16
-Plus sytuacji jest taki, że może spotkam Natalie. – zauważył Nikolaj.
Cyryl
absolutnie go nie słuchał. Ich samolot właśnie startował z Rzymskiego
lotniska. Razem z bratem pochylali się nad laptopem, po raz tysięczny
tocząc walkę z orkami. -Jesteś pewien, że je się w ogóle da pokonać? – powątpiewająco zapytał Metody.
-Jasne, że się da. Sprawdź, jakie czary ma Findan…. Teleportacja, świetnie! Teleportuj smoki na pole przed łucznikami.
-Ale przecież kiedy wiwierna zaatakuje, zabije ich.
-Smoki to takie nic, łucznicy są ważni. Musimy ich bronić, żeby wygrać. A kiedy wiwierna zabije smoki, łucznicy będą mieli pełen strzał…
-O ile wcześniej magowie ich nie ubiją.
-Myślisz, że… cholera, to by nie było takie głupie. Ale miejmy nadzieje, że tego nie wymyślą.
-Wymyślą.
-Musisz krakać?
-Nie, ale lubie to robić. Jakbym był wieszczem.
Cyryl mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało niepokojąco podobnie do: „Albo kretynem”.
Metody teleportował smoki przed łuczników i odwrócił się w stronę Dantego.
-Już wymyśliłeś, gdzie dokładnie mamy iść w tej Austrii?
-Wydaje mi się, że chodzi o Wiedeń. – mężczyzna zmrużył oczy, przyglądając się oznaczeniom na monecie. – Tu widać te sławne wiedeńskie ogrody. Tak, sądzę, że mamy iść do ogrodów. Jak idzie wam gra?
Chłopak zerknął na ekran laptopa.
-Tak jak myślałem, wiwierny ubiły nam smoki.
-Ale łucznicy mają pełen strzał. – zauważył Cyryl.
-A magowie?
-Zamknij się.
*
Samolot
wylądował w Wiedniu świtem następnego dnia. Nikt nie spał tej nocy.
Cyryl wytoczył się z samolotu wołając w radosnym uniesieniu:
-Pokonałem tego kretyna! Elfy górą! Orkowie gryzą piach… Zatrzymała go ochrona lotniskowa i sprawdziła pośpiesznie ilość alkoholu we krwi. Widząc zerowe odczyty, strażnik wytrzeszczył oczy, a potem odwrócił się w stronę Dantego:
-Przykro mi. Od jak dawna chłopak jest chory na… na co on właściwie jest chory?
Dante grzecznie wyjaśnił, że chodzi o zaburzenia psychiczne, które jego biedny siostrzeniec ma od urodzenia. Opisał barwnie trudy każdego dnia, przeżywanego u boku Cyryla, gestykulując. W końcu doszło do tego, że smutny ochroniarz wyraził żal, jako że taki miły chłopiec miał tak potworną chorobę i odszedł, pociągając nosem.
Odprowadzili go zdziwionym wzrokiem.
-Od kiedy ty umiesz tak łgać, wujku Dante? – zapytała Madeleine.
-Po kilku latach w towarzystwie Silvy każdy musi się tego nauczyć. – mężczyzna wzruszył ramionami.
-Po co było kłamać? – z urazą stwierdził Cyryl.
-Nie powiedziałbym, że wujek kłamał. – zauważył Metody z szatańskim uśmiechem.
-Zaraz cię zab…
-Pozabijacie się trochę później, dobrze? – zaproponował Dante. – teraz nie mamy na to czasu. Ogrody wiedeńskie są ogromne, a my mamy mało czasu, by odnaleźć Wskazówkę…
Wsiedli do najbliżej stojącej taksówki, o włos wyprzedzając jakiegoś biznesmena i ruszyli.
-Ciekawe, przy której Wskazówce są McEver’owie. – mruknął Metody pod nosem.
*
-Jesteś pewna, że chodzi o ogrody wiedeńskie, ciociu? – upewniła się Julia.
-Jasne. Na sto procent. -One są wielkie. – westchnęła dziewczyna. – Jak znajdziemy tu Wskazówkę?
-Gdzieś musi być… - Adrian wzruszył ramionami. – O… właśnie widzę ładną dziewczynę.
-Na której? – zaciekawił się Oliver.
-Na drugiej.
Kruczowłosa dziewczyna o elfiej twarzy opierała się o pobliskie drzewo. Miała granatowe oczy, na uszach słuchawki. W ogóle nie interesowała się tym, co mówił przewodnik.
-Niezła. – Oliver skinął głową. – Zagadasz do niej?
-Może.
Silva jęknęła cicho i odwróciła się do Julii.
-Podczas gdy te dwa patałachy będą się gapić na dziewczyny, ja poszukam czegoś w Labiryncie. – wskazała głową na przejście między drzewami. – Ukrycie tam czegoś byłoby bardzo w stylu Vale’ów.
-Spoko ciociu.
Kobieta spokojnie ruszyła w stronę wejścia. Julia patrzyła się za nią przez długą chwile, póki jej spojrzenie nie zboczyło na kruczowłosą dziewczynę, o której dalej dyskutowali chłopacy.
-Jest naprawdę ładna… Ale chyba zajęta. – Adrian przekrzywił głowę. – Widzisz? Rzuciła się jakiemuś chłopakowi na szyje. Zabawne, on wygląda całkiem jak…
-Nikolaj! – wykrzyknęła Julia, rozpoznawszy chłopaka.
Oliver spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-To jakiś żart. Vale’owie tutaj?
-Ona ma racje, spójrz. Cyryl i Metody też tam są! – Adrian uniósł brwi.
-A Madeleine jest… - zaczęła Julia.
-Tutaj. – dokończył Maddy, stając obok niej. – Hej, wy też tu?
-Tak. Tu jest nasza Wskazówka. – Oliver jakby nie dostrzegł, że siostra rzuciła mu zabójcze spojrzenie.
-Serio? Nasza też… Zabawne.
-Kim jest ta ładna dziewczyna? – zaciekawił się Adrian.
-To Natalia, siostra Nikolaja. – bez zainteresowania odparła Madeleine. - A gdzie zgubiliście ciocie Silve?
-Poszła do Labiryntu. A wujek Dante gdzie jest?
-On też poszedł do… O rany. – Maddy jęknęła cicho. – Jak się spotkają, czuje, że nie obędzie się bez walki.
*
Silva szła mrocznym korytarzem Labiryntu, poszukując Wskazówki.
Cieszyła ją chwila odsapnięcia od bratanków. Nie lubiła dzieci z zasady. Może Julie, bo ona zachowywała się jak dorosła. Trochę Adriana. Ale Olivera w ogóle. Był tchórzem.
W sumie to nie wiedziała, czemu ludzie nazywali to Labiryntem. W Labiryncie powinna być możliwość zgubienia, powinien dezorientować… A Silva idealnie wiedziała, gdzie jest i jak stąd wyjść. W myślach już rysowała mapę tego miejsca.
Nagle dostrzegła ciemną sylwetkę człowieka nadchodzącego z drugiego końca mrocznego korytarza. Przylgnęła do ściany. Wyglądało na to, że nieznajomy jej nie zauważył. Powoli wyjęła z cholewy buta nóż do rzucania i zważyła go w dłoni.
Nieznajomy przeszedł może pół metra od niej. Już odetchnęła z ulgą kiedy nagle odwrócił się w tempie zbyt szybkim dla normalnego śmiertelnika i uderzył. Zanurkowała w dół i przeturlała się po ziemi. Błyskawicznie poderwała się na równe nogi i rzuciła nożem.
Rzut idealny, bez możliwości pudła.
Nieznajomy uchylił się.
Chciał podciąć jej nogi, ale zrobiła salto w powietrzu i wylądowała po drugiej stronie korytarza. W ręce miała już koleje ostrze, tym razem gotowa do walki wręcz.
Ale jej przeciwnik niestety nie był głupi. Pojawił się przy niej w ułamku sekundy, wykonał piruet, unikając cięcia – uderzenie, które miało przebić mu serce, zraniło w policzek. Przefrunęła obok niego, oparł się o ścianę z zielonych kłączy, odepchnęła się i skoczyła.
Chwycił ją za nadgarstek, wyrywając broń i tym samym unieruchamiając. Chciała go kopnąć, ale odsunął się o centymetr, nie zwalniając uchwytu. W myślach Silva w błyskawicznym tempie analizowała swoje położenie. Mogła by się wyrwać, ale doznała by przy tym obrażeń nie pozwalających na dalsze uczestnictwo w Wyścigu.
Więc może…
-No dobra. – powiedziała, planując, że kiedy odpowie, spróbuje mu wybić kilka zębów. – Czego chcesz?
Trzymający ją mężczyzna lekko zwolnił uchwyt.
-Bez kpin. – ze zdumieniem wyksztusił Dante Vale. – Co ty tu robisz, Silva?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz