środa, 20 stycznia 2016


17
  

-No to, Deboro…
 -Debra. Mam na imię Debra. – warknęła Debra Rose, mierząc Cyryla Vale’a ostrym spojrzeniem.
 -Ale ciocia Silva powiedziała, że…
 -Nie wierzcie jej, ona kłamie. – wtrąciła się Strażniczka.
 Ona i była agentka Hadesu wymieniły wściekłe spojrzenia.
 -One się NIENAWIDZĄ. – mruknął Adrian z cieniem zdziwienia w głosie.
 -Nie daj się zwieść pozorom – radośnie odparł Dante. – Są tylko o krok od złożenia ślubów wiecznej przyjaźni.
 -Hej! – zaprotestowała Silva.
 Łowca roześmiał się, wystawiając twarz na promienie słońca.
 Szli parkiem – gdyby ktoś go zapytał, nie potrafiłby odpowiedzieć, jak się ten park nazywał, a mimo to, był przekonany, że na zawsze to zapamięta. Ich grupa rozciągnęła się: Adrian i Natalia szli z samego tyłu, potem Jill, Arashi i Sherlock, tuż przed nimi Cyryl i Metody, dalej Madeleine, która chwilowo zapomniała o kompromitującej barwie włosów i zażarcie dyskutowała o czymś z Nikolajem, wreszcie Debra, Silva i on sam. Liście na drzewach nabrały już intensywnych, jasnych barw: od czerwieni, poprzez pomarańcz i brąz, aż do żółci. Ścieżkami przechadzało się o tej porze niewielu ludzi, więc osobę, której oczekiwali, dostrzegli z daleka.
 Ciemnoskóry mężczyzna przypominał trochę dżina z legend. Miał twarde, bezlitosne rysy obcokrajowca, oczy jakby obrysowane cienką, czarną linią, ręce poznaczone setkami mniejszych i większych blizn oraz zakrzywiony miecz, którego rękojeść wystawała mu znad ramienia.
 U jego boku stał brązowowłosy i zielonooki chłopak, mający około dziewiętnastu lat i dziewczyna w bezrękawniku o włosach w kolorze morskiej zieleni.
 -Nie powiedział, że będzie razem z drużyną – mruknęła Silva pod nosem. Zakodowała, że jej kuzyn skrzywił się lekko na widok ciemnoskórego wojownika (świetnie, a więc nie tylko ona będzie tu cierpiała). – Cześć, Dellix!
 Zdziwiona, trzyosobowa grupa odwróciła się w ich stronę. Na twarzy mężczyzny pojawił się słaby ukłon i pochylił się lekko, jakby w powitalnym pokłonie.
 -Strażniczka Silva, Dante Vale – dziewiętnastolatek posłał im niechętny uśmiech.
 -O, Lucas z najsławniejszego-rodu-w-świecie-łowców. Nie tęskniliśmy, gdybyś chciał wiedzieć. – wesoło poinformowała go Strażniczka.
 Metody wyprostował się gwałtownie.
 -Hej… Lane. – powiedział cicho.
 Morskowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko.
 -Cześć Drużyno Turnieju.
 -Drużyna Turnieju? – Debra spojrzała na nich ze zdziwieniem.
 -A i owszem. Maddy, wujek Dante, Nikolaj, Metody, Adrian, Natalia, ciocia Silva, ja i Julia. – Cyryl błyskawicznie znalazł się koło wybranki swojego serca, przyjacielsko klepiąc ją po ramieniu.
 Wybrał sobie szybko sposób na samobójstwo.” – chłodno pomyślał Arashi Tenmetsu.
 Jill odsunęła się na krok od młodego Vale’a.
 -Drużyna Turnieju brzmi nieźle. – uznała Maddy.
 -Trzeba przyznać. – zgodził się z nią wuj.
 -Po prostu znakomicie, ale może powiedzielibyście, czego od nas chcecie? – prychnął Lucas.
 -Od ciebie ni… - zaczął Dante, ale Silva przerwała mu nagle.
 -Wiesz, gdybyś mógł włożył na głowę papierową torbę, to by było świetne. – powiedziała z zapałem.
 -I sznur na szyje. – ironicznie dodał jej kuzyn. – A najlepiej, gdyby Lucas powiesił go na haczyku przy suficie i zeskoczył z krzesła, co?
 -Ty to masz dzisiaj trafione pomysły, Dante. – Strażniczka popatrzyła na niego z podziwem.
 Lane nie powstrzymała lekkiego uśmiechu.
 -Ach, no tak. Pozwólcie sobie, że was przedstawię: to jest Debra Rose, a to Lane, Lucas i Dellix. – pośpiesznie powiedział łowca.
 -Ona ma na imię Debora, Dante się pomylił. – szybko poprawiła go Silva.
 -Wcale nie! – zaprzeczyła była agentka Hadesu.
 -Nie wierzcie jej, to w dodatku patologiczna kłamczyni – teatralnym szeptem poinformowała drużynę Lucasa Strażniczka, zasłaniając usta dłonią.
 Natalia i Maddy jednocześnie parsknęły śmiechem.
 -Bardzo zabawne, Silvo. – prychnęła Debra.
 -Dziękuje, wiem. W każdym razie, może porozmawiamy w jakimś ustronniejszym miejscu, co? – zaproponował Dante.
 -Dobry pomysł. – Lucas wyjątkowo się z nim zgodził. – Nawet znam takie jedno…


*
  

Valerianowi wyjątkowo się poszczęściło.
 Już po pół godzinie zarejestrował Jill i resztę grupy, przechodzących na pasach w pobliżu Wieży Eiffla.
 -Trafiony-zatopiony. – mruknął pod nosem, starannie zapisując godzinę. Czuł w sobie cień satysfakcji: byłaby ona większa, gdyby kamery miały wbudowane lasery. Jedno cięcie i ten piekielny zabójca wylądowałby bez głowy.
 Niestety, akurat o mordercach-psychopatach władzę Paryża nie pomyślały.
 Drużyna znikła z kamery, na której ich zauważył, lecz w tym samym momencie pojawiła się na następnej, potem na kolejnej i kolejnej…
 Dokąd oni idą?” – z niepokojem pomyślał Valerian.
 Był już raz w Paryżu, i to w ostatnie wakacje, kiedy to Julia bawiła się w Turniej ze swoim zabójcą. Wiedział, że jest tam usytuowana jedna z placówek łowców – odwiedził ją nawet z wujem Guggenheim’em.
 Czyżby właśnie tam szła grupa? Prowadził ją jakiś brązowowłosy chłopak: szedł szybko, zdecydowanym krokiem, jakby słowa takie jak „wahanie”, „niezdecydowanie” i „pomyłka” nie miały racji istnienia w jego słowniku. Koło niego podążała dziewczyna… stop. Przecież taki kolor włosów nie istnieje w naturze. Chociaż… w sumie to jego też nie istniał. Większość osób, jakie poznał, myślały, że krwistoczerwoną barwę zawdzięcza farbie do włosów.
 Mylili się.
 Valerian otrząsnął się z zamyślenia. Nikogo z grupy nie było już na kamerze.
 Czyżby ich zgubił?
 Był bliski wpadnięcia w popłoch, ale zmusił się do spokojnego przeglądnięcia nagrań z sąsiednich kamer. Znalazł ich na ostatniej i odetchnął z ulgą.
 A teraz tylko krok po kroku, żeby dowiedzieć się, dokąd idą.
 Zżerała go ciekawość.


*


-Dante?
 -Hm?
 -3?
 -A o co ci chodzi?
 -O pierwszą cyfrę numeru twojej dziewczyny.
 -Nie mam dziewczyny.
 -A więc to już żona? A mówiłam ci, żebyś nie brał jej do Las Vegas.
 -Silvo!
 -Oj, nie złość się. W każdym razie twoja mina była bezcenna. Mogę zrobić zdjęcie?
 -Nie!
 -Cóż, i tak było już za późno. Nie złość się.
 -Nie złoszczę.
 -Żartujesz chyba!? W takim razie musimy to czym prędzej zmienić.
 -Ale…
 -To 3, czy nie?
 -Nie.
 -To może cztery?
 -Może.
 -Dante!
 -Słucham?
 -To jest 4, czy to nie jest 4!?
 -Tak.
 -Co „tak”!?
 -Tak.
 -Dante! Co ty wyprawiasz???
 -Robię ci zdjęcie. O, zobacz. Właśnie TO jest bezcenna mina.
 -Ale…
 -Oj, już nic nie mów. Przecież skasuje. Ups! Przez całkowitą pomyłkę wysłałem do wszystkich znajomych.
 -DANTE VALE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 -Możecie się przestać kłócić? – zapytał poirytowany Lucas.
 -Nie teraz. – warknęła Silva, usiłująca wyrwać kuzynowi komórkę.
 -Ale… doszliśmy.
 -Co!?
 Stali pod gmachem placówki łowców we Francji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz