4
-Mam
z tym mnóstwo roboty, a Cyryl i Metody raczej nie przejawiają wielkiej
chęci do pomocy. – stwierdziła Melisa, formując ciasto tuż przed
włożeniem do piekarnika.
Dante
siedział na skraju stołu kuchennego i przypatrywał się siostrze. Miał
brązowe włosy, ciemniejsze niż w dzieciństwie i złote oczy. Niedawno
skończył trzydzieści jeden lat i nadal był mistrzem walki i taktyki. -Remi też ci nie pomaga?
-On ma cztery lata, Dante.
-Nie nazwałabym tego wystarczającym usprawiedliwieniem.
-Natomiast ja tak.
-Niech ci będzie.
Melisa wsunęła placek do piekarnika i starannie wytarła ręce.
-W sumie gdzie spotkałeś Nikolaja i Madeleine?
-Na drodze niedaleko.
-Robili coś szczególnego?
-Dyskutowali o… Szekspirze.
Dante czuł instynktownie, że w tej chwili jego siostrzenica i jej najlepszy przyjaciel, przyczajeni za kuchennymi drzwiami, zgodnie wzdychają z ulgą.
-Madeleine i Szekspir? Chyba ze mnie żartujesz, braciszku.
-Mieli w tym roku „Hamleta” jako lekturę. Może jej się spodobało?
-Może. – powątpiewająco stwierdziła Melisa.
-Nie wierzysz w swoją córkę?
-Wierze. Ale jakoś mi to do niej nie pasuje.
-Cóż, istnieje możliwość, że Nikolaj wywiera na nią dobry wpływ.
-Pewnie masz racje. Ale niepokoje się. Każda matka by się zaniepokoi… Co to było?
Nagle rozległ się rumor, a Dante i Melisa zgodnie poderwali się na równe nogi. Błyskawicznie znaleźli się w salonie.
-To był… Remi. – wykrztusił pobladły Metody.
Bracia patrzyli się na porozbijaną zastawę, którą mieli za zadanie powycierać, walającą się po podłodze.
-Ściągnął obrus. - uściślił Cyryl.
Remi uniósł na nowo przybyłych całkowicie niewinne spojrzenie. Miał czarne włosy, ale oczy zdecydowanie rodowe.
-Oni nie chcieli mi pokazać, mamo. – pociągnął nosem. – A… a Lemi chciał zobaczyć!
-Już dobrze, Remi. Powinniśmy gdzieś mieć drugą zastawę… chyba.
-Coś się stało? – Nikolaj i Madeleine wsunęli głowy do salonu. Dante posłał siostrzenicy spojrzenie mówiące „Wiem, że przed chwilą nas podsłuchiwaliście.”, a ona uśmiechnęła się.
„Wiem, że wiesz, wujku”.
-Zastawa trochę się nam… nadwyrężyła. – stwierdził Metody.
-Wy ją rozwaliliście?
-Nie, Remi.
Dziewczyna spojrzał na niego z dumą.
-Mądry dzieciak.
-Madeleine, ale wiesz, że i tak musimy przyjąć McEverów, prawda? – Melisa spojrzała na nią podejrzliwie. -No wiesz mamo? Z zastawą stołową w kawałkach? – Łowczyni spojrzała na kobietę z urazą.
Pojedynek na spojrzenia przerwał Nikolaj.
-To może ja pomogę to posprzątać, co? -Gdybyś mógł… - Melisa westchnęła ciężko. – Dante, idź przywitaj się z dziadkiem, dobrze?
-Jak możesz posyłać mnie w paszcze lwa? – zapytał jej brat.
-Bez przesady, akurat za tobą dziadek przepada… no, już. My to posprzątamy… Cyryl, Metody, obiecuje, że jeśli teraz uciekniecie, rozpalę dziś w kominku i przez całkowity przypadek wrzucę tam wasz laptop.
Bracia spojrzeli po sobie ponuro.
-To szantaż. – stwierdził Cyryl. Melisa uśmiechnęła się z ponurą satysfakcją.
-O tak. Inaczej bym tego nie nazwała.
*
-Dziadku?
Dante
ostrożnie wsunął głowę do pokoju. Ciężkie zasłony były do połowy
zasłonięte. Ikar Vale, najstarszy człowiek rodu, siedział na swym wózku
pod oknem i przeglądał stary album. Okulary zsunęły mu się na skraj nosa
i mimo prawie osiemdziesięcioletniej różnicy wieku, chwilowo łudząco
przypominał Metodego. Na dźwięk głosu uniósł głowę.
-Ach, to ty Dante. Myślałem, że przyjeżdżasz jutro.
-Bo miałem przyjechać jutro, ale… wszystko skończyło się lepiej, niż podejrzewałem.
-Znowu jakaś afera, co?
-Owszem.
Staruszek rzucił mu rozbawione spojrzenie.
-I Bogu dzięki. Inaczej zrobiło by się nudno. Siadaj Dante, muszę z kimś pogadać.
Mężczyzna posłusznie przysiadł na skraju łóżka, spoglądając na dziadka. Nie byli do siebie zbyt podobni: tylko te same oczy. Wszyscy Vale’owie mieli oczy tego koloru i kształtu…
-Przed chwilą rozległ się straszny rumor. Co to było?
-Remi zniszczył zastawę stołową. – Dante nie powstrzymał uśmiechu.
-Tą po prababce? Mądry chłopak, była ohydna.
-Madeleine powiedziała tak samo.
-Właśnie! Jaki jest ten przyjaciel Maddy? Przed chwilą przyszli się przywitać, ale nie widziałem go zbyt dokładnie. A ty go znasz… Chyba chodziło o jakąś aferę, co?
Dante parsknął śmiechem.
-Tak. Pod koniec roku szkolnego wywołali niezłe zamieszanie. Zorganizowali kilka kolegów ze szkoły, dobrych informatyków, stworzyli własną stronę, wynajęli kilku prawników, nie pytaj się jak, nie mam najmniejszego pojęcia, i założyli firmę nieruchomości.
-I co, działała? – zaciekawił się staruszek.
-Wprost idealnie! Wszystko było zgodnie z prawem, no może oprócz tego, że niepełnoletni nie mogą zarządzać czymś takim. Ale w przeszło dwa miesiące zarobili pół miliona! Wyobrażasz to sobie?
-Co zrobili z pieniędzmi?
-Trochę poszło na studia Nikolaja – w przyszłości chce iść na Oxford i ma duże możliwości, ale stypendium nie pokrył by wszystkich kosztów TAKIEJ szkoły, więc musieli kombinować. Reszta dla niedoszłych informatyków i prawników.
-A jak ty się w to wpakowałeś?
-Cóż, ogłosili mnie szefem firmy. Zaczęto do mnie wydzwaniać w sprawie kupna domów, więc w końcu wymusiłem na Madeleine, żeby mi powiedziała, o co chodzi.
-I co? Firma przestała działać?
-„Phoenix” zawiesiło swoje działania, owszem.
Dante wolał nie dodawać, że podejrzewa, iż firma funkcjonuje nadal, tylko, że pod inną nazwą. O ile Madeleine nie zamierzała wkurzać FBI, to co robili było nawet dosyć wychowawcze.
Z punktu widzenia Dantego.
-Czyli ogólnie to porządny chłopak. – stwierdził staruszek.
-No jasne.
-Czym się interesuje?
-Gra na skrzypcach i pisze genialne opowiadania.
-Czyli podsumowując, to idealny przyjaciel dla mojej wnu… nie, prawnuczki. Ciągle mi się to myli. – dziadek wygodniej rozparł się na wózku. – Podobno niedługo przyjadą McEver’owie. Tegoroczny Turniej ma być naprawdę szokujący.
-Niebezpieczniejszego nie urządzaliśmy od blisko piętnastu lat. – zgodził się Dante. – Trochę niepokoje się o Madeleine…
-I masz racje. Julia może nie okazać się tak honorowa jak ty w Alpach.
-Pamiętam, uratowałem wtedy Silve przed śmiercią.
-Niestety. – mruknął pod nosem starzec, a potem uniósł głowę. – Ale ani wcześniej, ani potem specjalnie się nie przyjaźniliście.
-W sumie tak.
-Hm… dobra, dość ponurego tematu. Opowiedz mi, co jeszcze wyprawiali Nikolaj i Madeleine. Jestem pewien, że włamywali się do pokoju dyrektora, jak ty i Melisa w dzieciństwie. Kodem do sejfu tego patałacha była data urodzin jego kota, o ile dobrze pamiętam. Co za tępak…
Jejejeeee :D Ja chcę turniej!
OdpowiedzUsuń