sobota, 5 grudnia 2015

7

-Co proszę? – zapytał zdumiony Arashi.
-Zapisałam nas na wymianę między narodową. – odpowiedziała spokojnie Julia.
Zabójca przez chwile przyglądał jej się ponuro. Stali w bramie jej szkoły – lekcje skończyły się zaledwie kilka minut temu.
-Powtórz. – poprosił zabójca.
-Z a p i s a ł a m  n a s  n a  w y m i a n ę  m i ę d z y  n a r o d o w ą. – przeliterowała.
-Dlaczego?
-Nie pamiętasz? Plan zemsty na Maddy opierał się właśnie na tej wymianie.
-Tak, ale myślałem…
-Co myślałeś?
-Że odpuściłaś.
-No co ty. McEver’owie nie odpuszczają. – prychnęła cicho. Chwile przyglądała się milczącemu przyjacielowi, wreszcie westchnęła ciężko. – Przepraszam, że ci nie poinformowałam. Jak chcesz, możesz nie jechać, ale ja muszę.
Arashi przeprowadził w głowie błyskawiczne obliczenia. Powinien się trzymać blisko Julii czy trenować z Silvą-samą? Julia – Silva, Julia – Silva, Julia – Silva, Julia… nie, nie mógł zostawić Julii.
-Jasne, że z tobą jadę. – powiedział stanowczo. – Kiedy?
-Wyjeżdżamy za tydzień.
-Ten wyjazd… to już pewne?
Łowczyni uśmiechnęła się lekko.
-Nie przejmuj się, przekonałam już kogo trzeba. Cieszysz się?
Chciał odpowiedzieć szczerze, ale zobaczył nadzieje w jej oczach, którą próbowała maskować i już wiedział, że nie potrafiłby zasmucić Julii McEver.
-Oczywiście. – odpowiedział uśmiechem.
Czy tylko mu się wydawało, czy w jej spojrzeniu dostrzegł ulgę?
-Świetnie. Idziemy, zabójco?
Arashi skinął głową.
-Idziemy, łowczyni.

*

Z a b ó j c a???
Ten chłopak był zabójcą… a może to był tylko żart Julii? Taki inwiduum nie mogłoby być mordercze…. Chyba.
Chwilowo Valeriana martwiło co innego. Łowczyni wyjeżdża… To bardzo, bardzo, bardzo źle. Nie miał pojęcia o jakim planie zemsty mówiła, ale poznał już kiedyś Maddy. Madeleine Vale… nie, ona teraz nie jest ważna.
Julia od niego uciekała.
Z inwiduum w dodatku!
Valerian patrzył jak odchodząc, skryty za bramą szkoły i rozpaczliwie usiłował wpaść na jakiś pomysł, który uratowałby całą sytuacje. Była w ogóle jakaś szansa ratunku?
Niby mógłby odpuścić, ale… no właśnie. NIBY. Bo jednak potrzebował Julii. Właśnie jej. Boleśnie przypominał sobie, jak się od niego oddalała. Przypomniał sobie kłótnie. Przypomniał sobie pustkę, którą czuł przez całe wakacje.
A potem przypomniał sobie nienawiść, która pochłonęła go, gdy się skończyły.
Nienawiść skierowaną na japońskie inwiduum.
Wtedy do głowy wpadł mu pomysł. Wyprostował się, uspokojony i skierował w stronę szkoły. Teraz musi się tylko dowiedzieć, gdzie trwają zapisy na wymianę narodową.
Julia McEver mogła uciekać.
Ale on ją dogoni.

*

Dante przed momentem skończył rozmawiać z Debrą i teraz przypatrywał się dyskutującej z Dellixem Silvie, siedząc na blacie stołu. Jego kuzynka, już dobrą chwile temu przekonała łowcę do pomocy, a teraz rozmawiali o czymś całkiem nie związanym z Moriartym.
Dante miał tego dosyć.
Zdążył już zrobić sobie kanapki, nalać soku, wszystko zjeść, przeczytać rozdział książki, przypomnieć sobie, że mordowanie Strażniczki może nie być najlepszym pomysłem i przewertował dwa razy wszystkie dokumenty rady, ale dopiero teraz jego irytacja sięgała zenitu.
W momencie w którym postanowił już udać się w poszukiwaniu miotacza ognia, Silva przerwała rozmowę i odwróciła się w jego stronę.
-Dowiedziałaś się czegoś? – zapytał łowca.
-Kilku rzeczy. Po pierwsze, informatorzy Dellixa również zostali zablokowani, ale spróbuje jeszcze coś załatwić. Po drugie, ma nowy miecz, podobno piętnastowieczny obusieczny… nie, żeby cię to miało interesować. Wreszcie po trzecie, po obserwowaniu ciebie podczas całej tej rozmowy wnioskuje, że albo masz ADHD, albo rzeczywiście jesteś o niego zazdrosny.
-To chyba jednak ADHD. – stwierdził Dante.
Strażniczka z uśmiechem skinęła głową.
-Niczego innego nie podejrzewałam. A czego dowiedziałeś się ty?
-Że Debra przeszła na wcześniejszą emeryturę, ale umiera z nudów, więc nam pomoże.
-Wspomniałeś coś o mnie? – zapytała Silva.
-Cóż… chyba lepiej będzie, jak będzie miała niespodziankę.
-Może. Kiedy się z nią spotkamy?
-Niestety, będzie miała czas dopiero za tydzień.
-Rozumiem. Co zamierzamy zrobić z tym czasem?
-To zależy od Dellixa. Jeśli przekaże nam coś ciekawego, będziemy mieli trochę roboty, jeśli nie…
Dante urwał, słysząc dzwonek telefonu. Przez chwile szukał go wzrokiem, wreszcie podniósł ze stolika i odebrał.
-Tak? Czekaj, jak to...? I przekonali cię? No tak, mogłem przypuszczać, że dziadek Ikar będzie w to zamieszany. Tak, dzięki. – rozłączył się i ze zdziwieniem spojrzał na Silve. – Nie uwierzysz, co…
Przerwał, bo tym razem rozdzwoniła się komórka Silvy.
-Tak? Cześć, Arashi. Przyjeżdżacie… w porządku. Tak. Tak. Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Tak, wiem, że z nią nie da się dyskutować, jest w końcu z mojej krwi, do diabła. Pa. Hej, Dante, Arashi powiedział mi właśnie coś bardzo dziwnego…
-Poczekaj chwile. – łowca uniósł rękę w geście protestu i jęknął, gdy na wyświetlaczu jego telefonu pokazało się imię jego siostrzenicy. – Tak, Maddy? CO zrobiliście? A dlaczego mi to mówisz? Okej… dobrze… w porządku…
Dante rozłączył się z ciężkim westchnieniem.
-Cyryl i Metody przyjeżdżają do Mediolanu.
-Julia i Arashi też. – odparła Silva.
-I Adrian.
-Adrian?
-Do Natalii.
-No tak… czyli znowu wszyscy będą w komplecie? – nagle Strażniczka zesztywniała, jakby rażona piorunem. Na jej twarz pojawił się ponury uśmiech. – Hej, myślisz, że mogliby nam znowu trochę pomóc?
-Znów chcesz ryzykować ich życie?
-Nie, ale… Dante, jak ostatni kretyni zapomnieliśmy o Arashim. On musi coś wiedzieć. Ale pozyskanie tylko go do współpracy byłoby podejrzane…
-…więc postanawiasz wykorzystać swoją bratanice i bratanka, moich siostrzeńców oraz Nikolaja i Natalie Bates?
-W twoich ustach to co chcę zrobić brzmi okropnie. – z urazą stwierdziła Silva.
-No co ty.
-W każdym razie będą nam potrzebni przynajmniej Arashi i Julia.
-Nie zapomniałaś przypadkiem o jednym szczególe?
-Niby jakim? – zdziwiła się Strażniczka.
-No nie wiem… może o tym, że Julia myśli, że jesteś martwa?
-A niech to.
-Powiesz jej?
-Tak. Ale w takim razie, muszę się pośpieszyć. Wiesz, kiedy odlatuje najbliższy samolot do Marsylii?
-Myślisz, że to śledzę? Odkąd tam zamieszkałaś, wszystko, co jest związane z tym miastem w wyraźny sposób mnie odpycha. A poza tym, co ty znowu zamierzasz zrobić?
-To, co muszę.
-Nie podoba mi się to.
-Nie musi ci się podobać.
-Zdajesz sobie sprawę, że Julia nie przywita cię z otwartymi ramionami? Oszukałaś ją.
-Dla jej bezpieczeństwa.
-Jest McEver’em. Wy tego nie rozumiecie.
Silva westchnęła.
-I tak muszę to zrobić.
-O szesnastej. – niechętnie powiedział Dante, odwracając się i segregując jakieś dokumenty Rady, które miał uzupełniać.
Strażniczka popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Co o szesnastej?
-Najbliższy samolot do Marsylii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz