sobota, 23 stycznia 2016

18



Wszystko było tak, jak pamiętał Dante.
 No, przynajmniej na początku.
 Kilka zapracowanych osób, segregujących akta, pewna liczba jakichś interesantów, porządne, nowoczesne meble… Jak w biurze nieruchomości. Łowców można było rozpoznać tylko po amuletach.
 -Czemu nas tu przyprowadziłeś? – zapytał, zrównując się z Lucasem.
 -Nadszedł czas, by spotkać przyjaciół, Dante. – spokojnie odparł chłopak, mierząc go przenikliwym spojrzeniem.
 -Kto tu jest?
 -Zgaduj.
 -Peter.
 -Nie jesteś nawet taki zły w tą grę – przyznał niechętnie. – Ale nie tylko.
 -Niby kto jeszcze…
 Dante urwał, widząc, jak do poczekalni, w której siedzieli, wchodzi rosły, na oko pięćdziesięcioletni blondyn.
 Ostatni raz widzieli się jakieś półtora tygodnia temu.
 -Guggenheim!
 -Dante. Silvo. Miło was widzieć – mężczyzna posłał im zmęczony uśmiech. – Dobrze, że ich przyprowadziłeś, Lucas. A teraz… - spojrzał na chłopaka znacząco.
 -Jasne. Chodź – młody łowca skinął na Lane. – Gdybyśmy jednak mogli w czymś pomóc….
 -Papierowa torba – śpiewnie przypomniała mu Silva.
Lucas prychnął lekceważąco i wyszedł z budynku, Lane natomiast oglądnęła się na nich nieśmiało, pomachała i dopiero wtedy zniknęła za drzwiami.
 -Jest piękna – z rozmarzeniem stwierdził Metody.
 Cyryl spojrzał na niego jak na wariata.
 -Dobrze się czujesz?
 Guggenheim klasnął w ręce, doprowadzając ich do porządku.
 -Chodźcie do mojego biura, tam wszystko wam wytłumaczę.
 Po chwili siedzieli już w dużym gabinecie z panoramicznym widokiem na Paryż. Kilkanaście przecznic stąd widać było jeszcze monumentalną wieże Eiffla. Dante postanowił skupić na niej wzrok, ignorując rozmowę Silvy i Dellixa - po chwili jednak uznał, że jest też inne rozwiązanie i podczas gdy Guggenheim na szybko przeglądał jakieś dokumenty, wszczął dyskusje z Debrą.
 Mamy remis, Silvo.”
 -No dobrze… - powoli powiedział członek Rady, prostując się w fotelu. – A więc… drużyna Lucasa nie przybliżyła mi tej sprawy i chyba powinienem się z tego cieszyć. Wy zawsze pakowaliście się w kłopoty, od samego dzieciństwa. W każdym razie… możemy wam przecież pomóc.
 -Najpierw dobrze byłoby się dowiedzieć, co wiedzą Debora i Dellix. – zauważyła Strażniczka.
 Debra zgrzytnęła zębami.
 Julia uśmiechnęła się lekko, słysząc jej dźwięk. Przykucnęła pod ścianą, bawiąc się metalową zagadką, czymś jak kostka Rubika – u jej boku Arashi bawił się z Sherlockiem. Z każdą minutą chłopak wyglądał na coraz bardziej odprężonego – znikała sztywna postawa, morderczy błysk w oku, bezosobowa twarz zabójcy.
 Zachowywał się całkiem, jakby był normalnym nastolatkiem.
 Chwilowo.
 Obok nich Madeleine i Nikolaj grali w krime – skąd jej szalona kuzynka to wzięła??? Chyba nie nosiła tego w torbie, co? Jill nigdy nie wzięła by czegoś takiego: w plecaku miała tylko kilka książek, dwa sztylety i kilka butelek ognia greckiego.
 To przecież normalny zestaw, nie?
 Dalej: Metody i Cyryl. Najwyraźniej grali w coś na laptopie („Jeny, kretynie, nie cyklopem, przecież zmiażdży nam centaury! Nie!!!”). Potem jeszcze Natalia i Adrian. Julia zmrużyła oczy: panna Bates miała chyba nowy naszyjnik. Dopiero po chwili łowczyni rozpoznała biżuterie rodową.
 ALBO Adrian był bardzo głupi, ALBO bardzo się zakochał, co i tak sprowadzało się do tego, że musiał być głupi lub słaby psychicznie. Zakochać się? Po co? Ona nigdy czegoś takiego by nie zrobiła.
 Po tym końcowym stwierdzeniu odwróciła się i uśmiechnęła się do Arashiego.
 -Kiedy byłam jeszcze agentką Hadesu – powiedziała Debra po przedłużającej się chwili milczenia. – Opowiadaliśmy sobie, że Moriarty… my nazywaliśmy go inaczej, ale skoro wam tak się przedstawił… W każdym razie, mówiliśmy, że ma on wiele domów na całym świecie, ale w jesień zazwyczaj jeździ do Egiptu. Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Gadałam ostatnio z kilkoma moimi starymi znajomymi. Jeden, Henry, był bardzo blisko Raftsa. Kiedyś podobno słyszał, jak ten coś mówi właśnie o tym „corocznym wypoczynku”.
 -Potwierdzam. – wtrącił się Dellix. – Moi informatorzy również mówili o wypoczynku w Egipcie.
 -Wymieniali jakieś miasto? – zapytał Dante. Egipt… z czymś mu się to wiązało. Tam utracił jednego z najbliższych przyjaciół, ale to uczucie, które go teraz ogarnęło, było świeższe. Słyszał nazwę tego kraju nie dalej jak miesiąc temu… Ale o co wtedy chodziło?
 -Kair. – odparł ciemnoskóry wojownik.
 -Arashi, a ty coś wiesz? – po japońsku zagaiła Silva.
 Julia szybko streściła chłopakowi dotychczasowe wyniki rozmowy. Zabójca powoli skinął głową.
 -Niewiele wiem, byłem tylko pomniejszym pionkiem. – powiedział cichym głosem, jakby każde słowo zadawało mu ból. Każde wspomnienie… - Ale rzeczywiście, słyszałem o tym, że ON jeździł do Kairu.
 -Świetnie, a więc mamy dwa wyjścia – stwierdził Dante. – Albo zniszczymy to co zrobił pod jego nieobecność, albo…
 -…dopadniemy jego samego. – dokończyła za kuzyna. – I to chyba będzie lepsze wyjście. Moriarty jest jedną z takich osób, które nawet gdy utracą wszystko, potrafią odbudować życie z niczego. Na nowo zbudowałby swoje imperium – natomiast bez niego wszystko upadnie.
 -Czyli do Kairu? – zapytała Maddy, unosząc głowę znad krimy.
 -Chyba tak – przyznał Dante.
 -Aha, więc gdybyś chciał coś dla nas zrobić, Guggenheim – dodała Silva. – To zarezerwuj nam bilety na dzisiejszy lot.
 -Z przyjemnością. Znowu się w coś w pakujecie, co nie? Dante? Dante?
 A łowca milczał, marszcząc brwi i zastanawiając się, z czym kojarzy mu się Kair i Egipt.


*


-Hej, Dante!
 -Peter!
 Chłopak, który dołączył do nich zaraz po tym, jak wyszli na korytarz, był zdecydowanie za niski na swój wiek. Miał krótkie, brązowe włosy i profesorskie okulary – jego nauczycielski wygląd mógł konkurować wręcz z wizerunkiem Metodego.
 Zaraz też zmierzył siostrzeńca Dantego ciekawym spojrzeniem.
 -Niezłe okulary.
 -I nawzajem. – ostrożnie odparł Metody. – Fajna lornetka.
 -Dzięki.
 Popatrzyli na siebie jeszcze raz, a potem jak na komendę, nieśmiało odwrócili wzrok.
 -Pozwól, że ci przedstawię – szybko powiedział Dante. - Silva, Debra…
 -Debora. – przerwała mu Strażniczka.
 -…Jill, Maddy, Nikolaj, Natalia. Cyryl, Metody, Arashi i Adrian. E… przepraszam, i Sherlock.
 -Cała Drużyna Turnieju w komplecie – podsumowała Madeleine.
 -Arashi należy do Drużyny? – z niedowierzaniem i zawodem zapytał Cyryl.
 -Przykro mi, braciszku, ale tak.
 -To nie fair – stwierdził smutno.
 -Co tu porabiacie? – zapytał Peter. – O, nawiasem mówiąc, cieszę się, że żyjesz. Fajnie jest w Radzie?
 -Całkiem nieźle.
 -A co z twoją dawną drużyną? Nie, żeby było mi przykro, że pani milusińskiej tu nie ma…
 Dante z trudem powstrzymał odruch przewrócenia oczyma. Silva parsknęła tłumionym śmiechem.
 -….ale ciekawi mnie, co się z nimi dzieje. – dokończył Peter.
 -Wszystko w porządku – zapewnił go Dante.
 W następnym momencie wybuchła awantura w której uczestniczyli Metody, ciasteczka z marmoladą i pewna łowczyni, więc nie mieli czasu, by kontynuować dyskusje.



*


-Pani milusińska? – wesoło zapytała Silva, kiedy wyszli z budynku.
 Dante posłał jej wrogie spojrzenie.
 -Zamknij się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz