środa, 16 marca 2016

34



Mimo rady Moriarty’ego, drużyna wyruszyć postanowiła dopiero nad ranem.
 Julia stała w holu hotelu (jeśli można to było tak nazwać) i w zamyśleniu bawiła się sztyletem, obracając srebrne ostrze pomiędzy palcami. Nie zauważyła nadejścia milczącego Arashiego – zabójca stanął u jej boku bez słowa, wzrokiem bez wyrazu przebijając po kolei wszystkich zebranych.
 -Jak minęła wam noc? – z czystej uprzejmości zapytał Nikolaj, wklepując coś w swego laptopa z szybkością światła. Błyszczały mu oczy, w kąciku ust błąkał się tajemniczy uśmiech.
 Julia nadal nie odrywała oczu od sztyletu.
 -JILL. – dopiero kiedy wypowiedział jej imię z większym naciskiem, gwałtownie poderwała głowę. – Noc. Jak wam minęła?
 -E… no… w porządku.
 -Czy kiedy Maddy zejdzie po schodach, okaże się, że tym razem jej włosy zyskały wspaniałą barwę zgniłej zieleni?
 -Skąd ci to przyszło do głowy? – Julia uniosła brwi.
 -No cóż, spałyście w jednym pokoju. To, że zeszłaś dziś po schodach o własnych siłach, uznaję za cud.
 Łowczyni roześmiała się nagle.
 -Tym razem nie przefarbowałam jej włosów, spokojnie.
 -Mamy przez to rozumieć, że Maddy wykrwawia się teraz w wannie, tak? – wesoło zapytała Natalia, zlatując po schodach i rzucając swój plecak pod ścianę obok brata.
 -Ja do niczego się nie przyznaję! – Jill rzuciła im ostatni, rozbawiony uśmiech i obróciła się do Arashiego. – Dajesz sobie radę, zabójco? – uśmiechnęła się do niego lekko, mimo, że nikt poza nim nie mógł jej zrozumieć, lekko ściszając głos.
 -Martwię się, łowczyni. – Arashi uniósł na nią wzrok.
 -Nie rozmawialiśmy o tym wczoraj. Twój brat… on też pracuje dla NIEGO?
 -Tak. Jest… taki jak ja. Robi to samo, co ja robiłem i nie zna litości.
 -Ale jest dla ciebie ważny, prawda?
 -Ważniejszy niż cokolwiek innego… prawie. – zabójca urwał, nagle podnosząc głowę i wbijając wzrok w schody. Ramiona skrzyżował na piersi.
 -Jestem! Przeżyłam!!! – Madeleine zbiegła po skrzypiących stopniach, pokonując je co dwa schodki, a z czterech ostatnich po prostu zeskoczyła, poślizgnęła się na posadzce i prawie wpadła na Nikolaja. W ostatniej chwili trochę skorygowała swoje położenie, uderzając plecami o ścianę i osuwając się do pozycji siedzącej, tak, żeby opaść na ziemie tuż koło przyjaciela. – Co tam porabiasz?
 -To, co nie tak dawno obiecaliśmy twojemu wujowi – chłopak uśmiechnął się do niej radośnie.
 -Powinnam się bać?
 -Powinnaś się cieszyć.
 -Pokaż. – zajrzała mu przez ramie i roześmiała się. – Ciocia Silva go zabije.
 -Kogo zabije? – w przebiegu zapytał Metody, zeskakując ze schodów i pędząc dalej korytarzem. Za jego plecami gnał wściekły Cyryl, pokrzykując coś o swoim honorze, śmierci i Julii. Madeleine w myślach uznała to za świetne połączenie.
 -Wuja Dantego.
 -A skąd wiecie, że on już nie jest martwy? – podsunęła im Natalia. – W końcu wypadło mu spędzić całą noc w jednym pokoju z panią Silvą.
 -Znając ciocie, najprawdopodobniej wasz wuj wyskoczył już przez okno, chcąc się od niej uwolnić. – z rozbawieniem zauważył Adrian, szybkim krokiem schodząc ze schodów.
 -Jak możesz? Wujek sobie poradzi! – zaprotestowała Maddy.
 Rozczochrany Den właśnie tą chwile wybrał sobie, żeby wejść do holu, bawiąc się w zamyśleniu swoim amuletem.
 -Wy też słyszeliście te krzyki w nocy? – zapytał z roztargnieniem.
 -Krzyki? – Metody, znowu biegnąc przez korytarz, zatrzymał się gwałtownie. Cyryl o mało na niego nie wpadł, hamując w ostatniej chwili. – Krzyki SKĄD?
 -No… z pokoju po lewej od mojego.
 Rodzeństwo Vale’ów wymieniło zaniepokojone spojrzenia.
 -Ciocia Silva i wujek Dante. O rany. – jęknęła Maddy.
 -Myślicie, że będziemy musieli dopłacać za zabójstwo w pokoju?
 -Cyryl!!!
 -No co? – chłopak spojrzał na nią z niewinnym zdziwieniem.
 -Jesteś naprawdę… - zaczęła.
 -Cii! – syk Nikolaja sprawił, że wszyscy umilkli. Z góry dobiegły ich odgłosy znajomej kłótni i głośne kroki na schodach.
 -O, jednak żyją – ucieszyła się Natalia.
 Silva i Dante zbiegli po schodach, zażarcie dyskutując na tylko sobie znany temat. Przed nimi, ze schodka na schodek przeskakiwał Sherlock: przed każdym z nich przystawał, przez chwile uważnie patrzył w dół i w końcu ześlizgiwał się na następny stopień.
 -Myśleliśmy, że już po was. – poinformował ich Den.
 -Niby dlaczego? – Strażniczka spojrzała na niego ze zdumieniem, na chwile przerywając spór. – Znaczy… owszem, było blisko, ale akurat tym razem to nie przez niego.
 -„On” ma imię – zaznaczył Dante.
 -Mówiłeś coś?
 -Skądże, musiało ci się wydawać. Nawiasem mówiąc, gdzie Debra?
 -A Dellix? – zawtórowała mu Silva. Łowca przewrócił oczyma, na co zareagowała triumfującym uśmiechem. – No to?
 -Żadne z nich jeszcze nie zeszło – uprzejmie odparła Julia, odpychając się od ściany. – Den mówił o jakichś krzykach w nocy.
 -Wasza genialna ciotka spadła z łóżka – Dante nie powstrzymał cienia satysfakcji w głosie.
 -Ależ tak? – z roztargnieniem zapytał Nikolaj, wpisując coś jeszcze na klawiaturze laptopa. Co chwila szeptali coś do siebie razem z Maddy, śmiejąc się cicho. Jill pomyślała, że jeśli zaraz się nie dowie, co kombinują, coś ją trafi.
 -Wcale nie spadłam! – zaprotestowała Silva.
 -Jak inaczej nazwałabyś uderzenie o ziemie?
 -Po prostu zeskoczyłam!
 -Na głowę!?
 -Może. – odparła z urazą. – Spadam, tak jak lubię!
 -Silvo… - z rezygnacją zaczął Dante.
 Strażniczka lekceważąco machnęła na niego ręką.
 -To było piekielnie wysokie łóżko, co najmniej cztery metry!
 -Pół metra – szepnął łowca do siostrzeńców.
 -…a poza tym szafka nocna była jakiś jard ode mnie!
 -Piętnaście centymetrów – skorygował jej kuzyn.
 -….no a ta komórka zaczęła dzwonić jak szalona!
 -Była wyciszona – dopowiedział Dante.
 -DANTE VALE!
 -Nie wiem, czemu się złościsz. – łowca rozłożył ramiona w geście niezrozumienia. – Przecież kiedy zacząłem się wtedy śmiać, rzuciłaś we mnie poduszką!
 -I wtedy ty spadłeś – dodała, nagle odzyskując dobry humor.
 Dante odchrząknął.
 -Powiedział bym raczej, że zeskoczyłem.
 -Tak, oczywiście. – odparła ironicznie, krzyżując ręce na piersi.
 Natalia i Nikolaj wymienili rozbawione spojrzenia. Chłopak jednak spochmurniał, kiedy do jego siostry podszedł Adrian.
 -Czasami chciałbym mieć przy sobie pistolet. – mruknął do Maddy.
 -Odstrzeliłbyś mu głowę? – zapytała niezbyt uważnie, przyglądając się ekranowi laptopa.
 -No co ty? Jestem cywilizowanym człowiekiem. Walnąłbym go kolbą pistoletu, spakował do dużej paczki i wysłał do miejsca, gdzie najszybciej zginie z rąk tubylców. Jeśli będę miał odrobinę szczęścia, to zjedzą go żywcem.
 -Mówisz o Afryce? – Madeleine podniosła głowę.
 -W sumie myślałem o Nowym Jorku, ale twój pomysł też wcale nie jest taki zły. O, Debra i Dellix idą.
 Dante i Silva ani na chwile nie przerwali kłótni („Wcale nie spadłem! A w sumie dlaczego do mnie rzucałaś?” „Jasne, że spadłeś, kretynie. A rzucałam, bo zacząłeś się śmiać!” „Bo kiedy już spadłaś, przestałaś się ruszać, leżałaś z wzrokiem utkwionym w suficie, słuchałaś wibracji telefonu i wreszcie poinformowałaś mnie, że najpewniej złamałaś kilka żeber!” „To jeszcze nie był powód do śmiechu.” „Gdybyś widziała wtedy swoją minę….” „Wiesz co? Chyba wydam cię Moriarty’emu. Przy odrobinie szczęścia może się tym zadowolić i da mi odsapnąć na kilka godzin.” „Przecież i tak byś to zrobiła, prawda?” „No… może…”), kiedy łowca i była agentka Hadesu ramie w ramie weszli do holu, każdy niosąc swoją torbę.
 -Hej, jedziemy już? – wesoło zapytała Debra.
 -Tak, z tego co wiemy, taksówki już stoją. – Strażniczka rzuciła okiem na zegarek. – Nie chcę was martwić, ale jedziemy na lotnisko.
 -Z Szkocji odlatują samoloty do Tybetu? – zapytał Cyryl.
 -Samoloty łowców – owszem. – Dante rzucił okiem na zegarek. – Chodźmy.
 -A co się stało, kiedy pan Vale już dostał tą poduszką? – zapytała Natalia, podnosząc swoją torbę z ziemi.
 -Ta…. Może kiedyś się dowiecie. – wymijająco odparła Strażniczka.
 Kiedy Julia chciała wyjść na zewnątrz, Arashi lekko dotknął jej ramienia. W jego oczach błyszczała ciekawość – nie zapomniał o bracie, ale znalazł coś, dzięki czemu mógł go teraz odsunąć na dalszy plan.
 -Zbyt słabo znam wasz język, żeby zrozumieć, o czym dokładnie mówiliście – odezwał się do łowczyni. – ale wiem jedno. Ani Dante Vale, ani Silva-sama nie spali tej nocy.
 Jill lekko zmarszczyła brwi.
 -Wiesz co? Na lotnisku kupimy gazetę. Jeśli robili tej nocy coś ciekawego, na pewno będzie o tym tam pisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz