową w metalowy słup. – Au! Latarnia!
-Mówiłam. No to co robimy z Arashim?
-Nie mam pojęcia. Byłby niezłym materiałem na łowcę. Chociaż… cóż… jest dosyć morderczy.
-To w końcu zabójca. – zauważyła Silva.
-Twoja przenikliwość mnie boli.
-Dziękuje. No to? Wymyśl coś Dante!
-Nie wiem…. Naprawdę nie wiem. Jeśli go tu zostawimy, wróci w szeregi Moriarty’ego. Jeśli weźmiemy go ze sobą, może nam poderżnąć gardła. Jeśli go zabijemy…
-Dobra, zrozumiałam problem. Krótko mówiąc, brakuje nam pomysłów, tak?
-Tak. – przyznał Dante.
*
-Arashi? Arashi, musze z tobą NATYCHMIAST porozmawiać!
Młody Japończyk uniósł głowę i zamrugał oczyma, wyrwany ze snu. Do pokoju wpadła Julia. Spojrzała na śpiących pod ścianą Cyryla i Metodego, gniewnie zmarszczyła brwi, a potem podeszła do zabójcy.
-Czy jeśli cię odwiążemy, pozabijasz nas, lub wrócisz do swojego szefa? Albo to i to?
Arashi zmarszczył brwi.
-Jestem wierny mojemu panu.
-Tak, który nie wysłał tu nikogo, żeby cię uwolnili, bo ty NIC GO NIE OBCHODZISZ!
Chłopak prychnął wściekle.
-Przyszłaś tu, żeby mnie obrażać?
-Nie! Znaczy, nie tylko po to. Słuchaj, gdybyś obiecał, że nas nie zdradzisz, mógłbyś iść z nami. Rozumiesz? Wyuczylibyśmy cię na łowcę lub puścili wolno, co byś wolał, ale musiałbyś przysiąc, że wyrzekniesz się swojego szefa, czy szefowej, czy kto to jest. Że będziesz nam pomagał. Że nas nie zabijesz.
-A jeśli nie zgodzę się na taką obietnice? – powoli zapytał Arashi.
Julia spuściła wzrok.
-Wujek i ciocia przed chwilą wrócili. Dyskutują, co zrobić, jeśli odmówisz, ale sądzę, że… ciocia Silva by się nie zawahała.
-Mogę się zapytać o jedno? – Japończyk przekrzywił głowę.
-Tak.
-DLACZEGO miałbym wam przysiąc?
Julia nerwowo postukała palcami o ramie, a potem szepnęła mu coś do ucha. Jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
-Kpisz, tak? – upewnił się.
Poważnie pokręciła głową.
-Nie, niestety nie. I nie obchodzi mnie, że będziesz mnie nazywał harpią.
-Harpia… powiedzmy, że to tak pieszczotliwie. – Arashi zmarszczył brwi. – Ty zwariowałaś, Julio McEver. Jesteś nienormalna.
-Wielkie dzięki. – westchnęła. – No to jak?
-Przysięgnę. – zdecydował po chwili. – Ale będę mógł odejść, kiedy zechcę, tak?
-O ile nie powrócisz do ludzi, którzy kazali zabić ciocie.
-A więc zgadzam się. Przyprowadź tu kogoś.
Julia sztywno skinęła głową, a potem wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami. Cyryl i Metody drgnęli, rozbudzeni.
-Coś nas ominęło? – zapytał starszy z chłopców, poprawiając okulary.
Arashi nie rozumiał języka, jakim posługiwał się tamten, ale nawet go nie słuchał. Obdarzając Vale’ów beznamiętnym spojrzeniem, w myślach rozkoszował się przed chwilą usłyszanymi słowami.
„Jesteś moim nakama, kretynie.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz