sobota, 6 września 2014


9


-Jesteś kompletnym kretynem. – uprzejmie skomentowała Silva, obrzucając kuzyna spokojnym spojrzeniem. – Jak mogłeś pomylić lotniska?
 -Myślałem, że chodzi ci o prywatne, dla łowców. – Dante bezradnie wzruszył ramionami, na wszelkie sposoby przeklinając „kobiecą intuicje” swojej kochanej siostry.
 -Dante, ja jestem STRAŻNICZKĄ, co miałabym robić na lotnisku dla łowców?
 Milczał przez chwile.
 -A wiesz, że to jest świetne pytanie. – ze zdziwieniem zapytał jej kuzyn.
 Stali naprzeciw siebie na lotnisku publicznym, do którego Dante dodarł w błyskawicznym tempie, po tym, jak jego kuzynka wyjątkowo dobitnie uświadomiła mu, że (cytując) „trzeba być wyjątkowym głupkiem, żeby pomylić się co do tak prostej rzeczy”.
 -Co ci się stało? – zmienił temat, patrząc na długą rysę na jej czole, w połowie zasłoniętą kosmykami włosów.
 Wydawało mu się, że Silva zmieszała się na chwile, a potem w jej oczach rozbłysła stal i wyprostowała się.
 -Problemy, jak zawsze. – wzruszyła ramionami. – Jest już dwudziesta, więc jeśli zamierzasz coś jeszcze dziś zrobić, radziłabym zacząć już teraz.
 -W porządku. To może sprezentujesz mi plan?
 -No jasne. – Strażniczka skinęła głową. – Chodź.
 Przecisnęli się przez tłum wyczekujących na samolot i po chwili wydostali się na względnie świeże, zimne powietrze Moskwy. Silvie to miasto nigdy nie kojarzyło się z niczym dobrym. Nigdy. W żadnym razie. Wiązało się to trochę z misjami, które tu miała i z których żadna nie była przyjemna, i z jakąś inną, oryginalną atmosferą miasta.
 -To niedaleko, przejdziemy się pieszo. – poinformowała Dantego, wciskając ręce w kieszenie bluzy.
 -A więc…? – spojrzał na nią wyczekująco.
 Westchnęła ciężko.
 -Dante, słyszałeś kiedyś nazwę „Hades”?
 -Jasne, w mitologii greckiej to podziemna kraina którą rządzi… no, Hades, wraz z Persefoną.
-Na chwile wyrzuć z umysłu wszystkie informacje z podstawówki, nie o ten Hades mi chodzi.
 -A więc o jaki?
 -No dobrze, jakby ci to wytłumaczyć… - wbiła wzrok w niebo, na którym pojawiały się już pierwsze gwiazdy.
 -Zwracasz się do mnie jak do kretyna. – stwierdził jej kuzyn.
 -Ciekawe dlaczego. – odparła ironicznie. – No dobra, a więc Hades jest jedną z małych organizacji pod wodzą… nie musisz wiedzieć, kto tym dowodzi, w każdym razie żaden łowca. Hades zbiera informacje o wszystkim: o was, o Strażnikach, o normalnych ludziach. Posiada informacje o politykach, sławnych gwiazdach, wielkich wojownikach, mistrzach… potrafi zaszantażować każdego. Wie wszystko.
 -Technicznie rzecz biorąc to nie możliwe. – przerwał jej łowca.
 -Technicznie rzecz biorąc, powinnam cię właśnie zadusić za przerywanie mi. Kontynuując, Hades posiada informacje o prezydencie Stanów Zjednoczonych, o tegorocznym zdobywcy Złotej Piłki, o tobie i… i o mnie. I o tym stowarzyszeniu łowców, które chcesz zniszczyć, jestem tego pewna. Ja chcę wydobyć to, co mają na mnie, a ty dowiesz się gdzie szukać tych swoich. Obojgu nam wyjdzie to na dobre. Ale, żeby zdobyć te informacje, musimy…
 Urwała. Dante przekrzywił głowę.
-CO musimy, Silvo?
 -Musimy ich zniszczyć. Zniszczyć Hades. Nie będzie to łatwe, mają wtyczkę w każdej większej organizacji na świecie, ale da się. I… hm. Dante, okłamałam cię. To nie potrwa dwa dni.
 -Domyśliłem się.
 -Niby kiedy? – spojrzała na niego ze zdziwieniem.
 -Przed chwilą, kiedy mówiłaś, że wiedzą wszystko o wszystkich. Silvo, naprawdę sądzisz, że mamy chociaż minimalne szanse?
 -Tak.
 -Jeden zwykły łowca i jedna zwykła Strażniczka? – spojrzał na nią powątpiewająco.
 Jego kuzynka prychnęła z oburzeniem.
 -Możesz sobie być jednym, zwykłym łowcą. – stwierdziła dumnie. – Ale nie zapominaj, że JA nie jestem zwykłą Strażniczką. Jestem Silvą McEver!
 „Będzie niezła zabawa.” – podsumował w myślach Dante.


*

 
 -Nikolaj, jest już pewnie północ, czy mógłbyś wreszcie skończyć? – zapytała ponuro Madeleine.
 -Po pierwsze, piszę ci wypracowanie, więc mogłabyś nie narzekać. Po drugie, jest dopiero dwudziesta trzydzieści, więc nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
 -Nudzi mi się.
 -Pooglądaj telewizje.
 Przez dokładnie czternaście sekund Nikolaj Bates myślał, że jego pomysł chwycił, ale wszystkie jego marzenia rozwiały się, kiedy Maddy poinformowała go ponuro, że telewizor nie działa.
 -Przecież prąd jest. – zauważył ze zdziwieniem.
 -Ale telewizji nie ma. – odparła cierpliwie, jakby mówiła do dziecka.
 -Na pewno dobrze próbujesz włączać?
 -Co jak co, ale na pilotach akurat się znam. – odparła z urazą.
Przez chwile na zmianie próbowali sprawić, żeby coś pojawiło się na ekranie, aż wreszcie zamiast czarnego tła pojawiły się fale zakłóceń.  -O! – ucieszył się chłopak. – Coś się stało.
 -To musi być jakiś defekt anteny. – stwierdziła Madeleine. – Może się przekrzywiła, czy coś. Hej, może wyjdziesz i spróbujesz ją naprawić?
 -A gdzie masz tą antenę, na balkonie? – zainteresował się Nikolaj.
 -No… nie, na dachu.
 Chłopak chwile patrzył na nią z niedowierzaniem.
 -Czyli twoim zdaniem mam wyleźć na dach i próbować ci naprawić antenę? Podczas burzy!?
 -Jakiej burzy? A, rzeczywiście…
 -Teraz to zauważyłaś??? Pada od godziny!
 -Mówiłam, że mi się nudziło! Zawsze się wyłączam, kiedy mi się nudzi!
 Przez chwile stali ramię w ramię i gapili się przez okno na kreski błyskawic, co chwila pojawiające się na ciemnogranatowym niebie i strugi deszczu.
 -Może jednak? – Madeleine posłała mu dopingujące spojrzenie.
 -Nie. – pokręcił głową Nikolaj.
 -Ale czemu?
 -Mogę się zabić!
 -Litości…
 -Nie, nie i jeszcze raz…


*


-I co, działa? – wrzasnął Nikolaj dziesięć minut później, siedząc na dachu, moknąc i próbując przekręcić tą przeklętą antenę.
 -Jeszcze nie, próbuj dalej! – odkrzyknęła mu Madeleine, stojąc na balkonie w dole, pod parasolem i co chwila zaglądając do salonu, czy sytuacja nie uległa zmianie.
 Chłopak ponuro popatrzył na błyskawice, która uderzyła gdzieś w środku miasta i zastanawiał się, czy gdyby jakaś go trafiła, byłoby to dobre, czy złe zdarzenie. Szarpnął anteną i westchnął zrezygnowany.
 -Nic się nie dzieje? – krzyknął do Maddy.
 -Poczekaj sprawdzę… - na chwile weszła do środka, by zaraz potem znowu znaleźć się na balkonie. – Dalej nic!
 -Może byś się ze mną zamieniła? – zaproponował.
 -A gdybym spadła? – odkrzyknęła z urazą.
 -To twoja antena, czemu ja mam ryzykować życie???
 -Dobre pytanie. – zgodziła się. – Sądzę, że to dlatego, że cię poprosiłam.
 -Nie prosiłaś mnie. – zauważył.
 -Czepiasz się szczegółów. No, dawaj!


*
  

-To nie był dobry pomysł. – stwierdził ponuro Nikolaj. 
Siedział na kanapie w salonie Madeleine, przykryty stertą koców, w całkowicie mokrym ubraniu, popijając herbatę.
 -O co chodzi, przecież udało ci się naprawić telewizje. – odparła jego przyjaciółka, nie odrywając wzroku od ekranu. – Chcesz chipsa?
 -Jasne. – wziął garść i chwile oglądał film, a potem kontynuował. – Może i udało mi się naprawić telewizje, ale walnęła mnie błyskawica.
 -Moim zdaniem tylko kopnął cię prąd. – zbagatelizowała.
 -Z nieba? – zapytał ironicznie.
 -Musiałeś czymś mocno wkurzyć pana Boga. – stwierdziła krótko. – W każdym razie, żyjesz.
-Kto by to wiedział. – odparł ponuro.
 -Nikolaj, jak możesz być takim pesymistą? – zapytała z niedowierzaniem. – Życie jest piękne, a ty ciągle masz zły humor.
 -Madeleine. – chwycił ją za rękę i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. – W ciągu ostatniej godziny zmokłem, poraziła mnie błyskawica i spadłem z dachu. Czy po tym wszystkim jeszcze sądzisz, że będę się zachowywał wesoło?!
 -Spadłeś, ale na balkon, więc się nie liczy. – po raz kolejny podsunęła mu miskę z chipsami.
 Nikolaj jęknął głucho.
 -Madeleine! Prawie się dzisiaj zabiłem i to przez ciebie!
 Po raz pierwszy przyjrzała mu się uważniej i nawet uśmiechnęła się z troską.
 -Dobrze, rozumiem. Nie złość się na mnie, wiem, że czasami zachowuje się jak straszna egoistka. Ale jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz?
 -Dziękuje. – odpowiedział po chwili zdziwienia. – No… ale mam rozumieć, że następnym razem to ty wychodzisz naprawić antenę?
 -Nie, przecież ja jestem tylko drobną i niepozorną dziewczyną.
 -KIM ty jesteś?
 -Nie komentuj, tylko oglądaj film. – ucięła całkiem niepotrzebnie.
 Nikolaj nie miał sił na następny komentarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz