niedziela, 12 lipca 2015

31


 -Madeleine, sądzę, że czerwona szarfa z napisem „Nie przekraczać” w trzech językach, oznacza, że mamy jej nie przekraczać. – zauważył Nikolaj Bates.
 -Skąd wiesz? Przeczytaliśmy ten napis tylko w jednym języku. Po angielsku. Może w pozostałych piszę „Przekraczać mogę wszyscy prócz Anglików”. – odparła dziewczyna, przechodząc pod szarfą.
 Chłopak niechętnie ruszył w jej ślady.
 -A ty przypadkiem nie jesteś Angielką?
 -Jestem półwłoszką. Co innego ty. Przypadkiem nie jesteś Anglikiem?
 -To chyba i tak już nie ma znaczenia. – westchnął Nikolaj.
 Madeleine przekrzywiła głowę, spoglądając na przed chwilą przekroczony sznur z innej perspektywy.
 -Patrząc z tej strony, można uznać, że mamy nie przechodzić na ścieżkę, na której przed chwilą byliśmy. – zauważyła.
 -Maddy, litości…
 -Chodź, na razie nie widziałam nic ciekawego. Może tu będzie coś fajnego. 
Weszli do liczącej sobie ponad dwa tysiące lat świątyni. Dawne freski zostały brutalnie starte ręką czasu, po wykonanych ze złota i kości słoniowej posągach nie pozostał nawet ślad. Nikolaj żałował, że nie powstrzymał przyjaciółki, kiedy jeszcze miał czas.
 -Tu jest fajnie. – stwierdziła dziewczyna. – Chłodno.
 -Wiesz, ile praw łamiemy w tym momencie? – zapytał cicho, usiłując iść najciszej jak potrafił.
 -Pewnie całe mnóstwo. Super, nie?
 -Chyba słowo „super” w naszych słownikach znaczy zupełnie co innego.
 -Musisz narzekać? Padnij, jakiś facet idzie!
 Pociągnęła przyjaciela za najbliższą kolumnę. Bezpiecznie ukryci, obserwowali wysokiego, opalonego mężczyznę o jastrzębich rysach. Zatrzymał się tuż przy ich kryjówce, tknięty nagłym przeczuciem.
 Przyjaciele wstrzymali oddech. Madeleine znieruchomiała, wbiwszy spojrzenie w nogi nieznajomego. Zrobi jeszcze chociaż krok, a na pewno ich odkryje…
 Mężczyzna podniósł już nogę, ale naraz pokręcił głową. Mruknął coś w języku greckim i udał się w tym samym kierunku, z którego przed chwilą przyszedł.
 I Nikolaj, i Maddy odetchnęli z ulgą.
 -Było blisko. – westchnął chłopak. Nagle rysy jego twarzy spoważniały. Oczy koloru nocnego nieba wbił w coś nad ramieniem przyjaciółki. – Madeleine… tam jest koperta. Na tym postumencie. Widzisz?
 Odwróciła się powoli i wbiła wzrok w to samo miejsce, na które patrzył Nikolaj. Biała koperta, tym razem ze złotą pieczęcią Vale’ów, leżała zaledwie kilka kroków od nich.
 Dziewczyna patrzyła na nią chwile, a potem uśmiechnęła się szeroko.
 -Widzisz? To dopiero znaczy mieć fart! Bierzmy ją i wiejmy.
 Doskoczyła do niej w jednej chwili i schowała cenną kopertę do plecaka. Z uśmiechem spojrzała na przyjaciela.
 W następnym momencie ktoś krzyknął.
 Mężczyzna, którego wcześniej widzieli, biegł w ich stronę z wściekłym wyrazem twarzy, wykrzykując jakieś słowa po grecku.
 Nie musieli znać języka, żeby rozumieć, że wpakowali się w poważne kłopoty.


*

  
-Uwaga! Proszę się przesunąć, do diaska! Goni nas jakiś szaleniec!
 Madeleine i Nikolaj biegli przez Akropol, roztrącając przerażonych turystów. W ich stronę odwracały się głowy we wszystkich barwach, padały słowa rzucane w licznych językach.
 Za uciekinierami biegł pościg.
 Do opalonego mężczyzny dołączyło się jeszcze dwóch ochroniarzy. Nie byli tak szybcy czy zręczni jak Maddy i jej przyjaciel, ale za to wytrzymalsi.
 Dopiero po kilku minutach biegu Nikolaj zorientował się, że krajowcy zostawili swoje kramy i dołączyli się do turystów, najpewniej prowadząc zakłady, czy dwójce szalonych dzieci uda się uciec przed ręką sprawiedliwości. Nikt ich nie zatrzymywał.
 Ale kończyły się siły.
 Przebiegli obok jednego z kramów, wywalając kosz z kolorowymi paciorkami, i nie oglądając się nawet za siebie, podążyli dalej. Na ich widok rozpierzchła się przerażona grupa emerytów, gubiąc torby i zwalając się nawzajem z nóg. Jeden staruszek, unieruchomiony przerażeniem, został na środku drogi, drżąc ze strachu. Wyminęli go, przy okazji potrącając. Nikolaj nie zdążył go przeprosić, kiedy przyjaciółka pociągnęła go za ramię i oboje ciężko dysząc wpadli za jeden z kramów.
 Wstrzymali oddech, mając nadzieje, że pościg ich ominie.
 -Co tu się dzieje? – zgodnie unieśli głowy. Postawna sprzedawczyni z czarnymi włosami związanymi w kok spojrzała na nich srogo.
 W każdej chwili mogła ich wydać, więc Madeleine zrobiła coś, do czego miała talent od najwcześniejszego dzieciństwa.
 Zaczęła mówić.
 -Proszę pani… - wydusiła po angielsku. – Goni nas mój ojciec. On bił mnie i mamę, więc ona uciekła z domu i… i się z nim rozwiodła. Ale teraz on mnie tu zobaczył i chcę mnie złapać. Goni mnie. On jest zły. Proszę mu nie pozwolić mnie dopaść! Ja nie chcę, żeby znowu był dla mnie zły. Mamie pęknie serce… Proszę pani, błagam. Niech pani nas schowa. Mnie i mojego przyjaciela. Na chwile. Ja tak się boje…
 Gadała jak najęta, kontem oka obserwując, jak goniący ich ludzie z opalonym mężczyzną na przedzie zatrzymują się ledwie kilka metrów od nich i zdezorientowani rozglądają się na boki. Kilkoro turystów widziało, jak Madeleine i Nikolaj chowali się za kramem, ale milczeli.
 W końcu dziewczyna urwała: zabrakło jej oddechu.
 -Moje biedne, małe dzieci… - sklepikarka wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczek. – Ja już dam popalić temu człowiekowi… Ukryjcie się tutaj, moje małe…
 Zdecydowanym krokiem podeszła do mężczyzny o jastrzębich rysach. Nieznajomy ze zdumieniem patrzył, jak zupełnie nieznajoma osoba mówi o nim jako o „złym ojcu” i „okrutnym człowieku”. Rozwodziła się długo nad tym, jak to bił żonę i małe dziecko, aż w końcu zaczęła krzyczeć na niego, mówiąc o losie biednej sierotki.
 Madeleine i Nikolaj obserwowali to z prawdziwym upodobaniem.


*

  
-No nareszcie! – wykrzyknęła Silva na widok powracających przyjaciół. – Czekaliśmy na was całe wieki! Na Akropolu chyba nic nie ma… Skąd macie te wisiorki?
 I Nikolaj i Madeleine zostali na drogę chojnie obdarowani przez sklepikarkę ateńskimi ozdobami jej własnego wyrobu. Dziewczyna wzięła naszyjnik z dziwnym kamykiem, chłopak długi sznurek z dziwnymi wzorami, który kilka razy obwiązał wokół nadgarstka.
 -Od znajomej. – Nikolaj uśmiechnął się beztrosko.
 -To bardzo miło, ale musimy już iść. Tu nie ma żadnej Wskazówki. – niecierpliwie stwierdził Oliver.
 -Jesteś pewien, kuzynie? – z uśmiechem zapytała Madeleine.
 Zdjęła plecak i wyciągnęła z niego śnieżnobiałą kopertę ze złotą pieczęcią jej rodu. W triumfującym geście podała ją wujkowi Dantemu, który lekko uniósł brwi.
 -Jak wy… - zaczął.
 -Ma się swoje sposoby. W jednej z tych na wpół zburzonych świątyń prawie u szczytu góry… - zaczęła dziewczyna, ale przerwał jej nagły komentarz sceptycznie nastawionej Julii.
 -Przecież do tych świątyń nie można wchodzić.
 -Widzisz, nam się udało. Jak jest się kimś…
 -…w diabelskim półświatku Aten. – dokończyła za nią Julia.
 -Hej!
 -Już dobrze. – Silva przerwała rozpoczynającą się kłótnie. – Rozumiem, że macie wielką ochotę skoczyć sobie do gardeł, ale najpierw chcę coś wiedzieć. Maddy, Nikolaj, wiecie coś o tym zamieszaniu, które wywołał jakiś pościg pół godziny temu? Wszyscy turyści, którzy tędy przechodzili, o tym gadali.
 Przyjaciele wymienili spłoszone spojrzenia.
-Wyścig? Na Akropolu? No, kto by się spodziewał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz