48
-Sądzę, że rozdzielenie się było beznadziejnym pomysłem. – beztrosko stwierdziła Silva, spokojnie idąc po grubej na jakieś pięć centymetrów poręczy, zawieszonej koło schodów.
-Rozdzielenie się było dobrym pomysłem – zaprzeczył Dante, spoglądając na nią chmurnie. – To sposób w jaki się rozdzieliliśmy wszystko skomplikował.
-Dlaczego? Każdy poszedł z tym, z kim chciał iść.
Nie skomentowała ironicznego spojrzenia, którym obrzucił ją kuzyn. Cóż, rzeczywiście, on chyba wolał iść z kimś innym.
-Silvo, podzieliliśmy się na bardzo słabe i bardzo mocne grupy. A wszystkie powinny być… no cóż, średnie. – po momencie wytłumaczył jej Dante.
-Przecież są.
-Wcale nie, na przykład Adrian poszedł z Natalią. Musi ją bronić, więc będzie mniej skuteczny w ataku i mogą mocno dostać.
-Racja. Innym przykładem jest to, że ja poszłam z tobą. Muszę cię bronić, więc…
-Silvo!
Uśmiechnęła się do niego, zeskakując z poręczy. Dante tylko przewrócił oczyma. Był zły. Kiedy był zły i nie działo się to z jej powodu, należało się martwić.
-Nie przejmuj się, w końcu to my idziemy w paszczę lwa. – pocieszyła go, rozglądając się za tabliczką, informującą, na jakiej są ulicy.
-Owszem, ale to wcale nie znaczy, że im nic nie grozi.
-Cóż, Arashiemu i Julii na pewno nie.
-Zabójca i łowczyni, ciekawa z nich para. – mruknął pod nosem.
-Nie są parą. – zauważyła Silva.
-Chodzi mi o to, że współpracują. Dziwi mnie to.
-E tam, bardziej się dziwili, jak my zaczęliśmy współpracować. O, jest tabliczka! Obwieszczam ci z prawdziwą radością, że wysiedliśmy na dobrej ulicy. Nasz informator mieszka w tamtym wieżowcu. Na ostatnim piętrze.
-Świetnie. – Dante nie wyglądał na specjalnie uradowanego. – Miejmy nadzieje, że winda będzie działać.
*
-Cyryl, co ci? – zaniepokoił się Metody po pół godzinie łażenia z bratem po mieście.
-Nic. – chłopak niezgrabnie poruszył ramionami.
Metody zastanawiał się przez moment.
-Hm… chodzi o Julie? O nią i o Arashiego, tak?
Cyryl nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Po prostu machnął ręką, chcąc uciąć temat. Jego brat zastanawiał się, od kiedy tamten zaczął myśleć, że jeden gest może urwać dyskusje.
-Ej, MI możesz się zwierzyć.
-Właśnie, że nie. A kto ostatnio poderwał te dwie straszne dziewczyny, przez które będę zadłużony do końca moich dni!?
-Ale to ty je zauważyłeś, ja tylko chciałem cię wkurzyć.
Cyryl prychnął cicho.
-Dziękuje bardzo, od razu poprawiło mi to nastrój.
-Serio?
-NIE.
Metody pokręcił głową, widząc, że nic nie wskóra. Cóż, w końcu jego brat miał ośli upór.
-A mi zaczęła się podobać inna. – zagadnął nagle brata.
Cyryl z pewną ciekawością uniósł głowę.
-Która?
-Zgadnij.
-Chyba nie żadna z tych blondynek?
-Chyba zwariowałeś.
-Racja. I nie Julia?
-Nie.
-Natalia?
-Jeszcze mi życie miłe, gdybym jej coś zrobił, Adrian by mnie zatłukł.
-Co prawda to prawda. Może… hm… jakie mamy jeszcze opcje… Felicyty?
-Pogrzało cię? – Metody popatrzył na niego z rozbawieniem.
-Chyba nie Maddy, co?
-Nie. Wydaje mi się, że ona serio leci na Nikolaja.
-Na jego miejscu bym uciekał.
-Uważaj, bo zaraz się okaże, że stoi ci za plecami.
Cyryl popatrzył na brata z przerażeniem a potem z obawą obejrzał się przez ramię. Pusto. Odetchnął z ulgą.
-Musiałeś mnie straszyć?
-Ja tylko uprzedzam fakty. – Metody niewinnie wzruszył ramionami.
-A wracając do tematu… Chyba nie chodzi ci o nikogo dorosłego?
-Nie, no co ty.
-A więc… hm… a dawno poznałeś tego kogoś?
-Niedawno. Kilka dni temu.
-Łowczyni?
-A co, myślałeś, że łowca?
-Chodziło mi tylko o to, czy jest jednym z nas, czy nie. Ładna – nie zaprzeczaj, Metody, wiem, że lubisz ładne – łowczyni, poznana niedawno… Starsza od ciebie?
-Chyba tak. Tylko trochę.
-Czyżby… E, nie. Z nimi byś nie zadzierał. – Cyryl zaprzeczył ruchem głowy.
-Z kim?
-No… z drużyną Lucasa. Bo chyba nie chodzi ci o tą… Lane, no nie?
-No właśnie tak.
Cyryl milczał przez chwile, z przerażeniem patrząc na brata, który właśnie okazał się być niebezpiecznym szaleńcem.
-Zwariowałeś. – poinformował go z dojmującą uczciwością, a potem potrząsną płowymi włosami i lekko odwrócił głowę. – Hej, czy to nie Nikolaj i Madeleine?
-Owszem. – Metody zmrużył oczy, patrząc na siostrę i jej przyjaciela, stojących po drugiej stronie ulicy. – To są Nikolaj i Madeleine.
*
Okazało się, że winda była, ale Dante przywitał ten fakt ze średnią radością. Niby cieszył się, że nie będzie musiał wchodzić na czterdzieste piętro, ale mimo to… nie uśmiechało mu się spędzenie z Silvą tych kilku minut w jednym, małym pomieszczeniu.
Przewidywał, że jedno z nich może nie wyjść z tego żywe i jeśli tak się stanie, będzie to raczej on.
Do windy – pomieszczenia trzy na trzy metry, z jedną szklaną ścianą, za którą widać było ulicę - wsiedli razem z grubym biznesmenem. Dante uprzejmie zapytał się go, na które jedzie i otrzymawszy równie uprzejmą odpowiedź, nacisną przycisk z numerem trzydzieści sześć.
Drzwi się zamknęły, winda ruszyła, a łowca poczuł się jak zwierze w klatce.
Silva już po chwili zauważyła, że nad wejściem do windy wisi napis „Udźwig do 250kg” i podejrzliwie rzuciła okiem na tuszę biznesmena.
-Ile pan waży? – zapytała nieufnym tonem.
Wydawało jej się, że Dante jęknął głucho.
Biznesmen spojrzał na nią ze zdumieniem.
-Co panią to obchodzi?
-Udźwig jest do 250 kilogramów, a życie jest mi jeszcze miłe, więc wole się upewnić.
-Ta kobieta jedzie z panem? – zapytał mężczyzna Dantego.
Łowca uśmiechną się trochę zbyt szeroko i za sztucznie.
-A skądże, nie znam tej pani.
Silva posłała mu niedowierzające spojrzenie zza pleców biznesmena.
-Ale niech pan jej lepiej poda tą swoją wagę, bo wydaje mi się, że ona cierpi. – dodał po chwili łowca.
Biznesmen rzucił mu podejrzliwe spojrzenie a potem ponownie zwrócił się w stronę Strażniczki.
-Sto dwadzieścia. – powiedział z godnością.
-Serio? – z rozbawieniem oparła się o ścianę windy.
-Może… może sto trzydzieści.
-Ta, jasne.
-Sto pięćdziesiąt i ani grama więcej! – ryknął, wściekły i upokorzony.
-Dziękuje. – beztrosko odparła Silva. – A więc… Dante, tak na oko, siedemdziesiąt pięć, ja sześćdziesiąt. Przeliczając to…
Dante liczył przejechane piętra. Byli już na dwudziestym. Przeklinał windę za tak wolną jazdę, jednocześnie usiłując morderczym spojrzeniem sprawić, by kuzynka umilkła.
Niestety, Silva była jednostką do szpiku kości pozbawioną moralności, więc mówiła dalej.
-….To daje dwieście osiemdziesiąt pięć kilogramów. Chyba będziemy pana musieli stąd wyrzucić. – Strażniczka znacząco spojrzała na malejącą w dole ulicę, widzianą przez szklaną ścianę windy.
Biznesmen pobladł.
-Jest też alternatywa. – pocieszyła go. – Jak szybko potrafi pan chudnąć?
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, bo drzwi otworzyły się i wysiadł pospiesznie. Kiedy winda znów ruszyła, Dante oskarżająco spojrzał na Silve.
-Ten facet pewnie już do końca życia będzie miał problemy psychiczne!
-To pewnie przez tą wagę. – Strażniczka uśmiechnęła się lekko.
-Zawsze będzie się bał wsiąść do windy, myśląc, że ty już na niego czekasz i będzie biegł przez trzydzieści sześć pięter…
-Wyjdzie mu na zdrowie!
-Silvo, dlaczego ty wszystkich wyprowadzasz z równowagi? – zapytał wreszcie z rezygnacją.
Strażniczka z rozbawieniem trąciła go w ramię.
-Takie już mam hobby. Chodź, nasz informator czeka.
Wysiedli z windy i zadzwonili do drzwi. Posłali sobie nawzajem trochę nerwowe spojrzenia. Dante pomyślał, że teraz może być już tylko lepiej.
Drzwi zaskrzypiały.
-Silva? Dante? – radosny krzyk przeciął powietrze, a w następnej chwili ktoś rzucił się łowcy na szyje.
-Veronica? – wykrztusił cicho.
Z deszczu pod rynnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz