41
Następnego dnia Debra czekała na nich w pobliskiej kawiarni, przeglądając gazetę i sącząc mrożoną kawę.
-Miejmy to już za sobą. – mruknęła Silva pod nosem.
Dzisiaj
postanowiła chyba wyłamać się z rutyny, bo zamiast w warkocza, włosy
miała związane w niestarannego koka, z którego wypadało jej kilka
kosmyków. Poza tym założyła biały T-shirt i spodnie do kolan, a Dante
już od poranka zastanawiał się, kim jest ta tajemnicza osoba i co
zrobiła z jego kuzynką. Głównie chodziło mu o nową fryzurę.
Strażniczka jednak zaprzeczała, jakoby ją podmienili, ale jakoś temu nie dowierzał.
-Dzień dobry, Debro. – przywitał się z agentką Hadesu.
Rudowłosa uniosła na nich oczy z nad gazety, uśmiechnęła się i gestem wskazała dwa puste krzesła.
-Hej, łowco. Witaj, Strażniczko.
Silva poprzestała na zdawkowym skinięciu głowy. Nadal była wściekła o ten autograf.
Łowca
uprzejmie poprosił kelnera o coś do picia, a potem, oczekując na
przyniesienie napojów, jakimś cudem przekonał Debre do rozdzielenia
gazety i oddania mu dodatku sportowego. Przez chwile przeglądał tabele
Ligii Mistrzów, a potem uniósł wzrok na kuzynkę i uśmiechnął się,
widząc, że wyjmuje z plecaka wcześniej przygotowaną książkę.
Silva McEver była przygotowana na wszystko.
Milczeli
przez jakiś czas, każde zajęte czytaniem. Dantemu wydawało się, że
Debra i Silva toczą jakąś pozbawioną słów wojnę nerwów, i wolał się nie
wtrącać. Miał dziwne deja vu – podobnie to wyglądało na początku w jego
drużynie.
Dodatek sportowy był krótki. Powoli zaczynało mu się nudzić.
W końcu Silva westchnęła cicho i odłożyła książkę na blat stolika, mierząc Debre obojętnym spojrzeniem.
-No dobra, skończyłam już rozdział. – uśmiechnęła się beztrosko. – Możemy teraz omówić ważniejsze sprawy.
-Świetnie.
– agentka Hadesu starannie złożyła gazetę, dodając do niej strony
oddane przez Dantego. – A więc, jak już wiecie, chcę wam pomóc.
-Owszem. – zgodził się łowca.
-W
Hadesie, szczególnie od wczoraj, aż o was huczy. Wszyscy są wściekli,
że zdołaliście się wymknąć, a poza tym, ich zdaniem, że zgarnęliście
dokumenty Strażniczki… ale to nie jest prawda. Wczoraj już się tego
domyślałam, ba, nawet to sprawdziłam. Co sprowadza się do tego, że
musicie tam wrócić. Mogę wam przekazać wszystkie informacje, dotyczące
bazy, jakie posiadam.
-Ale co ty będziesz z tego mieć? – zapytała Silva, marszcząc brwi.
-To
miłe, że się o mnie martwisz – natychmiast odcięła się Debra. – Ja będę
miała satysfakcje…. Hades jest zły. Pogrążył w korupcji całą moją
rodzinę… trzeba go zmieść z powierzchni ziemi. Koniecznie. A wy chcecie
to zrobić, prawda? Nie chodzi wam tylko o informacje, ale też o ich
zniszczenie. Chyba nie zaprzeczysz, Strażniczko?
-No dobra, te informacje. – zauważył Dante, nie pozwalając kuzynce wypowiedzieć ani jednego słowa.
-Oczywiście, wybacz. A więc… mam to wszystko powiedzieć hurtem, czy coś ciekawi was szczególnie?
-Gdzie jest główna baza danych Hadesu w Rio de Janeiro? – zapytał łowca.
-Po
środku… poczekajcie. – Debra nachyliła się i wyjęła z torby zwiniętą w
rulon mapę, którą rozwinęła przed nimi, na blacie stolika, obciążając
rogi szklankami od napoi. – To mapa podziemnej bazy. Widzicie ten pokój?
– postukała palcem w niewielki kwadrat, mieszczący się po środku planu.
– Tu znajduje się baza danych. Ogólnie to wszystkie informacje są
podawane z ekranu w każdym pokoju, ale tylko z tego pomieszczenia można
je skasować, nie pozostawiając żadnej kopi.
-Na pewno nie ma zapasowego dysku? – zapytała Silva.
-Jest.
– zgodziła się Debra. – Ale ma go pan Linet, prezes Hadesu w Rio de
Janeiro. On tu dowodzi. Jego gabinet znajduje się gdzieś tutaj. – wyjęła
długopis i zaznaczyła wybrany pokój krzyżykiem. – Pewnie będzie w
jakiejś szufladzie, on nie grzeszy inteligencją.
-W
porządku. Są cztery bazy Hadesu, prawda? – Dante podniósł wzrok na
Debre, która skinęła głową. – Świetnie. A ile informacji znajduje się
teraz w Rio de Janeiro? Połowa? Jedna czwarta?
-Wszystkie.
– bez wahania odparła kobieta. – Mamy placówki w Moskwie, Mediolanie,
Paryżu oraz tutaj. Placówka w Moskwie została jednak pozbawiona danych
nie tak długo przed tym, jak się tam włamaliście. Natomiast kiedy Silve
McEver przewieziono do Mediolanu, informacje zostały wycofane też
stamtąd. Do teraz tam nie powróciły. Dokonaliśmy ich podziału na Rio de
Janeiro oraz Paryż… Ale, dziwnym sposobem, placówka w Paryżu została
wydana łowcom przez osoby nieznane…
Strażniczka poczuła nagle na sobie oskarżające spojrzenia Dantego i Debry.
-No no, ciekawe kto to mógł być. – powiedziała z powagą.
Łowca uniósł jedną brew.
-Cokolwiek by się stało, nikogo nie oskarżajmy. – zaproponowała Silva.
Żadne z nich nie spuściło wzroku.
-Poinformujcie
mnie, jak zdobędziecie dowody. – prychnęła i wróciła do rysowania
czegoś długopisem na tytułowej stronie książki.
-No
dobra. – Dante z trudem przekierował spojrzenie z Silvy na Debre. – Ale
czy to nie ryzykowne? Kiedy wszystkie dokumenty znajdują się tutaj…
-To
najpotężniejsza z naszych baz. – wyjaśniła agentka. – Nikomu nawet nie
przyszło do głowy, że mogłaby zostać znaleziona. A jednak…
-Jeśli
byliśmy już w tej bazie, musieli wpaść w popłoch. – dedukował łowca. – W
takim razie, powinni w najbliższym czasie znowu przenieść dokumenty, a
wtedy będzie po nas.
Debra energicznie skinęła głową.
-Właśnie.
Trwa już ewakuacja dokumentów, ale to potrwa jakiś czas, ilość
materiałów, jakie posiada Hades, jest ogromna, i na nasze szczęście, nie
wszystkie znajdują się w komputerach. Ale najpóźniej do pojutrza
informacje zostaną przeniesione.
-Jak? – wyrwało się Silvie.
Debra spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-O co chodzi?
-Jak
zostaną przeniesione. Na przykład, gdyby któryś z waszych ludzi
popłyną, poleciał, pojechał, lub wybrał jakikolwiek inny środek
transportu do przeniesienia tych danych, dajmy to, w walizce – nie
sądzę, żeby dysk z nimi był duży - korzystając jednak z transportu
publicznego, to moglibyśmy go dorwać. Ale jakoś w to wątpię.
-Hades ma prywatne samoloty, to nie ma szansy na powodzenia. – agentka pokręciła głową.
-Tak
myślałam. Czyli najpóźniej do pojutrza musimy się włamać do bazy pełnej
świetnie wyszkolonych agentów, zdobyć coś, co jest bronione przez kilka
tysięcy ludzi, lasery, psy obronne i co tam jeszcze wymyślą, i jeszcze
uciec?
-Dokładnie. – Dante skinął głową.
-Będzie zabawa. – spokojnie stwierdziła Silva.
Kuzyn spojrzał na nią powątpiewająco.
-Dobra, masz coś jeszcze? – Strażniczka z ciekawością spojrzała na Debre.
-Podstawowe
sprawy: jakiego hasła trzeba użyć do otworzenia drzwi, po ilu sekundach
Operator, obserwujący kamery, przekazuje komuś informacje i tak dalej, i
tak dalej.
-To
możesz już powiedzieć Dantemu. – powiedziała Silva, podnosząc się z
krzesła. – Ja mam kilka spraw do załatwienia. Widzimy się za dwie
godziny pod hotelem, dobra kuzynie? Wy planujcie.
Kiedy
odchodziła, usłyszała jeszcze, jak Debra prychnęła z irytacją –
natychmiast wywołało to na jej twarzy uśmiech. Odwróciła się tylko raz,
akurat by zobaczyć, jak Dante daje agentce Hadesu ten przeklęty
autograf.
No tak, Dante…
Jak
zwykle, Silva znowu wiedziała coś, o czym nie mogła mu powiedzieć.
Najpierw musiała udowodnić kilka spraw… ta cała historia już od dawna
była mocno pokręcona.
Ale teraz było jeszcze gorzej.
*
-NIESPODZIANKA! – wykrzyknęli jednym głosem Cyryl i Metody Vale, stając przed osłupiałą z przerażenia siostrą.
Z
wyglądu byli prawie identyczni, może prócz tego, że Cyryl był zawsze
bardziej rozczochrany, a Metody nosił okulary. Jasnowłosi, złotoocy,
roztrzepani.
Madeleine
bez zastanowienia zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Zacisnęła palce na
klamce, modląc się, by to było tylko przewidzenie, ale kiedy ponownie je
otworzyła, jej bracia nadal tam stali.
-Przyjechaliśmy cię odwiedzić. – wytłumaczył Cyryl bez skrępowania wpychając się do jej salonu.
-To był mój pomysł. – dodał Metody.
-Właśnie podpisałeś na siebie wyrok śmierci, braciszku. – śpiewnie zauważył jego brat.
Madeleine otrząsnęła się dopiero po chwili.
-Cyryl, złaź z kanapy! Metody, nie dotykaj, to moje zadanie domowe!
-Twoje? To niemożliwe. Przecież to jest PORZĄDNE zadanie domowe.
-Dokładniej rzecz biorąc, Nikolaja.
-Nikolaj? To ten szaleniec?
Maddy opadły ramiona.
-Wybacz. – Metody odchrząknął. – Chciałem zapytać: Czy to ten twój przyjaciel?
-Tak, to on. Mama wie, że tu jesteście?
-Tak jakby.
-Tak jakby?
-Nie całkiem.
-Nie całkiem?
Cyryl prychnął gniewnie.
-No dobra, nie wie, ale nie musisz się czepiać.
-To nieprawdopodobne. – słabo powiedziała Madeleine, opadając na kanapę. – Przylecieliście samolotem?
-No niby tak… Weź się tak nie przejmuj. – uspokoił ją Cyryl.
-Skąd mieliście pieniądze na bilet? Dziadek wam dał?
-Nie całkiem.
Maddy zgrzytnęła zębami.
-Nie ma „nie całkiem”. Tak lub nie!
-W
zasadzie to odkopaliśmy skarb w ogrodzie. – wytłumaczył jej łagodnie
Metody, energicznie przeglądając książki na półkach. – I dziadek
powiedział, że to on go kiedyś zakopał, ale jakoś mu nie dowierzamy. W
konsekwencji tego wybraliśmy się w podróż dookoła świata.
-No ale czemu tu przyszliście? – zapytała z rezygnacją. Czuła, że zaczyna ją boleć głowa.
-Bo cię kochamy, siostrzyczko. – z uśmiechem odparł Cyryl. – A poza tym, mamy dla ciebie prezent.
-Czyżbyście kupili mi rapier? – prychnęła cicho.
-Nie. Kupiliśmy ci na własność małą wysepkę na Oceanie Indyjskim. – odpowiedział Metody.
-Od dzisiaj. – uroczyście dodał jego brat, wręczając jej zwinięte w rulon prawo własności. – Madagaskar należy do ciebie.
*
Madeleine obudziła się gwałtownie, spojrzała na zegarek i jęknęła cicho. Znowu przyśnił jej się ten upiorny koszmar.
A poza tym była już spóźniona na pierwszą lekcje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz