18
Wszystko było tak, jak pamiętał Dante.
No, przynajmniej na początku.
Kilka zapracowanych osób, segregujących akta, pewna liczba jakichś interesantów, porządne, nowoczesne meble… Jak w biurze nieruchomości. Łowców można było rozpoznać tylko po amuletach.
-Czemu nas tu przyprowadziłeś? – zapytał, zrównując się z Lucasem.
-Nadszedł czas, by spotkać przyjaciół, Dante. – spokojnie odparł chłopak, mierząc go przenikliwym spojrzeniem.
-Kto tu jest?
-Zgaduj.
-Peter.
-Nie jesteś nawet taki zły w tą grę – przyznał niechętnie. – Ale nie tylko.
-Niby kto jeszcze…
Dante urwał, widząc, jak do poczekalni, w której siedzieli, wchodzi rosły, na oko pięćdziesięcioletni blondyn.
Ostatni raz widzieli się jakieś półtora tygodnia temu.
-Guggenheim!
-Dante. Silvo. Miło was widzieć – mężczyzna posłał im zmęczony uśmiech. – Dobrze, że ich przyprowadziłeś, Lucas. A teraz… - spojrzał na chłopaka znacząco.
-Jasne. Chodź – młody łowca skinął na Lane. – Gdybyśmy jednak mogli w czymś pomóc….
-Papierowa torba – śpiewnie przypomniała mu Silva.
Lucas prychnął lekceważąco i wyszedł z budynku, Lane natomiast oglądnęła się na nich nieśmiało, pomachała i dopiero wtedy zniknęła za drzwiami.
-Jest piękna – z rozmarzeniem stwierdził Metody.
Cyryl spojrzał na niego jak na wariata.
-Dobrze się czujesz?
Guggenheim klasnął w ręce, doprowadzając ich do porządku.
-Chodźcie do mojego biura, tam wszystko wam wytłumaczę.
Po chwili siedzieli już w dużym gabinecie z panoramicznym widokiem na Paryż. Kilkanaście przecznic stąd widać było jeszcze monumentalną wieże Eiffla. Dante postanowił skupić na niej wzrok, ignorując rozmowę Silvy i Dellixa - po chwili jednak uznał, że jest też inne rozwiązanie i podczas gdy Guggenheim na szybko przeglądał jakieś dokumenty, wszczął dyskusje z Debrą.
„Mamy remis, Silvo.”
-No dobrze… - powoli powiedział członek Rady, prostując się w fotelu. – A więc… drużyna Lucasa nie przybliżyła mi tej sprawy i chyba powinienem się z tego cieszyć. Wy zawsze pakowaliście się w kłopoty, od samego dzieciństwa. W każdym razie… możemy wam przecież pomóc.
-Najpierw dobrze byłoby się dowiedzieć, co wiedzą Debora i Dellix. – zauważyła Strażniczka.
Debra zgrzytnęła zębami.
Julia uśmiechnęła się lekko, słysząc jej dźwięk. Przykucnęła pod ścianą, bawiąc się metalową zagadką, czymś jak kostka Rubika – u jej boku Arashi bawił się z Sherlockiem. Z każdą minutą chłopak wyglądał na coraz bardziej odprężonego – znikała sztywna postawa, morderczy błysk w oku, bezosobowa twarz zabójcy.
Zachowywał się całkiem, jakby był normalnym nastolatkiem.
Chwilowo.
Obok nich Madeleine i Nikolaj grali w krime – skąd jej szalona kuzynka to wzięła??? Chyba nie nosiła tego w torbie, co? Jill nigdy nie wzięła by czegoś takiego: w plecaku miała tylko kilka książek, dwa sztylety i kilka butelek ognia greckiego.
To przecież normalny zestaw, nie?
Dalej: Metody i Cyryl. Najwyraźniej grali w coś na laptopie („Jeny, kretynie, nie cyklopem, przecież zmiażdży nam centaury! Nie!!!”). Potem jeszcze Natalia i Adrian. Julia zmrużyła oczy: panna Bates miała chyba nowy naszyjnik. Dopiero po chwili łowczyni rozpoznała biżuterie rodową.
ALBO Adrian był bardzo głupi, ALBO bardzo się zakochał, co i tak sprowadzało się do tego, że musiał być głupi lub słaby psychicznie. Zakochać się? Po co? Ona nigdy czegoś takiego by nie zrobiła.
Po tym końcowym stwierdzeniu odwróciła się i uśmiechnęła się do Arashiego.
-Kiedy byłam jeszcze agentką Hadesu – powiedziała Debra po przedłużającej się chwili milczenia. – Opowiadaliśmy sobie, że Moriarty… my nazywaliśmy go inaczej, ale skoro wam tak się przedstawił… W każdym razie, mówiliśmy, że ma on wiele domów na całym świecie, ale w jesień zazwyczaj jeździ do Egiptu. Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Gadałam ostatnio z kilkoma moimi starymi znajomymi. Jeden, Henry, był bardzo blisko Raftsa. Kiedyś podobno słyszał, jak ten coś mówi właśnie o tym „corocznym wypoczynku”.
-Potwierdzam. – wtrącił się Dellix. – Moi informatorzy również mówili o wypoczynku w Egipcie.
-Wymieniali jakieś miasto? – zapytał Dante. Egipt… z czymś mu się to wiązało. Tam utracił jednego z najbliższych przyjaciół, ale to uczucie, które go teraz ogarnęło, było świeższe. Słyszał nazwę tego kraju nie dalej jak miesiąc temu… Ale o co wtedy chodziło?
-Kair. – odparł ciemnoskóry wojownik.
-Arashi, a ty coś wiesz? – po japońsku zagaiła Silva.
Julia szybko streściła chłopakowi dotychczasowe wyniki rozmowy. Zabójca powoli skinął głową.
-Niewiele wiem, byłem tylko pomniejszym pionkiem. – powiedział cichym głosem, jakby każde słowo zadawało mu ból. Każde wspomnienie… - Ale rzeczywiście, słyszałem o tym, że ON jeździł do Kairu.
-Świetnie, a więc mamy dwa wyjścia – stwierdził Dante. – Albo zniszczymy to co zrobił pod jego nieobecność, albo…
-…dopadniemy jego samego. – dokończyła za kuzyna. – I to chyba będzie lepsze wyjście. Moriarty jest jedną z takich osób, które nawet gdy utracą wszystko, potrafią odbudować życie z niczego. Na nowo zbudowałby swoje imperium – natomiast bez niego wszystko upadnie.
-Czyli do Kairu? – zapytała Maddy, unosząc głowę znad krimy.
-Chyba tak – przyznał Dante.
-Aha, więc gdybyś chciał coś dla nas zrobić, Guggenheim – dodała Silva. – To zarezerwuj nam bilety na dzisiejszy lot.
-Z przyjemnością. Znowu się w coś w pakujecie, co nie? Dante? Dante?
A łowca milczał, marszcząc brwi i zastanawiając się, z czym kojarzy mu się Kair i Egipt.
*
-Hej, Dante!
-Peter!
Chłopak, który dołączył do nich zaraz po tym, jak wyszli na korytarz, był zdecydowanie za niski na swój wiek. Miał krótkie, brązowe włosy i profesorskie okulary – jego nauczycielski wygląd mógł konkurować wręcz z wizerunkiem Metodego.
Zaraz też zmierzył siostrzeńca Dantego ciekawym spojrzeniem.
-Niezłe okulary.
-I nawzajem. – ostrożnie odparł Metody. – Fajna lornetka.
-Dzięki.
Popatrzyli na siebie jeszcze raz, a potem jak na komendę, nieśmiało odwrócili wzrok.
-Pozwól, że ci przedstawię – szybko powiedział Dante. - Silva, Debra…
-Debora. – przerwała mu Strażniczka.
-…Jill, Maddy, Nikolaj, Natalia. Cyryl, Metody, Arashi i Adrian. E… przepraszam, i Sherlock.
-Cała Drużyna Turnieju w komplecie – podsumowała Madeleine.
-Arashi należy do Drużyny? – z niedowierzaniem i zawodem zapytał Cyryl.
-Przykro mi, braciszku, ale tak.
-To nie fair – stwierdził smutno.
-Co tu porabiacie? – zapytał Peter. – O, nawiasem mówiąc, cieszę się, że żyjesz. Fajnie jest w Radzie?
-Całkiem nieźle.
-A co z twoją dawną drużyną? Nie, żeby było mi przykro, że pani milusińskiej tu nie ma…
Dante z trudem powstrzymał odruch przewrócenia oczyma. Silva parsknęła tłumionym śmiechem.
-….ale ciekawi mnie, co się z nimi dzieje. – dokończył Peter.
-Wszystko w porządku – zapewnił go Dante.
W następnym momencie wybuchła awantura w której uczestniczyli Metody, ciasteczka z marmoladą i pewna łowczyni, więc nie mieli czasu, by kontynuować dyskusje.
*
-Pani milusińska? – wesoło zapytała Silva, kiedy wyszli z budynku.
Dante posłał jej wrogie spojrzenie.
-Zamknij się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz