2
Nikolaj
Bates zmienił przerzutkę, wziął ostry zakręt, który miał odsłonić przed
nim budynek gimnazjum i gwałtownie skręcił kierownicą. Usłyszał cichy
pisk szprych w swoim rowerze i zgrzyt pedałów, a w następnym momencie
gwałtownie zahamował, prawie spadając z siodełka. Jego rower przekręcił
się o dziewięćdziesiąt stopni, tarasując cały chodnik.
Dziewczyna, na którą prawie najechał, z trudem powstrzymała krzyk. -Przepraszam. – powiedział szybko. – Śpieszę się do szkoły i… Czy wszystko w porządku?
Dopiero teraz zauważył, że nieznajoma ma na sobie szkolny mundurek, identyczny jak ten jego, no, może poza tym, że ona miała spódnice, a on jeansy.
-Jasne, w porządku. – otrząsnęła się szybko.
Uśmiechnęła się nieśmiało, a on przez krótką chwile zastanawiał się, czy w jej oczach nie błysnął cień satysfakcji.
– Czy my przypadkiem nie chodzimy do jednej klasy?
Przyjrzał się uważniej je twarzy. Brązowe, długie włosy, związane w warkocz i oczy… złotobrązowe, niesamowicie intensywnie. Przypomniał je sobie jak przez mgłę.
-Rzeczywiście, to całkiem możliwe. – powiedział powoli. – No to… Jestem Nikolaj Bates. A ty?
-Madeleine Vale. – uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. – No cóż, skoro prawie na mnie najechałeś, to…
-To? – zapytał ciekawie.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo głos dzwonka rozdarł cisze, która zapadła między nimi na ułamek sekundy.
Nikolaj poderwał głowę.
-Rany, pierwszą mamy matmę.
-I? – zapytała zdezorientowała dziewczyna.
-I jeśli się spóźnimy, będzie bardzo źle. - wytłumaczył chłopak.
-No tak, jasne. – Madeleine zdobyła się na uśmiech.
A potem z wściekłością pomyślała, że we wszystkich swoich szczegółowych obliczeniach, zapomniała o tym, iż Nikolaj nie wiedział, że załatwiła nauczyciela.
*
Silve
obudziły promienie światła wpadające do jej sypialni przez szerokie
okno. Z niezadowoleniem otwarła jedno oko, wściekłym wzrokiem mierząc
wstające słońce i nakryła głowę poduszką.
Po chwili jednak odrzuciła ją i podniosła się na łokciach, gniewnie marszcząc brwi. „Głupi ptak.”
Przez chwile zastanawiała się, czy gdyby nawrzeszczała na skowronka za oknem, żeby się zamknął, zareagował by. Ze zwierzętami był ten problem, że w odróżnieniu od większości ludzi nie żywiły do niej irracjonalnego lęku.
Rzuciła okiem na zegarek, który położyła na szafce nocnej. Dopiero ósma? Nabrała ochoty by zamordować piekielnego skowronka, do którego teraz dołączył jakiś inny ptak, wydzierający się jeszcze głośniej.
Ostatecznie uznała, że szkoda zachodu.
Ciężko podniosła się z łóżka i przetarła oczy.
Wczoraj
rozmawiała z Julią do dwudziestej, mimo, że w pewnym momencie wydawało
jej się, że uśnie ze zmęczenia. Była wykończona, ale potrzebowała tej
rozmowy. No, jakiejkolwiek rozmowy.
Przebrała
się szybko i zbiegła po schodach na dół, po pokonaniu połowy
przeskakując nad poręczą i miękko lądując na ziemi. Wróciła do domu,
przynajmniej na razie. Wiedziała, że miała kilka dni, zanim… zanim ON
znów dowie się, gdzie przebywa, ale nie zamierzała ich marnować. Dzisiaj, na przykład, postanowiła pójść na Trasę.
Zjadła szybkie śniadanie, pozostawiając w zlewie nie umyte naczynia (w duchu liczyła, że Julia się tym zajmie, kiedy przyjdzie ją dziś odwiedzić, ale nie było to zbyt prawdopodobne), sprawdziła, czy w domu nie ma nikogo niepowołanego i wyszła na zewnątrz.
Cokolwiek miało się dzisiaj wydarzyć, niezbyt ją obchodziło.
Dziś, po raz pierwszy od pół roku, na nowo miała pobiec Trasą.
*
Julia usiłowała ignorować fakt, że jej brat chodzi teraz do tej samej szkoły co ona, ale nie było to łatwe.
Zaraz
po lekcjach podszedł do niej Jack, jej kolega z klasy, i zapytał, czy
przypadkiem ten głupi pierwszak nie jest z nią spokrewniony, bo w końcu
noszą to samo nazwisko. -Nie, a skąd. – uśmiechnęła się czarująco. – To musi być jakaś zbieżność nazwisk. My w ogóle nie jesteśmy spokrewnieni. Głupio się ułożyło, ale przypadki chodzą po ludziach, nie?
-Jasne. – przyznał Jack. – No to co, McEver, przychodzisz dzisiaj do nas na imprezę?
Julie kusiło, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że jest przecież łowczynią, i to z McEver’ów.
-Niestety nie mogę. – jej uśmiech był teraz bardziej wymuszony. – Może innym razem?
-Mam nadzieje. – chłopak mrugnął do niej i odszedł.
Dziewczyna stała chwile sama, zastanawiając się nad czymś, a potem potrząsnęła lekko głową.
Wychodząc ze szkoły usłyszała głos Olivera, która stał w grupie pierwszoklasistów.
-Nie, ta z drugiej nie jest moją siostrą. To tylko zbieżność nazwisk, serio. Nie no, chyba sobie nie wyobrażacie, że ona i ja moglibyśmy mieć ze sobą coś wspólnego. Nie wygłupiaj się, Dick.
Julia parsknęła śmiechem i postanowiła, że pójdzie odwiedzić ciocie Silve.
*
-Hej, poczekaj!
Madeleine drgnęła mimowolnie i odwróciła się. Tuż obok niej zatrzymał się zdyszany Nikolaj. -O, to ty! – udała zaskoczenie. – Bates, który prawie mnie dzisiaj przejechał.
-To nie było specjalnie. – powiedział z urazą.
Uśmiechnęła się. -O co chodzi?
-Mogę cię odprowadzić?
-Jeśli ci się chcę… - odparła ze znudzoną miną.
„Yes! Yes!” – w wyobraźni właśnie odtańczyła taniec radości.
Szli obok siebie w milczeniu, a Madeleine zastanawiała się, gdzie chłopak podział swój rower. Powoli jej entuzjazm opadał.
-No to… chcesz o czymś porozmawiać? – zapytała ostrożnie.
-Co? – Nikolaj drgnął lekko. Zaraz jednak uśmiechnął się krzywo, wbijając w nią spojrzenie ciemnogranatowych, zdumiewająco uczciwych oczu. To było aż dziwne, że uśmiechał się do niej ktoś, kto nie był wujkiem Dantym i kto nie miał przynajmniej odrobinę moralności. – Właśnie. Możliwe, że jeszcze pamiętasz, jak próbowałem cię przejechać rowerem…
-To było dzisiaj rano. – zauważyła z rozbawieniem.
-Dziś rano, rok temu, nie widzę wielkiej różnicy. – machnął ręką.
-Bagatelizujesz sprawę. – stwierdziła.
-A skądże. – odchrząknął. – Kontynuując, ostatnimi czasy prawie odebrałem ci życie w wyniku przejechania, którego ledwie uniknęłaś i…
„Teraz poprosi, żebym dokończyła pytanie, które chciałam mu zadać kiedy zadzwonił dzwonek” – pomyślała na powrót z błyszczącymi oczyma.
-…i widziała to nasza dyrektorka. – dodał. – Skonfiskowała mi rower i zagroziła, że mnie zawiesi.
Madeleine prawie opadła szczęka.
-Ja… przykro mi… znaczy… - jąkała się trochę, w duchu zaklinając się, że już nigdy, NIGDY w życiu nie wyskoczy pod rower żadnego kolegi z klasy tylko po to, żeby ją zauważył.
-Ale chciałem ci powiedzieć, że nic się nie stało. – Nikolaj uśmiechnął się. – No wiesz, nie sądzę, żeby cię to coś obchodziło, bo prawie cię zabiłem, ale mimo wszystko, chcę, żebyś wiedziała.
-Nic się nie stało. – wykrztusiła. – W końcu mnie nie przejechałeś, a nauczyciel od matematyki się spóźnił, no nie?
-No tak, ale to był czysty przypadek. – szczerze przyznał Nikolaj.
„Jaki przypadek? Myślisz, że kto zadzwonił do firmy, która odholowała temu kretynowi auto spod domu?”
-Tak, pewnie tak. – uśmiechnęła się z pewnym przymusem.
-W każdym razie, chciałem cię przeprosić. Gdybym mógł coś zrobić… - Nikolaj popatrzył na nią wyczekująco.
„Zostań moim najlepszym kumplem i podpisz cyrograf, proszę.”
-Potrzebne mi korepetycje z literatury włoskiej. – powiedziała na głos, przypominając sobie, że ktoś chyba wspominał, że chłopak jest w tym dobry.
-Z przyjemnością ci pomogę. – uśmiechnął się z ulgą. – To koniec twoich problemów z literaturą, obiecuje.
„Mylisz się. To dopiero początek.”
No, no polubiłam Madeleine :)
OdpowiedzUsuń