11
Valerian uchylił się w ostatniej chwili.
Zachwiał się lekko, odzyskał równowagę, potoczył dookoła bystrym spojrzeniem i namierzył przeciwnika.
Uśmiechnął się lekko.
-Uprzejmi państwo – powiedziała Madeleine sztucznym głosem. – Widząc państwo teraz dwójkę samców z gatunku homo sapiens. Tych dwóch pierwotnych osobników toczy rytualny bój o samice…
Gdyby powiedział to ktoś inny, pobledli uczniowie odsunęli by się od niego na odległość głosu – ale to nie był ktoś inny. Nikolaj obserwował to już nie pierwszy raz: na wakacjach, kiedy akurat byli w zoo, zdarzyło się coś całkiem podobnego. Przed Maddy nikt nie uciekał – jej słuchano.
I wierzono jej.
-Wściekła samica – łowczyni teatralnym gestem wskazała na Julie. – mierzy osobników nieufnym spojrzeniem. Jak na razie, żaden z nich jej nie zaimponował. Jak widzimy, tej akurat samicy homo sapiens, natura brak urody wynagrodziła dobrą sylwetką, silnym kośćcem i…
-Zamknij się – warknęła Julia McEver.
-Samica zaczyna atakować stojące w pobliżu jednostki – łagodnym tonem kontynuowała relacje Madeleine.
Julia już jej nie słuchała.
Gapiła się na swojego byłego najlepszego kumpla, który toczył walkę ze swoim następcą…. Nie. Arashi nie był niczyim następcą ani tym bardziej ZASTĘPCĄ. Był czymś nowym, niepowtarzalnym, wspaniałym.
I zamierzał zabić to stare coś, co też było jej potrzebne.
Mimo to, nie ruszyła się z miejsca. Nie potrafiła, bo tak naprawdę nie wiedziała, komu powinna pomóc. Zabójcy, który był jej oddany na śmierć i życie? A może łowcy, który przyjechał tu za nią z innego kraju?
I mimo, że nigdy by się do tego przyznała, nie umiała podjąć decyzji.
Stała więc w milczeniu.
*
-Pośpiesz się, jesteśmy już spóźnieni! – wykrzyknął Cyryl, przecinając ulicę.
-Poczekaj! – Metody cudem uniknął rozjechania przez samochód, gnając za chłopakiem. Poprawił profesorskie okulary, z pewnym niesmakiem rozejrzał się po otaczającej go przestrzeni i dostrzegł stary gmach szkoły, na której plac właśnie wbiegał jego brat bliźniak. – Idioto, stój!
Do końca życia nie dowiedział się, czy Cyryl zignorował jego słowa, nie usłyszał ich, czy też nie odgadł, że były skierowane do niego. W każdym razie bez zatrzymywania wbiegł w mury szkoły, pozostawiając go samemu sobie.
*
-Twoi siostrzeńcy. – powiedziała Silva. Czekała przez chwile, chcąc usłyszeć reakcje kuzyna, a potem z irytacją odjęła sobie lornetkę od oczy. – Jesteś tu? Przecież…
Urwała.
Dantego tu nie było, w końcu wysłała go po popcorn.
-Miał całe półtorej minuty i jeszcze nie wrócił. – mruknęła pod nosem, a potem wróciła do przyglądania się rozwijającej się sytuacji.
*
Cyryl zaraz po wejściu do szkoły uznał, że coś jest nie tak.
Uczniowie stali nieruchomo, zbici w gęstą masę, a po korytarzu roznosiły się okrzyki pobliskiej bójki. Młody łowca odchrząknął cicho, z poważną miną poprawił krawat i zaczął się przepychać przez tłum, torując sobie drogę łokciami.
Właśnie wtedy przez główne drzwi wpadł Metody. Jęknął, widząc brata, i czym prędzej podążył za nim.
Pół minuty później zobaczyli sprawców zamieszania.
-To Arashi? – zapytał wniebowzięty Cyryl.
-Jak widać. – jego brat wzruszył ramionami.
-Genialnie! Jakiś gość tłucze Arashiego… Dawaj stary! Mocniej go, to nie dziewczyna! Nikolaj? Hej, Nikolaj, powiesz nam, co to za gość?
Bates potrzebował chwili, żeby oderwać wzrok od przyjaciółki i skierować go na jej braci. Rzucił im zdumione spojrzenie i podszedł bliżej.
-Cyryl, Metody, co wy tu robicie? To jakiś wielki zjazd rodzinny czy co?
-Wymiana międzynarodowa. – w dwóch słowach wyjaśnił mu Metody.
-Ej, Nikolaj, powiesz mi co to za gość czy nie???
-Z tego co mi się wydaje, były przyjaciel Julii. Biją się o nią.
-ŻE CO??? To on też do niej uderza?
-Chyba tak, nie jestem pewien. – Nikolaj wzruszyła ramionami.
-Arashi, dowal mu!!!!! – ryknął Cyryl na całe gardło. – Uderz! Jeszcze raz! Dobrze!
-Co masz na celu? – Metody zmarszczył brwi.
-Chcę, żeby pozabijali się nawzajem – pośpiesznie odpowiedział jego brat, a potem zaczął skakać i wymachiwać rękami. – No, dalej, bij zabójcę, ty, czerwonowłosy!
-Ma na imię Valerian. – cicho powiedziała Julia, nawet nie patrząc na dalekiego kuzyna.
-Valerian, powiadasz? Valerian, przywal mu! Arashi, urwij mu łeb! Mocniej, pokaż na co cię stać!!! – wrzasnął Cyryl, a potem pośpiesznie poprawił białą koszulę i odwrócił twarz w stronę Julii. – Pięknie dziś wyglądasz. Co u ciebie?
-Dziękuje, świetnie. – gdyby łowczyni nie była tak oszołomiona, wybiłaby mu romansowanie z głowy – razem z wszystkimi zębami, rzecz jasna.
-Cieszę się. – uprzejmie odparła jej kuzyn, a potem zamachał pięścią w powietrzu. – Valerian, zabij go! Arashi, nie daj się! – uspokoił się i na nowo popatrzył na dziewczynę. – Nawiasem mówiąc, nie sądziłem, że cię tu spotkam, ale jestem zachwycony. Może przyjęłabyś ten skromny bukiet kwiatów, które przyniosłem tu całkiem przez przypadek?
*
-Dzieje się coś ciekawego? – zapytał Dante, kładąc się na dachu obok kuzynki.
-I to jak. – odparła, nawet na niego nie patrząc. – Przyniosłeś popcorn?
-Niestety nie. A chcesz chipsy?
-Jeśli już stawiasz mnie w takiej sytuacji… - Silva uśmiechnęła się lekko. – Nawiasem mówiąc, chcesz lornetkę? To, co się teraz dzieje, powinno ci się spodobać.
*
-Nie patyczkuj się z nim, ZABIJ!!!!!!!! – ryknął Cyryl. Przygładził włosy, poprawił krawat i z uśmiechem zwrócił się do Julii. – Podobają ci się kwiaty?
-Całkiem… no… Naprawdę przyniosłeś je całkiem przez przypadek? – zapytała łowczyni, patrząc na gigantyczny bukiet czerwonych róż, który trzymała w dłoni.
-Absolutnie. – stwierdził poważnie. – MÓWIŁEM CI, UBIJ GOOOOOO!!! O czym to rozmawialiśmy?
-O bukiecie.
-No tak, właśnie.
Nikolaj i Metody wymienili na wpół rozbawione, na wpół zdumione spojrzenia. Dwójka bijących się chłopaków, filozofująca Maddy, próbujący poderwać Julie Cyryl – całkiem jak w domu. Rywalizacja McEver-Vale na całego.
-Dlaczego tu przyjechaliście? – zapytał w końcu Bates.
-Cyryl mnie… zmusił. – skłamał chłopak.
-O ścianę z nim! I przywal! Nie duś go tylko utnij głowę, pacanie!!!!!! – po korytarzu rozniósł się krzyk Cyryla.
Nauczyciele, stojący między uczniami, zamrugali oczyma ze zdziwieniem. Woleli nie wchodzić między dwójkę piekielnie niebezpiecznych i utalentowanych, bijących się chłopaków, a poza tym ta nieznośna Madeleine Vale zaczęła mówić coś interesującego i z ciekawością wsłuchiwali się w jej słowa.
-Kiedy więc wpiszemy zachowanie samicy w kwadrat pitagorejski, podzielimy przez wynik mnożenia liczby alfa i czynnika zerowego, a potem podzielimy to przez Y, otrzymamy dokładną liczbę… - bez najmniejszego sensu nawijała Maddy.
Tuż koło niej trwała bójka.
-Zabiję cię. – syknął Arashi. Mówił po francusku, w języku swojego przeciwnika.
-Za co? – warknął Valerian, uderzając w bok.
Zabójca wywinął mu się w ostatniej chwili.
-Nie masz prawa ścigać mojej łowczyni.
-Twojej? – chłopak roześmiał się zimno. – Nie należy ani do mnie, ani do ciebie.
Arashiemu zwęziły się oczy.
-Powinieneś uważać, mały łowco.
-Uważam. Wiesz kim jesteś, Arashi Tenmetsu?
-Kim, ty, którego imienia nie znam?
Valerian pochylił się w stronę przeciwnika.
-Jesteś moim zastępcą. Kimś, kogo Julia zwerbowała, kiedy odszedłem ja. Nikim ponadto. – powiedział głosem przepełnionym ponurą satysfakcją.
W następnej chwili usłyszał swój własny krzyk i świat pociemniał mu przed oczyma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz