sobota, 28 marca 2015

4

-Mam z tym mnóstwo roboty, a Cyryl i Metody raczej nie przejawiają wielkiej chęci do pomocy. – stwierdziła Melisa, formując ciasto tuż przed włożeniem do piekarnika.
 Dante siedział na skraju stołu kuchennego i przypatrywał się siostrze. Miał brązowe włosy, ciemniejsze niż w dzieciństwie i złote oczy. Niedawno skończył trzydzieści jeden lat i nadal był mistrzem walki i taktyki.
 -Remi też ci nie pomaga?
 -On ma cztery lata, Dante.
 -Nie nazwałabym tego wystarczającym usprawiedliwieniem.
 -Natomiast ja tak.
 -Niech ci będzie.
Melisa wsunęła placek do piekarnika i starannie wytarła ręce.
 -W sumie gdzie spotkałeś Nikolaja i Madeleine?
 -Na drodze niedaleko.
 -Robili coś szczególnego?
 -Dyskutowali o… Szekspirze.
 Dante czuł instynktownie, że w tej chwili jego siostrzenica i jej najlepszy przyjaciel, przyczajeni za kuchennymi drzwiami, zgodnie wzdychają z ulgą.
 -Madeleine i Szekspir? Chyba ze mnie żartujesz, braciszku.
 -Mieli w tym roku „Hamleta” jako lekturę. Może jej się spodobało?
 -Może. – powątpiewająco stwierdziła Melisa.
 -Nie wierzysz w swoją córkę?
 -Wierze. Ale jakoś mi to do niej nie pasuje.
 -Cóż, istnieje możliwość, że Nikolaj wywiera na nią dobry wpływ.
 -Pewnie masz racje. Ale niepokoje się. Każda matka by się zaniepokoi… Co to było?
 Nagle rozległ się rumor, a Dante i Melisa zgodnie poderwali się na równe nogi. Błyskawicznie znaleźli się w salonie.
 -To był… Remi. – wykrztusił pobladły Metody.
 Bracia patrzyli się na porozbijaną zastawę, którą mieli za zadanie powycierać, walającą się po podłodze.
 -Ściągnął obrus. - uściślił Cyryl.
 Remi uniósł na nowo przybyłych całkowicie niewinne spojrzenie. Miał czarne włosy, ale oczy zdecydowanie rodowe.
 -Oni nie chcieli mi pokazać, mamo. – pociągnął nosem. – A… a Lemi chciał zobaczyć!
 -Już dobrze, Remi. Powinniśmy gdzieś mieć drugą zastawę… chyba.
 -Coś się stało? – Nikolaj i Madeleine wsunęli głowy do salonu. Dante posłał siostrzenicy spojrzenie mówiące „Wiem, że przed chwilą nas podsłuchiwaliście.”, a ona uśmiechnęła się.
 „Wiem, że wiesz, wujku”.
 -Zastawa trochę się nam… nadwyrężyła. – stwierdził Metody.
 -Wy ją rozwaliliście?
 -Nie, Remi.
Dziewczyna spojrzał na niego z dumą.
-Mądry dzieciak.
 -Madeleine, ale wiesz, że i tak musimy przyjąć McEverów, prawda? – Melisa spojrzała na nią podejrzliwie.
 -No wiesz mamo? Z zastawą stołową w kawałkach? – Łowczyni spojrzała na kobietę z urazą.
Pojedynek na spojrzenia przerwał Nikolaj.
 -To może ja pomogę to posprzątać, co?
-Gdybyś mógł… - Melisa westchnęła ciężko. – Dante, idź przywitaj się z dziadkiem, dobrze?
 -Jak możesz posyłać mnie w paszcze lwa? – zapytał jej brat.
 -Bez przesady, akurat za tobą dziadek przepada… no, już. My to posprzątamy… Cyryl, Metody, obiecuje, że jeśli teraz uciekniecie, rozpalę dziś w kominku i przez całkowity przypadek wrzucę tam wasz laptop.
Bracia spojrzeli po sobie ponuro.
 -To szantaż. – stwierdził Cyryl.
 Melisa uśmiechnęła się z ponurą satysfakcją.
 -O tak. Inaczej bym tego nie nazwała.


*

  
-Dziadku?
Dante ostrożnie wsunął głowę do pokoju. Ciężkie zasłony były do połowy zasłonięte. Ikar Vale, najstarszy człowiek rodu, siedział na swym wózku pod oknem i przeglądał stary album. Okulary zsunęły mu się na skraj nosa i mimo prawie osiemdziesięcioletniej różnicy wieku, chwilowo łudząco przypominał Metodego.
 Na dźwięk głosu uniósł głowę.
 -Ach, to ty Dante. Myślałem, że przyjeżdżasz jutro.
 -Bo miałem przyjechać jutro, ale… wszystko skończyło się lepiej, niż podejrzewałem.
 -Znowu jakaś afera, co?
 -Owszem.
 Staruszek rzucił mu rozbawione spojrzenie.
 -I Bogu dzięki. Inaczej zrobiło by się nudno. Siadaj Dante, muszę z kimś pogadać.
 Mężczyzna posłusznie przysiadł na skraju łóżka, spoglądając na dziadka. Nie byli do siebie zbyt podobni: tylko te same oczy. Wszyscy Vale’owie mieli oczy tego koloru i kształtu…
 -Przed chwilą rozległ się straszny rumor. Co to było?
 -Remi zniszczył zastawę stołową. – Dante nie powstrzymał uśmiechu.
 -Tą po prababce? Mądry chłopak, była ohydna.
 -Madeleine powiedziała tak samo.
 -Właśnie! Jaki jest ten przyjaciel Maddy? Przed chwilą przyszli się przywitać, ale nie widziałem go zbyt dokładnie. A ty go znasz… Chyba chodziło o jakąś aferę, co?
 Dante parsknął śmiechem.
 -Tak. Pod koniec roku szkolnego wywołali niezłe zamieszanie. Zorganizowali kilka kolegów ze szkoły, dobrych informatyków, stworzyli własną stronę, wynajęli kilku prawników, nie pytaj się jak, nie mam najmniejszego pojęcia, i założyli firmę nieruchomości.
 -I co, działała? – zaciekawił się staruszek.
 -Wprost idealnie! Wszystko było zgodnie z prawem, no może oprócz tego, że niepełnoletni nie mogą zarządzać czymś takim. Ale w przeszło dwa miesiące zarobili pół miliona! Wyobrażasz to sobie?
 -Co zrobili z pieniędzmi?
 -Trochę poszło na studia Nikolaja – w przyszłości chce iść na Oxford i ma duże możliwości, ale stypendium nie pokrył by wszystkich kosztów TAKIEJ szkoły, więc musieli kombinować. Reszta dla niedoszłych informatyków i prawników.
 -A jak ty się w to wpakowałeś?
 -Cóż, ogłosili mnie szefem firmy. Zaczęto do mnie wydzwaniać w sprawie kupna domów, więc w końcu wymusiłem na Madeleine, żeby mi powiedziała, o co chodzi.
 -I co? Firma przestała działać?
 -„Phoenix” zawiesiło swoje działania, owszem.
 Dante wolał nie dodawać, że podejrzewa, iż firma funkcjonuje nadal, tylko, że pod inną nazwą. O ile Madeleine nie zamierzała wkurzać FBI, to co robili było nawet dosyć wychowawcze.
 Z punktu widzenia Dantego.
 -Czyli ogólnie to porządny chłopak. – stwierdził staruszek.
 -No jasne.
 -Czym się interesuje?
-Gra na skrzypcach i pisze genialne opowiadania.
 -Czyli podsumowując, to idealny przyjaciel dla mojej wnu… nie, prawnuczki. Ciągle mi się to myli. – dziadek wygodniej rozparł się na wózku. – Podobno niedługo przyjadą McEver’owie. Tegoroczny Turniej ma być naprawdę szokujący.
 -Niebezpieczniejszego nie urządzaliśmy od blisko piętnastu lat. – zgodził się Dante. – Trochę niepokoje się o Madeleine…
 -I masz racje. Julia może nie okazać się tak honorowa jak ty w Alpach.
 -Pamiętam, uratowałem wtedy Silve przed śmiercią.
 -Niestety. – mruknął pod nosem starzec, a potem uniósł głowę. – Ale ani wcześniej, ani potem specjalnie się nie przyjaźniliście.
 -W sumie tak.
 -Hm… dobra, dość ponurego tematu. Opowiedz mi, co jeszcze wyprawiali Nikolaj i Madeleine. Jestem pewien, że włamywali się do pokoju dyrektora, jak ty i Melisa w dzieciństwie. Kodem do sejfu tego patałacha była data urodzin jego kota, o ile dobrze pamiętam. Co za tępak…

1 komentarz: