środa, 2 grudnia 2015


6



-Cyryl, Metody, co wy wyprawiacie!? – wykrzyknęła Melisa.
 Bliźniacy mechanicznie unieśli głowy znad do połowy zapakowanych walizek, wepchniętych na ścisk ubrań, książek, gier komputerowych i zeszytów.
 -Pakujemy się. – z uśmiechem odparł Cyryl, nie zauważając przerażonej miny matki.
 -I żądamy pochwał. – dodał jego brat, mocując się z zamkiem wypchanego plecaka.
 -Mój Boże, wyjeżdżacie dopiero za tydzień!
 -I?
 -I?
 Melisa jęknęła cicho, widząc nic nie rozumiejące spojrzenia synów.
 -Zamierzacie przez ten tydzień nie zmieniać ubrania, nie myć zębów, nie…. Cyryl, co to ma być!?
 -Konsola do gier. – uprzejmie odparł chłopak.
 -To ma metr wysokości i waży sześćdziesiąt kilo, wybij to sobie z głowy!
 -Ale maaaaaaamo!
 -Nie ma dyskusji! Natychmiast się rozpakujcie.
 -No dobra, a będziemy musieli chodzić przez ten tydzień do szkoły? – zapytał Metody.
 -TAK.
 -Ej, to już egoizm.
 -Kiedy już się wypakujecie – zawołała do nich Melisa, idąc korytarzem. – Odkurzcie pokój i pozmywajcie naczynia.
 -Mamy też ścinać drzewa lub zapolować na mamuta? – zgryźliwie zapytał chłopak, poprawiając okulary.
 -Ewentualnie to może być dinozaur. – poinformowała ich radośnie, zbiegając ze schodów.
 Wydawało jej się, że Cyryl wzdycha melancholijnie i mruczy coś o jakimś Romanie, ale nie zwracała na to uwagi. Ruszyła do kuchni, ponuro myśląc o tej przeklętej wymianie narodowej.
 -Przyznaj się, ty też chcesz się już ich pozbyć! – krzyknął do niej z salonu dziadek Ikar.
 Parsknęła śmiechem.
 Było w tym trochę racji.


*
  

-Misje „Ratuje Nikolaja” uznaje za rozpoczętą. – z przebiegłym uśmiechem poinformowała przyjaciela Madeleine.
 -Dlaczego nazwy naszych misji zawsze zawierają moje imię? – zapytał chłopak, przypominając sobie „Kretyński pomysł Nikolaja”, „Kradzież tożsamości Nikolaja” i „Udowadniam swoją wyższość intelektualną nad Nikolajem”.
 -Nie mam najmniejszego pojęcia. – bez wahania skłamała Maddy, natychmiast zmieniając temat. – To co, zaczynamy?
 -Jasne.
 Siedzieli w mieszkaniu młodej łowczyni. Lekcje skończył się ledwie godzinę temu, a oni już byli gotowi wprowadzić plan w życie.
 -No dobra. – Madeleine wyłamała palce i poprawiła laptop, który trzymała na kolanach. Błyskawicznie zaczęła uderzać w klawisze.
 -Co piszesz? – Nikolaj wyjrzał jej zza ramienia. 
-No a co mam pisać? Przywitałam się. 
-Myślisz, że odpisze?
-Mam nadzieje. Zobacz, odpisuje.
Hej Maddy.” – na ekranie wyświetliła się wiadomość od Adriana.
 -Nawiasem mówiąc, dlaczego po prostu nie poprosimy Natalii, żeby go przekonała? Ulega jej we wszystkim. – zauważył chłopak.
 -Wtedy nie byłoby zabawy. – odpowiedziała Madeleine, odpisując.
 „Co u ciebie?”
 Musieli czekać tylko kilka sekund.
 „Nieźle. A u was?”
 „Nie najgorzej, tylko Nikolaj gapi mi się przez…”
 -Skasuj to!
 -No dobra, już kasuje. – dziewczyna przewróciła oczyma i napisała od nowa.
 „Nie najgorzej.”
 „A u Natalii?” – odpisał Adrian.
 -Przestań zgrzytać zębami, bo zagłuszasz moje myśli.
 -Wcale nie zgrzytam zębami! – niezbyt przekonująco zaprzeczył Nikolaj.
 „Z tego co wiem, w porządku. Jesteście już parą?”
 -Madeleine! – jęknął chłopak.
 -Ups. – twarz Maddy rozjaśnił uśmiech. – Przez całkowity przypadek wcisnęłam Enter i wysłałam… a to pech… O, Adrian odpisał.
 „Owszem.”
 -Uduszę go. – uprzejmie zapowiedział Nikolaj.
 -Twojego przyszłego szwagra? Jak możesz!
 Chłopak z trudem powstrzymał odruch rzucenia jej się do gardła.
 -Co znowu piszesz?
 -Czekaj…
 „Podoba ci się?” – napisała.
 „Kocham ją.” – odpisał Adrian. 
-Kłamliwy, bałamutny…
 -Nikolaj, litości!
 -Przepraszam, ja tylko chciałbym go widzieć martwego. – usprawiedliwił się.
 „Pewnie taki związek na odległość nie jest łatwy?” – przez chwile uderzała o klawisze z prędkością światła, a potem odwróciła głowę w stronę przyjaciela.
 -Nie bardzo cię rozumiem. Chcesz, żeby twoja siostra została zakonnicą, czy co?
 -Nie, stara panna w zupełności mi wystarczy.
 -Matka przełożona… - zaczęła Madeleine.
 -Mówię ci przecież, że nie chcę, żeby została zakonnicą. O, Belzebub odpisał.
 Maddy parsknęła śmiechem.
 -Piszę z chłopakiem twojej siostry, a nie z diabłem.
 -Na jedno wychodzi. Pokaż, co on tam pisze?
 „Nie jest łatwo, ale próbujemy.”
 Madeleine zastanawiała się przez chwile.
 „Gdybyś miał szanse być blisko niej, wykorzystałbyś ją?” – napisała.
 „Bez wahania” – nie musieli długo czekać na odpowiedź.
 Łowczyni westchnęła głęboko, a potem uśmiechnęła się przebiegle, mrużąc oczy.
 -A teraz. – powiedziała. – Przedstawimy mu projekt wymiany.


*


Julia gryzła się z tym już od kilku dni, aż wreszcie zdecydowała.
 -Ojcze – powiedziała przy śniadaniu, z perfekcyjnym brakiem zainteresowania gapiąc się na posmarowaną masłem kromkę chleba. – Wyjeżdżam za granice.
 -Ile będziemy musieli zapłacić? – zapytał chłodno.
 -Opłacę wyjazd z własnych oszczędności.
 Oliver McEver Starszy podniósł na nią pełen niedowierzania i nadziei wzrok. Pozbędzie się jej bez zbędnych kosztów. Nareszcie.
 -Kiedy? – Theresa wbiła w nią zimny wzrok.
 -Za tydzień.
 -Nie możesz wcześniej? – z zawodem zapytał jej brat, Oliver młodszy.
 -Niestety, muszę załatwić kilka spraw.
 „Na przykład powbijać kawałki szkła w twoją pościel, ustawić odkurzacz tak, żeby cię wessał, zabić kilka niewinnych stworzątek i wsadzić ci je do plecaka, oraz ukryć niedźwiedzia grizzly pod twoim łóżkiem.” – dodała w myślach.
 -Kilka spraw. – powtórzyła na głos.
 „Wspominałam już o dorwaniu się do szkolnego dziennika i pozmienianiu ci wszystkich ocen na jedynki?” – uśmiechnęła się do siebie.
 -A gdzie wyjeżdżasz? – chciał wiedzieć jej ojciec.
 -Mam nadzieje, że nie do Bułgarii, to taki okropny kraj. – Theresa zrobiła dramatyczną minę, a potem zaczęła się przyglądać swoim paznokciom.
 -Do stolicy Anglii. – odparła Julia. Oczywiście, chodziło o Mediolan, ale wolała nie dostawać od ukochanej rodzinki listów o fascynującej treści "Wróć, nie wiemy gdzie jest odkurzacz.". Kusiło ją, by podać jeszcze dokładny adres - na przykład Baker Street 221b, ale nie zdążyła.
-Wiedeń? – powiedział Oliver z mądrą miną (zdaniem jego siostry, wyglądało to raczej jak jej parodia, tyle tylko, że chłopak był do reszty pozbawiony poczucie humoru).
 -Londyn, kretynie.
 -Julia! – jednocześnie wykrzyknęli jej rodzice.
 -Tylko go poprawiałam. – stwierdziła z niewinną miną. – No wiecie, ale jeśli chcecie mnie ukarać, oczywiście możecie mi zabronić wyjazdu. Zostanę z wami… na kolejne dziewięć miesięcy… dzień w dzień… godzina w godzinę… tuż koło was… jedna szczęśliwa rodzina…
 Z trudem powstrzymała wybuch śmiechu, widząc pobladłe twarze matki i ojca.
 -Nie, nie, możesz jechać – szybko zapewnił ją Oliver.
 -Oczywiście. – zawtórowała mu Theresa.
 -Ale rzecz jasna, jeśli zrobię coś złego, mogę nie jechać. To będzie dla mnie świetna nauczka… Możliwe, że jeśli też będziecie dla mnie tacy jak zwykle, poczuje przypływ nostalgii i jednak zostanę… kto wie…
 Narzuciła plecak na ramię i wyszła z domu, zanim zdążyli zaprotestować. Myśl, że ich jedyna, natomiast znienawidzona córka może jednak zostać w Marsylii, doprowadziła ich do powzięcia trudnego postanowienia. Nie mogą jej pozwolić na ten „przypływ nostalgii”.
 Czas na ciężką próbę.
 Spróbują być dla niej mili.
Ale tylko spróbują...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz