46
-Przepraszam, mogę o coś zapytać?
Dellix odwrócił głowę i spojrzał w jasne oczy Strażniczki. Był od niej jakieś pół głowy wyższy, ale to nie sprawiało, że czuł się bezpieczniejszy. Widział, jak walczy. I w sumie trochę go to przeraziło.
-Tak – odparł cicho.
-Świetnie.
Silva usiadła na skraju wysokiego stołu obok niego, skrzyżowawszy nogi w kostkach. Chwile jakby się zastanawiała.
-Skąd masz swój miecz? – zapytała w końcu.
Dellix nie był specjalnie zdziwiony.
-Co cię to obchodzi, Strażniczko?
-Dziękuje bardzo, wyjątkowo niewiele. Ale mimo wszystko chcę wiedzieć.
-Jesteś arogancka.
-Teraz to zauważyłeś? Dante się zorientował zaraz przy pierwszy spotkaniu. A miał trzy lata, ja dwa i pół. No to?
-Znalazłem go. – Dellix poruszył lekko łopatkami, poprawiając ułożenie miecza na plecach.
-Gdzie? Nie patrz się tak na mnie, w końcu ci go nie ukradnę. Mam własny. – Silva milczała przez chwile. – Chcesz zobaczyć?
Ona i reszta grupy byli już spakowani – natomiast Dellix, Lane i Lucas zostawali w Londynie. Strażniczka podniosła swój plecak z ziemi i wysunęła przytłoczony do niego, przytrzymujący się na kilku rzemieniach podłużny kształt, owinięty w ciemny materiał.
Łagodnie położyła go na stole, jakby był dzieckiem i odgarnęła jedwab. Dellixowi wystarczyło jedno spojrzenie. Klinga była lśniąco biała z Strażniczymi runami wyrytymi na całej jej długości, cienkim pasmem pośrodku ostrza. Rękojeść czarna, dosyć długa, by dało trzymać się miecz obiema rękami. Ostrze obusieczne.
-Fantastyczna broń. – przyznał w końcu z niechętnym podziwem w głosie.
Silva uśmiechnęła się radośnie.
-Dziękuje, wiem. Twoja kolej, łowco.
Dellix z cichym westchnieniem zdjął swój miecz z pleców i podał Strażniczce. Zawirowała, świsnęła ostrzem, zaatakowała gwałtownie, po łuku. Nie jego. Powietrze.
Skinęła głową.
-To też dobra broń. Sądzę, że… nie jestem nieomylna – powiedziała z miną mówiącą raczej „Jasne, że jestem nieomylna”. - ….ale to ostrze kojarzy mi się trochę z Izraelem. Z czasami króla Salomona.
Dellixowi błysnęły oczy.
-Skąd wiedziałaś? Doprawdy….
*
-Czy ty i Dellix jesteście już najlepszymi przyjaciółmi? – bez jakiejkolwiek ciekawości spytał Dante, kiedy czekali na odprawę na lotnisku.
-A co, zazdrosny? – z taką samą neutralnością zapytała Silva, nie odrywając wzroku od książki.
-Nie, skądże. – odpowiedział, nie unosząc głowy znad kartek czytanego tomu.
Madeleine obserwowała ich ciekawie, oparta o najbliższą kolumnę.
-Reasumując. – stwierdziła. – Ciocia Silva znajduje sobie kumpla, wujek Dante kłamie, że nie jest zazdrosny, ona wie, że on kłamie i on wie, że ona wie, a w dodatku ona wie, że on wie, że ona wie.
-Zaplątałem się przy trzecim „wie”. – uprzejmie zauważył Nikolaj.
-Nie przejmuj się, ja też nie rozumiem. – Maddy machnęła ręką. – Co myślisz o tym, żeby pogadać sobie z Julią i Arashim?
-Chcesz z nimi rozmawiać?
-Nie, chcę, żebyś ty z nimi rozmawiał.
Nikolaj spojrzał na nią podejrzliwie.
-No nie, znowu? Nie możesz sobie odpuścić tego notesu?
-Nie. Ona teraz ma podwójną przewagę, notes i własnego zabójcę! – Madeleine posłała przyjacielowi szybkie spojrzenie. – Ale rzecz jasna wole ciebie.
-Dziękuje. Ale jak mam zagadywać i jego i ją? Arashi nawet nie umie po angielsku!
-To powiedz, że chcesz go o coś zapytać i poproś Julie na tłumacza, to wcale nie jest trudne.
-A może zamienimy się rolami? Chociaż raz ty mogłabyś być ofiarą podsuwaną na żer.
-Ale akurat ja się do tego nie nadaje! – zaprotestowała dziewczyna.
-A ja się nadaje?
Madeleine wahała się przez chwile.
-Nie, lepiej nie odpowiadaj. – stwierdził w końcu. – Okej, będę owieczką mającą zmylić smoka. Ty będziesz siarką i czymś tam jeszcze, czym napakowali tą biedną owcę.
Maddy uśmiechnęła się lekko.
-Dzięki, Nikolaj.
Podczas dwudziestu siedmiu kroków jakie musiał wykonać Nikolaj, przed dojściem do Julii i Arashiego, panicznie wymyślał jakiś uprzejmy i ciekawy temat do rozmowy. Rozejrzał się na boki, dostrzegł Adriana z Natalią i poczuł gwałtowną żądzę mordu.
Kto by pomyślał, że temat przyjdzie sam.
-Julia, zapytaj Arashiego, jak normalny śmiertelnik mógłby… EWENTUALNIE pokonać łowcę.
-Nie musisz się pytać Arashiego – dziewczyna uniosła na niego rozbawiony wzrok, odgarniając z oczu jasną grzywkę. – Ja też ci powiem. Gdybyś zaatakował Adriana, byłaby to najszybsza droga pójścia do piachu.
-Tak łatwo da się mnie rozszyfrować?
-W sumie tak. – Julia uśmiechnęła się lekko.
-Mimo wszystko chcę znać jego zdanie.
Łowczyni odwróciła się do Arashiego i wymieniła z nim kilka krótkich zdań. Japończyk obejrzał Nikolaja od stóp do głów, zmarszczył brwi a potem mruknął coś pod nosem.
-Mówi, że najlepiej by było, żebyś się w coś takiego nie mieszał.
-To moja siostra. Jeśli ten kretyn jej coś zrobi…
-To powinieneś się przespacerować do Madeleine lub do wuja Dantego, oni ci pomogą, ale nie atakować sam. A poza tym, dam ci radę. Nie, nawet DWIE rady. – Julia zajrzała nad ramieniem chłopaka. – Rada numer 1: jakby co użyj podstępu, zakochani nie myślą, to rzecz udowodniona naukowo. Rada numer 2: Powiedz Madeleine, żeby przestała grzebać mi w plecaku, bo notes zawsze mam przy sobie, a ona jeszcze pomnie mi ubrania.
Oddać Nikolajowi należało to, że nie spanikował.
-Jak to, Maddy grzebie ci GDZIE? – odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, lekko zmarszczył brwi, a potem parsknął śmiechem. – No, ładnie patrzysz, Julia. Przecież to jej plecak.
Julia wiedziała, że kłamał i on wiedział, że ona wie.
I wszystko było w najlepszym porządku.
*
-Julia?
-Co się stało, Arashi?
Kobiecy głos z brytyjskim akcentem oświadczył, że przed startem powinni zapiąć pasy i mogą odczuwać pewne turbulencje.
-Gdzie lecimy tym razem?
-To samolot do Nowego Jorku, zakładam więc, że właśnie tam. A co?
Łowczyni wychwyciła słuchem, że Cyryl i Metody dyskutują o kusicielskim głosie stewardesy i nie potrafiła nie przewrócić oczyma. Miała nadzieje, że nie skończy się to jak z tymi blondynkami. Chociaż… w sumie….
Zawsze mogła to nagrać.
-Słuchasz mnie? – zapytał Arashi.
Ze wstydem przygryzła wargę.
-Wybacz, zamyśliłam się. Co jest?
-Pytałem, co będę robił po wakacjach.
-Zależy. Chcesz się szkolić na łowcę, czy…. Wrócić?
Arashi zastanawiał się nad tym i to nie raz. I zdecydował.
-Chcę się uczyć.
-Gdzie?
-A gdzie ty się uczysz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-W Marsylii.
-Świetnie. Zawsze lubiłem Szwecję.
Julia parsknęła śmiechem.
-Ale to miasto we Francji!
-Jeszcze lepiej. To mogę? – Arashi lekko przekrzywił głowę i uśmiechnął się do niej prosząco. W sumie uśmiechał się rzadko kiedy, więc dziwnym sposobem ją to ucieszyło.
-Ale musiałbyś się nauczyć francuskiego.
-Bez problemu.
-W półtora miesiąca. – dodała Julia.
-To kiedy zaczynamy? – zauważył jej powątpiewającą minę i westchnął. – Dam radę. Jestem twoim nakama. – stwierdził, jakby było to coś wyjątkowego.
Zaraz jednak Julia uświadomiła sobie, że jest jedyną prócz cioci Silvy osobą, którą mogłaby tak nazwać i musiała przyznać to w duchu.
Bycie jej nakama BYŁO czymś wyjątkowym.
-Nawet teraz. – wyrwała kartkę ze swojego notatnika. – To jest słowo „Merci”. Powtórz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz