2
Julia McEver stała przed ciotką Silvą i ze zmrużonymi oczyma przyglądała się jej ruchom.
Silva miała prawie trzydzieści lat. Szczupła i wysoka, jasne włosy wiązała w warkocz dookoła głowy, by nie przeszkadzał jej w walce. Miała niesamowicie jasne oczy, koloru promieni słonecznych, wpadających do pokoju, w którym w powietrzu unosi się kurz. Poruszała się z wrodzoną gracją, jakby kilkanaście sztyletów, wiszących jej przy pasku, ukrytych w rękawie czy w nogawce spodni, oraz miecz u boku, w ogóle jej nie obciążały.
Razem z bratanicą ćwiczyła gerinn,sztukę walki znaną niewielu. Powolne ruchy uspokajały i łagodziły nerwy. W czasie pojedynku jednak, gdyby wykonać jedno z uderzeń kilka razy szybciej, było by zabójcze.
Z tego co wiedziała Julia, tylko rodzina McEver’ów do dziś pamiętała ten styl.
-Noga wyżej. Wyprostuj się. – nakazała Silva.
Julia napięła wszystkie mięśnie i zacisnęła zęby. Czuła, że naciąga sobie wszystkie ścięgna, każda jej część płonie żywym ogniem.
-Jeszcze trochę. – łagodnie ponagliła ją ciotka.
Noga dziewczyny przesunęła się jeszcze o centymetr, a potem Julia krzyknęła cicho i stanęła w normalnej pozycji.
-Nie potrafię. – stwierdziła niechętnie. Jak wszyscy z jej rodu, nienawidziła przyznawać się do błędów.
-Nie przejmuj się. Na początku ja też nie potrafiłam. I tak już nieźle ci idzie. Chcesz odpocząć?
Dziewczyna pokręciła głową.
-W życiu. Chcę ćwiczyć!
Silva uniosła brwi.
-Skąd u ciebie ta nagła ochota do przedłużania ćwiczeń?
-Chcę pokonać Madeleine raz na zawsze. – wytłumaczyła krótko.
Ale był jeszcze inny powód, dla którego uciekała od rzeczywistości, pogrążając się w walce. Valerian...
Jej najlepszy przyjaciel, na początku wakacji, wyjechał wraz z Guggenheimem - swoim wujem i członkiem Rady jednocześnie - szkolić się na łowce. Wciąż jednak pamiętała wściekły wyraz twarzy przyjaciela, podczas ich ostatniej kłótni pod końcu roku szkolnego.
Kobieta skinęła głową.
-Miałam tak samo z Dantym. W sumie nadal mam.
-Czasami wydaje mi się ciociu, że będziecie rywalizować nawet kiedy już posiwiejecie.
-Oczywiście, że tak. W sumie, gdybym ostatecznie z nim wygrała, czułabym pewien zawód.
-Nienawidzisz wujka, no nie ciociu? – Julia zaczęła serie ćwiczeń rozciągających. – Ja nie mam nic do Madeleine, oprócz tego, że jest z Vale’ów… ale gdy wy byliście młodzi, chyba spór między rodami był o wiele ostrzejszy, prawda?
-Prawda. No dobra, teraz będziemy ćwiczyć uderzenia…
-Ciociu, nie odpowiedziałaś mi.
-Odpowiedziałam.
-Ale na to pierwsze…
-Nie przypominam sobie żądnego pierwszego.
-No ale…
-Julia, wracaj do ćwiczeń, jeśli chcesz wygrać.
Dziewczyna z rezygnacją wzruszyła ramionami.
-No dobra, czemu nie.
Chwile jeszcze ćwiczyły styl gerinn, a potem Silva ściągnęła z wieszaka na broń miecz ze złoconą rękojeścią i rzuciła go bratanicy. Sama wyjęła swój i sprawdziła go, kilka razy tnąc klingą powietrze.
-Dawaj. Nie mamy całego dnia.
Rozpoczęły walkę.
Julia była ulubioną bratanicą Silvy, która widziała w niej jedyną nadzieje na pokonanie Madeleine, siostrzenicy Dantego Vale’a. O ile kobieta nie wyjeżdżała z jakąś ważną misją, co dziennie spotykała się ze swoją uczennicą i szkoliła ją w walce, uczyła nazw broni, wtajemniczała w sekrety starych języków. Szczególnie ostro uczyły się teraz, tuż po zakończeniu roku szkolnego. Za tydzień, w rezydencji Vale’ów miał rozpocząć się Turniej.
-Czy w tym roku to będzie coś specjalnego? – zapytała Julia, parując uderzenie.
-Mówisz o Turnieju? – Silva odbiła się od ziemi, wykonała oszałamiające salto w powietrzu i miękko wylądowała kilka metrów dalej, ponawiając atak. Ona tylko się bawiła, podczas gdy jej bratanica dawała z siebie wszystko co mogła.
-Tak.
-Wydaje mi się, że będzie inaczej niż zwykle. Ale wiesz, że zwykle planują to nasi ukochani Vale’owie, twój ojciec i dziadek. Ja niewiele wiem.
-Ty i niewiele, ciociu? Coś mi tu nie gra. – z rozbawieniem prychnęła Julia. Wykonała piruet, pragnąc wytrącić miecz z dłoni przeciwniczki, ale Silva cofnęła się już o krok.
-No… może TROCHĘ wiem. Ale nie mogę ci nic powiedzieć. Może być fajnie.
-Na pewno będzie fajnie… - dziewczyna w ostatniej chwili zablokowała cięcie w głowę. Ostrze ze zgrzytem zderzyło się z ostrzem, sypiąc iskrami. Julia zacisnęła zęby. Skrzyżowane miecze coraz bardziej przysuwały się do jej twarzy.
Zwolniła nacisk i uskoczyła w bok, oczekując, że jej mentorka straci równowagę. Ale Silva przewidziała to i stała teraz spokojnie. Wyzywająco spojrzała na uczennice.
-Masz jeszcze jakiś temat do rozmowy?
-Jasne. Z kim będą konkurować Cyryl i Metody Vale? Są już w odpowiednim wieku, by brać udział w Turnieju.
-Racja. Wydaje mi się, że zmierzą się Adrianem, twoim dalszym kuzynem i Oliverem młodszym, twoim…
-Bratem, ciociu. – z rozbawieniem dokończyła Julia.
-Owszem, bratem. To ciekawe, że dzieci w naszych rodzinach rodzą się dokładnie w tych samych latach i mają podobny poziom umiejętności.
-Coś w tym jest… - dziewczyna była rozkojarzona.
O wypowiedzianym przez ciotkę zdaniu przypomniała sobie dopiero pod wieczór. „mają podobny poziom umiejętności”… Czyżby ciocia Silva sugerowała, że wygrać z Madeleine Vale wcale nie będzie łatwo?
Huhu, Julia i Maddy konkurują, nie będzie łatwo... W ogóle nie mogę się doczekać tego turnieju. Dzieciaki w podobnym wieku... Ja i mój kuzyn temu odpowiadamy, moglibyśmy wziąć udział. Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuń