piątek, 4 marca 2016

31

Ale wcale nie lądowali.
Pierwsza uświadomiła to sobie Silva, gwałtownie otwierając oczy. Wcześniej udawała, że śpi (rozmowy z Dellixem były świetne, ale sam łowca był jakiś taki… taki… no, nie taki jak Dante), a teraz nagle wyprostowała się w fotelu.
-Coś jest nie tak. – poinformowała towarzysza, a potem gwizdnęła cicho: denerwujący, wibrujący w uszach dźwięk rozszedł się po samolocie.
Dante, siedzący kilkanaście metrów od nich, uniósł głowę. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a potem łowca wyjrzał przez okno i jęknął cicho. Maszyna jeszcze bardziej obniżyła lot, ale nie rozległ się uspakajający głos stewardesy, przypominający o zapięciu pasów. Kilka akurat stojących osób upadło i stoczyło się po podłodze, kiedy samolot zanurkował w dół.
Kuzyn Strażniczki podniósł się ostrożnie i przeszedł między fotelami, posyłając siostrzeńcom uspakajające spojrzenie.
-Pikujemy w dół. – szepnął, nachylając się nad Silvą.
Posłała mu niedowierzające spojrzenie.
-Upili pilota czy co? Dellix, my zaraz wracamy – podniosła się z siedzenia i ruszyła z kuzynem między fotelami.
-Ciociu… - zaczęła Julia.
-Hm? – Strażniczka popatrzyła na nią z roztargnieniem.
-Arashi powiedział, że jeśli pilot jest nieprzytomny lub nie ma go w ogóle, to może być sprawka… Moriarty’ego.
-Kilka razy robił już takie rzeczy – po japońsku powiedział zabójca. Był blady, a w jego oczach błyszczała zawiść. Miał już COŚ, a teraz Moriarty powracał jak zjawa, by zabrać mu WSZYSTKO. Tak jak przed laty… kiedy był małym chłopcem… Od samego początku nienawidził tego imienia. Moriarty… od początku się nim brzydził.
-Jasne.
-Dante, mogę iść z wami? – Den prawie poderwał się z fotela.
-Zostań, tu zaraz może stać się coś złego – łowca znowu usadził go na miejscu i omiótł spojrzeniem wnętrze samolotu: tyle nieświadomych niczego, trochę teraz przestraszonym ludzi…
-Idziesz, czy wolisz się rozbić? – z irytacją zapytała się go kuzynka.
-Idę.
Przeszli na przód samolotu, prawie ześlizgując się po pokrytej ciemną wykładziną posadzce samolotu, pochylonej teraz o jakieś sześćdziesiąt stopni.
Stewardesę znaleźli na ziemi, w przedniej części maszyny. Leżała pod ścianą, gdzie pewnie sturlała się po przechyleniu samolotu.
Silva sprawdziła jej puls.
-Niedobrze – poinformowała kuzyna, prostując się. – Chodź, sprawdzimy pilota.
Miała nadzieje, że to, co podejrzewała, nie było prawdą.
Ale było.
Pilot leżał bez ruchu, z półprzymkniętymi oczyma…

*

-Nie podoba mi się to – zauważył Arashi, ponuro spoglądając w kierunku, w którym poszli Silva-sama i Dante Vale.
-Ani mi. To nie jest normalne, że tak szybko zbliżamy się do ziemi. – Jill zmarszczyła brwi w swój najdziwniejszy sposób, tak, że prawie tworzyły jedną linię Na ich widok Maddy zawsze wykrzykiwała „Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela!” i dostawała po głowię czymś ciężkim – raz Julia ogłuszyła ją nawet butelką wina (ciocia Silva nie mogła tego odżałować: był to podobno świetny rocznik).
-Nie przejmuj się – lekko stwierdziła teraz Madeleine. – Jestem pewna, że tam, gdzie zmierzamy, mają już dla ciebie przygotowane widły.
-Dlaczego ona sugeruje, że lecimy na farmę? – półgłosem zapytał Cyryl.
-Nie próbuj zrozumieć dziewczyn – lekceważąco odparł Metody.
-Och, no tak…
-Maddy, nie wiem, czy dla mnie mają już widły, ale bardziej boję się o ciebie. – sztucznie radosnym głosem powiedziała Julia.
-Gdyż ponieważ? – łowczyni zwęziły się oczy.
-Dziewczyno, gdzie cię wpuszczą z takimi włosami!?
-BAAAAARDZO zabawne, Jill. – ton Madeleine sugerował coś zgoła innego.
Nikolaj i Arashi wymienili rozbawione spojrzenia i równocześnie przewrócili oczyma, a potem roześmiali się.
-W każdym razie – Julia znów odwróciła głowę, przypatrując się uważnie przejściu do kokpitu. – mam niepokojące wrażenie, że coś jest mocno nie tak. To nurkowanie z pewnością NIE JEST normalne.
-Jasne, że nie jest normalne, jest natomiast wyjątkowo ZABAWNE. – odparła Maddy. – Widzieliście tego faceta? Lecimy pod takim kontem, że właśnie spadł mu tupecik i wylądował na tamtej biednej kobiecinie…
Den, mimo powagi sytuacji, musiał kaszlem zamaskować śmiech.
-Naprawdę dzieje się tutaj coś złego – Jill musiała użyć wszystkich swych pokładów silnej woli, by nie rzucić okiem na „faceta od tupecika”. – Ciocia Silva i wuj Dante długo nie wracają. Mam tylko nadzieje, że… Madeleine Vale, Z DALEKA OD MOJEGO PLECAKA!
-Mówiłam ci, że ona nie jest normalna – mruknęła Maddy do Natalii, niechętnie odkładając plecak kuzynki. – Ma oczy dookoła głowy!

*

W następnej chwili ich oczom ukazała się Silva, bez większego trudu wbiegając na równie pochyłą. Zatrzymała się koło Jill, tak, by przed upadkiem ratowało ją oparcie fotela za plecami i potoczyła po nich trochę niepewnym spojrzeniem, które Natalia zaklasyfikowałaby do typu „jak-by-im-powiedzieć-że-atakuje-nas-wściekła-chmara-najeźdźców-?”.
Prawda nie okazała się wiele lepsza.
-E… oglądaliście może kiedyś taki film „Czy leci z nami pilot”? – zagaiła Strażniczka.
-Owszem. Co w związku z tym? – trochę nerwowo zapytała Debra.
-Noooooo… Otóż nie leci.
Grupa wbiła w nią przerażone spojrzenia.
-Znaczy… leci. Ale nie daje oznak życia.
-Jest martwy? – wyszeptała pobladła Madeleine.
-E tam, na pewno nie. – Silva bez przekonania machnęła ręką. – On, pewnie, no, tylko śpi.
-Ale… tu jest autopilot, prawda? – podejrzliwie upewniła się Jill.
Strażniczka zakaszlała znacząco.
-No cóż… zabawne, że oto pytasz…
-Czyli nie?
-Właśnie. Czyli nie.
-Przecież pan Vale umie pilotować samoloty – zauważył Nikolaj.
-Rzeczywiście. – przyznała Silva. Wszyscy odetchnęli z ulgą. – ALE… - cała grupa na powrót zamarła. – mamy też uszkodzony silnik. – dokończyła.
-Jeden silnik?
-W zasadzie to dwa silniki.
-A ile ich mamy? – ciekawie zapytał Cyryl. Natalia schowała twarz w dłoniach w geście rezygnacji.
-Dwa – uprzejmie poinformował go Metody. – No dobra, ale macie plan, nie ciociu?
-No… tak. Znaczy… tak trochę. Już prawie. Nie całkiem. Nie do końca. W sumie to tylko odrobinę… Całkowici nie.
-No świetnie – mruknął Den.
-Ale jest jeszcze coś – dodała Silva.
-Spokojnie, gorzej być już nie może – z ulgą stwierdziła Maddy.
-No… nie powiedziałabym. W każdym razie, chyba wiecie, że piloci zazwyczaj nie um… ekhem, nie zasypiają sami z siebie. Więc… gdybyście zauważyli szwendającą się gdzieś tutaj grupę krwiożerczych zabójców, informujcie nas na bieżąco.
-Grupę CZEGO??? – krzyknął Cyryl, ale Strażniczka ześlizgnęła się już po posadzce, znikając im z oczu za zasłoną oddzielającą pierwszą klasę od drugiej.
-Grupa zabójców, niedziałające oba silniki, mar… znaczy śpiący pilot i ogólna katastrofa, śmierć i zagłada – beztroskim tonem podsumowała Maddy. – No dobra, kto chcę grać w krime?

*

-Jak ci idzie? – Silva w poślizgu wpadła do kokpitu pilota, niemalże wysadzając kuzyna z fotela.
-Źle. – krótko odparł Dante. Wszystkie diody na szerokim panelu sterowania przed nim, migotały jak szalone w chmarze zielonych, czerwonych, błękitnych i pomarańczowych rozbłysków. Na szyi miał potężne, czarne słuchawki z których chwilowo najwyraźniej nie korzystał, a dwa drążki, najwyraźniej służące jako substytut kierownicy – Strażniczka nigdy nie interesowała się samolotami i trochę irytował ją fakt, że być może zginie teraz przez coś TAK elementarnego – mimo, że były do niego przyciągnięte najbardziej jak się dało, nie rozbiły absolutnie nic. Strzałka szybkościomierza ciągle się wznosiła, a ziemia, już widoczna spoza zasłony chmur, była coraz bliżej.
-Czego potrzeba, żebyśmy znowu zaczęli się wznosić? – opadła na fotel drugiego pilota (tego nieszczęśliwca akurat nie znaleźli i nie bardzo chciała wiedzieć, co się z nim stało).
-Cudu – zwięźle poinformował ją kuzyn.
-Czyli nadal zero pomysłów?
-Nadal. A może… może… nie wiem. Ale jesteśmy za nich wszystkich odpowiedzialni, nie mogą zginąć! Nie masz jakiegoś, no wiesz, amuletu, który mógłby nam pomóc?
-Nie przy sobie – łowca z goryczą pokręcił głową. – Słuchaj Silvo, MUSIMY coś wymyślić.
-Jakbym nie wiedziała! A nawiasem mówiąc… - Strażniczka urwała nagle i lekko zmarszczyła brwi, przyglądając się ciału pilota, leżącego pod ścianą. – Słuchaj, on nie ma żadnych ran. Ciętych, kłutych, nic z tych rzeczy. Ona tak samo.
-Trucizna?
-Może. Ale jeśli tak, zabójców nie ma… chociaż. Nie, nie wiem. – potrząsnęła głową. – Miałeś racje, potrzebujemy cudu.
W następnej chwili stał się cud.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz