sobota, 13 grudnia 2014


38

-Wiesz co? – syknęła Silva. – Następnym razem to JA planuje ucieczkę.
 Dante nie powstrzymał się od uśmiechu. No cóż, przewidział, że Strażniczka będzie zła i był na to mniej więcej przygotowany.
 Bo, po pierwsze, Silva McEver nienawidziła się przebierać. Za nic: za syrenkę, za pirata, za księżniczkę, za cokolwiek, co nie chodzi w spodniach (pamiętał, że mając pięć lat strajkowała przez trzy dni, bo nie chciała ubrać sukienki na imieniny wuja)… Po drugie, nie lubiła, kiedy ją wiązano – to akurat rozumiał – i wreszcie, po trzecie, żywiła tajemniczą awersje do wszystkiego, co wiązało się z udawaniem, a nie miało na celu nikogo zdenerwować lub rozśmieszyć.
 Jak, dla przykładu, tym razem.
 -Jedyne pocieszenie znajduje w tym. – stwierdziła Silva grobowym głosem. – Że wyglądasz pięć razy głupiej niż ja.
Łowca prychnął cicho. Szli korytarzem podziemnej bazy Hadesu, a agenci przechodzili obok nich z obojętnymi minami, jeśli już w ogóle na nich spoglądając, to nigdy z ciekawością, lecz zawsze ze znudzeniem.
-Ale musisz to przyznać. – zauważyła spokojnie Strażniczka, poprawiając czarne okulary. – Słuchaj, ten garnitur mogę ci jeszcze wybaczyć, okulary też. To, że musiałam się przebrać za jednego z ich agentów… no cóż. Ale KONIECZNIE musiałam rozpuścić włosy?
 Dante uśmiechnął się do niej lekko.
 -To nie moja wina, że sposób, w jaki je wiążesz, stał się dla wszystkich twoją wizytówką.
 -Chwila. – Strażniczka prawie wyhamowała. – To znaczy, że mogłam związać włosy w JAKĄKOLWIEK inną fryzurę?
 -W sumie tak.
 -Nie powiedziałeś mi.
 -Zdałem się na twój doskonały instynkt. – odpowiedział Dante z kamienną miną.
Silva sprawdziła, czy nikt oprócz nich nie idzie korytarzem, a potem lekko kopnęła go w kostkę.
 -Harpia.
 -Kretyn.
 Strażniczka niechętnie musiała przyznać – ale tylko w myślach, broń Boże, żeby mówiła takie rzeczy na głos – że pomysł nie był aż taki beznadziejny. Przynajmniej częściowo. W sumie to, że odnaleźli w pokoju te garnitury, było łutem szczęścia (Silva z zasady nie wierzyła w łuty szczęścia, ale tym razem akurat dała sobie spokój). Mogli najspokojniej w świecie wyjść z pokoju, zanim jeszcze zaczęto się do niego dobijać agenci Hadesu, i to niezauważeni. Byli po prostu dwójką z setek stacjonujących tu osób. Tylko te buty… Strażniczka opuściła wzrok na swoje tenisówki. Przynajmniej były czarne, mało rzucały się w oczy, buty Dantego podobnie. Ciemne okulary ukryły jej nienaturalnie jasne tęczówki. Generalnie rzecz biorąc, wszystko było Ok.
 Tyle tylko, że rozpuszczone włosy łaskotały ją w kark. Od lat nie nosiła takiej fryzury.
A, i poza tym szli pod prąd.
 Szok wywołany ich pojawieniem się w bazie Hadesu był taki wielki, że nawet teraz pojedynczy agenci Hadesu biegli w kierunku miejsca, w którym Silva i Dante umknęli pościgowi.
 Tylko oni podążali w przeciwną stronę.
 -Wszystko w porządku? – z niepokojem zapytał łowca.
 -Yhm. – uniosła na niego roztargniony wzrok. – No…. Chyba tak. A coś się stało?
 -Milczysz. – odparł po chwili ciszy.
 -Bo myślę. Aż tak bardzo się przyzwyczaiłeś do moich ciętych ripost i inteligentnych spostrzeżeń?
 -To aż przerażające, no nie?
 Silva uśmiechnęła się.
-No tak.
 -Stój. To tutaj.
 Stanęli przed białą ściana, która nie więcej niż półtorej godziny temu służyła im za drzwi.
 -Co teraz?
 -Tu moja inwencja twórcza się kończy. – szczerze przyznał Dante.
Przez chwile stali tylko i przypatrywali się ścianie, nie wiedząc, co zrobić. W końcu ich zachowanie mogło wzbudzić niepokój – to, że jeszcze się tak nie stało, było dla Silvy niezrozumiałe.
 -Czyli zero pomysłów? – zapytała po chwili, nawet nie patrząc na kuzyna.
 -Tak. U ciebie też?
 -Tak.
-Może ja wam pomogę?
 Odwrócili się równocześnie, błyskawicznym ruchem wyćwiczonym przez lata. Stojąca za nimi agentka Hadesu przekrzywiła głowę. Polokowane, rude włosy związała w kucyk. Na jej opalonej, trochę trójkątnej twarzy słabo odznaczały się piegi. Uśmiechnęła się do nich szeroko – nie było w tym ani odrobinę obłudy ani fałszu.
-Nie potrzebujemy pomocy. – spokojnie odparł Dante. – Chociaż…
 -Przepraszam za kolegę. – Silva westchnęła z rezygnacją, krytycznie kręcąc głową i spoglądając na kuzyna. – My rzeczywiście potrzebujemy pomocy: zgubiliśmy się. Jesteśmy tu nowi, a jakieś pół godziny, czterdzieści minut temu nadano sygnał, że jest tu jakaś McEver i to chyba źle, no nie? Więc chcieliśmy pójść na miejsce pościgu...
 -…i KTOŚ – łowca rzucił oskarżające spojrzenie Strażniczce. – kto zarzekał się zaledwie wczoraj, że poznał już bazę na wylot, oczywiście znowu się zgubił.
 Agentka Hadesu roześmiała się. Miała niesamowicie miły i delikatny śmiech.
 -Panie Vale, pani McEver, proszę się nie wygłupiać. Możecie mi nie ufać, ale beze mnie, nigdy nie dowiecie się, jak uciec z bazy Hadesu.


*

  
Nikolaj Bates rzucił okiem na zegar, wiszący nad drzwiami klasy. Zostało piętnaście minut do końca, a on dopiero kończył swój test. Widział zrozpaczone spojrzenie, które rzuciła mu Maddy, siedząca w ławce za nim, i krótko skinął jej głową.
 -Proszę pana. – chłopak podniósł rękę do góry, skupiając na sobie uwagę nauczyciela. – Sir, nie chcę się narzucać… ale czy ten zegar na pewno dobrze chodzi?
 Mężczyzna przeniósł spojrzenie na zegar. W czasie sekundy Madeleine i Nikolaj zamienili ze sobą testy i Bates miał teraz przed sobą do połowy rozwiązany sprawdzian – do tego jedna trzecia odpowiedzi była zła.
 -Tak, chodzi świetnie. – powiedział nauczyciel chemii.
 -Musiało mi się wydawać, sir. Przepraszam.
 Mężczyzna skinął głową, a Nikolaj rzucił się do pisania testu, co chwila nerwowo zerkając na zegar. Poprawił ostatnie zadanie trzydzieści sekund przed dzwonkiem i odetchnął cicho, rozsiadając się wygodniej.
 No, udało się.
 -No dobra, oddawajcie sprawdziany. – nauczyciel chemii ciężko podniósł się z miejsca i zaczął zbierać sprawdziany. Jak większość grona nauczycielskiego, i on nie zauważył, że Maddy podała mu test podpisany nazwiskiem Bates, a Nikolaj – nazwiskiem Vale.
 Chwile potem wyszli z klasy.
 -Ratujesz mi skórę, Nikolaj. – Madeleine odetchnęła z ulgą.
-Mogłabyś się czasami nauczyć. – zauważył łagodnie chłopak, bez cienia złości w głosie.
 -Próbuje, serio, ale… no, nie wychodzi.
 -Za dużo ciekawych serialów w telewizji? – zażartował.
 -Nie, usiłuje nauczyć się gotować. – pokręciła głową.

Chwile przyglądał jej się ze zdumieniem, ale najwyraźniej mówiła serio.
 -Jak ci idzie? – zapytał ostrożnie.
-Jak na razie, całkiem nieźle.
 -Maddy. – przyjaciel popatrzył na nią z troską. – Słuchaj, wydaje mi się, że twoje „nieźle” różni się od „nieźle” reszty świata.
 Madeleine westchnęła z irytacją.
 -No dobra, przypaliłam już trzy garnki, prawie obcięłam sobie rękę nożem, straciłam TRZY DNI na sprawdzenie w Internecie, co to znaczy „zeszklić cebulę” i spaliłam rosół, nie mówiąc już o reszcie potraw.
-A tak się da? – zapytał ze zdziwieniem.
 -Tak, okazuje się, że się da. – odparła, z zawiścią patrząc w podłogę.
 -No dobra, a otrułaś kogoś tymi swoimi wypiekami?
 Madeleine posłała mu dziwne spojrzenie.
-Sąsiadkę, ale tylko raz!
 Nikolaj nie powstrzymał śmiechu.
 -Ty sadysto. – rzuciła mu przyjaciółka, ale na jej ustach zatańczył niepewny, rozbawiony uśmiech.
 -Zawsze poprawiasz mi humor, Maddy. – powiedział szczerze chłopak. – No dobra, to była ostatnia lekcja. Co teraz robimy?
 -Może… skatepark? – popatrzyła na niego z nadzieją.
 -No dobra, może być. – z rezygnacją stwierdził Nikolaj. – Ale ja się będę tylko przyglądał.
 -Aż tak boisz się deskorolki?
 -Nie. Aż tak boje się ciebie, jeżdżącej na deskorolce.
 -Przecież jeżdżę dobrze.
 -Czy mi się tylko wydaje, czy ostatnio przewróciłaś stragan, używając do tego TYLKO I WYŁĄCZNIE tej nieszczęsnej deskorolki.
 -No, może. – Madeleine zrobiła smutną minę, ale po chwili machnęła na to ręką. – Ale tylko raz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz