6
-Cyryl, Metody, co wy wyprawiacie!? – wykrzyknęła Melisa.
Bliźniacy mechanicznie unieśli głowy znad do połowy zapakowanych walizek, wepchniętych na ścisk ubrań, książek, gier komputerowych i zeszytów.
-Pakujemy się. – z uśmiechem odparł Cyryl, nie zauważając przerażonej miny matki.
-I żądamy pochwał. – dodał jego brat, mocując się z zamkiem wypchanego plecaka.
-Mój Boże, wyjeżdżacie dopiero za tydzień!
-I?
-I?
Melisa jęknęła cicho, widząc nic nie rozumiejące spojrzenia synów.
-Zamierzacie przez ten tydzień nie zmieniać ubrania, nie myć zębów, nie…. Cyryl, co to ma być!?
-Konsola do gier. – uprzejmie odparł chłopak.
-To ma metr wysokości i waży sześćdziesiąt kilo, wybij to sobie z głowy!
-Ale maaaaaaamo!
-Nie ma dyskusji! Natychmiast się rozpakujcie.
-No dobra, a będziemy musieli chodzić przez ten tydzień do szkoły? – zapytał Metody.
-TAK.
-Ej, to już egoizm.
-Kiedy już się wypakujecie – zawołała do nich Melisa, idąc korytarzem. – Odkurzcie pokój i pozmywajcie naczynia.
-Mamy też ścinać drzewa lub zapolować na mamuta? – zgryźliwie zapytał chłopak, poprawiając okulary.
-Ewentualnie to może być dinozaur. – poinformowała ich radośnie, zbiegając ze schodów.
Wydawało jej się, że Cyryl wzdycha melancholijnie i mruczy coś o jakimś Romanie, ale nie zwracała na to uwagi. Ruszyła do kuchni, ponuro myśląc o tej przeklętej wymianie narodowej.
-Przyznaj się, ty też chcesz się już ich pozbyć! – krzyknął do niej z salonu dziadek Ikar.
Parsknęła śmiechem.
Było w tym trochę racji.
*
-Misje „Ratuje Nikolaja” uznaje za rozpoczętą. – z przebiegłym uśmiechem poinformowała przyjaciela Madeleine.
-Dlaczego nazwy naszych misji zawsze zawierają moje imię? – zapytał chłopak, przypominając sobie „Kretyński pomysł Nikolaja”, „Kradzież tożsamości Nikolaja” i „Udowadniam swoją wyższość intelektualną nad Nikolajem”.
-Nie mam najmniejszego pojęcia. – bez wahania skłamała Maddy, natychmiast zmieniając temat. – To co, zaczynamy?
-Jasne.
Siedzieli w mieszkaniu młodej łowczyni. Lekcje skończył się ledwie godzinę temu, a oni już byli gotowi wprowadzić plan w życie.
-No dobra. – Madeleine wyłamała palce i poprawiła laptop, który trzymała na kolanach. Błyskawicznie zaczęła uderzać w klawisze.
-Co piszesz? – Nikolaj wyjrzał jej zza ramienia.
-No a co mam pisać? Przywitałam się.
-Myślisz, że odpisze?
-Mam nadzieje. Zobacz, odpisuje.
„Hej Maddy.” – na ekranie wyświetliła się wiadomość od Adriana.
-Nawiasem mówiąc, dlaczego po prostu nie poprosimy Natalii, żeby go przekonała? Ulega jej we wszystkim. – zauważył chłopak.
-Wtedy nie byłoby zabawy. – odpowiedziała Madeleine, odpisując.
„Co u ciebie?”
Musieli czekać tylko kilka sekund.
„Nieźle. A u was?”
„Nie najgorzej, tylko Nikolaj gapi mi się przez…”
-Skasuj to!
-No dobra, już kasuje. – dziewczyna przewróciła oczyma i napisała od nowa.
„Nie najgorzej.”
„A u Natalii?” – odpisał Adrian.
-Przestań zgrzytać zębami, bo zagłuszasz moje myśli.
-Wcale nie zgrzytam zębami! – niezbyt przekonująco zaprzeczył Nikolaj.
„Z tego co wiem, w porządku. Jesteście już parą?”
-Madeleine! – jęknął chłopak.
-Ups. – twarz Maddy rozjaśnił uśmiech. – Przez całkowity przypadek wcisnęłam Enter i wysłałam… a to pech… O, Adrian odpisał.
„Owszem.”
-Uduszę go. – uprzejmie zapowiedział Nikolaj.
-Twojego przyszłego szwagra? Jak możesz!
Chłopak z trudem powstrzymał odruch rzucenia jej się do gardła.
-Co znowu piszesz?
-Czekaj…
„Podoba ci się?” – napisała.
„Kocham ją.” – odpisał Adrian.
-Kłamliwy, bałamutny…
-Nikolaj, litości!
-Przepraszam, ja tylko chciałbym go widzieć martwego. – usprawiedliwił się.
„Pewnie taki związek na odległość nie jest łatwy?” – przez chwile uderzała o klawisze z prędkością światła, a potem odwróciła głowę w stronę przyjaciela.
-Nie bardzo cię rozumiem. Chcesz, żeby twoja siostra została zakonnicą, czy co?
-Nie, stara panna w zupełności mi wystarczy.
-Matka przełożona… - zaczęła Madeleine.
-Mówię ci przecież, że nie chcę, żeby została zakonnicą. O, Belzebub odpisał.
Maddy parsknęła śmiechem.
-Piszę z chłopakiem twojej siostry, a nie z diabłem.
-Na jedno wychodzi. Pokaż, co on tam pisze?
„Nie jest łatwo, ale próbujemy.”
Madeleine zastanawiała się przez chwile.
„Gdybyś miał szanse być blisko niej, wykorzystałbyś ją?” – napisała.
„Bez wahania” – nie musieli długo czekać na odpowiedź.
Łowczyni westchnęła głęboko, a potem uśmiechnęła się przebiegle, mrużąc oczy.
-A teraz. – powiedziała. – Przedstawimy mu projekt wymiany.
*
Julia gryzła się z tym już od kilku dni, aż wreszcie zdecydowała.
-Ojcze – powiedziała przy śniadaniu, z perfekcyjnym brakiem zainteresowania gapiąc się na posmarowaną masłem kromkę chleba. – Wyjeżdżam za granice.
-Ile będziemy musieli zapłacić? – zapytał chłodno.
-Opłacę wyjazd z własnych oszczędności.
Oliver McEver Starszy podniósł na nią pełen niedowierzania i nadziei wzrok. Pozbędzie się jej bez zbędnych kosztów. Nareszcie.
-Kiedy? – Theresa wbiła w nią zimny wzrok.
-Za tydzień.
-Nie możesz wcześniej? – z zawodem zapytał jej brat, Oliver młodszy.
-Niestety, muszę załatwić kilka spraw.
„Na przykład powbijać kawałki szkła w twoją pościel, ustawić odkurzacz tak, żeby cię wessał, zabić kilka niewinnych stworzątek i wsadzić ci je do plecaka, oraz ukryć niedźwiedzia grizzly pod twoim łóżkiem.” – dodała w myślach.
-Kilka spraw. – powtórzyła na głos.
„Wspominałam już o dorwaniu się do szkolnego dziennika i pozmienianiu ci wszystkich ocen na jedynki?” – uśmiechnęła się do siebie.
-A gdzie wyjeżdżasz? – chciał wiedzieć jej ojciec.
-Mam nadzieje, że nie do Bułgarii, to taki okropny kraj. – Theresa zrobiła dramatyczną minę, a potem zaczęła się przyglądać swoim paznokciom.
-Do stolicy Anglii. – odparła Julia. Oczywiście, chodziło o Mediolan, ale wolała nie dostawać od ukochanej rodzinki listów o fascynującej treści "Wróć, nie wiemy gdzie jest odkurzacz.". Kusiło ją, by podać jeszcze dokładny adres - na przykład Baker Street 221b, ale nie zdążyła.
-Wiedeń? – powiedział Oliver z mądrą miną (zdaniem jego siostry, wyglądało to raczej jak jej parodia, tyle tylko, że chłopak był do reszty pozbawiony poczucie humoru).
-Londyn, kretynie.
-Julia! – jednocześnie wykrzyknęli jej rodzice.
-Tylko go poprawiałam. – stwierdziła z niewinną miną. – No wiecie, ale jeśli chcecie mnie ukarać, oczywiście możecie mi zabronić wyjazdu. Zostanę z wami… na kolejne dziewięć miesięcy… dzień w dzień… godzina w godzinę… tuż koło was… jedna szczęśliwa rodzina…
Z trudem powstrzymała wybuch śmiechu, widząc pobladłe twarze matki i ojca.
-Nie, nie, możesz jechać – szybko zapewnił ją Oliver.
-Oczywiście. – zawtórowała mu Theresa.
-Ale rzecz jasna, jeśli zrobię coś złego, mogę nie jechać. To będzie dla mnie świetna nauczka… Możliwe, że jeśli też będziecie dla mnie tacy jak zwykle, poczuje przypływ nostalgii i jednak zostanę… kto wie…
Narzuciła plecak na ramię i wyszła z domu, zanim zdążyli zaprotestować. Myśl, że ich jedyna, natomiast znienawidzona córka może jednak zostać w Marsylii, doprowadziła ich do powzięcia trudnego postanowienia. Nie mogą jej pozwolić na ten „przypływ nostalgii”.
Czas na ciężką próbę.
Spróbują być dla niej mili.
Ale tylko spróbują...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz