środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 13 - czyli dla Maddy szczególnie pechowy

13



-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
 Julie obudził przerażony krzyk Maddy. Jej pierwszą myślą było pełne satysfakcji „Udało się.”. Drugą „Niech przestanie wrzeszczeć.”. Trzecią: „Wygląda to po prostu przeuroczo.”.
 Akurat tę ostatnią wypowiedziała też na głos kiedy Madeleine Vale stanęła w drzwiach jej sypialni.
 -Zabije cię. – warknęła.
 -A to dopiero pierwszy krok genialnego planu. – Jill z uśmiechem położyła sobie ręce pod głowę, przyglądając się kuzynce. – Wiesz, mogłabym się nawet do tego przyzwyczaić.
 Rozpuszczone włosy opadały Madeleine na plecy i ramiona wściekle rudą, marchewkową kaskadą, mimo, że poprzedniego wieczoru były jeszcze mocno brązowe.
 Za dyszącą zemstą siostrą stanął zaspany Metody.
 -Coś się w tobie zmieniło. – stwierdził, mrużąc oczy.
 -Może włóż okulary, co? – syknęła jego siostra.
Posłusznie nałożył je sobie na nos.
-Ej! Rzeczywiście, jest jakaś różnica. E… masz inną fryzurę? – próbował zgadywać.
 Julia wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
 -Nie. – krótko odpowiedziała łowczyni, odpychając brata w drzwiach.
 Weszła do salonu.
 -Ani słowa. – warknęła do Natalii. 
-Nie zamierzałam nic mówić – spokojnie odparła dziewczyna, z łyżką płatków z mlekiem zastygłą w połowie drogi do ust.
 Madeleine przeszła korytarzem i załomotała do drzwi wujka Dantego.
 -Mogę zabić Julie!? – krzyknęła na cały głos.
 Zza drzwi doszedł ją huk, jakby coś walnęło o ziemie, a potem zduszone przekleństwo, i na progu stanął rozczochrany, zdumiony łowca.
 -Chyba źle zrozumiałem. Chcesz zabić Julie? A poza tym, coś się w tobie zmieniło… inne uczesanie, a może… - Dante mówił kompletnie poważnie.
 -Faceci. – mruknęła Maddy pod nosem, tym razem podchodząc do drzwi cioci i już podnosząc pięść do uderzenia.
 -Czekaj, wiem! Madienne, co się stało z twoimi włosami!?
 No, nareszcie zgadł.
 Drzwi otworzyła się, zanim łowczyni zdążyła w nie załomotać, i stanęła w nich spokojna, opanowana Silva.
 Na widok Madeleine lekko uniosła brwi.
 -Hm… Julia?
 -Julia. – warknęła dziewczyna.
 -Chcesz ją zabić?
 -A i owszem. Chciałam się zapytać, czy nie będzie ci to przeszkadzać, ciociu.
 -Możesz próbować, będzie ciekawie. – Strażniczka wzruszyła ramionami, a Maddy jak burza pomknęła korytarzem.
 Kuzynostwo wymieniło zdziwione spojrzenia.
 -Zgadłem, prawda? Miała włosy innego koloru.
 -Chyba tak – zgodziła się Silva.
 -Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy dobrze zrobiłaś, pozwalając na rozpętanie się tej bratobójczej wojny.
 -To wszystko przez nostalgie.
 -Nostalgie?
 -Oj, nie powiesz, że nie przypominają ci się dawne czasy. Kiedy MY toczyliśmy bitwy.
 -Pamiętam. – przyznał niechętnie. – Zamknęłaś mnie na cały dzień w schowku na miotły.
 -A ty powiesiłeś mnie za ręce na dachu, więc jesteśmy kwita.
 -Jeśli tak mówisz….
 -Tak, właśnie tak mówię.
 -Myślisz, że kiedy Maddy i Jill występują do otwartej wojny, my też…
 -Nie. – krótko odparła Silva, obracając się na pięcie. – Nie ma w tym domu wystarczająco dużego schowka na miotły.
 Trzasnęła drzwiami.


*


Przy śniadaniu Madeleine zamieniła się w tykającą bombę, a cała reszta usiłowała ukrywać uśmiechy. Cyryl co chwila podnosił wzrok znad swoich kanapek, patrzyła na siostrę, parskał urwanym śmiechem i znów zwieszał głowę do dołu. Co chwila powtarzał cały proces.
 W końcu Maddy nie wytrzymała.
 -To był cios poniżej pasa. – stwierdziła chłodnym, obojętnym głosem.
 Jill milczała, patrząc się na nią z zimną uprzejmością.
 -…nie, żebym po McEverze spodziewała się czegoś innego. – dodała dziewczyna.
 -Po prostu Vale nie wymyśliłby czegoś takiego. – Julia posłała jej kpiący uśmiech.
 -Tak, tak. – Madeleine przewróciła oczyma. – A pamiętasz ten uroczy żart, który zrobiłam ci w wakacje?
 Jill zwęziły się oczy. TYLKO NIE TO.
 -Myślałaś, że Nikolaj jest moim chłopakiem! – ciągnęła siostrzenica Dantego z udawaną lekkością. – Zawsze będę pamiętała twoją głupawą minę, kiedy dowiedziałaś się, że…
 Palce młodej łowczyni zacisnęły się na blacie stołu. Lekko zaniepokojony tym gestem Arashi sprawdził, czy jego sztylet jest tam, gdzie powinien. Jedno nieodpowiednie słowo i Madeleine Vale mogłaby wylądować z poderżniętym gardłem.
 Julia posłała zabójcy uspokajające spojrzenie.
 -Zajmę się tym sama. – powiedziała po japońsku.
 Arashi krótko skinął głową.
 -Cóż za swobodna, radosna atmosfera – stwierdził Valerian Phantomhim, idealnie wyczuwając napięcie w powietrzu. Uśmiechnął się lekko. – Dzień dobry, wszystkim. Mogę się przysiąść?
 -Oczywiście. – spokojnie powiedział Dante, ignorując rozżalone spojrzenie, które posłał mu Cyryl. – Jak się czujesz?
 -Lepiej – krótko odpowiedział chłopak. – Co u twojego tresowanego zwierzątka, Jill?
 Arashi, widząc go, zerwał się na równe nogi, ale Silva rzuciła coś po japońsku i zabójca usiadł powoli, nie spuszczając wzroku z przeciwnika.
 -Nie wiem, o kim mówisz. – chłodno odparła Julia.
 Valerian uśmiechnął się do niej kpiąco i postąpił krok do przodu, ale nagle zachwiał się i musiał znów oprzeć się o ścianę.
 Dante wstał z miejsca, odsuwając od siebie talerz i podszedł do chłopaka.
 -Nadal jesteś wyczerpany. Chodź, musisz się jeszcze położyć.
 Wyprowadził łowcę z salonu, posyłając Silvie znaczące spojrzenie.
 Zrozumiała – Julia nie wiedziała co, ale wiedziała, że ciocia Silva zrozumiała. Coraz częściej zdawała sobie sprawę z tego, że wuj Dante i Strażniczka dogadują się ze sobą sto razy lepiej niż z kimkolwiek innym, chociaż dalej nie miała pojęcia, DLACZEGO.
 -Dobra, przyszedł czas na wielki moment. – cicho stwierdziła Silva, odsuwając od siebie talerz, by oprzeć łokcie na blacie stołu. Osiem osób siedzących przy stole wbiło w nią ciekawe spojrzenia. – Zabieramy was na misje. – powiedziała krótko.


*


Strażniczka szybko uciszyła rozemocjonowaną młodzież („Tak! Żadnych testów!” – wołał Cyryl). Tylko Julia nie dała się ponieś entuzjazmowi i beznamiętnie patrzyła na ciocie – za jej przykładem poszedł również zabójca, z którego twarzy nic nie dało się wyczytać.
 -Valerian nie może nas słyszeć. – ostrzegła ich Silva, a potem wzięła głęboki oddech i wyłuszczyła im cały plan, rysując palcem po blacie stołu.
 Przez moment nawet Maddy zapomniała o tym, że Jill dodała jej do szamponu farbę do włosów – liczył się tylko fakt, że mają przed sobą nową misje, następną przygodę, kolejne szalone pościgi i ucieczki po całym świecie.
 „Urodzeni łowcy.” – przeszło przez głowę Silvie. Może oprócz Nikolaja, Natalii i Arashiego, ale wszyscy inni byli tu urodzonymi łowcami. Oprócz niej, oczywiście. Nawet Cyryl… nawet Metody…
 Później tego dnia poprosiła Julie na słowo. Stały naprzeciw siebie – dwójka nieugiętych McEver’ów.
 Silva odezwała się pierwsza.
 -Powinnam wiedzieć, o co ci chodzi?
 -Mówisz o Maddy i farbie do włosów, ciociu? – beznamiętnie zapytała łowczyni.
 -Nie. Tamto mało mnie obchodzi. Mówię o tym, że nie cieszysz się z misji.
 -A powinnam? – prychnęła Jill, posyłając jej zimne spojrzenie. – Na poprzedniej przecież umarłaś. Okłamałaś nas i zostawiłaś.
 Te słowa zraniły Silve tak samo jak przed tygodniem – jakkolwiek było to głupie.
 -Tym razem tak nie zrobię.
 -Przysięgasz?
 -A potrzebujesz ode mnie przysięgi?
 Przez chwile mierzyły się wzrokiem.
 -Tak. – spokojnie odparła łowczyni.
 -A więc przysięgam, że tym razem nie ucieknę, nie okłamie was, nie UDAM śmierci.
 Julia nie zignorowała nacisku na przedostatnim słowie.
 -Jak to „nie UDASZ”? – zapytała chłodno.
 -Wiesz… zabicie Moriarty’ego jest czymś w rodzaju mojego celu. Osiągnę go nawet za cenę życia. – Strażniczka odwróciła się, chcąc odejść.
 -Wujek Dante wkurzyłby się, gdybyś zginęła – zauważyła Julia.
 Silva roześmiała się, wychodząc na korytarz.
 -I to właśnie, droga Jill, byłoby w tym wszystkim najlepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz