sobota, 23 maja 2015

16


-Plus sytuacji jest taki, że może spotkam Natalie. – zauważył Nikolaj.
 Cyryl absolutnie go nie słuchał. Ich samolot właśnie startował z Rzymskiego lotniska. Razem z bratem pochylali się nad laptopem, po raz tysięczny tocząc walkę z orkami.
 -Jesteś pewien, że je się w ogóle da pokonać? – powątpiewająco zapytał Metody.
 -Jasne, że się da. Sprawdź, jakie czary ma Findan…. Teleportacja, świetnie! Teleportuj smoki na pole przed łucznikami.
 -Ale przecież kiedy wiwierna zaatakuje, zabije ich.
 -Smoki to takie nic, łucznicy są ważni. Musimy ich bronić, żeby wygrać. A kiedy wiwierna zabije smoki, łucznicy będą mieli pełen strzał…
 -O ile wcześniej magowie ich nie ubiją.
 -Myślisz, że… cholera, to by nie było takie głupie. Ale miejmy nadzieje, że tego nie wymyślą.
 -Wymyślą.
 -Musisz krakać?
 -Nie, ale lubie to robić. Jakbym był wieszczem.
 Cyryl mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało niepokojąco podobnie do: „Albo kretynem”.
 Metody teleportował smoki przed łuczników i odwrócił się w stronę Dantego.
 -Już wymyśliłeś, gdzie dokładnie mamy iść w tej Austrii?
 -Wydaje mi się, że chodzi o Wiedeń. – mężczyzna zmrużył oczy, przyglądając się oznaczeniom na monecie. – Tu widać te sławne wiedeńskie ogrody. Tak, sądzę, że mamy iść do ogrodów. Jak idzie wam gra?
 Chłopak zerknął na ekran laptopa.
 -Tak jak myślałem, wiwierny ubiły nam smoki.
 -Ale łucznicy mają pełen strzał. – zauważył Cyryl.
 -A magowie?
 -Zamknij się.


*


Samolot wylądował w Wiedniu świtem następnego dnia. Nikt nie spał tej nocy. Cyryl wytoczył się z samolotu wołając w radosnym uniesieniu:
 -Pokonałem tego kretyna! Elfy górą! Orkowie gryzą piach…
 Zatrzymała go ochrona lotniskowa i sprawdziła pośpiesznie ilość alkoholu we krwi. Widząc zerowe odczyty, strażnik wytrzeszczył oczy, a potem odwrócił się w stronę Dantego:
 -Przykro mi. Od jak dawna chłopak jest chory na… na co on właściwie jest chory?
 Dante grzecznie wyjaśnił, że chodzi o zaburzenia psychiczne, które jego biedny siostrzeniec ma od urodzenia. Opisał barwnie trudy każdego dnia, przeżywanego u boku Cyryla, gestykulując. W końcu doszło do tego, że smutny ochroniarz wyraził żal, jako że taki miły chłopiec miał tak potworną chorobę i odszedł, pociągając nosem.
 Odprowadzili go zdziwionym wzrokiem.
 -Od kiedy ty umiesz tak łgać, wujku Dante? – zapytała Madeleine.
 -Po kilku latach w towarzystwie Silvy każdy musi się tego nauczyć. – mężczyzna wzruszył ramionami.
 -Po co było kłamać? – z urazą stwierdził Cyryl.
 -Nie powiedziałbym, że wujek kłamał. – zauważył Metody z szatańskim uśmiechem.
 -Zaraz cię zab…
 -Pozabijacie się trochę później, dobrze? – zaproponował Dante. – teraz nie mamy na to czasu. Ogrody wiedeńskie są ogromne, a my mamy mało czasu, by odnaleźć Wskazówkę…
 Wsiedli do najbliżej stojącej taksówki, o włos wyprzedzając jakiegoś biznesmena i ruszyli.
 -Ciekawe, przy której Wskazówce są McEver’owie. – mruknął Metody pod nosem.


*


-Jesteś pewna, że chodzi o ogrody wiedeńskie, ciociu? – upewniła się Julia.
 -Jasne. Na sto procent.
 -One są wielkie. – westchnęła dziewczyna. – Jak znajdziemy tu Wskazówkę?
 -Gdzieś musi być… - Adrian wzruszył ramionami. – O… właśnie widzę ładną dziewczynę.
 -Na której? – zaciekawił się Oliver.
 -Na drugiej.
 Kruczowłosa dziewczyna o elfiej twarzy opierała się o pobliskie drzewo. Miała granatowe oczy, na uszach słuchawki. W ogóle nie interesowała się tym, co mówił przewodnik.
 -Niezła. – Oliver skinął głową. – Zagadasz do niej?
 -Może.
Silva jęknęła cicho i odwróciła się do Julii.
 -Podczas gdy te dwa patałachy będą się gapić na dziewczyny, ja poszukam czegoś w Labiryncie. – wskazała głową na przejście między drzewami. – Ukrycie tam czegoś byłoby bardzo w stylu Vale’ów.
 -Spoko ciociu.
 Kobieta spokojnie ruszyła w stronę wejścia. Julia patrzyła się za nią przez długą chwile, póki jej spojrzenie nie zboczyło na kruczowłosą dziewczynę, o której dalej dyskutowali chłopacy.
 -Jest naprawdę ładna… Ale chyba zajęta. – Adrian przekrzywił głowę. – Widzisz? Rzuciła się jakiemuś chłopakowi na szyje. Zabawne, on wygląda całkiem jak…
 -Nikolaj! – wykrzyknęła Julia, rozpoznawszy chłopaka.
 Oliver spojrzał na nią ze zdziwieniem.
 -To jakiś żart. Vale’owie tutaj?
 -Ona ma racje, spójrz. Cyryl i Metody też tam są! – Adrian uniósł brwi.
 -A Madeleine jest… - zaczęła Julia.
 -Tutaj. – dokończył Maddy, stając obok niej. – Hej, wy też tu?
 -Tak. Tu jest nasza Wskazówka. – Oliver jakby nie dostrzegł, że siostra rzuciła mu zabójcze spojrzenie.
 -Serio? Nasza też… Zabawne.
 -Kim jest ta ładna dziewczyna? – zaciekawił się Adrian.
 -To Natalia, siostra Nikolaja. – bez zainteresowania odparła Madeleine. - A gdzie zgubiliście ciocie Silve?
 -Poszła do Labiryntu. A wujek Dante gdzie jest?
 -On też poszedł do… O rany. – Maddy jęknęła cicho. – Jak się spotkają, czuje, że nie obędzie się bez walki.
  

*


Silva szła mrocznym korytarzem Labiryntu, poszukując Wskazówki.
 Cieszyła ją chwila odsapnięcia od bratanków. Nie lubiła dzieci z zasady. Może Julie, bo ona zachowywała się jak dorosła. Trochę Adriana. Ale Olivera w ogóle.
 Był tchórzem.
 W sumie to nie wiedziała, czemu ludzie nazywali to Labiryntem. W Labiryncie powinna być możliwość zgubienia, powinien dezorientować… A Silva idealnie wiedziała, gdzie jest i jak stąd wyjść. W myślach już rysowała mapę tego miejsca.
 Nagle dostrzegła ciemną sylwetkę człowieka nadchodzącego z drugiego końca mrocznego korytarza. Przylgnęła do ściany. Wyglądało na to, że nieznajomy jej nie zauważył. Powoli wyjęła z cholewy buta nóż do rzucania i zważyła go w dłoni.
 Nieznajomy przeszedł może pół metra od niej. Już odetchnęła z ulgą kiedy nagle odwrócił się w tempie zbyt szybkim dla normalnego śmiertelnika i uderzył. Zanurkowała w dół i przeturlała się po ziemi. Błyskawicznie poderwała się na równe nogi i rzuciła nożem.
 Rzut idealny, bez możliwości pudła.
 Nieznajomy uchylił się.
 Chciał podciąć jej nogi, ale zrobiła salto w powietrzu i wylądowała po drugiej stronie korytarza. W ręce miała już koleje ostrze, tym razem gotowa do walki wręcz.
 Ale jej przeciwnik niestety nie był głupi. Pojawił się przy niej w ułamku sekundy, wykonał piruet, unikając cięcia – uderzenie, które miało przebić mu serce, zraniło w policzek. Przefrunęła obok niego, oparł się o ścianę z zielonych kłączy, odepchnęła się i skoczyła.
 Chwycił ją za nadgarstek, wyrywając broń i tym samym unieruchamiając. Chciała go kopnąć, ale odsunął się o centymetr, nie zwalniając uchwytu. W myślach Silva w błyskawicznym tempie analizowała swoje położenie. Mogła by się wyrwać, ale doznała by przy tym obrażeń nie pozwalających na dalsze uczestnictwo w Wyścigu.
 Więc może…
 -No dobra. – powiedziała, planując, że kiedy odpowie, spróbuje mu wybić kilka zębów. – Czego chcesz?
 Trzymający ją mężczyzna lekko zwolnił uchwyt.
 -Bez kpin. – ze zdumieniem wyksztusił Dante Vale. – Co ty tu robisz, Silva?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz