11
-Rany, a od kiedy ty pomagasz Madeleine, Julio? – przeraziła się Silva.
-Chodzi o jej chłopaka… -Tego czarnowłosego?
-A którego innego?
-No dobrze. Wiesz przecież, że zawsze po kłótni z Dantym jestem wyprowadzona z równowagi.
Julia rzuciła cioci zdziwione spojrzenie.
-To czemu ciągle to robisz?
Kobieta wzruszyła ramionami. -Jedni jeżdżą konno, inni czytają książki lub rzucają strzałkami. Ja natomiast wkurzam twojego wuja i odnajduje w tym dużo satysfakcji.
-To hobby? – wykrztusiła zdumiona Julia.
-Można to tak nazwać. To, wracając do tematu, co z tym Nikolajem?
Dziewczyna wolała nie komentować faktu, że przed chwilą Silva nie potrafiła sobie przypomnieć, jak wygląda chłopak, a teraz nagle wyskakiwała z jego imieniem. Cóż, nikt nie mówił, że McEver’owie muszą być normalni.
Szybko nakreśliła, jak wygląda sytuacja. Kobieta krótko skinęła głową, marszcząc brwi.
-Ja nie mam nic przeciwko obecności Nikolaja. Pogadam o tym z dziadkiem.
-A czy to nie będzie dodatkowe wsparcie do Vale’ów?
-Może. Ale nie zapominajmy, że to zwykły człowiek, nie łowca. Jeśli dobrze to rozegramy, może ich spowalniać.
-Wolałabym grać fair. – Julia skrzywiła się lekko.
-Ja również. Natomiast twój dziadek… Cóż, znasz go. Bez litości wykorzystuje każdą przewagę.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
-Tak, wiem.
*
-Nikolaj? – Dante uśmiechnął się lekko. – Jak mogło ci przyjść do głowy, że go tu zostawimy?
-Ale McEver’owie… -Chciałem dzisiaj prosić Silve, żeby pogadała o tym z Sewerynem.
-Już nie musisz, wujku. Rozmówiłam się z Julią.
Dante z zadowoleniem skinął głową, słuchając jej wersji wydarzeń.
-Świetna robota, Maddy. Jestem z ciebie naprawdę dumny.
*
-Wyjazd masz już załatwiony. – z całą pewnością stwierdziła Madeleine, wparowując do salonu.
Nikolaj podskoczył lekko, smyczek wysunął mu się z ręki. Cicha, smutna melodia urwała się nagle. -O błagam cię. Mój najlepszy przyjaciel nie będzie grał marsza pogrzebowego tuż przed wyjazdem! Uśmiechnij się człowieku.
Chłopak parsknął śmiechem.
-To nie był marsz pogrzebowy, Maddy.
Wzruszyła ramionami.
-Jakoś to przeżyje… rany, Julia idzie. – zastygła, wyglądając przez okno, a potem gwałtownie zwróciła się w stronę Nikolaja. – Słuchaj, głupia prośba, ale czy mógłbyś mnie przytulić?
Chłopak uniósł brwi.
-Co proszę?
-Litości, zazwyczaj tak się robi. No wiesz, ludzie w naszym wieku, jak są parą.
-No ale niby jak? Ja nie mogę!
-Ponieważ?
-Ponieważ jesteś sobą, głupio mi.
Madeleine z zawodem pokręciła głową, rzuciła okiem na zbliżającą się Julie, a potem westchnęła cicho i kolana się pod nią ugięły. Nikolaj złapał ją w ostatniej chwili, żeby nie osunęła się na ziemię. Dziewczyna wyprostowała się lekko i objęła go za szyje.
-Maddy, na miłość boską. – warknął cicho, a potem zamilkł, bo pod oknem przeszła Julia.
Rzuciła okiem na parę w salonie, a potem poszła dalej.
Madeleine odsunęła się błyskawicznie i poprawiła kołnierzyk bluzki.
-Nie sądzę, żeby Julia wzięła to za namiętność, ale nie było źle. – stwierdziła krytycznie. Potem spojrzała na zarumienionego przyjaciela i parsknęła radosnym śmiechem. – Nikolaj, ty naprawdę mnie przerażasz. Musimy ci znaleźć dziewczynę.
-Chwila. – otrząsnął się. – MY musimy?
-Jak to najlepsi przyjaciele. – lekko wzruszyła ramionami, nie bacząc na morderczy wzrok chłopaka. –Nie przejmuj się, może trafi ci się ktoś ładny? Tak na przykład…
-Nie mogę się doczekać, aż zerwiemy. – ponuro stwierdził Nikolaj.
-Niestety. – Madeleine lekko przekrzywiła głowę. – I tak się ode mnie nie uwolnisz.
*
Kilka
godzin później zmordowana Silva zbiegła ze schodów i stanęła w holu
domu. Nie sądziła, że przekabacenie dziadka na swoją stronę może być
takie trudne.
-Udało ci się ciociu? – zapytała Julia, chowając książkę do plecaka. -Jasne, że tak. Gdzie podziewa się reszta?
-Ja już jestem. – zauważył Dante, rzucając swój plecak na ziemię. – Natomiast co do mojej rodziny… nie mam pojęcia.
-Zawsze się spóźniacie. – prychnęła Silva.
Mężczyzna uśmiechnął się.
-Nawet ty mi nie wmówisz, że reszta McEverów czai się za moimi plecaki. Wy również nie jesteście zbytnio punktualni.
-Czepiasz się. Kto z was nie jedzie?
-Melisa, Remi, i dziadek Ikar. A z was?
-Oliver, Felicyty, dziadek Seweryn, żona Oliviera – jak ona ma na imię…
-Theresa. – podsunęła jej Julia.
-Całkiem możliwe. I reszta rodziny, która w ogóle z wami nie konkuruje. W sumie tyle.
-Kiedy przekażą nam mapy?
-Nie mam pojęcia.
Julia rozglądnęła się niecierpliwie, przestając się interesować rozmową wujostwa. Gdzie podziewała się Maddy i ten jej… ten Nikolaj? W sumie Madeleine była teraz ważniejsza. Co powie? Czy w ogóle coś powie? Przysięgała… No, ale w końcu była z Vale’ów.
Po chwili ze schodów zbiegli Cyryl i Metody, dźwigając plecaki, za nimi przyszedł Remi, trzymający się z Felicyty za ręce, potem Oliver, Adrian, na końcu rodzice Julii.
-Gdzie Maddy, wuju? – z irytacją zwróciła się w stronę Dantego.
Wzruszył ramionami.
-Nie mam pojęcia. Zaraz powinna się… o, już idzie.
Julia spojrzała w kierunku, który wskazał. Madeleine i Nikolaj rozmawiali o czymś, idąc ramie w ramie korytarzem. Dziewczyna uniosła głowę, napotkała spojrzenie przeciwniczki i podeszła do niej pośpiesznie, zostawiając przyjaciela w tyle.
-Już chcesz wiedzieć? – zapytała z uśmiechem.
Julia wzruszyła ramionami.
-Nigdy nie cechowała mnie cierpliwość.
-A więc proszę bardzo. – Maddy jakby zawahała się na chwile, nie chcąc zdradzić prawdy, a potem pochyliła się lekko i szepnęła jej do ucha. – Nikolaj nie jest moim chłopakiem.
Uśmiechnęła się z satysfakcją i ignorując zdziwienie Julii, odwróciła się w stronę wuja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz