niedziela, 31 maja 2015


18




Zatrzymali się dopiero, kiedy byli już pewni, że go zgubili, za terenem ogrodów wiedeńskich. Nikolaj chwile ciężko dyszał, oparty o bramę, a potem otrząsnął się i z przerażeniem spojrzał na Natalie.
-Co ty tu robisz???
 -Pobiegłam z wami. – prychnęła. – A co, myślałeś, że będę tam stać i czekać, aż ten ochroniarz zacznie mnie wypytywać, kim jesteście?
 -Natalia to w tej chwili nasz najmniejszy problem. – zauważyła Silva. – Nie możemy teraz tam wrócić, a przecież tam są Wskazówki!
 Dante skrzywił się.
-Ona ma racje, niestety. Nie wiem, co teraz zrobimy.
 -Jeśli mogę się zapytać. – zauważyła Madeleine. – To… o co chodziło z tym grizzly?
 Silva westchnęła ciężko.
 -Dante nagadał wcześniej ochroniarzowi, że…
-JA nagadałem? – prychnął mężczyzna. – To byłaś ty!
 Jego kuzynka lekceważąco machnęła ręką.
 -Nie kłóćmy się o szczegóły. W każdym razie, jeśli tam wrócimy, zamknął nas, oskarżając o sianie paniki Aha, no i w końcu ja jestem tutaj wrogiem publicznym numery jeden. Lepiej, żeby się nie połapali. Wyścig nie będzie mógł się dalej odbywać.
 -Czyli co? – Metody przekrzywił głowę. – NIE MOŻEMY wrócić do ogrodów, bo was zamkną, ale MUSIMY wrócić do ogrodów, bo nie zdobędziemy Wskazówki. Tak?
 -W sumie tak. – przyznał mu Cyryl.
 -Życie jest beznadziejne…
 -Czy ktoś się w ogóle zastanawiał, jakim cudem, przy takiej ilości krajów w Europie i na innych kontynentach, złożyło nam się, że nasze Wskazówki są ukryte w tym samym miejscu? Prawdopodobieństwo czegoś takiego jest zerowe! – dodał Nikolaj, po raz pierwszy od chwili ucieczki patrząc na kogoś, kto nie jest jego siostrą.
 -A więc przyjmijmy, że…
 -Przyjmijmy to po obiedzie. – przerwał mu Olivier. – Mieliśmy przecież coś zjeść, nie?
 Zgodnie przyznali mu racje.


*


-A więc. – Nikolaj przełknął kęs chleba. – Może byś już wracała do swojej klasy, Natalio? Wszyscy muszą się tam o ciebie martwić.
 Dziewczyna na chwile przestała rysować w swoim notesie i uniosła na niego granatowe oczy.
 -A nie mogę jechać z wami? – zapytała błagalnie.
 -Nie. – odparli jednocześnie.
 -Hej! Dlaczego?
 -Bo to niebezpieczne.
-Nikolaj…
 -Jestem od ciebie starszy.
 -O dziewięć miesięcy!
 -I tak się liczy.
 Dziewczyna zwiesiła głowę, wracając do rysowania. Widać było, że ani myśli ich teraz opuszczać.
 Silva i Dante dyskutowali, siedząc tak blisko siebie, że mieli niebezpieczną możliwość rzucenia się sobie do gardeł.
 -A więc myślisz, że w tym… Wyścigu chodzi o coś więcej? – zapytała.
 Dante skinął głową.
 -Nikolaj ma racje. Taki zbieg okoliczności jest niemożliwy. Pomyślałem nawet, że…
 -Że? – uniosła brwi. – Czekaj… ty też sądzisz, że Ikarowi i Sewerynowi mogło chodzić o to, żebyśmy współpracowali?
 -Nie wiem. Ale w tej chwili to nawet nie wydaje się takie porażająco głupie. Pięćdziesiąt lat od pierwszego Turnieju. Może chcą coś zmienić?
 Silva odgarnęła włosy z oczu.
-Może. Ale jakoś nie widzę ich współpracujących.
 -Ja również. Ale jak inaczej to wyjaśnisz? Wskazówek mogłoby być nawet trzydzieści, a to, że posyłają nas do TEGO SAMEGO kraju na TYM SAMYM etapie… Nie wierze w to, Silvo. Po prostu nie wierze.
 -No to co robimy? – zapytała.
 Dante uśmiechnął się do niej ponuro.
 -Czyżbyś sama nie wiedziała?
 -Zamknij się. Po prostu chciałam poznać twoje zdanie. Osobiście jednak weszłabym do wiedeńskich ogrodów w nocy i poszukała tych… tej Wskazówki. Bo, jeśli mamy współpracować, wskazówka powinna być jedna.
 -Mam takie sam pomysł. To umówione?
 -Jasne.


*


W tym samym czasie Nikolaj i Madeleine dyskutowali nam możliwościami podboju Austrii.
 -Nie wiem, jak byśmy to zrobili. – stwierdziła dziewczyna. – Ale ja zamieszkałabym w tym ogrodach wiedeńskich. Są super.
 -I przemalowałabyś pałac cesarski na różowo? – kpiąco spytała Julia.
 -Chyba mylisz mnie z Metodym. – uprzejmie odparła Maddy.
 -Ej! – krzyknął chłopak.
 Nikolaj parsknął śmiechem.
 -Znając ciebie, Madeleine, w piwnicach zrobiłabyś lochy.
 -Owszem. I trzymałabym tam najbardziej znienawidzonych. – dziewczyna dziwnym trafem mówiąc to, skierowała swój wzrok akurat na Julie. – I karmiłabym ich brokułami i mlekiem.
 -Brokułami i mlekiem? – Natalia uniosła brwi.
 -Nie lubię ani brokuł, ani mleka. – wytłumaczyła krótko. – I miałabym pokój, obwieszony obrazami Julii.
 -Czciłabyś je? – zapytała Julia.
 -Owszem. Moim karabinem. Codziennie rano. Tuż przed kąpielą.
 -W kozim mleku? – ironicznie zaciekawił się Cyryl.
 -Przecież już mówiłam, że nie lubię mleka.
 -A ja? – zapytał Nikolaj.
 -Co ty?
 -Co ja bym robił po podbiciu Austrii?
 -Zostałbyś wysoko postawionym, cesarskim czyścicielem butów.
 -Wielkie dzięki. – chłopak parsknął śmiechem.
 Madeleine posłała mu uśmiech.
 -A ja byłbym pierwszym kandydatem to tronu, zaraz po tobie? – upewnił się Cyryl.
 -Na równi z Metodym. Jesteście bliźniakami, kretynie. – przypomniał mu Oliver.
 -Bzdura, ja jestem o dziesięć sekund starszy. – naburmuszył się Cyryl.
 -Ty? – Adrian spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Myślałem, że to Metody jest…
 -Bujdy i kłamstwa rozpowiadane przez plebs! – wykrzyknął chłopak.
 -JA jestem straszy. – zauważył Metody.
 -Madeleine, wtrąć go do lochu za zdradę stanu!
 -Popieram. – Natalii błysnęły oczy. – Najlepiej wtrąć ich obu.
 -I ją też. – dodał Cyryl, patrząc na dziewczynę z urazą.
 Maddy pokręciła głową.
 -Upadłeś na głowę, braciszku? Siostrę mojego czyściciela butów!?
 -Owszem, właśnie ją.
 Słysząc kłótnie, Dante i Silva posłali sobie zdziwione spojrzenia. W końcu mężczyzna uśmiechnął się.
 -Moi siostrzeńcy będą kiedyś u władzy. A wtedy…
 Silva przewróciła oczyma.
 -Tak, tak, wiem. A wtedy postarasz się, żebym zginęła w boleściach.

czwartek, 28 maja 2015

17



Silva chwile trawiła nową informacje: jej przeciwnik jest Dantym. DAŁA SIĘ POKONAĆ VALE’OWI!
Potem wybuchnęła.
Wykorzystując fakt, że jej kuzyn zwolnił uchwyt, użyła jednego z uderzeń gerinn, wycelowanego w jego kostkę i przerzuciła sobie mężczyznę nad plecami. Może i Dante miał błyskawiczny refleks, ale tego się nie spodziewał. Przewrócił się na ziemię, a kiedy próbował powstać, zobaczył ostrze sztyletu tuż przed twarzą.
 -NAWET. NIE. PRÓBUJ. – warknęła.
 -Hm… myślałem w sumie, że kiedy już wiesz, że nie jestem zły, przestaniesz myśleć jak by mnie zabić. – stwierdził z rezygnacją. – Silvo, czy ty nie masz innego hobby?
 -Mam kilka innych, ale żadnego tak zabawnego. – odparła uprzejmie.
 -Teraz poderżniesz mi gardło?
 -Boisz się?
 -Nie, to ciekawość wynikająca z mojej profesji. To tak czy nie?
Silva zastanawiała się chwile.
 -Nie, jeszcze nie.
 Rzuciła nim o ścianę labiryntu, błyskawicznie chowając sztylet do rękawa bluzy. Dante odzyskał równowagę i przyjął postawę bojową.
 -Co ty tu właściwie robisz? – zapytał.
 -Wskazówka. – wytłumaczyła krótko.
 -WY TEŻ? To ciekawe.
 -Racja.
 Silva wyrwała się do przodu: w jej palcach pojawił się kolejny nóż. Cięła po skosie, ale jej kuzyn zdołał odskoczyć na bok. Zaskoczył ją, ale nie zgubiła rytmu. Zawirowała, żeby nie stracić równowagi i błyskawicznie zablokowała jego cios. Gdyby nie wyostrzony wzrok, mogłaby go nie dostrzec w półmroku labiryntu.
 Uderzyła go w ramię, ale zablokował i momentalnie przypuścił kontratak. Uchyliła się, równocześnie sięgając po dłuższy sztylet, ukryty w cholewie buta. Ukryła go w dłoni, by Dante nie dostrzegł, że ma przy sobie kolejną broń. Nagle zatęskniła za swoim mieczem, zostawionym na zewnątrz, przy plecaku.
 Kuzyn wykorzystał chwile jej nieuwagi, podcinając Silvie nogi. Nie przewróciła się jednak, tylko wykonała salto i z gracją wylądowała na ziemi.
 -Próbuj dalej. – uśmiechnęła się złośliwie.
 -Co? – Dante udał zdziwionego. – To teraz gramy na poważnie?
 Ku jej największego zdziwieniu, w jego ręce zmaterializował się długi sztylet z czarnym ostrzem.
 -Od kiedy ty walczysz nożami? – zapytała Silva.
 Jej kuzyn wzruszył ramionami z niewinną miną.
 -Od kiedy włócznia przestała mi się mieścić w kieszeni.



*



Kiedy Silva i Dante wreszcie wyszli z labiryntu – o dziwo, oboje na własnych nogach i mniej-więcej żywi – jeden z ochroniarzy posłał im zdziwione spojrzenie.
 -W środku jest grizzly. – uprzejmie wytłumaczyła Silva, posyłając mu rozbrajający uśmiech i przesuwając palcami po długim skaleczeniu na ramieniu, które zostawił jej sztylet kuzyna.
 Mężczyzna spojrzał na nią z przerażaniem i zaczął coś mówić do krótkofalówki. Zrozumieli go bezbłędnie.
 -Grizzly w labiryncie! Ewakuuj ludzi, Rodrick!
 Dante jęknął cicho, ale nic nie powiedział.
 Metody, Cyryl, Adrian, Oliver, Julia, Madeleine, Nikolaj i Natalia czekali w pobliżu. Na ich widok Metody westchnął ciężko, wyjął portfel z kieszeni i wręczył Adrianowi dziesięć euro.
 -Wygrałeś. – stwierdził ponuro.
 -O co się zakładaliście? – zapytał Dante.
 -Mój kochany brat uważał, że któreś z was będzie stąd wynoszone na noszach. – oznajmił Cyryl.
 -Dobrze wiedzieć.
 -Nie pomylił się tak bardzo. – Madeleine cofnęła się o krok, krytycznie spoglądając na wujka i ciocie. – Wyglądacie okropnie. Wiecie, jakbyście spotkali tam stado spłoszonych mamutów.
 -Albo tyranozaura, który stwierdził, że wyglądacie bardzo apetycznie. – dodała Julia.
 -Albo grupę terrorystów na wakacjach. – skontrowała Maddy.
 -Albo bandę kanibali. – odgryzła się dziewczyna.
 -No albo…
 -Wszyscy dobrze wiemy, że po labiryncie krążą mamuty, tyranozaury, terroryści i kanibale – przecież to Wiedeń, można się było tego spodziewać – ale teraz musimy coś sobie wyjaśnić. – zauważyła Silva, rozwiązując włosy, a potem znowu układając je w warkocz.
 -Ma racje. – niechętnie przyznał Dante. – Ale może wcześniej coś zjemy?
 -W ostateczności to może być dobry pomysł. Macie kanapki? A, nawiasem mówiąc… kim ty jesteś? – Silva z ciekawością spojrzała na Natalie. Dziewczyna zdjęła już słuchawki i zajęta była rozmową z Adrianem. – Mogę się rzecz jasna mylić, ale nie sądzę, żebyś była moją bratanicą, prawda? Julia, ona nie jest z nami spokrewniona, nie?
 -Nie jest. – flegmatycznie odparła Julia.
 -Jestem Natalia Bates. – dziewczyna oderwała się od rozmowy z chłopakiem. – Siostra Nikolaja.
 -Wziął cię na gapę? – zaciekawiła się kobieta.
 -Nie, jestem tu z moją klasą. Na wycieczce.
 -A szkoda. – Silva spochmurniała, jakby fakt, że Nikolaj nie przewiózł siostry nielegalnie przez granice, od razu umniejszał go w oczach kobiety.
 -A gdzie twoja klasa? – zapytał nagle Dante.
 -Tam. – Natalia wskazała na grupę nastolatków, stojących przed przewodnikiem i wyglądających, jakby zaraz mieli zasnąć. – Adrian już mi wszystko opowiedział! – dziewczyna nie zauważyła, że Julia posłała kuzynowi mordercze spojrzenie – To wy uczestniczycie w tym Wyścigu, nie? Szczęściarz z ciebie, Nikolaj.
 -Istotnie. – chłopak uśmiechnął się radośnie. – Nie zaprzeczę.
 Dante odchrząknął.
 -Przepraszam, ale jeśli już wszystko omówiliśmy… Czy ktoś z was nie miał by pięciu metrów bandaża i z pół litra wody utlenionej?
 Maddy zmarszczyła brwi.
 -Chyba nie bardzo.
 -Szkoda. W każdym razie… Ej, wy też to słyszeliście?
 Ochroniarz, z którym wcześniej rozmawiali Dante i Silva, biegł w ich stronę, krzycząc. Madeleine słabo znała niemiecki, ale rozpoznała niektóre z wymawianych przez niego słów: „grizzly”, „żaden”, „robić”, „zamieszanie”, „wy”, „więzienie”.
 Dante również zrozumiał.
 -Musiałaś mu mówić o tym grizzly? – warknął do Silvy. – W nogi!

sobota, 23 maja 2015

16


-Plus sytuacji jest taki, że może spotkam Natalie. – zauważył Nikolaj.
 Cyryl absolutnie go nie słuchał. Ich samolot właśnie startował z Rzymskiego lotniska. Razem z bratem pochylali się nad laptopem, po raz tysięczny tocząc walkę z orkami.
 -Jesteś pewien, że je się w ogóle da pokonać? – powątpiewająco zapytał Metody.
 -Jasne, że się da. Sprawdź, jakie czary ma Findan…. Teleportacja, świetnie! Teleportuj smoki na pole przed łucznikami.
 -Ale przecież kiedy wiwierna zaatakuje, zabije ich.
 -Smoki to takie nic, łucznicy są ważni. Musimy ich bronić, żeby wygrać. A kiedy wiwierna zabije smoki, łucznicy będą mieli pełen strzał…
 -O ile wcześniej magowie ich nie ubiją.
 -Myślisz, że… cholera, to by nie było takie głupie. Ale miejmy nadzieje, że tego nie wymyślą.
 -Wymyślą.
 -Musisz krakać?
 -Nie, ale lubie to robić. Jakbym był wieszczem.
 Cyryl mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało niepokojąco podobnie do: „Albo kretynem”.
 Metody teleportował smoki przed łuczników i odwrócił się w stronę Dantego.
 -Już wymyśliłeś, gdzie dokładnie mamy iść w tej Austrii?
 -Wydaje mi się, że chodzi o Wiedeń. – mężczyzna zmrużył oczy, przyglądając się oznaczeniom na monecie. – Tu widać te sławne wiedeńskie ogrody. Tak, sądzę, że mamy iść do ogrodów. Jak idzie wam gra?
 Chłopak zerknął na ekran laptopa.
 -Tak jak myślałem, wiwierny ubiły nam smoki.
 -Ale łucznicy mają pełen strzał. – zauważył Cyryl.
 -A magowie?
 -Zamknij się.


*


Samolot wylądował w Wiedniu świtem następnego dnia. Nikt nie spał tej nocy. Cyryl wytoczył się z samolotu wołając w radosnym uniesieniu:
 -Pokonałem tego kretyna! Elfy górą! Orkowie gryzą piach…
 Zatrzymała go ochrona lotniskowa i sprawdziła pośpiesznie ilość alkoholu we krwi. Widząc zerowe odczyty, strażnik wytrzeszczył oczy, a potem odwrócił się w stronę Dantego:
 -Przykro mi. Od jak dawna chłopak jest chory na… na co on właściwie jest chory?
 Dante grzecznie wyjaśnił, że chodzi o zaburzenia psychiczne, które jego biedny siostrzeniec ma od urodzenia. Opisał barwnie trudy każdego dnia, przeżywanego u boku Cyryla, gestykulując. W końcu doszło do tego, że smutny ochroniarz wyraził żal, jako że taki miły chłopiec miał tak potworną chorobę i odszedł, pociągając nosem.
 Odprowadzili go zdziwionym wzrokiem.
 -Od kiedy ty umiesz tak łgać, wujku Dante? – zapytała Madeleine.
 -Po kilku latach w towarzystwie Silvy każdy musi się tego nauczyć. – mężczyzna wzruszył ramionami.
 -Po co było kłamać? – z urazą stwierdził Cyryl.
 -Nie powiedziałbym, że wujek kłamał. – zauważył Metody z szatańskim uśmiechem.
 -Zaraz cię zab…
 -Pozabijacie się trochę później, dobrze? – zaproponował Dante. – teraz nie mamy na to czasu. Ogrody wiedeńskie są ogromne, a my mamy mało czasu, by odnaleźć Wskazówkę…
 Wsiedli do najbliżej stojącej taksówki, o włos wyprzedzając jakiegoś biznesmena i ruszyli.
 -Ciekawe, przy której Wskazówce są McEver’owie. – mruknął Metody pod nosem.


*


-Jesteś pewna, że chodzi o ogrody wiedeńskie, ciociu? – upewniła się Julia.
 -Jasne. Na sto procent.
 -One są wielkie. – westchnęła dziewczyna. – Jak znajdziemy tu Wskazówkę?
 -Gdzieś musi być… - Adrian wzruszył ramionami. – O… właśnie widzę ładną dziewczynę.
 -Na której? – zaciekawił się Oliver.
 -Na drugiej.
 Kruczowłosa dziewczyna o elfiej twarzy opierała się o pobliskie drzewo. Miała granatowe oczy, na uszach słuchawki. W ogóle nie interesowała się tym, co mówił przewodnik.
 -Niezła. – Oliver skinął głową. – Zagadasz do niej?
 -Może.
Silva jęknęła cicho i odwróciła się do Julii.
 -Podczas gdy te dwa patałachy będą się gapić na dziewczyny, ja poszukam czegoś w Labiryncie. – wskazała głową na przejście między drzewami. – Ukrycie tam czegoś byłoby bardzo w stylu Vale’ów.
 -Spoko ciociu.
 Kobieta spokojnie ruszyła w stronę wejścia. Julia patrzyła się za nią przez długą chwile, póki jej spojrzenie nie zboczyło na kruczowłosą dziewczynę, o której dalej dyskutowali chłopacy.
 -Jest naprawdę ładna… Ale chyba zajęta. – Adrian przekrzywił głowę. – Widzisz? Rzuciła się jakiemuś chłopakowi na szyje. Zabawne, on wygląda całkiem jak…
 -Nikolaj! – wykrzyknęła Julia, rozpoznawszy chłopaka.
 Oliver spojrzał na nią ze zdziwieniem.
 -To jakiś żart. Vale’owie tutaj?
 -Ona ma racje, spójrz. Cyryl i Metody też tam są! – Adrian uniósł brwi.
 -A Madeleine jest… - zaczęła Julia.
 -Tutaj. – dokończył Maddy, stając obok niej. – Hej, wy też tu?
 -Tak. Tu jest nasza Wskazówka. – Oliver jakby nie dostrzegł, że siostra rzuciła mu zabójcze spojrzenie.
 -Serio? Nasza też… Zabawne.
 -Kim jest ta ładna dziewczyna? – zaciekawił się Adrian.
 -To Natalia, siostra Nikolaja. – bez zainteresowania odparła Madeleine. - A gdzie zgubiliście ciocie Silve?
 -Poszła do Labiryntu. A wujek Dante gdzie jest?
 -On też poszedł do… O rany. – Maddy jęknęła cicho. – Jak się spotkają, czuje, że nie obędzie się bez walki.
  

*


Silva szła mrocznym korytarzem Labiryntu, poszukując Wskazówki.
 Cieszyła ją chwila odsapnięcia od bratanków. Nie lubiła dzieci z zasady. Może Julie, bo ona zachowywała się jak dorosła. Trochę Adriana. Ale Olivera w ogóle.
 Był tchórzem.
 W sumie to nie wiedziała, czemu ludzie nazywali to Labiryntem. W Labiryncie powinna być możliwość zgubienia, powinien dezorientować… A Silva idealnie wiedziała, gdzie jest i jak stąd wyjść. W myślach już rysowała mapę tego miejsca.
 Nagle dostrzegła ciemną sylwetkę człowieka nadchodzącego z drugiego końca mrocznego korytarza. Przylgnęła do ściany. Wyglądało na to, że nieznajomy jej nie zauważył. Powoli wyjęła z cholewy buta nóż do rzucania i zważyła go w dłoni.
 Nieznajomy przeszedł może pół metra od niej. Już odetchnęła z ulgą kiedy nagle odwrócił się w tempie zbyt szybkim dla normalnego śmiertelnika i uderzył. Zanurkowała w dół i przeturlała się po ziemi. Błyskawicznie poderwała się na równe nogi i rzuciła nożem.
 Rzut idealny, bez możliwości pudła.
 Nieznajomy uchylił się.
 Chciał podciąć jej nogi, ale zrobiła salto w powietrzu i wylądowała po drugiej stronie korytarza. W ręce miała już koleje ostrze, tym razem gotowa do walki wręcz.
 Ale jej przeciwnik niestety nie był głupi. Pojawił się przy niej w ułamku sekundy, wykonał piruet, unikając cięcia – uderzenie, które miało przebić mu serce, zraniło w policzek. Przefrunęła obok niego, oparł się o ścianę z zielonych kłączy, odepchnęła się i skoczyła.
 Chwycił ją za nadgarstek, wyrywając broń i tym samym unieruchamiając. Chciała go kopnąć, ale odsunął się o centymetr, nie zwalniając uchwytu. W myślach Silva w błyskawicznym tempie analizowała swoje położenie. Mogła by się wyrwać, ale doznała by przy tym obrażeń nie pozwalających na dalsze uczestnictwo w Wyścigu.
 Więc może…
 -No dobra. – powiedziała, planując, że kiedy odpowie, spróbuje mu wybić kilka zębów. – Czego chcesz?
 Trzymający ją mężczyzna lekko zwolnił uchwyt.
 -Bez kpin. – ze zdumieniem wyksztusił Dante Vale. – Co ty tu robisz, Silva?

niedziela, 17 maja 2015

15
  

Szli schodami w głąb ziemi.
 Ściany były mokre i śliskie, tak samo marmurowe stopnie. Gdyby nie to, że mieli latarki, mrok byłby nieprzenikniony.
 Przewodziła Silva.
 -To ostatni schodek. – powiedziała, odwracając się do szczękającego zębami z zimna i ze strachu Olivera, oraz do Julii i Adriana.
 -Jeszcze nigdy schodzenie po schodach tak mi się nie dłużyło. – ponuro stwierdziła dziewczyna.
 -Cóż, w takim razie ciesz się, że jesteśmy już na dole. Chodźcie. Jesteśmy pewnie sporo pod ziemią.
 Ruszyli korytarzem. Nisko sklepiony sufit był popękany w kilku miejscach: ze szczelin wyrastały na wpół zgniłe korzenie. Po ścianach ściekała woda. Oliver krzyknął cicho, kiedy nastąpił na szczura.
 -Aż chciało by się tu zamieszkać. – mruknęła Silva pod nosem.
 -No nie wiem. – odparł Adrian.
 Korytarz był w miarę krótki. Na końcu rozszerzał się, zmieniając w niewielką salę. Na jej środku, na postumencie, leżała zamknięta koperta.
 -To to, no nie? – zapytał Oliver, postępując o krok do przodu. – Bierzmy to i spływajmy.
 Julia powstrzymała go ruchem dłoni.
 -Zidiociałeś? Nie pamiętasz Wskazówki?
Silva skinęła głową.
 -Julia ma racje. Żeby zabrać kopertę, musimy dać coś w zamian.
 -Jak myślicie, co? – Adrian przekrzywił głowę.
 -Coś identycznej wagi i formatu. – odparła Silva. – Czy ktoś z was nie ma przypadkiem kartki papieru? Albo lepiej, jakiegoś listu?
 -Ja mam, ale samą kopertę.
 Julia niecierpliwie machnęła ręką.
 -Napchaj do niej jakiegoś papieru, to pewnie się nada.
 -Byle szybko, nie mamy dużo czasu. – dodała Silva.
 Chłopak wygrzebał z plecaka otwartą kopertę i wsunął w nią pojedynczą kartkę papieru. Podał ją Silvie. Kobieta szybko podeszła do postumentu i podmieniła koperty.
Przez kilka sekund nic się nie działo.
-Miejmy nadzieje, że nie będzie zatrutych strzałek jak w pierwszej części Indiany Jonesa. – mruknął pod nosem Oliver.
 W następnej chwili usłyszeli cichy trzask odblokowanego mechanizmu. Silva wykazała się niesamowitym refleksem, w ostatniej chwili osłaniając się plecakiem. W gruby materiał wbiła się strzała, przebijając go prawie na wylot.
 -Tylko jedna – stwierdziła spokojnie, wyrywając ją w plecaka. – I do tego chyba nie zatruta.
 Julia patrzyła się na grot ze zdumieniem.
 -Vale’owie zastawili na nas pułapkę? Na nas???
 -Nie na nas. – Silva pokręciła głową. – Na Wskazówkę. TO by się we mnie nie wbiło, strzała była inaczej ustawiona, natomiast wyrwałaby mi kopertę z ręki.
 -I co z tego? Poszlibyśmy po nią, no nie? – prychnął Oliver.
 -Nie całkiem, nawet jeśli, trochę przez nam do zajęło. – Adrianowi błysnęły oczy. Wskazał dziurę w rogu pomieszczenia. – Założę się, że właśnie tam miała trafić strzała. Z nabitą na grot wskazówką.
 -Ale nie trafiła. – ucięła Julia. –Ciociu, otwórz! Chcę widzieć, gdzie jedziemy
-Czemu nie…
 Silva rozerwała kopertę i wyjęła z niej niewielką, śnieżnobiałą kartkę.  I przeczytała.


*

  
-Do Austrii. – Dante podrzucił w powietrze monetę, która wcześniej wypadła z koperty.


*


 -Do Austrii. – przeczytała Silva.

piątek, 15 maja 2015

14


-Oj, bez kpin, wujku. – powiedziała Madeleine. – Chyba nie zamierzasz z nimi gadać?
 Siedzieli na Placu Świętego Piotra, przyglądając się, jak Cyryl i Metody rozmawiają z kilkoma miejscowymi.
 -Nie wiem. Będą trzy pytania i trzy odpowiedzi. – Dante po raz setny czytał Wskazówkę.
 -Którzy święci będą zadawać pytania?
 -Nie wiem, Nikolaj. Mamy sto czterdzieści opcji. Cyryl, Metody, macie coś?
 -Nie ma żadnej legendy o trzech pytaniach. A jak mój ukochany brat zaczął się pytać, czy święci czasami gadają, to zaczęto nas głaskać po głowach i dali nam nawet batonik. – Metody z goryczą pokręcił głową. – Dlaczego przez Cyryla zawsze wypadamy na chorych psychicznie, co?
 -Pal licho choroby psychiczne, macie jeszcze ten batonik? – zaciekawiła się Maddy.
 -E… tak jakby nie bardzo. – Cyryl pośpiesznie przełknął to, co miał w ustach. – A może chcesz…. papierek? Opakowanie wygląda całkiem smacznie. Apetyczny napis „Snickers” i tak dalej.
 -Nie, jednak dzięki. Masz jakiś pomysł, wuju?
 -Cóż… kilka domysłów. Nie sądzę jednak, żeby święci mówili, wiec to musi być co innego. Ale jeśli te odpowiedzi mają być prawdziwe… Nie wiem. Ja bym zaczął poszukiwania od tej „bramy”.
 -Tu jest tylko jedna brama, mamy szczęście. – Cyryl wskazał na wyjście z placu.
 -Ale to może być przenośnia. – zauważył Nikolaj, podnosząc głowę znad tomu z wierszami Byrona. – Może chodzi o przejście między dwoma kolumnami. Kolumn jest tutaj dosyć sporo…
 -Dokładnie 284, więc przejść między nimi jest mnóstwo.
 -Za godzinę zamykają plac. – zauważył Metody. – Musimy się śpieszyć.
 Dante po raz kolejny przeczytał zagadkę.
 -Między Lwem a Koroną… - mruknął. – wiecie, jeśli nie chodzi o herb szlachecki McEverów, to może po prostu gdzieś na placu figurują te symbole. Gdzie jest Lew i Korona? Rozproszmy się. Nie mam innego pomysłu.
 Błyskawicznie rozdzielili się i wmieszali w tłum. Cyryl i Metody oglądali teren przy fontannach, Dante zaczepił przewodniczkę i zaczął o symbole, a Madeleine i Nikolaj szli między kolumnami, rozglądając się za Lwem i Koroną.
 -Jak ci się podobają takie wakacje?
 Nikolaj uśmiechnął się.
 -Jak na razie jest super. Mam nadzieje, że wygracie.
 -Nie wiem. Oliver to tchórz, ale ciocia Silva dorównuje wujkowi Dantemu, a Adrian i Julia są naprawdę dobrzy. – dziewczyna skrzywiła się lekko przy ostatnich słowach.
 -Trudno ci się do tego przyznać, co? – chłopak uśmiechnął się odrobinę szerzej.
 -Owszem, trudno. Może nie zauważyłeś, ale ostatnimi czasy ja i panna McEver lubimy się odrobinę mniej. Poza tym ona na sto procent będzie się mścić za to, że ją nabrałam.
 -Powiedziałaś jej?
 -I tak by się dowiedziała, a tak mogłam przez chwile z satysfakcją spoglądać na jej nabrzmiałą gniewem twarz, z powykrzywianymi żółtymi kłami w paszczy, krwiożerczymi oczyma i czerwonym jęzorem,
 -Nie przesadzasz? – z rozbawieniem zapytał Nikolaj.
 -Ja tak ją właśnie widzę. Hej, zobacz! To Lew!
U szczytu jednej z kolumn ktoś wyrzeźbił potężnego lwa, z paszczą rozwartą w ryku11. Potwór stał na tylnych łapach, jego grzywa zdawała się falować.
-A Korona? – Nikolaj zmarszczył brwi.
 -Na następnej kolumnie, widzisz? Leć po wujka Dantego, ja pójdę do Cyryla i Metodego.
 Rozbiegli się w dwie różne strony. Nikolaj prawie wpadł na Dantego, dalej dyskutującego z przewodniczką.
 -Znaleźliśmy! – krzyknął.
 -A więc jednak jest! – mężczyzna rzucił przewodniczce kilka włoskich słów, a potem poszedł za chłopakiem. Kobieta spoglądała za nimi z niejakim zawodem.
 Pod kolumną spotkali się z Cyrylem, Metodym i Madeleine. Dziewczyna zadarła głowę, patrząc na Koronę.
 -I co? Mamy Lwa, Koronę, stu czterdziestu Strażników… Teraz trzy zagadki. Ktoś ma jakiś pomysł?
 -Cóż, sądzę, że teraz powinniśmy gdzieś znaleźć jakąś kartkę. – po chwili zastanowienia stwierdził Dante.
 -No dobra… Gdzie może być ta kartka? – Metody zmarszczył brwi.
 Nikolaj zmrużył oczy. Centralnie, między kolumnami z symbolami Lwa i Korony widać było jedną z fontann. Chłopak zmarszczył brwi i ruszył w jej stronę.
 -Co się sta… - Madeleine nie dokończyła.
 Bez słowa poszli za nim.
 Nikolaj wiedziony przeczuciem przyklęknął przy fontannie, podwinął rękaw i zanurzył rękę w wodzie. Chwile wodził palcami po dnie, aż wypatrzył to, czego szukał: zapieczętowaną, woskową kopertę. Sięgnął po nią i wyjął.
 Podał ją Dantemu.
 -To pieczęć McEverów? – zapytał z ciekawością.
 Mężczyzna z uśmiechem skinął głową.
 -Jak widać, jesteś mądrzejszy od nas wszystkich. Mam nadzieje, że wnętrze nie przemokło.
 -Nie powinno. – stwierdził Metody. – No, otwieraj wujku!
 Dante rozerwał pieczęć i otworzył kopertę. Na jego ręce wylądowało austriackie euro, które znalazło się tu nie wiadomo skąd i kartka papieru. Jej rogi były trochę pomoczone, a treść…
 Zaniemówili.
 Kartka była pusta.
 -Gdzie trzy pytania?
 Dante podniósł na niego wzrok.
 -Co powiedziałeś? – zapytał.
 -No… gdzie są trzy pytania, wujku?
 Mężczyzna wyprostował się, a w jego oczach błysnęło zrozumienie.
 -Odpowiedzieliśmy już na nie. Tu, na placu. Nikt nie musiał nam ich zadawać. SAMI je zadaliśmy.
 Madeleine uniosła ze zdziwieniem brwi.
 -Jak to?
 -Nie pamiętacie? Ja sam zapytałem się was wcześniej: „Gdzie jest Lew i Korona?” Potem Metody: „Gdzie może być ta kartka?”. A teraz ty, Cyryl: „Gdzie trzy pytania?”. Na jedno odpowiedziała Madeleine, znajdując symbole na kolumnach, na drugie Nikolaj, na trzecie – ja.
 -Pewnie masz racje, wujku – przyznał Metody. – Ale w takim razie gdzie mamy teraz jechać?
 I Dante odpowiedział.

niedziela, 10 maja 2015

13
  

-Naprawdę sądzisz ciociu, że to jest najlepszy pomysł? – powątpiewająco zapytał Adrian, przekrzywiając głowę.
 Silva rzuciła mu poirytowane spojrzenie. Poprawiła plecak, a potem podciągnęła się na rękach i miękko przeskoczyła nad murem.
 -Dawajcie. – niecierpliwie popatrzyła na Julie.
 Po chwili dziewczyna znalazła się u jej boku.
 -Nadal twierdze, że to zły pomysł. – mruknął Adrian, ale poszedł w ślad za kuzynką. Ostatni przez mur przeskoczył Oliver, ale zabrakło mu kociej gracji, którą mogła się pochwalić reszta rodziny.
 -No dobra. – westchnęła Julia. – Włamaliśmy się właśnie do Parku Gȕel. Co robimy dalej?
-Szukamy Strażnika, to chyba jasne. – prychnęła Silva.
 -A kamery?
 -Nie doceniasz mnie, Julia. – kobieta z żalem pokręciła głową. – Włamałam się kiedyś niezauważona do pałacu Buckingham, a ty myślisz, że nie dam rady w głupim parku.
 -Bez kitu, ciociu. – prychnął Oliver.
 -Zapytaj się Dantego. Uprzedziłam go wtedy o włos.
 -Dalej nie wierze.
 -Możesz nie wierzyć. W to, że jestem wrogiem publicznym w Stanach Zjednoczonych też nie dowierzasz?
 -W sumie owszem.
 - I dobrze, bo tak naprawdę jestem wrogiem publicznym tylko w Austrii.
 -Co takiego zrobiłaś, ciociu? – Adrian uniósł głowę.
 -Długo by mówić. W każdym razie nie to, co rozpowiada Dante. Wcale nie wysadziłam tamtejszego rządu. Chodźcie już, za kilka godzin będzie świtać.
 -Ale kamery…
 -Zadbałam, żeby je wyłączyli już kiedy nasz samolot kołował nad lotniskiem.
 -Jakim cudem?
 Silva nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie wierszyk, którym w dzieciństwie dogryzali jej Vale’owie: „Gdy czarną nocą, nocą głuchą, usłyszysz trzask w ciemności, wiedz, że to razem z zawieruchą, przywiało od McEverów gości. W ciemnych prochowcach, kontrwywiad wroga, lepiej uciekaj, schowaj się w szafie, bo McEverów szpieg, póki zdoła, będzie cię tępił, póki nie złapie.” Popularnych też było kilka innych, ale ten wierszyk zapamiętała najlepiej. Cóż, istotnie, McEver’owie mieli wtyki wszędzie.
 Zapaliła latarkę.
 -Nie mamy czasu. Szybko, trzeba znaleźć Strażnika.
 Rozproszyli się. Nie szli ścieżkami, które zostały wytyczone, tylko zagłębiali się w głąb parku, między drzewa. Co chwila słychać było krzyk przerażonego Olivera, w każdym krzaku widzącego wroga i Julia pomyślała z irytacją, że nigdy nie spotkała takiego wielkiego tchórza jak jej brat.
 Przeskoczyła miękko nad zwalonym drzewem i bezszelestnie wylądowała na ziemi. Snop światła z jej latarki zatoczył okrąg, poszukując Strażnika w granicy wzroku, ale nie znalazł nic. W sumie, żadne z nich nie wiedziało jak ma wyglądać Strażnik, więc nie było to niczym dziwnym.
 Dziewczyna szła dalej, rozmyślając nad zemstą. To, że Madeleine udało się nabrać ją na taką głupotę, było… niewyobrażalne. Odzew musiał być natychmiastowy i bolesny.
 Co zabolało by Madeleine Vale najbardziej?
 Przed oczyma Julii przesunęły się ulubione rzeczy i ukochane osoby kuzynki. Cyryl? Nie. Metody? W życiu. Wuj Dante? Lepiej nie ryzykować. Nikolaj Bates? Hm…
 To on pomógł Maddy w wykonaniu tego okropnego, obłudnego planu. On ją nabrał. Ale… nie mogła w jakikolwiek sposób mścić się na chłopaku, który umiał recytować „Róże wojny”. Nie, to nie było możliwe.
 A gdyby Madeleine też jakoś nabrać. Nie na to, że Julia jest z kim w związku, to już odpadało. Ale może…
 Uśmiechnęła się z ponurą satysfakcją.
 Miała plan.


*

  
-Przeszukaliśmy już cały park. I nic. – stwierdził Adrian, popijając wodę z butelki.
 -Została nam godzina do świtu. Musimy coś wymyślić. – dodał Oliver.
 Julia milczała, zajęta kreśleniem czegoś w zeszycie.
 -Myślę. – warknęła Silva. – Myślę…
 Stukała palcami o wielki głaz, na którym przysiedli. W górze gwiazdy zaczynały już blednąć. Wiedziała, że mieli góra pięć godzin, żeby zdążyć na następny samolot, gdziekolwiek miał lecieć.
 I godzinę na znalezienie Strażnika.
 Po raz kolejny wyciągnęła z kieszeni Wskazówkę. To ten park, na pewno. Strażnik…. Gigant bez duszy. Czyli to coś powinno być duże i martwe, ale z wyglądu przypominać istotę żywą. Strażnik. Broni czegoś. Nie może być kruchy. Może skała? Ale przeszukali cały park. Nigdzie dużych skał.
 Nigdzie, kompletne nic.
 Żadnego głazu w polu widzenia.
 Nagle Silva poderwała głowę. Błysnęły jej oczy. Kompletna kretynka, chora idiotka. No jasne.
 -Już mam. – stwierdziła. – Wybaczcie, że tyle to trwało. Najprawdopodobniej ostatni kilkudniowy kontakt z Vale’ami musiał mnie ogłupić. Wstawajcie.
 -Gdzie idziemy? – zapytała Julia, otrzepując spodnie.
 -Nigdzie. Rozwiązanie jest tutaj.
 Wskazała na porośniętą bluszczem skałę, na której usiedli. Zerwała kilka pnączy i odrzuciła je na bok. Latarka oświetliła martwe oczy giganta, w połowie otwarte usta, kamienny, na wpół przeżarty nos. Rysy twarzy, zmienione przez deszcz i wiatr na przestrzeni lat.
 -Wszyscy jesteśmy kretynami. – jęknął Adrian.
 -Mów za siebie, osobiście twierdze, że przerastam inteligencją was obu. – Julia trzasnęła go w ramię. – Ciociu, ale on tu leży od lat. Nie sądzę, że ktoś go przesuwał ostatnimi czasy i schował klucz pod spodem.
 Silva rzuciła jej krótkie spojrzenie.
 -Jasne, że nie. Tu musi być jakieś wejście….
 Gigant mierzył dziesięć metrów wysokości, nim padł przed laty. Silva okrążyła go pośpiesznie, szukając miejsca wolnego od pnączy, a potem wskoczyła na szeroką pierś posągu i zaczęła po nim spacerować w tę i z powrotem.
 -Gdzieś tu powinno być… mam! – krzyknęła nagle. Oczy błyszczały jej w ciemności. – Chodźcie. Jeszcze nie wiem, jak to otworzyć, ale to na pewno to.
 Po chwili cała trójka stała wokoło jedynego wolnego od bluszczu miejsca. Silva przyklękła i odgarnęła piasek z marmuru, poszukując jakiegoś przycisku lub wajchy.
 Wyrzeźbione przed setkami lat na ciele giganta, prawie zatarte przez deszcz rysunki odsłoniły się w jednej chwili.
 -To pismo? – zapytał podekscytowany Adrian.
 -Cicho, jeszcze nie wiem.
 Przez chwile palce kobiety błądziły po znakach, a potem położyła dłoń na okręgu w centrum rysunku i nacisnęła go.
 Usłyszeli przerażający trzask i zgrzyt mechanizmu i cofnęli się zgodnie. Delikatne drżenie podłoża zauważyła tylko Silva.
 A potem marmurowe płytki dookoła okręgu zaczęły się zapadać.
 Oliver i Adrian patrzyli się oniemiali, a Julia i jej ciotka wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Pierwsza płytka od lewej, długa na trzy stopy, szeroka na dwie, nie drgnęła, następna opadła o dwadzieścia centymetrów i znieruchomiała, trzecia o czterdzieści i zawisła w próżni, czwarta zjechała poniżej pół metra, a potem została zatrzymana.
Tworzyły się schody.
 Zapadła się ostatnia z prawie dwudziestu płytek, a potem mechanizm wydał kolejny zgrzyt i znieruchomiał.
 Oliver próbował oddychać spokojnie.
 -No dobra. – Adrian potoczył wzrokiem po zebranych. – No to… kto wchodzi pierwszy?

czwartek, 7 maja 2015

12


-Co się stało? – zapytała Silva, siadając w samolocie obok wściekłej bratanicy.
 Kobieta w jednej z kieszeni wiatrówki trzymała otwarty list z Pierwszą Wskazówką.
 „Tam, gdzie przed laty końców szedł początek, wśród drzew odnajdziecie zaciszny zakątek. Spotkacie strażnika, giganta bez duszy, niech każdy, kto zwątpi, do niego się zwróci. Klucz złoto zabłyśnie w każdej prawie ręce, jeśli chcecie go zdobyć, dajcie coś w podzięce.”
 Tekst bardzo w stylu Vale’ów. To była tradycja: wskazówki dla McEverów pisali Vale’owie, i na odwrót. Obie rodziny nie ufały sobie tak mocno, że nie było szansy, żeby ktoś podpowiadał.
We wskazówce na sto procent chodziło o Barcelonę: tam po raz pierwszy spotkały się zwaśnione rody. A „zaciszny zakątek wśród drzew”? Cóż, Silva miała nadzieje że wymyśli coś na miejscu.
-Julia? – powtórzyła. – Co jest?
-Nic takiego. – prychnęła dziewczyna. Zawahała się przez ułamek sekundy, a potem spojrzała na ciotkę. – Planuje zemstę.
 -Na?
 -Wybacz ciociu Silvo, ale to moja sprawa.
 -Czyli nie mogę ci pomóc?
 -Nie. Przepraszam.
 -Nic się nie stało. – Silva wzruszyła ramionami. Zerknęła na pozostałe miejsca, na których znajdowała się reszta jej podopiecznych. Gdyby zgubiła któreś z dzieci… cóż, Oliver raczej nie byłby zachwycony.
 Zastanawiała się, do jakiego kraju lecą Vale’owie. Dziadek nie wtajemniczał jej w układane przez siebie Wskazówki, ale była pewna, że wymyślił coś trudnego.
Miejmy nadzieje, że grupa mojego kuzyna tego nie rozgryzie.” – pomyślała.
 Lecz tak naprawdę, liczyła na bitwę tuż przed metą.

 
*

  
-Już wujku? Litości, wybierz jakiś samolot… którykolwiek, tylko żebyśmy już lecieli! – jęknął Cyryl, opadając na ławkę ustawioną w hali odlotów.
 -Czekaj chwile.
 „Udaj się do nieśmiertelnej krainy. Tam, gdzie między Lwem a Koroną królują ciemności, napotkasz stu czterdziestu Strażników u bram. Na trzy pytania odnajdź odpowiedzi, hardy miej wzrok, dusze nieulękłą. I mów, byle szczerze, niczym na spowiedzi, by odnaleźć drogę, aby znaleźć klucz”
 Dante zmarszczył brwi. Lew i Korona. Symbole figurujące na herbie McEverów. Tytuł szlachecki uzyskali w Grecji, więc może… Ale nieśmiertelne krainy. Rzym miał być nieśmiertelnym miastem. A więc? Tylko Seweryn McEver potrafił tak zawikłać sprawę.
 -Dawaj, wujku. Męska decyzja. – Maddy zdjęła z uszu słuchawki i ponuro spojrzała na wuja.
 Dante miął w rękach kartkę.
 I myślał.
O dziewczynie, którą wyuczył na łowczynie. I o chłopaku, który również był jego uczniem.8 Ta para błyskawicznie rozwiązała by tą zagadkę. Natomiast on miał z tym problem.
 No dobrze… trzy pytania. Trzy pytania i stu czterdziestu Strażników. Stu czterdziestu? To kompletnie burzyło rytmizacje białego wiersza, a Dante wiedział, jakim Seweryn potrafił być pedantem, jeśli o to chodziło.
Stu czterdziestu. Stu czterdziestu…
 Stu czterdziestu. Grecja lub Rzym. Grecja lub….
 -Lecimy do Rzymu. – stwierdził nagle.
 -No nareszcie! Olśniło cię, wujku? – z ulgą zapytała Maddy.
 -Powiedzmy.
 Stu czterdziestu świętych. Posągi na placu świętego Piotra, w Rzymie. Jeszcze nie wiedział, czym była „brama”, ale to nie było w tej chwili ważne. Przynajmniej tyle odgadł.


*

  
-Widzisz, Nikolaj? Na razie wszystko idzie jak po maśle. – stwierdziła Madeleine, siadając w fotelu obok przyjaciela.
 Uśmiechnął się w odpowiedzi.
 -Nie masz ochotę ze mną gadać? No dobrze, jakoś to przeżyje. Co myślisz o tym samolocie? – zamilkła na chwile, a potem powiedziała odrobinę grubszym głosem. – Pierwsza klasa, moja droga! – znów zaczęła mówić normalnie. – Serio, Nikolaj? Mi też się tu podoba. Może będą podawali kawior? – na powrót zmieniła modulacje głosu. – Nie, nie sądzę. Cóż, szkoda Nikolaj, ale jakoś to przeżyje. No, mam nadzieje, że przeżyjesz. Miło z twojej strony. Dziękuje, Madeleine. Och, proszę! Widzę, że jesteś dziś w wyjątkowo dobrym humorze, jak widzę? Owszem, jak miło, że zauważyłeś…
 Przechodząca obok nich stewardesa rzuciła dziewczynie przerażone spojrzenie, więc ta umilkła.
 Po chwili jednak szturchnęła Nikolaja.
 -Wiesz, jesteś o wiele milszym rozmówcą, kiedy mówię za ciebie.
 Chłopak parsknął śmiechem.
 -Dzięki, Maddy. Sprawdzimy Phoenix?
Skinęła głową i wyjęła z torby podróżnej laptopa. Otwarła go na kolanach, a potem włączyła.
 Po chwili zmarszczyła brwi.
 -Zobaczmy…
 Weszła do Internetu, kliknęła ikonie z boku i wpisała hasło: „JULIA-JEST-KOMPLETNIE-RĄBNIĘTA”, wymyślone przez nią i skrzętnie ukrywane przed Cyrylem. Gdyby się dowiedział, Madeleine przewidywała, że broniąc swojej pani ( on nazywał ją płowowłosą boginią, jego siostra harpią ) wydłubałby założycielom Phoenix oczy.
 -Spójrzmy… Nikolaj, pięć osób chcę nam odsprzedać swoje domy. Domek myśliwski, rezydencja z czasów królowej Anny, jedno mieszkanie kawalerskie i dwa domy na obrzeżach miasta. Co myślisz?
 Chłopak nachylił się nad laptopem.
 -Masz zdjęcia rezydencji? – przyglądał się im przez chwile. – Domy w czasach królowej Anny nie miały takich wykuszów. Znacznie późniejsza budowla. Proponuje, żeby to odrzucić, a pozostałe kupić. Ile nas to będzie kosztowało?
 Maddy sprawdziła.
 -Około dwustu tysięcy za te mniejsze i okrągłe sto za domek myśliwski.
 -Sir Tomas chyba jakiegoś szukał. – Nikolaj przypomniał sobie ich najlepszego klienta. – Moim zdaniem powinnaś kupić. Zwiększymy cenę o jedną czwartą, oprócz kawalerki, bo na niej tak dużo nie zarobimy. Wyślij email do sir Tomasa z pytaniem o kupno tego domku. Znaczy… ja bym tak zrobił.
 -A ja wole cię posłuchać. W sprawach biznesowych jestem beznadziejna. Skąd weźmiemy kasę na kupno domów?
 -Chyba mamy otwarte kąta w kilku bankach. Poczekaj w dwóch… nie, w trzech. Z każdego trochę wyciągniemy i starczy, a potem jeszcze zarobimy na tej transakcji.
 -Ty jesteś ten mądry. – dziewczyna nie miała zastrzeżeń.
 -A ty?
 -No… ja jestem ta ładna.
 -Sądzę, że panna McEver ma o tym takie inne zdanie. – Nikolaj uśmiechnął się nikczemnie.
 -Jesteś okropny.
-Jestem geniuszem, a to mnie w zupełności usprawiedliwia.

piątek, 1 maja 2015

11


-Rany, a od kiedy ty pomagasz Madeleine, Julio? – przeraziła się Silva.
-Chodzi o jej chłopaka…
 -Tego czarnowłosego?
 -A którego innego?
 -No dobrze. Wiesz przecież, że zawsze po kłótni z Dantym jestem wyprowadzona z równowagi.
Julia rzuciła cioci zdziwione spojrzenie.
-To czemu ciągle to robisz?
 Kobieta wzruszyła ramionami.
 -Jedni jeżdżą konno, inni czytają książki lub rzucają strzałkami. Ja natomiast wkurzam twojego wuja i odnajduje w tym dużo satysfakcji.
 -To hobby? – wykrztusiła zdumiona Julia.
 -Można to tak nazwać. To, wracając do tematu, co z tym Nikolajem?
 Dziewczyna wolała nie komentować faktu, że przed chwilą Silva nie potrafiła sobie przypomnieć, jak wygląda chłopak, a teraz nagle wyskakiwała z jego imieniem. Cóż, nikt nie mówił, że McEver’owie muszą być normalni.
 Szybko nakreśliła, jak wygląda sytuacja. Kobieta krótko skinęła głową, marszcząc brwi.
 -Ja nie mam nic przeciwko obecności Nikolaja. Pogadam o tym z dziadkiem.
 -A czy to nie będzie dodatkowe wsparcie do Vale’ów?
 -Może. Ale nie zapominajmy, że to zwykły człowiek, nie łowca. Jeśli dobrze to rozegramy, może ich spowalniać.
 -Wolałabym grać fair. – Julia skrzywiła się lekko.
 -Ja również. Natomiast twój dziadek… Cóż, znasz go. Bez litości wykorzystuje każdą przewagę.
 Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
 -Tak, wiem.


*


-Nikolaj? – Dante uśmiechnął się lekko. – Jak mogło ci przyjść do głowy, że go tu zostawimy?
 -Ale McEver’owie…
 -Chciałem dzisiaj prosić Silve, żeby pogadała o tym z Sewerynem.
 -Już nie musisz, wujku. Rozmówiłam się z Julią.
Dante z zadowoleniem skinął głową, słuchając jej wersji wydarzeń.
 -Świetna robota, Maddy. Jestem z ciebie naprawdę dumny.


*

  
-Wyjazd masz już załatwiony. – z całą pewnością stwierdziła Madeleine, wparowując do salonu.
 Nikolaj podskoczył lekko, smyczek wysunął mu się z ręki. Cicha, smutna melodia urwała się nagle.
 -O błagam cię. Mój najlepszy przyjaciel nie będzie grał marsza pogrzebowego tuż przed wyjazdem! Uśmiechnij się człowieku.
 Chłopak parsknął śmiechem.
 -To nie był marsz pogrzebowy, Maddy.
 Wzruszyła ramionami.
 -Jakoś to przeżyje… rany, Julia idzie. – zastygła, wyglądając przez okno, a potem gwałtownie zwróciła się w stronę Nikolaja. – Słuchaj, głupia prośba, ale czy mógłbyś mnie przytulić?
 Chłopak uniósł brwi.
 -Co proszę?
 -Litości, zazwyczaj tak się robi. No wiesz, ludzie w naszym wieku, jak są parą.
 -No ale niby jak? Ja nie mogę!
 -Ponieważ?
 -Ponieważ jesteś sobą, głupio mi.
 Madeleine z zawodem pokręciła głową, rzuciła okiem na zbliżającą się Julie, a potem westchnęła cicho i kolana się pod nią ugięły. Nikolaj złapał ją w ostatniej chwili, żeby nie osunęła się na ziemię. Dziewczyna wyprostowała się lekko i objęła go za szyje.
 -Maddy, na miłość boską. – warknął cicho, a potem zamilkł, bo pod oknem przeszła Julia.
 Rzuciła okiem na parę w salonie, a potem poszła dalej.
 Madeleine odsunęła się błyskawicznie i poprawiła kołnierzyk bluzki.
 -Nie sądzę, żeby Julia wzięła to za namiętność, ale nie było źle. – stwierdziła krytycznie. Potem spojrzała na zarumienionego przyjaciela i parsknęła radosnym śmiechem. – Nikolaj, ty naprawdę mnie przerażasz. Musimy ci znaleźć dziewczynę.
 -Chwila. – otrząsnął się. – MY musimy?
 -Jak to najlepsi przyjaciele. – lekko wzruszyła ramionami, nie bacząc na morderczy wzrok chłopaka. –Nie przejmuj się, może trafi ci się ktoś ładny? Tak na przykład…
 -Nie mogę się doczekać, aż zerwiemy. – ponuro stwierdził Nikolaj.
 -Niestety. – Madeleine lekko przekrzywiła głowę. – I tak się ode mnie nie uwolnisz.


*

 
Kilka godzin później zmordowana Silva zbiegła ze schodów i stanęła w holu domu. Nie sądziła, że przekabacenie dziadka na swoją stronę może być takie trudne.
 -Udało ci się ciociu? – zapytała Julia, chowając książkę do plecaka.
 -Jasne, że tak. Gdzie podziewa się reszta?
 -Ja już jestem. – zauważył Dante, rzucając swój plecak na ziemię. – Natomiast co do mojej rodziny… nie mam pojęcia.
 -Zawsze się spóźniacie. – prychnęła Silva.
 Mężczyzna uśmiechnął się.
 -Nawet ty mi nie wmówisz, że reszta McEverów czai się za moimi plecaki. Wy również nie jesteście zbytnio punktualni.
 -Czepiasz się. Kto z was nie jedzie?
 -Melisa, Remi, i dziadek Ikar. A z was?
 -Oliver, Felicyty, dziadek Seweryn, żona Oliviera – jak ona ma na imię…
 -Theresa. – podsunęła jej Julia.
 -Całkiem możliwe. I reszta rodziny, która w ogóle z wami nie konkuruje. W sumie tyle.
 -Kiedy przekażą nam mapy?
 -Nie mam pojęcia.
 Julia rozglądnęła się niecierpliwie, przestając się interesować rozmową wujostwa. Gdzie podziewała się Maddy i ten jej… ten Nikolaj? W sumie Madeleine była teraz ważniejsza. Co powie? Czy w ogóle coś powie? Przysięgała… No, ale w końcu była z Vale’ów.
 Po chwili ze schodów zbiegli Cyryl i Metody, dźwigając plecaki, za nimi przyszedł Remi, trzymający się z Felicyty za ręce, potem Oliver, Adrian, na końcu rodzice Julii.
 -Gdzie Maddy, wuju? – z irytacją zwróciła się w stronę Dantego.
 Wzruszył ramionami.
 -Nie mam pojęcia. Zaraz powinna się… o, już idzie.
 Julia spojrzała w kierunku, który wskazał. Madeleine i Nikolaj rozmawiali o czymś, idąc ramie w ramie korytarzem. Dziewczyna uniosła głowę, napotkała spojrzenie przeciwniczki i podeszła do niej pośpiesznie, zostawiając przyjaciela w tyle.
 -Już chcesz wiedzieć? – zapytała z uśmiechem.
Julia wzruszyła ramionami.
 -Nigdy nie cechowała mnie cierpliwość.
 -A więc proszę bardzo. – Maddy jakby zawahała się na chwile, nie chcąc zdradzić prawdy, a potem pochyliła się lekko i szepnęła jej do ucha. – Nikolaj nie jest moim chłopakiem.
 Uśmiechnęła się z satysfakcją i ignorując zdziwienie Julii, odwróciła się w stronę wuja.