12
-Co się stało? – zapytała Silva, siadając w samolocie obok wściekłej bratanicy.
Kobieta w jednej z kieszeni wiatrówki trzymała otwarty list z Pierwszą Wskazówką. „Tam, gdzie przed laty końców szedł początek, wśród drzew odnajdziecie zaciszny zakątek. Spotkacie strażnika, giganta bez duszy, niech każdy, kto zwątpi, do niego się zwróci. Klucz złoto zabłyśnie w każdej prawie ręce, jeśli chcecie go zdobyć, dajcie coś w podzięce.”
Tekst bardzo w stylu Vale’ów. To była tradycja: wskazówki dla McEverów pisali Vale’owie, i na odwrót. Obie rodziny nie ufały sobie tak mocno, że nie było szansy, żeby ktoś podpowiadał.
We
wskazówce na sto procent chodziło o Barcelonę: tam po raz pierwszy
spotkały się zwaśnione rody. A „zaciszny zakątek wśród drzew”? Cóż,
Silva miała nadzieje że wymyśli coś na miejscu.
-Julia? – powtórzyła. – Co jest?
-Nic takiego. – prychnęła dziewczyna. Zawahała się przez ułamek sekundy, a potem spojrzała na ciotkę. – Planuje zemstę.
-Na? -Wybacz ciociu Silvo, ale to moja sprawa.
-Czyli nie mogę ci pomóc?
-Nie. Przepraszam.
-Nic się nie stało. – Silva wzruszyła ramionami. Zerknęła na pozostałe miejsca, na których znajdowała się reszta jej podopiecznych. Gdyby zgubiła któreś z dzieci… cóż, Oliver raczej nie byłby zachwycony.
Zastanawiała się, do jakiego kraju lecą Vale’owie. Dziadek nie wtajemniczał jej w układane przez siebie Wskazówki, ale była pewna, że wymyślił coś trudnego.
„Miejmy nadzieje, że grupa mojego kuzyna tego nie rozgryzie.” – pomyślała.
Lecz tak naprawdę, liczyła na bitwę tuż przed metą.
*
-Już
wujku? Litości, wybierz jakiś samolot… którykolwiek, tylko żebyśmy już
lecieli! – jęknął Cyryl, opadając na ławkę ustawioną w hali odlotów.
-Czekaj chwile. „Udaj się do nieśmiertelnej krainy. Tam, gdzie między Lwem a Koroną królują ciemności, napotkasz stu czterdziestu Strażników u bram. Na trzy pytania odnajdź odpowiedzi, hardy miej wzrok, dusze nieulękłą. I mów, byle szczerze, niczym na spowiedzi, by odnaleźć drogę, aby znaleźć klucz”
Dante zmarszczył brwi. Lew i Korona. Symbole figurujące na herbie McEverów. Tytuł szlachecki uzyskali w Grecji, więc może… Ale nieśmiertelne krainy. Rzym miał być nieśmiertelnym miastem. A więc? Tylko Seweryn McEver potrafił tak zawikłać sprawę.
-Dawaj, wujku. Męska decyzja. – Maddy zdjęła z uszu słuchawki i ponuro spojrzała na wuja.
Dante miął w rękach kartkę.
I myślał.
O dziewczynie, którą wyuczył na łowczynie. I o chłopaku, który również był jego uczniem.8 Ta para błyskawicznie rozwiązała by tą zagadkę. Natomiast on miał z tym problem.
No
dobrze… trzy pytania. Trzy pytania i stu czterdziestu Strażników. Stu
czterdziestu? To kompletnie burzyło rytmizacje białego wiersza, a Dante
wiedział, jakim Seweryn potrafił być pedantem, jeśli o to chodziło.
Stu czterdziestu. Stu czterdziestu…
Stu czterdziestu. Grecja lub Rzym. Grecja lub…. -Lecimy do Rzymu. – stwierdził nagle.
-No nareszcie! Olśniło cię, wujku? – z ulgą zapytała Maddy.
-Powiedzmy.
Stu czterdziestu świętych. Posągi na placu świętego Piotra, w Rzymie. Jeszcze nie wiedział, czym była „brama”, ale to nie było w tej chwili ważne. Przynajmniej tyle odgadł.
*
-Widzisz, Nikolaj? Na razie wszystko idzie jak po maśle. – stwierdziła Madeleine, siadając w fotelu obok przyjaciela.
Uśmiechnął się w odpowiedzi. -Nie masz ochotę ze mną gadać? No dobrze, jakoś to przeżyje. Co myślisz o tym samolocie? – zamilkła na chwile, a potem powiedziała odrobinę grubszym głosem. – Pierwsza klasa, moja droga! – znów zaczęła mówić normalnie. – Serio, Nikolaj? Mi też się tu podoba. Może będą podawali kawior? – na powrót zmieniła modulacje głosu. – Nie, nie sądzę. Cóż, szkoda Nikolaj, ale jakoś to przeżyje. No, mam nadzieje, że przeżyjesz. Miło z twojej strony. Dziękuje, Madeleine. Och, proszę! Widzę, że jesteś dziś w wyjątkowo dobrym humorze, jak widzę? Owszem, jak miło, że zauważyłeś…
Przechodząca obok nich stewardesa rzuciła dziewczynie przerażone spojrzenie, więc ta umilkła.
Po chwili jednak szturchnęła Nikolaja.
-Wiesz, jesteś o wiele milszym rozmówcą, kiedy mówię za ciebie.
Chłopak parsknął śmiechem.
-Dzięki, Maddy. Sprawdzimy Phoenix?
Skinęła głową i wyjęła z torby podróżnej laptopa. Otwarła go na kolanach, a potem włączyła.
Po chwili zmarszczyła brwi. -Zobaczmy…
Weszła do Internetu, kliknęła ikonie z boku i wpisała hasło: „JULIA-JEST-KOMPLETNIE-RĄBNIĘTA”, wymyślone przez nią i skrzętnie ukrywane przed Cyrylem. Gdyby się dowiedział, Madeleine przewidywała, że broniąc swojej pani ( on nazywał ją płowowłosą boginią, jego siostra harpią ) wydłubałby założycielom Phoenix oczy.
-Spójrzmy… Nikolaj, pięć osób chcę nam odsprzedać swoje domy. Domek myśliwski, rezydencja z czasów królowej Anny, jedno mieszkanie kawalerskie i dwa domy na obrzeżach miasta. Co myślisz?
Chłopak nachylił się nad laptopem.
-Masz zdjęcia rezydencji? – przyglądał się im przez chwile. – Domy w czasach królowej Anny nie miały takich wykuszów. Znacznie późniejsza budowla. Proponuje, żeby to odrzucić, a pozostałe kupić. Ile nas to będzie kosztowało?
Maddy sprawdziła.
-Około dwustu tysięcy za te mniejsze i okrągłe sto za domek myśliwski.
-Sir Tomas chyba jakiegoś szukał. – Nikolaj przypomniał sobie ich najlepszego klienta. – Moim zdaniem powinnaś kupić. Zwiększymy cenę o jedną czwartą, oprócz kawalerki, bo na niej tak dużo nie zarobimy. Wyślij email do sir Tomasa z pytaniem o kupno tego domku. Znaczy… ja bym tak zrobił.
-A ja wole cię posłuchać. W sprawach biznesowych jestem beznadziejna. Skąd weźmiemy kasę na kupno domów?
-Chyba mamy otwarte kąta w kilku bankach. Poczekaj w dwóch… nie, w trzech. Z każdego trochę wyciągniemy i starczy, a potem jeszcze zarobimy na tej transakcji.
-Ty jesteś ten mądry. – dziewczyna nie miała zastrzeżeń.
-A ty?
-No… ja jestem ta ładna.
-Sądzę, że panna McEver ma o tym takie inne zdanie. – Nikolaj uśmiechnął się nikczemnie.
-Jesteś okropny.
-Jestem geniuszem, a to mnie w zupełności usprawiedliwia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz