wtorek, 17 marca 2015

1


16 lat później


Nikolaj Bates stał pośrodku Mediolańskiego dworca głównego, ze słuchawkami na uszach, nucąc pod nosem.
Miał czarne, zwijające się w pukle włosy i ciemnogranatowe oczy. Ciągle jeszcze ubrany był w białą koszule, czarne spodnie i krawat – strój galowy, w który został przebrany na zakończenie roku. W plecaku, luźno przewieszonym przez ramię, trzymał kilka książek i szóstkowe świadectwo. Resztę rzeczy spakował do sportowej torby, leżącej obok niego na podłodze.
Rzucił okiem na zegarek i skrzywił się mimowolnie. Pociąg miał odjeżdżać za trzy minuty, a jego przyjaciółka jeszcze się nie pojawiła. Wolał nie myśleć, co się stanie, jeśli się spóźni.
Cóż, chociaż zdecydowanie pasowało by to do Madeleine. Nigdy nie patrzyła na zegarek, jakby w jej świecie nie istniało pojęcie czasu. Zazwyczaj spóźniała się na różne lekcje, a on z niekończącym się natchnieniem tłumaczył nauczycielom, dlaczego jeszcze jej nie ma, nerwowo spoglądając na drzwi klasy. Często zapominała uczyć się na testy lub zapamiętywać wiersze. Nikolaj wysilał wtedy wszystkie swoje możliwości, by wydobyć ją z kłopotu, napisać dobrą ściągę, podpowiadać będąc niezauważonym.
Nie przypominał sobie, żeby Madeleine kiedykolwiek mu za to podziękowała, ale niespecjalnie mu to przeszkadzało.
Bo, w gruncie rzeczy, oboje w pewnym stopniu byli szaleni.
Często miewali dziwne, ryzykowne pomysły. Włamywali się do pokoju nauczycielskiego, zakładali kamery w gabinecie dyrektora, niszczyli testy na które nie umiała cała klasa. Jego przyjaciółka miała niebywały talent taktyczny i często dzięki temu wygrzebywali się z różnych kłopotów.
A poza tym była dobra z WFu i interesowała się piłką nożną, więc było warto ją ratować.
-Nikolaj! Spóźniłam się?
Chłopak, wyrwany z zamyślenia, ze zdziwieniem uniósł głowę. Madeleine również miała na sobie strój galowy, ale poluźniła krawat, a kilka kosmyków wysuwało jej się z warkocza, opadając na złote oczy Vale’ów.
Zaraz wbił wzrok z zegarek.
-Piętnaście sekund przed czasem. Mamy szczęście.
Błyskawicznie wpakowali się do pociągu, zajmując ostatni pusty przedział. Nie mieli zbyt wiele bagażu, więc szybko uwinęli się z odstawieniem wszystkiego na półki nad głową, a potem opadli na miejsca przy oknie.
Ułamek sekundy później pociąg ruszył.
-Ledwie. – Madeleine odetchnęła. Całkowicie rozwiązała krawat i schowała go do plecaka, a potem wbiła rozbawione spojrzenie w przyjaciela. – Gotowy na najlepsze wakacje w twoim życiu?
-Rzeczywiście będą takie świetne?
-Też mi pytanie… jedziesz do Vale’ów! A potem jeszcze do Austrii, odwiedzimy Japonię, może polecimy na Nową Zelandię…
-Trochę nieswojo się czuje, że wszystko mi tak fundujecie. – zauważył z zażenowaniem.
-Nie przesadzaj, mój dziadek ma i tak zbyt dużo pieniędzy, by następne dziesięć rozrzutnych pokoleń mogło to wydać, a bez ciebie bym nie jechała. Litości, w końcu jesteś moim najlepszym kumplem.
-Dzięki.
-Jeśli to podniosło twoją samoocenę, to proszę bardzo. Nikolaj, ależ będzie odjazdowo! – nagle Madeleine znieruchomiała na chwile, a potem spojrzała na niego trochę nie pewnie. – Tylko… mam do ciebie kilka próśb.
Nikolaj wzruszył ramionami.
-Jeśli nie chodzi o zrabowanie klejnotów koronacyjnych, włam do Banku Anglii, lub porwanie dzieci prezydenta, jestem do usług.
-Hm… a gdyby to były dzieci premiera?
-Madeleine!
-No już, przecież żartuje. – uspokoiła go.
Wygodnie rozparła się na siedzeniu, z uśmiechem spoglądając na przyjaciela.
-A więc… pierwsza sprawa to McEver’owie. Mówiłam ci o nich, nie?
-Jasne, i to nie raz. – Nikolaj skinął głową. – Rodzina mocno skłócona z twoją. I co roku w wakacje organizujecie jakiś konkurs, rywalizujecie i tak dalej.
-Właśnie. Mówiłam ci już o Julii?
-Julii McEver? – upewnił się.
-Ma się rozumieć. Bratanicy Silvy McEver. Co roku z nią konkuruje, a co do wygrywania… z tym jest różnie. Rozumiesz?
-Nie jestem idiotą.
-A ja nic nie sugeruje. Tak więc… znasz dużo wierszy, z „Romeo i Julii” czy z czegoś takiego? No wiesz… romantycznych.
Nikolaj ze zdziwieniem uniósł brwi.
-Sama wiesz, że interesuje się taką poezją. Ale wydaje mi się, że odchodzimy od tematu…
-Nie, nie, jesteśmy bardzo w temacie. A więc czy mógłbyś mi zacytować kilka takich tekstów przy Julii?
-TOBIE??? – wykrztusił Nikolaj.
-Owszem, mi. Mógłbyś mieć przy tym rozmarzone spojrzenie i wpatrywać się we mnie jak w obraz. – przekrzywiła głowę, jakby wyobrażała sobie tę scenę.
-Przecież my nie jesteśmy razem.
Madeleine parsknęła śmiechem i położyła przyjacielowi rękę na ramieniu.
-Ja to wiem i ty to wiesz. Ale Julia tego nie wie.
Chłopak z niedowierzaniem pokręcił głową.
-Znowu mnie w coś pakujesz!
-Oj, nie przesadzaj! Nawet ja muszę przyznać, że jesteś dosyć przystojny, więc Julia tym bardziej.
-To był komplement?
-Nie całkiem. Przystojniejsi już szli na mięso armatnie.
Nikolaj jęknął głucho, pocierając skronie. Policzył do dziesięciu, a potem uniósł wzrok na przyjaciółkę.
-No dobra, ale dlaczego chcesz to zrobić? Wydawało mi się, że nic do niej nie masz?
-Bo nie mam. Ale nienawidzenie jakiegoś McEvera i robienie mu kawałów to już tradycja rodzinna, jeśli rozumiesz.
-Rozumiem. Dobra… możemy coś takiego zrobić, w ostateczności. Ale… to była tylko JEDNA prośba.
-Zauważyłam. – Madeleine w zamyśleniu zmarszczyła brwi. – Ale wyglądasz na nieźle ogłupiałego, więc może poinformuje cię, jak dojedziemy.
-No jasne, czemu nie. – stwierdził beznamiętnie.
Gapił się przez chwile w okno, myśląc o swojej siostrze, Natalii, która miała jechać w tym miesiącu na tydzień do Austrii i zastanawiał się, czy się spotkają. A potem Madeleine wyjęła z plecaka niewielkie pudełko i potrząsnęła nim przed jego nosem.
-To krima, najlepsza gra taktyczna pod słońcem. Co myślisz o małej rozgrywce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz