35
Cyrylowi podobało się w Tybecie do momentu, kiedy Silva beztrosko poinformowała ich, że aby dostać się do najbliższego zamieszkałego miejsca będą się musieli wspinać.
I to wysoko.
Nie rozumiał, dlaczego samolot nie mógł wylądować bliżej jakiejś wioski, albo jeszcze lepiej, miasta. Wydawało mu się to o wiele łatwiejszym rozwiązaniem, ale wolał nawet się nie pytać: po pierwsze, wujek jak zwykle udzieliłby mu jakiejś kompletnie niezrozumiałej odpowiedzi, po drugie, on sam, Cyryl, mógłby wtedy wypaść z marszowego rytmu, a po trzecie, chwilowo bardziej zajmowała go Julia, idąca ramie w ramie z tym przeklętym zabójcą i przeglądająca gazetę.
Normalna osoba może zachwyciłaby się oszałamiającym widokiem, jaki rozciągał się z wysokości, na jakiej się znajdowali, albo zaczęłaby podziwiać wszystkie drzewa i skały oraz wchłaniać TĄ atmosferę. Atmosferę harmonii i spokoju, pogodzenia się ze światem. On jednak myślał tylko o tym, że jest mu zimno, a ten zbir przekroczył krytyczną linie wokół jego bogini, którą Cyryl dawno temu wyznaczył sobie w myślach.
Już nie ma przebacz.
Arashi Tenmetsu musi zginąć.
Młody łowca pojął to już w te wakacje, zaraz po tym, jak śniła mu się uwięziona w wieży Julia (ach, te jej jedwabiste włosy…) on jako rycerz i Arashi w roli potwornej bestii. Tego dnia zaczaił się nawet na zabójcę, ale w ostatniej chwili stchórzył, czego powodem był fakt, że Ziemia nosiła jeszcze tego „plugawego zbira”.
Ale już niedługo…
-O czym myślisz? – beztrosko zapytał Metody, zrównując się z bratem.
-Chcę zabić tego niecnego, niegodnego plugawce.
-Arashiego? – podchwycił chłopak.
-No przecież mówię.
-A pomóc ci?
Cyryl zmierzył go zdumionym spojrzeniem.
-Ty tak serio?
Metody z uśmiechem poklepał go po ramieniu.
-Chłopie, jesteśmy rodziną. Jak już kogoś ubijamy, to zbiorowo.
-To takie… wzruszające. – niepewnie przyznał Cyryl.
-Jasne, że tak, braciszku. To od czego zaczynamy? A więc ja to widzę tak: kolorowe światła, jakiś motyw z Dickensa i narzędzia tortur.
*
-Ciociu, nie przypominasz sobie przypadkiem, czy tej nocy nie napadliście na jakiś bank? No… na przykład na Bank Narodowy we Włoszech? – głośno zapytała Julia, przekrzykując szmer wiatru. Irytował ją: szarpał jej włosami (to był jeden z tych momentów, kiedy szczerze żałowała, że nie potrafiła ich wiązać tak jak ciocia Silva) i gazetą, momentami prawie rzucał na Arashiego. Zabójca nie wyglądał, jakby go to denerwowało, ale nie życzyła sobie, żeby doszło do sytuacji, w której POMAGAŁBY jej się podnieść.
Żadnej McEver nie zniósł by czegoś takiego (znaczy…. Żaden SZANUJĄCY się McEver. Jej najbliższa rodzina nie liczyła się do bilansu.)
-Tak. – Julia już wyprostowała się, zadowolona z tej odpowiedzi, ale Strażniczka dokończyła z lekkim uśmiechem. – Albo i nie.
Jill zgrzytnęła zębami, ale stłumiła złość i powróciła do wertowania gazety. Silva uśmiechnęła się lekko.
-Musisz ją tak dręczyć? – Dante lekko zmarszczył brwi. – Mogłabyś jej po prostu powiedzieć prawdę.
-Jasne, że muszę. – odparła ze wzruszeniem ramion. – Powinna się zacząć uczyć. A poza tym, co by o mnie pomyślała, gdybym zdradziła jej, że zawaliliśmy noc, grając w „Herosem 3”???
Łowca roześmiał się.
-Rzeczywiście, to niedopuszczalne.
-No właśnie.
-Sam rozumiesz.
-Debra, jak tam!? – krzyknął Dante, rzucając spojrzenie przez ramie.
Była agentka Hadesu, z włosami związanymi w kucyk, i plecakiem wielkości kontenera na śmieci, wlokła się z samego tyłu grupy, całkiem wyczerpana. W normalnych okolicznościach Dante po dżentelmeńsku wziąłby od niej ciężar i nawet towarzyszyłby jej w niesamowicie powolnej wędrówce… ale to nie były normalne okoliczności. W końcu jednym okiem musiał patrzyć na swoich podopiecznych, a drugim na Dellixa, czy przypadkiem nie wyforsował się zbytnie do przodu, co uraziłoby męską dumę łowcy. Ponadto co jakiś czas Silva słodkim głosem pytała go, dlaczego robi zeza.
-Jest... całkiem… nieźle. – wycharczała Debra, usiłując pokazać mu kciuk uniesiony w górę. W połowie tego manewru zatrzymała rękę i przyjrzała jej się ze zdziwieniem, mrużąc oczy, jakby była krótkowidzem. Co jest? Przecież ostatnio, jak sprawdzała, jej lewa dłoń posiadała pięć palców, a nie dziesięć, do diabła...
-Den? – Dante rzucił chłopakowi pytające spojrzenie.
Młody łowca westchnął ciężko.
-Jasne, pomogę jej, ale następnym razem to ty będziesz robił za chłopca na posyłki.
-Zaproś mnie, jak już będzie ten „następny raz” – radośnie poprosiła Silva. – Przyniosę kamerę i urządzimy sobie potem filmowy wieczór.
-Chcesz nagrać, jak latam za różnymi sprawami? – upewnił się Dante.
-Otóż to. Ale lepiej o tym zapomnij: jeszcze nieprzekonująco wypadłbyś przed kamerą.
Den parsknął tłumionym śmiechem i odbiegł pomóc Debrze, a łowca spiorunował kuzynkę wzrokiem.
-Dzięki za podważanie mojego autorytetu przed współpracownikiem.
-Twojego CZEGO? – niewinnym głosem zapytała Silva.
-Oj zamknij się.
Dante uśmiechnął się lekko, a potem zmrużył oczy, przyglądając się Dellixowi, który wybił się już przed grupę i teraz lustrował teren w dole swoimi wszystkowidzącymi oczyma.
-On zaczyna mnie już denerwować – poinformował Strażniczkę.
-A co dokładnie? – potoczyła dookoła beztroskim spojrzeniem, pozwalając sobie na pojedynczy, przebiegły uśmiech.
-Hm… chyba ta jego żołnierska postawa. Czuje się jak w armii.
-Ach tak?
-Właśnie tak.
-Natomiast ja bardzo go lubię. Ma podobne zainteresowania jak ja.
-To twój najlepszy przyjaciel, tak?
Zanim Silva zdążyła odpowiedzieć, dobiegł ich kolejny okrzyk Jill.
-Ciociu, podłożyliście bombę pod sejm? – młoda łowczyni wyjrzała zza gazety, lustrując ciotkę Strażniczkę czujnym spojrzeniem.
-Tak, ale to było w zeszłym roku.
Dante przewrócił oczyma i przyśpieszył kroku.
Pomyślał, że na niektóre pytania lepiej jednak nie znać odpowiedzi.
*
-Widzieliście to? Było blisko – powiedziała Madeleine, zrównując się z Julią i Arashim.
-Bardzo blisko. – potwierdził Nikolaj, patrząc za siebie, przez ramie.
Jill lekko uniosła brwi, a Maddy z potępieńczym jękiem przyłożyła dłoń do czoła.
-Nikolaju Basilu Batesie, mówię o ciociu i wujku, a nie o twojej siostrze i jej chłopaku!
-Jak to nie? – Nikolaj dopiero przed chwilą udaremnił jakiś przypadkowy pocałunek między Natalią, a tym kretyńskim potępieńcem (Cyryl miał swoich plugawców, on natomiast gustował w bardziej subtelnych określeniach).
-Może powinieneś kupić sobie proce? – z rezygnacją zaproponowała Madeleine. – No wiesz, strzelałbyś w Adriana za każdym razem, kiedy zbliżyłby się do Natalii na więcej niż me…. O nie! Nikolaj, to był ŻART!!! Nie rób miny niewiniątka, widziałam ten błysk w twoich oczach!
Coś podobnego błysnęło w oczach Cyryla, idącemu razem z bratem kilka metrów za nimi. W zamyśleniu spojrzał na Julie i Arashiego. Hm, proca. Nie najgorszy ten pomysł… Ale skoro zamierzają zabić plugawca, na to już trochę za późno.
-Serio myślisz, że to może doprowadzić do rozłamu między ciocią a wujem? – zapytała Julia, w zamyśleniu składając gazetę.
-W sumie to nie mam pojęcia, ale martwię się, że tak. Wiecie jak jest, wiele kłótni, wiele ironicznych uwag, ale oni są najlepszymi przyjaciółmi. A skoro teraz zaczynają się sprzeczać bardziej na serio… Coś wisi w powietrzu. I wcale mi się to nie podoba. Co będzie dalej?
-Może zaczniemy od tego, że przestaniesz rozsuwać mi plecak w poszukiwaniu zeszytu. Go tam nie ma. – Jill posłała jej kpiący uśmiech.
Arashi parsknął śmiechem: Silva ze zdziwienia aż odwróciła twarz w jego stronę.
-Nosisz go pod bluzą czy co? – z irytacją zapytała Maddy.
-Może. – łowczyni wzruszyła ramionami.
Madeleine westchnęła i lekceważąco machnęła ręką. Tym razem było TAK blisko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz