32
-Słuchajcie, silnik już się nie pali – Julia siedziała na fotelu w dziwnej pozycji, usiłując dopatrzyć się czegoś za oknem. – No… chyba.
-Czyżby odpadł? – ciekawie zapytała Maddy, nachylając się nad kuzynką.
-Nie wydaję mi się.
-Mi też nie.
-Wielka szkoda.
-Nieprawdaż?
-Ależ tak.
-W istocie.
-Rzeczywiście.
-Nieuprzejmością byłoby zaprzeczyć.
-One są niesamowite – poinformował Arashiego Nikolaj. Młody zabójca z rezygnacją pokiwał głową, jakby rozumiał każde słowo. – No… i trochę nienormalne. – chłopak zamilkł na chwile, jakby czekając, by towarzysz wyrwał mu gardło za obrażenie Julii. Po chwili kontynuował. – No wiesz… przerzucać się ironią w takiej sytuacji.
Arashi ani drgnął.
-Świetnie się z tobą gada. Ty to rozumiesz człowieka – zauważył melancholijnie Nikolaj, a potem wstał z fotela. – Cyryl, Metody, ty tam, jak wam idzie?
-Jeny…. A jak to twoim zdaniem wygląda? – z wyrzutem zapytał się go roztropniejszy w Vale’ów.
-„Ty tam”? – powtórzył za Bates’em Adrian.
-Ups, chyba musiałem zapomnieć, jak masz na imię. Nawiasem mówiąc: Cyryl, Natalia, nie, żebym coś mówił, ale ten transparent…
-To był jego pomysł. – Natalia wzruszyła ramionami z niewinną miną.
-Hm…
Julia i Madeleine po wymienieniu jeszcze kilku zjadliwych uprzejmości wszczęły kłótnie, Arashi nie wstawał nawet z fotela, z roztargnieniem patrząc przez okno, a Nikolaj, Cyryl, Metody, Natalia i Adrian przyglądali się tłumowi wrzeszczących pasażerów samolotu, biegających między fotelami. Gdzieś między siedziskami unosiła się siwa wstęga dymu, jakby ktoś postanowił podpalić swój bagaż, a nad przejściem wiodącym do pierwszej klasy widniał transparent zamalowany flamastrami.
Głosił:
„SZANOWNI PASAŻEROWIE! DZIĘKUJEMY ZA WYBRANIE NASZYCH LINII LOTNICZYCH I USŁUŻNIE INFORMUJEMY, ŻE NIEDŁUGO ROZBIJEMY SIĘ O ZIEMIE. NIKT NIE PRZEŻYJE. PRZY ODROBINĘ SZCZĘŚCIA ROZPADNIEMY SIĘ W POWIETRZU ALBO POCHŁONIE NAS KULA OGNIA. DZIĘKUJEMY ZA UWAGĘ I ŻYCZYMY MIŁEGO DNIA. CYRYL I SPÓŁKA.”
-Wiecie co… - trochę niepewnie zaczął Cyryl. – Minutę temu to wcale nie przedstawiało się jako taki zły pomysł…
*
-I jak? – zapytała Debra.
-Dalej spadamy – stwierdziła Silva. – Nawiasem mówiąc, tylko mnie dziwi, że to trwa tak długo?
-A wolałabyś się już rozbić!?
-No nie wiem… Może gdybyśmy wyrzucili zbędny balast, zaczęlibyśmy spadać jeszcze wolniej? – spekulowała Strażniczka.
-Zbędny balast, co? – Dante obrzucił Dellixa znaczącym spojrzeniem, ale zaraz otrząsnął się i gwałtownie odwrócił wzrok. Jak dla niego, ziemia zbliżała się zatrważająco szybko… ale ile czasu mogło minąć od chwili, kiedy wpadli tu wraz z Silvą i znaleźli martwego pilota? Trzy minuty? Więcej? Zamrugał. – Niestety, nie sądzę, żeby to miało podziałać.
-Spoko, to była tylko taka luźna koncepcja. – Strażniczka wzruszyła ramionami.
Den postanowił przerwać ten pół dialog, zanim do reszty postrada zmysły. On z trudem powstrzymywał panikę, a kuzynka Dantego wyglądała, jakby przyszła tu jakby od niechcenia i teraz tylko czekała, aż zagotuje się jej herbata czy stanie się coś równie prozaicznego.
-Mówiłeś, że jeden silnik jakimś cudem znowu działa i że będziemy mogli wylądować – przypomniał dawnemu przełożonemu.
-Tak sądzę. Ale po pierwsze, najpierw musimy wyrównać lot, a po drugie.... – Dante urwał na chwile. – Debra, znalazłaś?
Den zrobił zdziwioną minę. Przyszedł tu dopiero przed chwilą (tuż po tym, jak na pokładzie wybuchła rewolucja) i nie bardzo wiedział, czego niby szukała Debra na szerokim panelu najeżonym mnóstwem przycisków.
-Zgubiliśmy guzik od wysuwania podwozia – wytłumaczyła mu Silva. Najwyraźniej jej woda już się zagotowała, bo odepchnęła się od fotela, o który się wcześniej opierała, usiłując nie stracić równowagi, i wyjrzała zza ramienia Debry. – Mogę ja spróbować?
-Nie sądzę, żeby to coś… - zaczęła była agentka Hadesu.
-Moim zdaniem to ten – Strażniczka nie czekała na jej odpowiedź i nacisnęła pierwszy lepszy przycisk na panelu.
Koło siedzenia Dantego nagle zaświeciła się jakaś kontrolka. Lekko uniósł brwi, ale z wrażenia nie zapomniał o trzymania pionu i nie walnął o jakąś szafkę, tak jak Den.
-Skąd wiedziałaś? – Dellix lekko zmrużył oczy.
-Nie wiedziałam – z uśmiechem odparła Silva.
Spojrzenie, które posłał jej kuzyn, mogło oznaczać tylko jedno.
„Nie szpanuj.”
Przewróciła oczyma.
-No dobra, dobra. Den, sprawdzisz, co się dzieje u Jill? Znaczy…. Na pokładzie?
-Jasne. – chłopak skinął głową, udając, że wcale nie widzi trzech kabin pilota, trzech foteli i trzech Dantych. Usiłował też nie patrzeć bardziej w prawo – trzech Dellixów mogło ostatecznie podkopać jego opanowanie.
Wyszedł szybkim krokiem.
*
Kiedy samolot nagle wyprostował się, Den był właśnie w połowie drogi między kabiną pilota, a drugą klasą, którą lecieli. Gwałtowny powrót pokładu do poziomego ustawienia prawie zwalił go z nóg – prawie, bo w ostatniej chwili przytrzymał się jakiejś szafki. Szybko odzyskał równowagę i ruszył dalej.
Tym, co powaliło go jeszcze bardziej niż chybotanie przed chwilą, był widok, który ujrzał zaraz potem.
W drugiej klasie wszyscy pasażerowie byli na kolanach.
Najpierw myślał, że po prostu wszyscy się przewrócili – w końcu koniec pikowania był tak gwałtowny, że mogło się tak wydarzyć. Ale to nie była prawda.
-A teraz może coś zaśpiewamy – zaproponowała Maddy śmiertelnie poważnym tonem. – Może coś religijnego?
-„Highway to hell”? – z niewinną miną zaproponowała Julia.
Madeleine zgromiła ją spojrzeniem.
-Nie chcę ci złamać serca Jill, ale nie wszyscy tutaj podzielają twoją satanistyczną wiarę.
-Au. Chyba nigdy już nie otrząsnę się po tym ciosie. – łowczyni przewróciła oczyma. Jako jedyna na pokładzie, prócz Arashiego, nie była na kolanach. Siedziała w poprzek fotela, z nogami zwieszonymi nad pokładem. Coś w jej postawie nieznośnie przypominało Denowi Silve McEver.
-Dobra, to może Alleluja? – Maddy westchnęła ciężko.
-Jestem za. – Adrian z trudem stłumił parsknięcie śmiechem.
Nikolaj napotkał spojrzenie Dena i lekko pokręcił głową, jakby mówił „Nie chcesz wiedzieć”. Łowca uznał, że tak jest chyba w rzeczywistości, przesunął wzrokiem po pokładzie, uznał, że w zasięgu jego wzroku nie ma żadnych martwych ciał i obrócił się na pięcie, gotów poinformować Strażniczkę, że wszystko jest pod kontrolą.
Za jego plecami chór głosów zaintonował pieśń…
*
-Serio? „Alleluja”? – z niedowierzaniem zapytała Silva.
-Mnie trochę bardziej intryguje to „Highway to hell” – zauważył Dante. – Coś ty jej wpoiła?
-Podstawową wiarę. – sarkastycznie odparła Strażniczka. – Ale jesteśmy jeszcze w trakcie nauki.
-Przed czy po kursie latania na miotłach?
-Uważaj, bo przywołam takiego demona, że padniesz na zawał.
-Silva, rani mnie, jakie niskie masz o mnie zdanie. Znam cię od trzydziestu lat i żyje, chyba nie myślisz, że jakikolwiek demon mógłby być dla mnie zagrożeniem? Poza tym ja stoję po stronie dobra, a teoretycznie dobro zawsze zwycięża. Wiesz, jak coś takiego nazywamy?
-Bratanie się z wrogiem? – podsunęła mu Strażniczka.
-Moglibyście na chwile przestać? – z irytacją przerwała im Debra. – Widzę lądowisko!
Cała grupa odwróciła się w stronę wskazywanego przez nią miejsca w dole. Pośród morza drzew ziała jakby podłużna dziura: długa łąka, mająca może jakieś pięćset metrów.
-Ja nic nie mówię, ale nie nazwałbym tego lądowiskiem. Może substytutem lądowiska. Albo dzieckiem lądowiska. Bękarcim dzieckiem, nawiasem mówiąc. Albo przyczółkiem… - Den gwałtownie potrząsnął głową. – Przepraszam, ale chyba mam wstrząs mózgu.
-Przyczółek piekła – nostalgicznie mruknęła Silva.
-Przestań rozmyślać o swoim domu – ironicznie odparł Dante. – Debra ma racje, musimy tam wylądować. Ten silnik długo nie wytrzyma.
-Zamierzasz wyhamować tą kilkuset tonową bestią na pół kilometrowej łączce? Przecież my się zabijemy! – Strażniczka zmarszczyła brwi.
-Masz może jakiś INNY pomysł?
-Źle mnie zrozumiałeś, jestem za. Po prostu chciałam ci przypomnieć o wszystkich wadach tego pomysłu.
-Wielkie dzięki. Den, leć do pasażerów i każ wszystkim zapiąć pasy. NATYCHMIAST.
Łowca zasalutował mu z lekkim rozbawieniem i wybiegł.
-W sumie to idiotyczne. Przecież nie da się lecieć z jednym silnikiem. – zauważyła nagle Debra.
Dante skinął głową.
-No cóż, jeśli już o tym wspominasz, to rzeczywiście. W sumie to się nie da.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz