14
-Cześć, Valerian.
-Cześć. Kiedy Julia podczas długiej przerwy usiadła pod murkiem na szkolnym placu, obok młodego Phantomhim’a, wywołało to niezłe zamieszanie. Krążyły pogłoski o ich walce przed kilkoma dniami – fakt, że chłopak tak długo nie przychodził do szkoły, sprawił, że niektórzy posądzali łowczynie o jego zamordowanie.
A teraz wrócił.
I dwoje przeciwników siedziało obok siebie na ziemi, jedząc lunch.
-Właśnie obniżasz sobie status społeczny. – poinformował Julie Valerian, przyglądając się chłodno gapiącym się na nich dzieciakom.
Te,
na które padł jego wzrok uciekały z krzykiem, by po chwili wrócić i
podejść jeszcze bliżej. Oliver stał na środku placu, w otoczeniu całej
swojej klasy, i pokazywał ich sobie palcami.
-Nie przejmuj się, MOJEGO statusu społecznego już nie dało się obniżyć. – lekceważąco machnęła ręką, odpakowując kanapkę. -Dlaczego? – zapytał z rozbawieniem.
-No wiesz, w pierwszej gimnazjum przez całkowity przypadek cisnęłam czymś w wicedyrektora i…
-I? – przyjrzał jej się z zaciekawieniem.
-I trafiłam go w nos.
-Złamał się? – zgadł chłopak.
-Owszem. Złamał się.
Valerian nie powstrzymał śmiechu, który zaraz zatuszował kaszlem.
-Jeśli jesteś chory, nie powinieneś przychodzić do szkoły. – ironicznie stwierdziła dziewczyna.
-Dziś piszę test z francuskiego, jakże mógłbym nie przyjść. – odparł spokojnie. – E… Julia? Mam trochę dziwne pytanie.
-Pytaj. – wzruszyła ramionami, ciskając papier z kanapki do kosza, stojącego piętnaście metrów dalej, przy bocznych drzwiach do szkoły, i wyciągając szkicownik.
-Widzisz… ciocia Roza zaprosiła cię jutro na obiad. Przyszłabyś?
-Jestem aż tak bardzo przez nią lubiana?- łowczyni uniosła brwi, kreśląc ołówkiem owalny kształt.
-Raczej ja mam tak mało przyjaciół. – Valerian uśmiechnął się krzywo.
-Myślisz, że znowu będzie udawała martwą?
-Pewnie tak.
-Z chęcią przyjdę. – Julia uniosła oczy znad szkicu i posłała mu rozbawiony uśmiech. – No chyba że… Czy ona dobrze gotuje?
-Doskonale. – szczerze przyznał chłopak.
-No to nie ma problemu. – ponownie wróciła do rysunku.
-Zrobisz wszystko, żeby nie wracać do domu, czy co? – jęknął najwyraźniej zdziwiony jej odpowiedzią.
-To też. A poza tym moja matka gotuje beznadziejnie. Ogólnie rzecz biorąc, mam okropnych rodziców. – stwierdziła łowczyni, przekrzywiając głowę i spoglądając na rysunek. O Boże, wyszła jej Madeleine Vale. Błyskawicznie zmięła kartkę.
Valerian nic nie odpowiedział, tylko ponuro skinął głową. Julia nagle zdała sobie sprawę, że być może popełniła nietakt. Dotąd sądziła, że rodzice chłopaka są na jakieś misji… A jeśli nie?
-No dobra, co myślisz o rzucaniu czymś w nauczycieli i zwalaniu na pierwszaków? – szybko zmieniła temat.
Łowca uśmiechnął się lekko.
-Z największą przyjemnością.
*
Rzadko
kiedy, odkąd spotkał Madeleine, Nikolaj wracał do domu otoczony ciszą,
bazgrząc coś w zeszycie lub czytając książkę. Ale tym razem tak było. Po
tym, jak wczorajszego dnia wytłumaczyła mu istnienie łowców, prosił ją,
żeby dała mu czas do namysłu: czy pakować się w to czy nie. Posłuchała,
i teraz szedł sam, jedną z najgorszych dzielnic Mediolanu.
W głowie nadal dźwięczały mu słowa dziewczyny. Dalej widział jej oczy, niedowierzające, że uwierzy… „Słuchaj, Nikolaj, to, co ci teraz powiem, będzie bardzo, bardzo głupio brzmiało. Naprawdę. Ale… ja nie kłamie. – mówiła, kiedy siedzieli razem nad pizzą. – Nie tym razem. Jesteś moim przyjacielem, powinieneś wiedzieć. Istnieją łowcy… łowcy to tacy ludzie, którzy przemieszczając się po świecie i zdobywają amulety, ukryte w wielu niebezpiecznych miejscach. Łowcy posiadają niezwykłe moce, i z tych amuletów – jeśli mają dość dużą siłę woli – potrafią… no, krótko mówiąc, sprowadzić pomoc. Ja jestem dobrym łowcą.”
Mówiła coś jeszcze o Strażnikach, ale z tego zrozumiał jeszcze mniej. Wszystko mu się plątało – nazwy organizacji, fundacji, nazwiska sławnych łowców – jakiś Dante Vale, pewnie spokrewniony z Maddy, jakiś Metz, jakiś Montehue, o co w tym chodziło???
Nikolaj nie miał pojęcia, czy jej wierzyć. Tym bardziej, że odmówiła mu pokazania tytana lub zaprezentowania jednej z tych „niezwykłych mocy”. Powiedziała, że…
„Jeśli nie chcesz się w to pakować, jeśli nie chcesz mieć nic wspólnego ze światem łowców, po prostu sobie odpuść, Nikolaj. Jeśli nie chcesz mnie znać, nie proś, żebym pokazywała ci takie rzeczy. To twój wybór.”
Jego wybór… i w końcu nic nie wybrał. Nie umiał, nie mógł, nie potrafił. W życiu nie wierzył w istnienie magicznych światów, był realistą. Nie ogarniał fizyki ani chemii, ale wiedział, że niemożliwe jest, żeby jakiś staruch postanowił kiedyś przywołać na świat jakieś dziwne istoty, zamknięte w amuletach, które miały służyć łowcom. To było kompletnie głupie.
ZA głupie.
Gdyby Madeleine chciała go nabrać, wymyśliłaby coś bardziej prawdopodobnego, czyż nie? Nie była głupia, tylko inteligentna. A więc może to prawda? Głupia i naiwna, ale prawda. W atomy też kiedyś nikt nie wierzył, tym bardziej w to, że kiedyś człowiek będzie mógł latać…
Prawda? Wszystko mieszało mu się w głowie.
No dobra, ZAŁÓŻMY, że Maddy nie kłamie. Czy w takim razie chciał się pakować do tego magicznego świata pełnego łowców i amuletów? Czy może wolał odepchnąć to wszystko – razem z Madeleine, która była równie szalona, co interesująca i której przyjaźni za nic nie chciał by stracić.
„Zawsze możesz się wycofać, idioto.” – pomyślał chłopak.
A potem zatrzymał się w pół kroku, zawrócił i na złamanie karku popędził w kierunku dzielnicy, w której mieszkała jego przyjaciółka.
Wpakuje się w to.
A co mu szkodzi.
*
-Silva, obudź się! Mieliśmy planować!
Strażniczka
siedziała przy stole z głową na ramionach, trochę przysypiając.
Przytrzymywała rękawy swetra tak, by materiał otulał też jej dłonie.
Dziwna sprawa, w pokoju był kominek, centralne ogrzewanie i szczelne
okna, a i tak było zimno. -Kiedy zaczynaliśmy planować, byłam rozbudzona. – odparła chmurnie. – To nie moja wina, że mówisz tak nudno, że aż chce się spać.
Dante westchnął ciężko i z rezygnacją oparł głowę o plan Moskwy, rozłożony przed nim na stole. Było blisko, a Silvie zrobiłoby się go żal. Blisko, ale na szczęście tak się nie stało.
-Zauważę, że właściciele hotelu mogą być nieźle oburzeni, jeśli zaśniesz w moim pokoju. – poinformowała go chłodnym głosem.
-Silvo?
-Hm?
-To jest MÓJ pokój, wiesz?
-Żartujesz. – już rozbudzona, ze zdziwieniem rozglądnęła się po pokoju. – Rzeczywiście. Dziwna sprawa. No cóż, nie ma różnicy. I tak będę oburzeni, jeśli tu zasnę.
-To nie zasypiaj.
-Nie można planować o trzeciej w nocy!
-Nie jest trzecia w nocy. Nawet północy jeszcze nie ma.
Cały dzisiejszy poranek Dante spędził w siedzibie Hadesu, po kolei ujawniając Rafts’owi mniej ważne fakty o Silvie i wykłócając się z nim o informacje co do organizacji łowców. Resztę dnia spędził na gubieniu szpiegów, tym razem już w większej liczbie, i do domu znajomych Strażniczki – ona WSZĘDZIE miała znajomych – dotarł blisko dwudziestej drugiej.
-Jak to jest – zapytał nagle. – Że jeśli zaraz ma dojść do jakiejś walki, to budzisz się błyskawicznie, jak kot, a jeśli mamy coś zaplanować, to zaraz zasypiasz?
-Chodzi o instynkt. Podpowiada mi, kiedy trzeba się obudzić. Kiedy zaraz ma się rozegrać walka, budzę się natychmiast, ale jeśli mam siedzieć przez trzy godziny nad czymś w stylu tego, to…
-No dobrze, zrozumiałem. W każdym razie…
-W każdym razie omówimy to rano.
-Tak, oczywiście, bo mi rzecz jasna uda się ciebie dobudzić.
-Nad ranem budzę się sama. – odparła z urazą.
-Niech będzie. – zrezygnował.
-No dobra. Dobranoc Dante.
-Dobranoc Silvo.
Strażniczka przebudziła się natychmiast po tym, jak zamknęły się za nią drzwi wiodące na korytarz. Wyprostowała się, podwinęła lekko rękawy i czujnym wzrokiem ogarnęła przestrzeń. Było jej trochę głupio, że okłamuje kuzyna, ale w końcu obiecała mu, że jeśli znowu zechce zrobić coś nie do końca uczciwego, nie powie mu. W odróżnieniu od niego, nie zmarnowała tego dnia.
Bezszelestnie przypasała miecz, zbiegła po schodach prowadzących na parter i wyszła z domu. Najwyższy czas odwiedzić pana Raftsa.
Hej, hej :) Tu Jo z Opery.
OdpowiedzUsuńŁo matko :D Pochłonęłam wszystko jednego dnia i żałowałam, że to tylko czternaście rozdziałów. Po pierwsze, Huntik. Mam podobne odczucia do tej kreskówki jak Ty (Wy?); bardzo, bardzo lubię, jedna z moich ulubionych. Dante jest w porządku. Szkoda, że teraz jest tak niewiele blogów o Huntiku :c Z wielkim zapałem zabrałam się do czytania. Po prostu świetne :D Miałam wielką frajdę, czytając o tym, jak Silva próbowała pozbyć się Dantego (zoo? katakumby? arszenik? poważnie? :D), jak Maddy kombinuje, jak poznać Nikołaja i jak potem on naprawia jej antenę w środku burzy (istnieją jeszcze chłopcy, którzy tak się poświęcają, żeby dziewczyna mogła sobie spokojnie pojeść chipsy przy filmie?), no i wątek tego tajemniczego Va... I nie napiszę imienia, bo na sto procent bym je poprzekręcała w każdy, absolutnie każdy możliwy sposób. V. i jego ciotki Rose, która udaje martwą, żeby rozbawić... głównie siebie, bo ja bym dostała zawału, gdyby na moich oczach martwa pani otworzyła oczy i jeszcze zaczęła się śmiać. Julia ma nerwy :D Rzadko się to zdarza, ale w Waszym opowiadaniu lubię wszystkie postacie. Poważnie! Po prostu... doskonale się bawiłam przy lekturze, no i jestem teraz mega ciekawa, co zamierza Silva. Ona chyba zawsze coś kombinuje. Po prostu super opowiadanie, płynna, wartka akcja, humor, no i kochany Huntik - absolutnie świetne :D
Przy okazji chciałam serdecznie podziękować za komentarz u mnie. Było mi bardzo miło, no i strasznie się speszyłam >.<... Dziękuję ślicznie^^
W każdym razie, pozdrawiam i czekam - czekam bardzo niecierpliwie - na kolejne.