piątek, 26 września 2014


15

Jerome Rafts mieszkał w rezydencji na obrzeżach miasta, w wielkim budynku, rozświetlonym przez setki lamp. Przez szyby, ciągnące się w prawie wszystkich pomieszczeniach od sufitu do podłogi, idealnie było widać wszystkie pokoje. Służba właśnie je zasłaniała, uwijając się przed pójściem spać. Powoli też zaczęły gasnąć światła w poszczególnych salach.
Silva przyglądała się widowisku z lekko przekrzywioną głową, stojąc na gzymsie budynku odległego o jakieś pięćdziesiąt metrów od siedziby Raftsa. Zawsze lubiła stać na krawędzi dachów nocą: wiatr we włosach, kolorowe światło neonów rozjaśniające czerń pod stopami i jednolity granat nieba nad głową, poprzetykany srebrzystymi punktami gwiazd.
Moskwa, jak wszystkie inne wielkie miasta na ziemi, nigdy nie spała. Nawet teraz w niektórych dzielnicach samochody stały w korkach, ulicami, mimo późnej pory, nadal przechodzili mieszkańcy. Strażniczka zmrużyła oczy, zastanawiając się, jak niby dostać się do starannie strzeżonej rezydencji.
Przydałby się jej plan, to pewne.
Dawno, dawno temu, kiedy jej i Dantemu patronował jeszcze ich mentor, Metz, brali ze sobą na misje takie urządzenie. Było niesamowicie użyteczne: pozwalało wyświetlać mapy w jakości 3D, no i robić jeszcze kilka innych rzeczy, na które mniej zwracała uwagę. Nazywało się… jakoś. Tego też nie pamiętała, w każdym razie jakaś głupia, nic nieznacząca nazwa na „g” lub „h”.
No dobra, nie miała teraz takich gadżetów więc musiała działać sama. I to w miarę szybko. Z tego, co wiedziała, Rafts nie miał żony ani dzieci. Mieszkał tylko ze służbą i z chmarą psów. Psy… miała nadzieje, że nie były tresowane. Mógł mieć kamery… tak, pewnie miał. Ale nie zamierzała nic kraść, ani nawet pokazywać mu się na oczy, więc nie widziała w tym problemu. Nie wierzyła, żeby dwadzieścia cztery godziny na dobę jakiś facet gapił się na nagrania z kamer i wszczynał alarm na widok każdej obcej twarzy. Mogły się też tu znaleźć czujniki ruchu… Nie, nie było się nad czym zastanawiać. Po prostu musiała tam wejść, zdobyć to, co potrzebowała i wyjść, bez większych problemów.
Silva uśmiechnęła się lekko. Zapowiadała się niezła zabawa.

*

Zamek w drzwiach był skomplikowany, na szczęście jakiś nieostrożny służący zostawił okno – jedyne normalnych wymiarów, z tego, co spostrzegła – otwarte na oścież. Cóż, było na drugim piętrze, ale nie przedstawiało to większych problemów. Najpierw wspięła się kilka metrów po bluszczu, wijącym się po ścianie – to akurat było dosyć ryzykowne – a potem podciągnęła się, by stanąć na wąskim, ozdobnym gzymsie. Podskoczyła, chwyciła się parapetu i powoli wywindowała się na do góry. Przykucnęła na nim, cały czas czujna. No, na razie szło nieźle, wykluczając to, że sam fakt, jak dostała się na piętro i w jakim czasie to zrobiła (dwadzieścia siedem sekund) nie świadczy najlepiej o jej formie.
Problemy zaczęły się dopiero, kiedy przez okno weszła do środka.
Była już jedną nogą wewnątrz pokoju, kiedy znieruchomiała, zszokowana. Rzadko kiedy jakikolwiek widok wytrącał ją z równowagi i wprawiał w oszołomienie. Ale ten akurat tak.
Pomieszczenie, w którym się znajdowała, miało wielkość małej sali balowej lub dużego salonu. Podłogę wyłożono miękkim dywanem, na którym rozłożyły się psy. Mnóstwo psów. Dużych, białych, z długą sierścią. No dobra, wiedziała, że jakieś hoduje, ale nie, że aż tyle i w takich warunkach.
Pod ścianą rzędem stały miski z jedzeniem. Naliczyła ich blisko trzydzieści, wszystkie oddalone od siebie o takie same odległości, beżowe, z wypisanymi wielkimi literami imionami.
Jerome Junior.
Mitzi.
Fifi.
Izolda.
Franciszek.
Witold.
Otto I.
Otto II.
Otto III…
Przy misce z imieniem Otto IX Silva przestała czytać. Uniosła brwi. Ktoś tu BARDZO lubił naród Niemiecki, chociaż nie sądziła, żeby tak wielu cesarzy miało w dynastii na imię Otto. Przez chwile rozmyślała, czy to by już zakrawało na zdradę stanu i w końcu z żalem stwierdziła, że jednak nie.
W końcu Strażniczka przerwała rozmyślanie o psach i jak najostrożniej stanęła oboma nogami na miękkim dywanie. Z rozpędu chciała zamknąć okno, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Przed nią, na trasie okno-drzwi walało się ponad trzydzieści psich ciał i zastanawiała się mimowolnie, jak przejść, nie budząc żadnego z nich.
W końcu powoli i z namysłem ruszyła drogą tuż przy ścianie, przy tych nieszczęsnych miskach. Przesuwając dłonią po szorstkiej powierzchni przyglądała się śpiącym zwierzętom. Jaka to mogła być rasa? Może jakiś owczarek?
Po chwili stanęła pod drzwiami, pewna wygranej. Prawie jęknęła, kiedy spostrzegła potężne cielsko psa o skołtunionej sierści, leżącego na progu, w poprzek drzwi. W pierwszym odruchu chciała się rzucić i go udusić w napadzie szału, ale uspokoiła się, przypominając sobie o tych nieszczęsnych kamerach.
Silva powoli nacisnęła klamkę: ustąpiła spokojnie, bez najmniejszego skrzypnięcia. Jej oczom ukazał się pogrążony w mroku korytarz. Pobłogosławiła los za to, że światła zgaszono przed jej przybyciem i ostrożnie przestąpiła nad śpiącym olbrzymem. Wielki, czarny nos poruszył się nagle, chwytając jej zapach i gwałtownie zatrzymała się w miejscu. Po chwili jednak pies uspokoił się i ponownie zapadł w twardy sen.
Odetchnęła z ulgą.
Zamknęła za sobą drzwi, w duchu ciesząc się, że wydostała się już z tego okropnego pokoju. Nie, żeby nie lubiła psów – po prostu były to zwierzęta, które, zauważywszy ją, mogłyby zaalarmować cały dom. No i jeszcze mogło im przyjść na myśl, żeby ją ugryźć. Była przygotowana na walkę z każdym potworem i bestią, a nawet z człowiekiem, łowcą lub Strażnikiem, ale nie z PSEM. Nie wiedziała nawet, czy byłaby zdolna go zaatakować.
No, chyba, że byłby buldogiem. Z jakiegoś powodu ich nie lubiła.
Usiłowała przypomnieć sobie rozkład pokoi. Jest na drugim piętrze, a więc te drzwi to garderoba, to są dwa pokoje dla służby, tu jest bawialnia, salon… gabinet. No wreszcie.
Wytrych – Bogu dzięki – miała przy sobie przez całkowity przypadek. Nad ranem, niewyspana, musiała go pomylić z innym długim, srebrzystym przyrządem, który posiadała – cienkim przyborem do pisania o zabójczo ostrej końcówce, którym często rzucała w drzwi do swojej sypialni, jak w tarcze do rzutek. W domu. W Marsylii.
Uklękła przy drzwiach i chwile grzebała wytrychem w zamku, z uchem przy zimnej, drewnianej powierzchni. W końcu usłyszała odgłos ustępujących zapadek i drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując jej mroczny gabinet. Świetnie, no nareszcie.
Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, chowając przyrząd do kieszeni. Szukała szyfru lub klucza, może nawet obu tych rzeczy, potrzebnych do otwarcia sejfu moskiewskiej placówki Hadesu. Pamiętała, że sekretarka przyniosła Rafts’owi informacje o niej, ale nie sądziła, żeby wydobyła je z TEGO sejfu. Do niego klucze i szyfr mógł mieć jedynie on. A z tego co wiedziała, jedna czwarta informacji dotyczących najróżniejszych osób i stowarzyszeń, znajdowała się właśnie tam.
Gabinet był elegancki, ale prawie zupełnie pusty. Strażniczka zapaliła lampkę na biurku, zaglądnęła do szuflad – długopisy, luźne kartki, trochę rachunków – przyjrzała się karteczkom przyklejonym na monitorze z przypomnieniami typu „Hodowla owczarków szwajcarskich – G. Bielikow”. Nareszcie dowiedziała się, jakiej rasy są te białe psy i do kogo pójść, gdyby chciało się takiego kupić.
Niesamowicie potrzebna wiedza.” – pomyślała ironicznie.
Przetrząsnęła biblioteczkę, stojącą w rogu, i prócz kilku butelek alkoholu, ukrytych, zapewne przed żoną, za książkami, nie znalazła zupełnie nic. Zdjęła wszystkie obrazy ze ścian, szukając sejfu. Weszła na biurko i uważnie obejrzała lampę, sprawdziła za zasłonami – jakkolwiek prostolinijne by to było – i w końcu zrezygnowana usiadła na brzegu biurka.
Gdzie ten facet mógł to schować?
Postukała palcami o blat i nagle oprzytomniała. Butelki ukryte p r z e d   ż o n ą? Przecież Rafts nie ma żony! Więc po co je ukrywał? Bezsens. Kompletne pomieszanie zmysłów. Wyjęła wino zza książek i położyła na biurku, w takim samym ustawieniu, w jakim spoczywały przed chwilą. Przyglądała im się przez chwile, a potem sprawdziła ich daty.
2003.
2005.
2002.
2009.
Wzięła z szuflady jeden z długopisów i zapisała na wierzchu dłoni cyfry 3529. Podejrzewała, że to kod, ale… Rafts trochę za bardzo to zagmatwał. Butelki mogły spokojnie stać na wierzchu i nigdy nie nabrałaby żadnych podejrzeń. Sprawdziła je uważniej tylko dlatego, że były ukryte. O co jeszcze chodziło? Miała już kod. Czego brakowało? Istniała możliwość, że do otwarcia sejfu będzie też potrzebny klucz…
Przyjrzała się jednej z butelek pod światło. Nic. Drugiej. Trzeciej. W czwartej pływał jakiś niewyraźny kształt. Świetnie, kretyn utopił klucz zapasowy w winie. Jakim wielkim trzeba być idiotą, żeby zrobić coś tak… błyskotliwego? Odpowiedź brzmi: wielkim.
Chwile przyglądała się butelkom, opierając głowę na rękach. Wreszcie wydobyła z szuflady agrafkę i długą nitkę, zrobiła z tego prowizoryczny haczyk i żyłkę i postanowiła zacząć łowić.
Miała trzy godziny do świtu.

1 komentarz:

  1. Cześć :)
    Haha, miałam napisać : " Z tego, co wiedziała, Rafts nie miał żony ani dzieci. " i "... prócz kilku butelek alkoholu, ukrytych, zapewne przed żoną, za książkami, nie znalazła zupełnie nic." - taką małą niekonsekwencję wychwyciłam :) , a tu nie - wszystko składa się w logiczną, idealnie dopracowaną całość. Świetny pomysł z tymi butelkami.
    Silvana... tfu, Silva (mam koleżankę Silvanę i jakoś tak z automatu przerzuciłam ;)) będzie próbowała złowić ten kluczyk... Ło matko. Ja bym chyba zwariowała po dwóch próbach. Monotonne, trudne, prawie że niewykonalne. Ciekawa jestem, czy wyłowi, czy może znajdzie inny sposób... Albo zostanie zauważona? Tyle pytań :D Bardzo niecierpliwie czekam na nowość ^^
    No i te psy... Poważnie? Ze trzydzieści owczarków? Lubię psy, jasne, wszyscy lubią psy (a przynajmniej większość), ale nie w takich ilościach i nie będąc na obcym terenie. Brrr. Nawet jeśli te owczarki - zgooglowałam sobie, jak wyglądają, bo moja wiedza o rasach jest naprawdę mocno ograniczona >.< - nie wyglądają szczególnie zawistnie, to znalezienie się sam na sam w pokoju z takim stadem... Potrafię wymienić przynajmniej trzysta milszych miejsc, w których można spędzić noc.
    Rozdział po prostu świetny, bardzo, bardzo mi się podobało :) Mam nadzieję, że nowa część niedługo. Pozdrawiam, Jo :)

    OdpowiedzUsuń