12
-Nie chcę cię urazić, Valerian, ale to było naprawdę idiotyczne.
Głos Dantego Vale’a dobiegł go jakby z daleka, z niezmierzonej, smolistej ciemności, która zagłuszała mu słuch, tępiła wzrok, myliła zmysły. Czuł, jakby narzucono mu na głowę gruby, miękki koc, pod którym dusił się powoli, nie mogąc zaczerpnąć tchu.
Kiedy wreszcie oprzytomniał, poderwał się z wersalki, prawie uderzając łowcę w czoło i chwytając wielkie hausty powietrza. Potoczył dookoła niewidzącym wzrokiem. Musiał zamrugać kilka razy, by uświadomić sobie wreszcie, że otaczają go mniej lub bardziej znajome postacie, i że znajduje się w miejscu, które opuścił prawie rok temu.
W mieszkaniu Madeleine Vale.
-Będzie żył? – chłodno zapytała Silva, przewracając kartkę książki, nad którą siedziała przy kubku kawy.
-Tak.
-Niestety. – mruknął ktoś pod nosem. Przez chwile Valerianowi wydawało się, że głos należy do Julii i ta myśl przeszyła go jak lodowe ostrze, ale chwile później uświadomił sobie, że pobrzmiewało w nim zbyt wiele smutku i żalu. Wreszcie go rozpoznał: słowa wypowiedział chłopak, który dopingował go na przemian z Arashim przez większą część bójki.
-Cyryl. – ostro powiedział Dante.
-No co??? Wuju, bez niego miałbym o pięćdziesiąt procent większe szanse!
-Nawet gdyby zginął i on i Arashi, nie zmieniałoby to faktu, że nie masz kompletnie żadnych szans. – wcale nie złośliwie stwierdziła Madeleine. – Co nie, Metody?
-Daj mi chwile. Muszę się otrząsnąć z szoku, jakim jest fakt, że mój brat wie, co to są procenty.
-Nienawidzę was – gorzko powiedział Cyryl.
-Poszło łatwiej niż sądziłam – lekko odparła Maddy. – Hej, Valerian, słyszysz nas?
Słabo skinął głową.
-Gdzie… Julia? – zapytał cicho.
-Nie ma mnie. – warknęła.
-A to szkoda. – stwierdził obojętnym głosem, na powrót zamykając oczy.
-On chyba nie jest jeszcze całkiem przytomny. – uznała Madeleine. – Hej, Jill, może go pocałuj czy coś w tym stylu, od razu się wybudzi.
-COOOOOO??????? – krzyknął Cyryl. Arashi, mimo, że nie znał włoskiego, na dźwięk jej słów również podejrzliwie uniósł głowę.
-Przestańcie. – powiedziała stanowczo Natalia.
-W zasadzie – Nikolaj zamrugał oczyma. – Co ty tu robisz?
-To długa historia. – jego siostra lekceważąco machnęła ręką.
-Właśnie. – dodał Adrian, stając obok niej. Widząc, że dzieli ich zaledwie kilka centymetrów, Nikolaj zgrzytną zębami w bezsilnej złości.
-Pamiętaj, że to łowca. – przypomniała mu Maddy, nawet nie odwracając głowy w jego stronę.
-Wielkie dzięki.
-Do usług.
-Znów stracił przytomność. – odezwał się Dante, lekko dotykając czoła Valeriana. – Silvo, mogłabyś zapytać się Arashiego, o co w ogóle się bili?
Strażniczka westchnęła z rezygnacją i wymieniła z zabójcą kilka zdań po japońsku.
-Mówi, że Valerian obraził „jego łowczynie”. Julia, wyprałaś mu mózg, czy co?
-Ciociu! – warknęła Jill, krążąc po salonie Madeleine niczym lew w klatce.
-Mam to rozumieć jako tak czy jako nie?
-Błagam cię, przestań. Może zamiast tego powiesz, dlaczego ty i wuj Dante wkroczyliście akurat w momencie, w którym Arashi próbował właśnie zabić Valeriana, a nie wcześniej? Czyżby przypadek?
Dante i Silva wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a potem oboje skierowali wzrok w inną stronę. Strażniczka wróciła do książki, łowca zaczął pogwizdywać jakąś melodyjkę.
Julia przewróciła oczyma.
-Dobra, a czemu wujek miał w ręce paczkę chipsów, a ty lornetkę?
Silva mruknęła pod nosem coś, co zabrzmiało jak „Hm, bardzo interesujące, nie sądziłam, że on wybierze akurat ją...”, nawet nie podnosząc oczu znad książki, a Dante zaczął gwizdać jeszcze głośniej.
-Jak tak dalej pójdzie, to nie tylko nic z nich nie wydobędziesz, ale dodatkowo moi sąsiedzi zaczną protestować. – zauważyła Maddy. Z wszystkich sił usiłowała nie okazywać po sobie zawodu związanego z faktem, że Julia ma zabójcę ORAZ łowcę, natomiast ona tylko Nikolaja, i jakkolwiek było na to patrzeć, wychodziła znacznie gorzej.
Jill mruknęła coś niezrozumiałego.
-Aha. Wielkie dzięki za tą wyszukana, przemyślaną i uprzejmą odpowiedź. – zjadliwie odparła Madeleine.
*
Valerian nie wybudził się do wieczora, mimo, że jego stan był stabilny.
Nikolaj i Natalia załatwili jakoś nocleg u Madeleine, Julia nie zamierzała ruszać się z miejsca, a Arashi warował przy niej jak pies obronny, natomiast Cyryl i Metody – jak się okazało – od początku mieli w planie spanie u siostry.
Grupę sen zmorzył krótko po północy.
-Co z tym zrobimy? – zapytała cicho Silva.
-Nie wiem. – odparł Dante, ciężko siadając przy kuchennym stole. Kuzynka w geście solidarności postawiła przed nim kubek z kawą. – O, dzięki.
-Proszę. Myślisz, że teraz zamieszani będą w to wszyscy?
-Wolałem tego uniknąć, ale tak. Tylko Arashi może nam pokazać bazę Moriarty’ego, a on nigdzie nie ruszy się bez Julii. Jeśli pojedzie Julia, Valerian zaraz pogna jej śladem. Cyryl też w końcu może zebrać się na odwagę i również jechać, Metody go nie zostawi, Madeleine poczuje się urażona i również pojedzie, Nikolaj będzie z nią na bank, a Natalia i Adrian… moim zdaniem też się wybiorą. Adrian jest odważny, utalentowany i uwielbia adrenalinę, przecież wiesz.
-Wiem. Wszystko okropnie się skomplikowało. – Strażniczka skrzywiła się lekko przykładając palce do skroni.
-I tak chciałaś wziąć całą grupę.
-Tak, ale wiesz, wolałam raczej toczyć w tobą długie, pozbawione sensu debaty, a tak, prosto z mostu…. – zrobiła zawiedzioną minę.
Dante roześmiał się.
-Nie załamuj się Silvo, czuje, że dasz radę mnie jeszcze upokorzyć tysiące razy podczas szukania Moriarty’ego. Przynajmniej odpadł nam jeden temat…
-A, właśnie. Nie mam telefonu. – zauważyła Strażniczka.
-Telefonu? Do kogo?
-Do twojej przyszłej żony. Mógłbyś mi go zapisać?
-NIE!!!
-A mogę poznać chociażby pierwszą cyfrę?
-Robisz to specjalnie! Mogłabyś sprawdzić w książce telefonicznej, ale wolisz mnie dręczyć!
-Czy to 1?
-Nie!
-No to 2?
-Silvo….
-3? Czekaj, powiesz mi jutro. Musi mi to starczyć na całą misje, czyż nie?
Łowca zgrzytnął zębami.
-Mówiłeś coś, kuzynie? Nie? Cóż, tak właśnie mi się wydawało. – stwierdziła radośnie.
-Jesteś sadystką!
-A skądże. Ja po prostu lubię cię dręczyć.
Posłał jej znaczące spojrzenie.
-Tylko ciebie, nie całą ludzkość.
-To I TAK są objawy sadyzmu.
Silva skrzywiła się lekko.
-Zwał jak zwał. No dobrze, idę już spać. Popilnujesz Valeriana, dobrze?
-Jasne. – łowca dopił kawę i wstał od stołu.
-Obudź mnie, jak odzyska przytomność. Aha, i ta resztka chipsów jest w moim plecaku, razem z lornetką, gdybyś chciał.
Skierowali się do salonu.
-A na co mi lornetka?
-Do podglądania sąsiadów, rzecz jasna. – z powagą odparła Silva. Trzymała już dłoń na klamce gościnnej sypialni, kiedy nagle zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego ciekawie. – A w zasadzie komu dałeś do popilnowania Sherlocka?
Dante nie powstrzymał uśmiechu.
-Och, mam takiego jednego znajomego….
*
-Sherlock! Do nogi! Chodź tu natychmiast…. No, grzeczny pies. Nie, nie tam… widzisz, co narobiłeś, wywaliłeś wszystkie książki! STOP!!! Błagam, tylko nie wbiegaj do działu o królu Arturze!!!
Rozległ się ogłuszający rumor.
-To Biblioteka Ksiąg Zakazanych, a nie park, do diaska! – ryknął pan Brown, ruszając w pogoń za szczeniakiem.
Huk, z którym runął stos bezcennych woluminów, zagłuszył jego przekleństwa, nad które wyniosło się jedno, wykrzyczane zdanie.
-Nigdy więcej, Dante Vale!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz