sobota, 26 września 2015

49



-Madeleine, wiesz, że twoi bracia za nami idą? – upewnił się Nikolaj kiedy przeciskali się przez nowojorski tłum.
 -Ignoruj ich, ja praktykuje to od lat. – odparła dziewczyna, nie poświęcając mu zbyt wiele uwagi.
 -Świetny pomysł. – stwierdził ironicznie.
 -A czego oczekiwałeś? W końcu to MÓJ pomysł. – Maddy nie załapała ironii, co było u niej dosyć niespotykane.
 -Możesz mi wytłumaczyć, czemu tak pędzimy?
 -Bo wydawało mi się, że dostrzegam Jill.
 -Gdzie? – zaciekawił się Nikolaj.
 -No właśnie teraz nigdzie. A mogę się założyć, że przed chwilą tu byli. Ona i Arashi, ma się rozumieć. Chwila, widzę ich! Teraz w tą!
 Nikolaj przeprosił jakiegoś grubego turystę, którego potrąciła młoda łowczyni i pobiegł w ślad za nią. Tłum rozstąpił się na chwile i teraz i on zobaczył łowczynie i zabójcę, przechodzących przez ulicę.
 -Szybciej! – Madeleine pociągnęła go za rękę prosto przez ulicę.
 O włos uniknął śmierci, mijając żółtą taksówkę jadącą z nieprzepisową prędkością, w ostatniej chwili uskoczył spod maski przerażająco zielonego forda, potknął się o krawężnik i z trudem odzyskał równowagę.
 -Zwariowałaś? – zapytał z przerażeniem.
 Maddy go nie słuchała, zresztą jak zwykle.
 -No nie, znowu ich zgubiłam – jęknęła cicho.
 -Nas szukacie? – obok nich natychmiast zmaterializował się Cyryl. Nikolaj, widząc zmaltretowanego Metodego, rzucił mu współczujące spojrzenie.
 „Z ciebie też chcieli zrobić ofiarę drogową, nie?” – pomyślał.
Metody zrozumiał i z bolesnym uśmiechem pokiwał głową.
-Odsuń się, zasłaniasz mi widok. – Madeleine posłała Cyrylowi ostre spojrzenie. Chwyciła go za włosy i pochyliła mu głowę, jednocześnie podnosząc się na palcach, żeby ogarnąć widok za jego plecami. – Nie, nic nie ma.
 -Puścisz moje włosy? – warknął jej brat. – Rozburzą się.
 -Już i tak wyglądasz jakby przejechała cię śmieciarka, czego jeszcze chcesz.
 -Bo taki mam styl! Wiesz, jak długo rano układałem te włosy?!
 -Jak wsadzisz głowę pod włączony mikser to identyczną fryzurę będziesz miał w pięć sekund. – zauważyła sucho.
 -Dzięki, ale raczej nie wypróbuje sposobu.
 -Twoje prawo. Moglibyście już sobie iść? Zgubiliśmy przez was Julie i Arashiego.
 -Ale przecież ja ich widzę. – Metody spojrzał na nią z rozbawieniem. 
-GDZIE? – siostra dopadła go w ułamku sekundy, prawie strącając pod jadące ulicą auta.
 -Tam. – poprawił profesorskie okulary, wskazując Jill i zabójcę, oddalających się chodnikiem.
 -Jak ich zauważyłeś? – zapytała ze zdziwieniem.
 -No nie wiem, chyba oczyma. – wygładził pomiętą koszule.
 -Szybko! – dziewczyna w ułamku sekundy zniknęła w tłumie, biegnąc z kierunku wybranym przez łowczynie i jej przyjaciela.
 -Pa, na razie. – Cyryl pomachał bratu na pożegnanie i ruszył za nią.
 Nikolaj i Metody wymienili zrezygnowane spojrzenia. W końcu starszy chłopak uśmiechnął się z pewnym zażenowaniem.
 -Lubisz lody? – zapytał.


*


-Twoja przeciwniczka i jej młody brat idą za nami. – powiedział Arashi, na mgnienie oka dostrzegając odbicie osób, o których mówił, w witrynie obok.
 -Serio? – Julia rzuciła okiem na tą samą witrynę. – Rzeczywiście. Dobrze, że mnie uprzedziłeś.
 -Merci. Za pochwałę. – zabójca uśmiechnął się do niej lekko. – Tak się mówi?
 -Tak. Może być też „Merci madame” do mężatki lub starszej kobiety lub „Merci mademoiselle” do panny. A poza tym mówisz ze złym akcentem.
 -Akcent musi być?
 -Powinien. Dobra, a teraz przedstaw się, powiedz jak masz na imię, ile masz lat i… Dlaczego oni ciągle za nami łażą?
 -Tego ostatniego akurat nie umiem. – z rozbawieniem stwierdził Arashi.
 -Wiesz, o co mi chodzi. Czemu tak się uczepili? Spróbujemy ich zgubić?
 -Ale księgarnia jest już tu.
 -Lekcja na dzisiaj – uwaga nie dotyczy francuskiego. – Julia uśmiechnęła się lekko, widząc zawiedzioną minę przyjaciela. – Otóż to, co będziemy teraz robić, większość, dla przykładu wujek Dante, nazwał by wariactwem. Ciocia Silva powiedziałaby, że to trening. Dla mnie to zabawa. Nazywa się „Wykołuj Vale’a” i zasady są dosyć proste.
 Wytłumaczyła mu je pokrótce. Z uśmiechem skinął głową.
 -Z chęcią się pobawię, czemu nie.
 -I pamiętaj, nie zrób im za dużej krzywdy. – mrugnęła do Arashiego radośnie. – Dobra, no to na pięć. Raz…
 -Julia! Hej, Julia! – dziewczyna zaklęła cicho, słysząc głos Cyryla kilkanaście metrów z tyłu.
 -Dwa, trzy, cztery, pięć! – odliczyła błyskawicznie. – Już!!!
 Rozdzielili się. W ułamek sekundy straciła zabójcę z oczu i uśmiechnęła się lekko, startując.
 „Wykołuj Vale’a” od wczesnego dzieciństwa było jej ulubioną grą.


*


Dante sączył pozbawioną smaku herbatę w zamyśleniu przypatrując się nieskazitelnej twarzy niesamowicie dalekiej kuzynki, która gadała bez opamiętania.
 Ciemnoblond włosy, zielone oczy, delikatne rysy – wszystkie te rzeczy cechowały wygląd McEvera. Veronica nosiła kiedyś to nazwisko. Teraz, po wyjściu za mąż, miała jakieś inne, którego nie potrafił spamiętać.
 Jak na razie przerażeniem napawał go fakt, że to TA Veronica.
 Wrócił myślami do rodzinnego domu, w którym jakieś dwa tygodnie temu Silva streściła jego przygodę z dzieciństwa – przygodę, świetnie powiedziane – w którą zamieszana była kobieta.
 Łowca przypomniał sobie zdanie swojego dziadka, Ikara Vale’a, który uparcie twierdził, że McEver’ów powinno się zabijać zaraz po narodzinach, a przynajmniej obcinać im języki. Wcześniej zawsze uważał, że to przesada, teraz nagle zrozumiał słuszność tego środku.
 Bo oczywiście Silva, jego wyjątkowo subtelna i dobrze wychowana kuzynka, natychmiast wspomniała o tej feralnej historii.
 -Och, dokładnie to pamiętam!
Mimo, iż Dante nie widział łowczyni od lat, dalej czasami zachowywała się trochę, jakby była przygłupia i dalej doskonale pamiętał, że ona zdecydowanie nie jest przygłupia. Była niesamowicie inteligentna, jak każdy w je rodzinie.
Veronica zaśmiała się cicho. 
– To były czasy, prawda, Dante? Musiałam was bardzo denerwować, ale byłam tylko małym dzieckiem.
 -Oczywiście. – posłał jej tylko trochę wymuszony uśmiech.
 -Och, i ja i Dante wspominamy to bardzo ciepło. – Silva uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie, maskując parsknięcie śmiechem szybkim łykiem herbaty.
 Kopnął ją pod stołem.
 -Naprawdę? A zrobiłam z siebie głupią. – Veronica napiła się, elegancko odchylając palec. – Richard mówi, że w dzieciństwie musiałam być doprawdy nieznośna. Przedstawiałam ci już Richarda, Dante?
 Chwilowo łowca panicznie usiłował sobie przypomnieć kim jest Richard. Przyjaciel? Pracodawca? Znajomy ze studiów?
 -To jej mąż. – wycedziła Silva przez zęby, wykorzystując fakt, że Veronica rzuciła okiem na zegar.
 -Och, jasne, że tak. Świetnie pamiętam Richarda! – Dante w duchu odetchnął z ulgą. – Wspaniały facet.
 -Też tak myślę. – łowczyni obdarowała go czarującym uśmiechem, w którym jednak, gdzieś głęboko kryła się kpina. – A ty masz kogoś?
 -Nie. – powiedział Dante.
 -Tak. – w tym samym momencie stwierdziła Silva.
 Łowca posłał jej czujne spojrzenie.
 „Nie odważysz się”.
 Głupie stwierdzenie. To Silva, jasne, że się odważy.
 -Jak na razie nie chcę mi mówić kto to, ale zgaduje, że jest… - Strażniczka w myślach przeleciała portrety kobiet, które jej kuzyn odwiedzał w Wenecji. Połowa z nich miała brązowe włosy. – Brunetka. Ładna, rzecz jasna. I pewnie też…
 -To nie brunetka! – zaprzeczył poirytowany łowca.
 Nie wiedział, że Silva w myślach właśnie skreśliła połowę swojej listy. Uśmiechnęła się promiennie i podniosła filiżankę z herbatą do ust.

środa, 23 września 2015


48


-Sądzę, że rozdzielenie się było beznadziejnym pomysłem. – beztrosko stwierdziła Silva, spokojnie idąc po grubej na jakieś pięć centymetrów poręczy, zawieszonej koło schodów.
-Rozdzielenie się było dobrym pomysłem – zaprzeczył Dante, spoglądając na nią chmurnie. – To sposób w jaki się rozdzieliliśmy wszystko skomplikował.
-Dlaczego? Każdy poszedł z tym, z kim chciał iść.
Nie skomentowała ironicznego spojrzenia, którym obrzucił ją kuzyn. Cóż, rzeczywiście, on chyba wolał iść z kimś innym.
-Silvo, podzieliliśmy się na bardzo słabe i bardzo mocne grupy. A wszystkie powinny być… no cóż, średnie. – po momencie wytłumaczył jej Dante.
-Przecież są.
-Wcale nie, na przykład Adrian poszedł z Natalią. Musi ją bronić, więc będzie mniej skuteczny w ataku i mogą mocno dostać.
-Racja. Innym przykładem jest to, że ja poszłam z tobą. Muszę cię bronić, więc…
-Silvo!
Uśmiechnęła się do niego, zeskakując z poręczy. Dante tylko przewrócił oczyma. Był zły. Kiedy był zły i nie działo się to z jej powodu, należało się martwić.
-Nie przejmuj się, w końcu to my idziemy w paszczę lwa. – pocieszyła go, rozglądając się za tabliczką, informującą, na jakiej są ulicy.
-Owszem, ale to wcale nie znaczy, że im nic nie grozi.
-Cóż, Arashiemu i Julii na pewno nie.
-Zabójca i łowczyni, ciekawa z nich para. – mruknął pod nosem.
-Nie są parą. – zauważyła Silva.
-Chodzi mi o to, że współpracują. Dziwi mnie to.
-E tam, bardziej się dziwili, jak my zaczęliśmy współpracować. O, jest tabliczka! Obwieszczam ci z prawdziwą radością, że wysiedliśmy na dobrej ulicy. Nasz informator mieszka w tamtym wieżowcu. Na ostatnim piętrze.
-Świetnie. – Dante nie wyglądał na specjalnie uradowanego. – Miejmy nadzieje, że winda będzie działać.

*

-Cyryl, co ci? – zaniepokoił się Metody po pół godzinie łażenia z bratem po mieście.
-Nic. – chłopak niezgrabnie poruszył ramionami.
Metody zastanawiał się przez moment.
-Hm… chodzi o Julie? O nią i o Arashiego, tak?
Cyryl nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Po prostu machnął ręką, chcąc uciąć temat. Jego brat zastanawiał się, od kiedy tamten zaczął myśleć, że jeden gest może urwać dyskusje.
-Ej, MI możesz się zwierzyć.
-Właśnie, że nie. A kto ostatnio poderwał te dwie straszne dziewczyny, przez które będę zadłużony do końca moich dni!?
-Ale to ty je zauważyłeś, ja tylko chciałem cię wkurzyć.
Cyryl prychnął cicho.
-Dziękuje bardzo, od razu poprawiło mi to nastrój.
-Serio?
-NIE.
Metody pokręcił głową, widząc, że nic nie wskóra. Cóż, w końcu jego brat miał ośli upór.
-A mi zaczęła się podobać inna. – zagadnął nagle brata.
Cyryl z pewną ciekawością uniósł głowę.
-Która?
-Zgadnij.
-Chyba nie żadna z tych blondynek?
-Chyba zwariowałeś.
-Racja. I nie Julia?
-Nie.
-Natalia?
-Jeszcze mi życie miłe, gdybym jej coś zrobił, Adrian by mnie zatłukł.
-Co prawda to prawda. Może… hm… jakie mamy jeszcze opcje… Felicyty?
-Pogrzało cię? – Metody popatrzył na niego z rozbawieniem.
-Chyba nie Maddy, co?
-Nie. Wydaje mi się, że ona serio leci na Nikolaja.
-Na jego miejscu bym uciekał.
-Uważaj, bo zaraz się okaże, że stoi ci za plecami.
Cyryl popatrzył na brata z przerażeniem a potem z obawą obejrzał się przez ramię. Pusto. Odetchnął z ulgą.
-Musiałeś mnie straszyć?
-Ja tylko uprzedzam fakty. – Metody niewinnie wzruszył ramionami.
-A wracając do tematu… Chyba nie chodzi ci o nikogo dorosłego?
-Nie, no co ty.
-A więc… hm… a dawno poznałeś tego kogoś?
-Niedawno. Kilka dni temu.
-Łowczyni?
-A co, myślałeś, że łowca?
-Chodziło mi tylko o to, czy jest jednym z nas, czy nie. Ładna – nie zaprzeczaj, Metody, wiem, że lubisz ładne – łowczyni, poznana niedawno… Starsza od ciebie?
-Chyba tak. Tylko trochę.
-Czyżby… E, nie. Z nimi byś nie zadzierał. – Cyryl zaprzeczył ruchem głowy.
-Z kim?
-No… z drużyną Lucasa. Bo chyba nie chodzi ci o tą… Lane, no nie?
-No właśnie tak.
Cyryl milczał przez chwile, z przerażeniem patrząc na brata, który właśnie okazał się być niebezpiecznym szaleńcem.
-Zwariowałeś. – poinformował go z dojmującą uczciwością, a potem potrząsną płowymi włosami i lekko odwrócił głowę. – Hej, czy to nie Nikolaj i Madeleine?
-Owszem. – Metody zmrużył oczy, patrząc na siostrę i jej przyjaciela, stojących po drugiej stronie ulicy. – To są Nikolaj i Madeleine.

*

Okazało się, że winda była, ale Dante przywitał ten fakt ze średnią radością. Niby cieszył się, że nie będzie musiał wchodzić na czterdzieste piętro, ale mimo to… nie uśmiechało mu się spędzenie z Silvą tych kilku minut w jednym, małym pomieszczeniu.
Przewidywał, że jedno z nich może nie wyjść z tego żywe i jeśli tak się stanie, będzie to raczej on.
Do windy – pomieszczenia trzy na trzy metry, z jedną szklaną ścianą, za którą widać było ulicę - wsiedli razem z grubym biznesmenem. Dante uprzejmie zapytał się go, na które jedzie i otrzymawszy równie uprzejmą odpowiedź, nacisną przycisk z numerem trzydzieści sześć.
Drzwi się zamknęły, winda ruszyła, a łowca poczuł się jak zwierze w klatce.
Silva już po chwili zauważyła, że nad wejściem do windy wisi napis „Udźwig do 250kg” i podejrzliwie rzuciła okiem na tuszę biznesmena.
-Ile pan waży? – zapytała nieufnym tonem.
Wydawało jej się, że Dante jęknął głucho.
Biznesmen spojrzał na nią ze zdumieniem.
-Co panią to obchodzi?
-Udźwig jest do 250 kilogramów, a życie jest mi jeszcze miłe, więc wole się upewnić.
-Ta kobieta jedzie z panem? – zapytał mężczyzna Dantego.
Łowca uśmiechną się trochę zbyt szeroko i za sztucznie.
-A skądże, nie znam tej pani.
Silva posłała mu niedowierzające spojrzenie zza pleców biznesmena.
-Ale niech pan jej lepiej poda tą swoją wagę, bo wydaje mi się, że ona cierpi. – dodał po chwili łowca.
Biznesmen rzucił mu podejrzliwe spojrzenie a potem ponownie zwrócił się w stronę Strażniczki.
-Sto dwadzieścia. – powiedział z godnością.
-Serio? – z rozbawieniem oparła się o ścianę windy.
-Może… może sto trzydzieści.
-Ta, jasne.
-Sto pięćdziesiąt i ani grama więcej! – ryknął, wściekły i upokorzony.
-Dziękuje. – beztrosko odparła Silva. – A więc… Dante, tak na oko, siedemdziesiąt pięć, ja sześćdziesiąt. Przeliczając to…
Dante liczył przejechane piętra. Byli już na dwudziestym. Przeklinał windę za tak wolną jazdę, jednocześnie usiłując morderczym spojrzeniem sprawić, by kuzynka umilkła.
Niestety, Silva była jednostką do szpiku kości pozbawioną moralności, więc mówiła dalej.
-….To daje dwieście osiemdziesiąt pięć kilogramów. Chyba będziemy pana musieli stąd wyrzucić. – Strażniczka znacząco spojrzała na malejącą w dole ulicę, widzianą przez szklaną ścianę windy.
Biznesmen pobladł.
-Jest też alternatywa. – pocieszyła go. – Jak szybko potrafi pan chudnąć?
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, bo drzwi otworzyły się i wysiadł pospiesznie. Kiedy winda znów ruszyła, Dante oskarżająco spojrzał na Silve.
-Ten facet pewnie już do końca życia będzie miał problemy psychiczne!
-To pewnie przez tą wagę. – Strażniczka uśmiechnęła się lekko.
-Zawsze będzie się bał wsiąść do windy, myśląc, że ty już na niego czekasz i będzie biegł przez trzydzieści sześć pięter…
-Wyjdzie mu na zdrowie!
-Silvo, dlaczego ty wszystkich wyprowadzasz z równowagi? – zapytał wreszcie z rezygnacją.
Strażniczka z rozbawieniem trąciła go w ramię.
-Takie już mam hobby. Chodź, nasz informator czeka.
Wysiedli z windy i zadzwonili do drzwi. Posłali sobie nawzajem trochę nerwowe spojrzenia. Dante pomyślał, że teraz może być już tylko lepiej.
Drzwi zaskrzypiały.
-Silva? Dante? – radosny krzyk przeciął powietrze, a w następnej chwili ktoś rzucił się łowcy na szyje.
-Veronica? – wykrztusił cicho.
Z deszczu pod rynnę.

piątek, 18 września 2015


47



-Ratunku! Ratunku!
 Koń Cyryla pędził jak strzała w stronę nawoływań. Biała, gładka sierść była mokra od potu, boki perliły się od piany, która pokryła biedne zwierze.
 -Szybciej! Odpoczniemy po uratowaniu cnej niewiasty, wierny przyjacielu! – ryknął chłopak.
 Rumak wspiął się na wzgórze i z ulgą przywitał, że jego pan pociągnął za lejce, zatrzymując go w miejscu.
 Cyryl oddychał ciężko, szeroko otwartymi oczyma patrząc na scenę, która rozgrywała się poniżej.
 W wysokiej, smukłej wieży z czarnego kamienia, w oknie na samym szczycie widać było biały owal twarzy, rozwiane blond włosy, przerażone sarnie oczy.
 -Ratunku! Ratunku!
 Królewna krzyczała jak opętana. W górę wierzy, oplatając ją długim ogonem, wiła się wężowa, uskrzydlona poczwara, sycząc cicho. Jej czarne łuski skrzypiały w zetknięciu z zimnym kamieniem. Pięła się coraz wyżej: zamiast pyska kobry, z rozdwojonym językiem, monstrum miało jednak człowieczą twarz o czarnych oczach.
 Któż to był? Rycerz Cyryl pamiętał skądś twarz tego niegodziwca….
 Nie warząc na fakt, że królewna wrzeszczała coraz głośniej, a potwór był coraz wyżej, młody bohater pogrążył się w nostalgii, oparty łokciem o łęk siodła, w zamyśleniu spoglądają w niebo.
 Kto to mógł być? Hm…. Czarodziej, którego pokonał rok temu w pojedynku? Mglisty rycerz z Morskiego Królestwa, który został dopadnięty przez Cyryla dwa lata temu? Nie, żaden z nich. Te skośne oczy, rysy twarzy, które rycerz nazwał by azjatyckimi…. Kto to był?
 Ach, tak! Przecież to zabójca z południa, poczwara o straszliwej twarzy, zezowata, z głupią gębą i niskim czołem.
 -Znów się spotykamy, Arashi Tenmetsu! – wykrzyknął Cyryl. Spiął omdlałego ze zmęczenia rumaka i pocwałował w dół wzgórza. – Zatrzymaj się, potworze, nie dam ci tknąć cnej niewiasty.
 -Jestem królewną, kretynie! – poprawiła go dziewczyna z wieży. Czyżby to… ależ tak, to urodziwa panna Julia. Kontynuowała, - Wiesz co, jak zabijesz tego tutaj, a obiecuje, że cię poślubię!
 Cyryl aż podskoczył ze szczęścia, co jego dychawicznej szkapie raczej nie wyszło na dobre. Monstrum zatrzymało się jednak, obrzuciło dzielnego rycerza zezowatym spojrzeniem i syknęło gniewnie.
 -Złaź, bestio! – wrzasnął młody bohater. – Stań ze mną do boju i giń szybko, bo chcę rękę księżniczki i pół królestwa!
 -Królewny! – z irytacją poprawiła go Julia, ze znudzeniem obserwując rozgrywającą się pod wieżą scenę. – A poza tym mój papa miał ostatnio wydatki związane z kupieniem nowych mat do sali tronowej i wydaje mi się, że nie masz co liczyć na pół królestwa.
 -I tak cię uratuje! – zapalczywie wrzasnął Cyryl.
 -Niech ci będzie, byle szybko. W południe spotykam się z damami dworu na plotki i nie mogę się spóźnić.
 Rycerz opuścił lance do pozycji poziomej i zaszarżował na potwora. Wężowa istota, Arashi Tenmetsu, ryknęła i wyszła mu na spotkanie, ześlizgując się z wieży.
 -Gińńńńńńńńńńńńń! – krzyknął Cyryl.
 Mimo, że czubkiem lancy walnął potwora w nos i to raczej lekko, Arashi zrobił głupawą minę, otworzył usta w niemym zdziwieniu i sztywny opadł na ziemię, przykrywając tępą gębę splotami czarnego, wężowego ogona.
 -Umarłem! – wrzasnął umierający potwór raczej dosyć optymistycznym tonem. – Zginąłem z nierównej walce, pokonałeś mnie, mężny rycerzu i tak dalej, i tak dalej. Mogę się już odmeldować? O piętnastej mam umówioną robotę, mnóstwo się teraz zrobiło uwięzionych panienek i ktoś musi udawać, że chcę je zjeść. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile mi za to płacą. Jeszcze rok takiej pracy i pójdę na wcześniejszą emeryturę. To mogę?
 -Jasne. – Cyryl wzruszył ramionami, zatrzymując konia. – Ale księżniczka jest moja?
 -Królewna! – ryknęła Julia z wieży.
 -No pewnie, w końcu mnie pokonałeś. – cierpliwie wytłumaczyła martwa poczwara. – No to miłego życia małżeńskiego. Pa pa!
 -Pa pa! – Cyryl pomachał mu na pożegnanie i odwrócił się w stronę Julii. – Pokonałem potwora, możesz już zejść!
 -Ale tu nie ma drzwi! – odkrzyknęła.
 -A nie możesz się spuścić po warkoczu?
 -Ty chyba jesteś jakiś przygłupi, żeby mi wszystkie włosy powyrywało!?
 -No to… no to skocz. Złapie cię.
 -Dobra. Uwaga, skaczę!
 Cyryl chwycił ją w ostatniej chwili, ratując przed niezbyt miłym końcem, jakim byłoby bo rozpłaszczenie na ziemi.
 -Świetnie. – Julia otrzepała sukienkę, a potem zdjęła rycerzowi hełm z głowy i pocałowała go w usta.
 Bohater wyglądał jak w siódmym niebie.
 -No dobra, chodź. – posadził królewnę na koniu i usiadł za nią. Rumak zarżał z urazą, z trudem wytrzymując ich ciężar. – A teraz odjedźmy ku zachodzącemu słońcu!
 Popatrzyła na niego czule i otwarła usta w wypowiedzi, w której chciała wyznać mu swą niezwykłą do niego miłość.
 -Cyryl, kretynie, natychmiast się obudź!


*


-Słuchajcie, z Cyrylem jest wszystko w porządku? – powątpiewająco zapytała Julia przy śniadaniu, które jedli w hotelu.
 -Nie sądzę. Miał dziś w nocy jakiś dziwny sen, wrzeszczał o jakiejś poczwarze i księżniczce czy coś takiego.
 -Królewnie. – poprawiła go Madeleine. – Miałam pokój obok niego, darł się całą noc.
 -Może jest chory? – zaniepokoił się Dante, unosząc zatroskany wzrok znad gazety.
 -Jeśli już, to na głowę. – prychnęła Maddy.
 -Madienne! - wuj spojrzał na nią z naganą.
 -Przepraszam, wujku. Ja też się o niego martwię.
 -Pewnie miał jakiś koszmar. – łagodnie powiedziała Silva. Miała wyjątkowo dobry humor. – Nie ma się czym martwić, jestem pewna.
 Dyskusja urwała się, kiedy po hotelowych schodach zbiegł zaspany Cyryl. Obdarzył Julie rozmarzonym spojrzeniem, potem przeniósł wzrok na Arashiego, następnie na nóż, leżący na stole, na Arashiego, na nóż, na Arashiego…
 Chłopak uśmiechnął się nikczemnie.
 -Cześć, jak wam minęła noc? – usiadł na krześle i sięgnął w stronę miski z chlebem.
 -Nawet nieźle. A tobie? – Natalia spojrzała na niego podejrzliwie.
 -Świetnie.
 -Ale krzyczałeś w nocy. – zauważyła Madeleine.
 -Może z radości.
 -W zasadzie, jak go rano budziłem, to uśmiechał się jak głupi. – w zamyśleniu powiedział Metody.
 Cyryl skrycie spojrzał na przystojną twarz Arashiego, na wysokie czoło, ciemne, niezezowate oczy i westchnął ciężko.
Była tylko jedna możliwość.
  

*
  

-Czy mogę o coś zapytać? – Julia uniosła wzrok na Arashiego, który patrzył na nią wyczekująco.
 Uśmiechnęła się ze zmęczeniem, próbując dopiąć wiązania wypchanego plecaka.
 -Jasne.
 Usłyszawszy odpowiedź, Japończyk rozsiadł się wygodniej na jej łóżku, krzyżując nogi w kostkach i mrużąc oczy.
 -Dzisiaj, kiedy wracaliśmy ze śniadania, Cyryl Vale chyba przyczaił się na mnie z plastikowym nożem w ręce.
 -Może nie znalazł lepszego – zauważyła Julia.
 -Nie o to chodzi! Czego on ode mnie chcę?
 -Nie mam pojęcia. Ale jak będzie cię próbował zamordować, nie narób mu trwałych okaleczeń.
 Arashi uśmiechnął się lekko.
 -Oczywiście, nie na robię.
 -To świetnie. Chodź już, za dwie minuty mamy się spotkać z holu z resztą grupy. Spakowałeś się?
 -E…. nie.
 -Nie szkodzi. Ja mam prowiant dla naszej dwójki. – Julia narzuciła plecak na ramię, obejrzała się w lustrze i obróciła do przyjaciela. – Wiesz co? Jeśli będzie dzisiaj czas, kupie ci słownik francuski.

wtorek, 15 września 2015

46

-Przepraszam, mogę o coś zapytać?
Dellix odwrócił głowę i spojrzał w jasne oczy Strażniczki. Był od niej jakieś pół głowy wyższy, ale to nie sprawiało, że czuł się bezpieczniejszy. Widział, jak walczy. I w sumie trochę go to przeraziło.
-Tak – odparł cicho.
-Świetnie.
Silva usiadła na skraju wysokiego stołu obok niego, skrzyżowawszy nogi w kostkach. Chwile jakby się zastanawiała.
-Skąd masz swój miecz? – zapytała w końcu.
Dellix nie był specjalnie zdziwiony.
-Co cię to obchodzi, Strażniczko?
-Dziękuje bardzo, wyjątkowo niewiele. Ale mimo wszystko chcę wiedzieć.
-Jesteś arogancka.
-Teraz to zauważyłeś? Dante się zorientował zaraz przy pierwszy spotkaniu. A miał trzy lata, ja dwa i pół. No to?
-Znalazłem go. – Dellix poruszył lekko łopatkami, poprawiając ułożenie miecza na plecach.
-Gdzie? Nie patrz się tak na mnie, w końcu ci go nie ukradnę. Mam własny. – Silva milczała przez chwile. – Chcesz zobaczyć?
Ona i reszta grupy byli już spakowani – natomiast Dellix, Lane i Lucas zostawali w Londynie. Strażniczka podniosła swój plecak z ziemi i wysunęła przytłoczony do niego, przytrzymujący się na kilku rzemieniach podłużny kształt, owinięty w ciemny materiał.
Łagodnie położyła go na stole, jakby był dzieckiem i odgarnęła jedwab. Dellixowi wystarczyło jedno spojrzenie. Klinga była lśniąco biała z Strażniczymi runami wyrytymi na całej jej długości, cienkim pasmem pośrodku ostrza. Rękojeść czarna, dosyć długa, by dało trzymać się miecz obiema rękami. Ostrze obusieczne.
-Fantastyczna broń. – przyznał w końcu z niechętnym podziwem w głosie.
Silva uśmiechnęła się radośnie.
-Dziękuje, wiem. Twoja kolej, łowco.
Dellix z cichym westchnieniem zdjął swój miecz z pleców i podał Strażniczce. Zawirowała, świsnęła ostrzem, zaatakowała gwałtownie, po łuku. Nie jego. Powietrze.
Skinęła głową.
-To też dobra broń. Sądzę, że… nie jestem nieomylna – powiedziała z miną mówiącą raczej „Jasne, że jestem nieomylna”. - ….ale to ostrze kojarzy mi się trochę z Izraelem. Z czasami króla Salomona.
Dellixowi błysnęły oczy.
-Skąd wiedziałaś? Doprawdy….

*

-Czy ty i Dellix jesteście już najlepszymi przyjaciółmi? – bez jakiejkolwiek ciekawości spytał Dante, kiedy czekali na odprawę na lotnisku.
-A co, zazdrosny? – z taką samą neutralnością zapytała Silva, nie odrywając wzroku od książki.
-Nie, skądże. – odpowiedział, nie unosząc głowy znad kartek czytanego tomu.
Madeleine obserwowała ich ciekawie, oparta o najbliższą kolumnę.
-Reasumując. – stwierdziła. – Ciocia Silva znajduje sobie kumpla, wujek Dante kłamie, że nie jest zazdrosny, ona wie, że on kłamie i on wie, że ona wie, a w dodatku ona wie, że on wie, że ona wie.
-Zaplątałem się przy trzecim „wie”. – uprzejmie zauważył Nikolaj.
-Nie przejmuj się, ja też nie rozumiem. – Maddy machnęła ręką. – Co myślisz o tym, żeby pogadać sobie z Julią i Arashim?
-Chcesz z nimi rozmawiać?
-Nie, chcę, żebyś ty z nimi rozmawiał.
Nikolaj spojrzał na nią podejrzliwie.
-No nie, znowu? Nie możesz sobie odpuścić tego notesu?
-Nie. Ona teraz ma podwójną przewagę, notes i własnego zabójcę! – Madeleine posłała przyjacielowi szybkie spojrzenie. – Ale rzecz jasna wole ciebie.
-Dziękuje. Ale jak mam zagadywać i jego i ją? Arashi nawet nie umie po angielsku!
-To powiedz, że chcesz go o coś zapytać i poproś Julie na tłumacza, to wcale nie jest trudne.
-A może zamienimy się rolami? Chociaż raz ty mogłabyś być ofiarą podsuwaną na żer.
-Ale akurat ja się do tego nie nadaje! – zaprotestowała dziewczyna.
-A ja się nadaje?
Madeleine wahała się przez chwile.
-Nie, lepiej nie odpowiadaj. – stwierdził w końcu. – Okej, będę owieczką mającą zmylić smoka. Ty będziesz siarką i czymś tam jeszcze, czym napakowali tą biedną owcę.
Maddy uśmiechnęła się lekko.
-Dzięki, Nikolaj.
Podczas dwudziestu siedmiu kroków jakie musiał wykonać Nikolaj, przed dojściem do Julii i Arashiego, panicznie wymyślał jakiś uprzejmy i ciekawy temat do rozmowy. Rozejrzał się na boki, dostrzegł Adriana z Natalią i poczuł gwałtowną żądzę mordu.
Kto by pomyślał, że temat przyjdzie sam.
-Julia, zapytaj Arashiego, jak normalny śmiertelnik mógłby… EWENTUALNIE pokonać łowcę.
-Nie musisz się pytać Arashiego – dziewczyna uniosła na niego rozbawiony wzrok, odgarniając z oczu jasną grzywkę. – Ja też ci powiem. Gdybyś zaatakował Adriana, byłaby to najszybsza droga pójścia do piachu.
-Tak łatwo da się mnie rozszyfrować?
-W sumie tak. – Julia uśmiechnęła się lekko.
-Mimo wszystko chcę znać jego zdanie.
Łowczyni odwróciła się do Arashiego i wymieniła z nim kilka krótkich zdań. Japończyk obejrzał Nikolaja od stóp do głów, zmarszczył brwi a potem mruknął coś pod nosem.
-Mówi, że najlepiej by było, żebyś się w coś takiego nie mieszał.
-To moja siostra. Jeśli ten kretyn jej coś zrobi…
-To powinieneś się przespacerować do Madeleine lub do wuja Dantego, oni ci pomogą, ale nie atakować sam. A poza tym, dam ci radę. Nie, nawet DWIE rady. – Julia zajrzała nad ramieniem chłopaka. – Rada numer 1: jakby co użyj podstępu, zakochani nie myślą, to rzecz udowodniona naukowo. Rada numer 2: Powiedz Madeleine, żeby przestała grzebać mi w plecaku, bo notes zawsze mam przy sobie, a ona jeszcze pomnie mi ubrania.
Oddać Nikolajowi należało to, że nie spanikował.
-Jak to, Maddy grzebie ci GDZIE? – odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, lekko zmarszczył brwi, a potem parsknął śmiechem. – No, ładnie patrzysz, Julia. Przecież to jej plecak.
Julia wiedziała, że kłamał i on wiedział, że ona wie.
I wszystko było w najlepszym porządku.

*

-Julia?
-Co się stało, Arashi?
Kobiecy głos z brytyjskim akcentem oświadczył, że przed startem powinni zapiąć pasy i mogą odczuwać pewne turbulencje.
-Gdzie lecimy tym razem?
-To samolot do Nowego Jorku, zakładam więc, że właśnie tam. A co?
Łowczyni wychwyciła słuchem, że Cyryl i Metody dyskutują o kusicielskim głosie stewardesy i nie potrafiła nie przewrócić oczyma. Miała nadzieje, że nie skończy się to jak z tymi blondynkami. Chociaż… w sumie….
Zawsze mogła to nagrać.
-Słuchasz mnie? – zapytał Arashi.
Ze wstydem przygryzła wargę.
-Wybacz, zamyśliłam się. Co jest?
-Pytałem, co będę robił po wakacjach.
-Zależy. Chcesz się szkolić na łowcę, czy…. Wrócić?
Arashi zastanawiał się nad tym i to nie raz. I zdecydował.
-Chcę się uczyć.
-Gdzie?
-A gdzie ty się uczysz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-W Marsylii.
-Świetnie. Zawsze lubiłem Szwecję.
Julia parsknęła śmiechem.
-Ale to miasto we Francji!
-Jeszcze lepiej. To mogę? – Arashi lekko przekrzywił głowę i uśmiechnął się do niej prosząco. W sumie uśmiechał się rzadko kiedy, więc dziwnym sposobem ją to ucieszyło.
-Ale musiałbyś się nauczyć francuskiego.
-Bez problemu.
-W półtora miesiąca. – dodała Julia.
-To kiedy zaczynamy? – zauważył jej powątpiewającą minę i westchnął. – Dam radę. Jestem twoim nakama. – stwierdził, jakby było to coś wyjątkowego.
Zaraz jednak Julia uświadomiła sobie, że jest jedyną prócz cioci Silvy osobą, którą mogłaby tak nazwać i musiała przyznać to w duchu.
Bycie jej nakama BYŁO czymś wyjątkowym.
-Nawet teraz. – wyrwała kartkę ze swojego notatnika. – To jest słowo „Merci”. Powtórz.

sobota, 12 września 2015


45


Kiedy Lucas, Lane, Dellix, Silva i Dante wrócili nad ranem, większość ich młodych podopiecznych już spała.
Większość.
Natalia usnęła, oparłszy się o Adriana, który obejmował ją lekko, Cyryl zasnął na ramieniu Metodego, który spał z głową na zamkniętym laptopie, a Oliver przyniósł skądś pościel i skulił się na podłodze, okrywszy się trzema warstwami prześcieradła.
Julia i Madeleine nie zamierzały iść w ich ślady.
-Oszukujesz! – wykrzyknęła Maddy, oskarżająco wskazując na plansze od krimy.
-Nie ma co się unosić, kochana kuzynko. – dziewczyna uśmiechnęła się z chmurną satysfakcją. – Ja po prostu jestem… lepsza!
-Nie, ty po prostu nie grasz fair!
-Dobre sobie. Chyba mylisz mnie z Oliverem, bo ja zawsze…. Znaczy się, CZĘSTO gram fair.
-Ale tym razem oszukujesz.
-Wcale nie oszukuje!
-Założę się, że ulepszasz więcej Oddziałów niż ci wolno.
-Skąd wiesz? Z natury jesteś beznadziejna w tą grę.
-Zamknij się Jill, zanim weźmie mnie ochota, żeby zniszczyć ukochaną planszę wujka Dantego na TWOJEJ GŁOWIE!
-Nawet gdybym stała tuż przed tobą, nie trafiłabyś. – prychnęła Julia, zdradzając pierwsze oznaki zdenerwowania.
-Ty……
Nikolaj i Arashi siedzieli na oparciu kanapy i nie znając nawzajem swoich języków, rozumieli się świetnie. Oboje mieli przyjaciółki, które znielubiły się nawzajem i były co najmniej niezwykłe – trudno było ocenić, która gorsza. Obie myślały głównie o sobie, były irytujące, kłótliwe, sarkastyczne i nieznośne. Jedyna różnica między Arashim a Nikolajem polegała na tym, że pierwszy co ranek pytał, jacy bogowie zesłali mu Julie McEver, a drugi natomiast zapytywał, za jakie grzechy kazano mu polubić Madeleine Vale.
W tej chwili oboje z trudem powstrzymywali się od snu.
Odwrotnie Silva: kiedy tylko zobaczyła kłócące się dziewczyny, z szerokim uśmiechem szturchnęła kuzyna w bok i mrugnęła do niego radośnie, mimo ogarniającego ją zmęczenia.
-Wracają wspomnienia, nie?
Dante uśmiechnął się lekko.
-Myślisz, że byliśmy do nich podobni?
-Jeszcze się pytasz! No jasne! Ja byłam tą piękną, inteligentną i zdolną a ty byłeś… jak taka Madeleine.
Łowca spojrzał na nią z wyrzutem.
-Też cię kocham, kuzynie. – Silva ziewnęła cicho, przepuściła drużynę Lucasa w drzwiach, a potem zatrzasnęła je z głośnym trzaskiem.
Metody gwałtownie zerwał się na równe nogi, sprawiając, że Cyryl musiał odbyć bliskie spotkanie z podłogą, Oliver wyprostował się pod prześcieradłami, waląc głową w nogę stołu, Nikolaj drgnął z przestrachem, a potem utraciwszy równowagę spadł z kanapy, Arashi nagle naciągnął wszystkie mięśnie, nawet Madeleine i Julia przerwały kłótnie i pytająco spojrzały na przybyłych.
-Wróciliśmy. – melodyjnie zauważyła Strażniczka. Lekkim krokiem przeszła przez salon, na ułamek sekundy zatrzymując się przy wciąż śpiących Adrianie i Natalii. Uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie. – Ci to mają twardy sen. Dobranoc wszystkim. Nie, nie pytajcie o nic. Wszystko wytłumaczy wam Dante.
Łowca nie zdążył zaprotestować, bo kolejny huk zamykanych drzwi poinformował go, że Silva zatrzasnęła się w pokoju.
-Ona zniszczy mi wszystkie drzwi. – ponuro poskarżył się Lucas.
-Może spróbujesz z nią o tym podyskutować, niczym prawdziwy dyplomata? – zaproponowała Julia z niewinną miną.
-Myślisz, że to pomoże? – zainteresował się chłopak.
-Jasne, że nie, w jakim świecie ty żyjesz.
Lucas zamrugał ze zdziwieniem a potem posłał dziewczynie wściekłe spojrzenie.
Uśmiechnęła się szeroko.
Dopiero w tym momencie Nikolaj zaczął się wygrzebywać spod kanapy. Madeleine spojrzała na niego z rozbawieniem
-Co ty tam robiłeś, człowieku? – zapytała, wstając z krzesła i pomagając mu się podnieść.
Machnął ręką.
-To wszystko dlatego, bo nie jestem świetnie wytrenowanym zabójcą. – odparł niewyraźnie, sprawdzając, czy wszystkie jego zęby znajdują się na miejscu.
-Co proszę? – uniosła jedną brew.
-Nieważne. – szybko naprawił swoją wpadkę. – Naprawdę nieważne. Panie Vale, i jak było?
-Och, beznadziejnie. – łowca opadł na kanapę. Oliver, przestraszony nagłymi krokami tuż obok siebie, ponownie walnął głową w stół i zaklął cicho.
-Złapali ich. – beznamiętnie wytłumaczył Dellix, błyskając zębami.
Julia nie byłaby sobą, nie próbując powiedzieć czegoś ugryźliwego.
-A wy, rzecz jasna, walczyliście jak lwy w ich obronie? – zapytała kpiąco i uśmiechnęła się lekko, widząc, że milczą, zakłopotani. – Tak myślałam. Tłumacz, wuju.
Dante pokrótce streścił zebranym przebieg rozmowy w gabinecie Rollinga, pomijając obecność Metza. Zdradził to drużynie dopiero, kiedy Lane i Dellix pożegnali się i wyszli, a naburmuszony Lucas stwierdził dumnie, że idzie spać.
Jedyną, która nie ucieszyła się z obecności „wujka" Metza w Londynie, była Madeleine, która w nagłym przypływie niezwykłej u niej pamięci, przypomniała sobie, że to on na święta zawsze odgrywał Świętego Mikołaja.
-Mogłabyś się już przestać czepiać o ten karabin z wyrzutnią rakiet. – zauważył Cyryl.
-Nigdy! Nie przyniósł mi, już zawsze będę miała do niego traumę.
-Proszę zignorować tych kretynów, mów dalej wuju. – niecierpliwie powiedziała Julia.
-Ci kretyni są moimi siostrzeńcami. – uprzejmie zauważył Dante.
Mógł się mylić, ale w tym momencie wydawało mu się, że z pokoju Silvy dociera jej głos, mówiący coś, co brzmiało jak: „Cała ta rodzina jest walnięta”.
-No to po prostu ich ignoruj…. ICH. – Julia rozpaczliwie zamachała rękami, próbując wskazać na cały ten motłoch jednocześnie (czasami nazywała to też plebsem, ale motłoch mimo wszystko brzmiał lepiej).
-To mój wuj – zauważyła Madeleine, na chwile odrywając się od kłótni z braćmi.
-Co w związku z tym?
-Nie sądzisz, że bardziej właściwsze będzie, żebym ja mu rozkazywała?
Nikolaj z trudem zamaskował wybuch śmiechu jako kaszel. Dante spojrzał na niego podejrzliwie, ale chłopak tylko uśmiechnął się niewinnie.
-Może zamiast kłócić się, która z was będzie mi rozkazywać, będziemy kontynuować? – zaproponował łowca zmęczonym głosem. – A, i ktoś mógł by mi zrobić kawę.
Z nadzieją popatrzył po siostrzeńcach, ale ostatnie wypowiedziane przez niego zdanie zostało zgodnie zignorowane.
-Racja, mów dalej, wuju. – Metody skinął głową.
Dante westchnął z rezygnacją.
-W porządku, a więc skończyłem na tym, jak Rolling i… no, sami wiecie kto…
-Voldemort? – konspiracyjnym szeptem zapytała Madeleine.
Dante poczuł nagłą ochotę do wybuchnięcia bezsilnym płaczem, ale po momencie zastanowienia stwierdził, że mogłoby to wyglądać dosyć mało profesjonalnie i zrezygnował, poprzestając tylko na cichym jęknięciu.
-Nie, nie Voldemort. W każdym razie próbowali nam wytłumaczyć, kim jest ONA. To podobno kobieta, która znała Rollinga w dzieciństwie. Tylko, że podczas walk podczas ostatnich wakacji, stanęła po złej stronie. Była prawie tak potężna jak szef naszych przeciwników, tyle, że lepiej zakonspirowana. Łowcy prawie w ogóle o niej nie wiedzieli… prócz Metza. Nie powiedział nawet mi.
Łowca zauważył, że Julia patrzy na niego powątpiewająco.
-Ani nawet Silvie. – dodał.
Młoda McEver odprężyła się w oka mgnieniu.
-W każdym razie, teraz zaczyna działać znowu. Zaczęła od szantażowania Rollinga, kiedy ten chciał nas wezwać, próbowała nas zabić, poczynając od Silvy… cóż, dalej wiecie.
-Jak ona się nazywa?
-Nie mam pojęcia. W każdym razie przyjęliśmy to jako swego rodzaju zlecanie. Sądzę, że będziecie chcieli jechać z nami, nie?
-Jasne, że tak. – prychnął Metody. – Nie minęła jeszcze nawet jedna czwarta wakacji, nie mam ochoty nudzić się w domu.
-Z ust mi to wyjąłeś, braciszku. – Cyryl skinął głową. – No dobra, dosyć konspirowania na dzisiaj. Dobranoc, idę spać.
Wstał, przez przypadek lekko potrącając Adriana. Chłopak zatrzepotał powiekami i podniósł się o kilka centymetrów, rozbudzając Natalie.
-Coś nas ominęło? – dziewczyna z trudem powstrzymała ziewnięcie.
-Trochę ale wujek Dante wszystko wam… wujku? Wujku!?
Dante zasnął sprawiedliwym snem, z którego nawet cała armia McEver’ów nie mogła go obudzić.
Za oknem budził się Londyn.