środa, 10 lutego 2016

24



-Robimy zakłady? – zapytał Adrian.
Julia prychnęła cicho pod nosem.
-Też mi pytanie…
W trzydzieści sekund obstawili po dziesięć dolarów każdy („Byleby nie Holandia.” – mruknął Cyryl, wrzucając swoje pieniądze do zaimprowizowanego worka, zrobionego z papierowej torebki).
-Ja stawiam, że… - zaczęła Silva.
-Ty nie możesz – natychmiast przerwał jej kuzyn.
-Ponieważ…. – spojrzała na niego znacząco.
-…już wiesz, co to za kraj. – dokończył za nią.
-Nie sądzę, żeby to było w regulaminie.
-A mamy regulamin?
-NIE MA REGULAMINU??? W takim razie trzeba wszystko odwołać! Pieniądze oddajcie mi, zwrócę wam później – Strażniczka uśmiechnęła się promiennie, a potem dodała ciszej. - …być może.
-Za późno – odparła Maddy. – No, dawaj ciociu. Gdzie tym razem?
-Szkocja. A jako, że nikt tego nie obstawiał…
-Stop! Pan Vale obstawiał Szkocję. – przerwał jej Nikolaj, rzucając okiem na naprędce spisaną listę.
-CO??? – Metody ze zgorszeniem spojrzał na wuja. – Żeby poważany obywatel parał się grami hazardowymi…
-To nie hazard. – poinformował go Dante.
-A Dante nie jest poważanym obywatelem. – dodała Silva, ignorując jego mordercze spojrzenie. – W każdym razie, on zawsze był farciarzem.
-Wcale nie. – szybko zaprzeczył łowca. Trochę ZA szybko. – A więc… gdzie dokładnie do Szkocji?
-Nie znam tej nazwy… to może być M. Albo W.
-To nazwa miasta? – zdziwił się Cyryl.
-Pierwsza litera. – wytłumaczył mu Den.
-Może się stąd wynośmy. – zaproponowała Debra. – Atmosfera nie jest jakoś… szczególnie korzystna.
-Co ty gadasz, jest świetnie. – odparła Strażniczka.
-Taaa, te tony skał nad naszymi głowami, grobowiec mumii pod nosem i starożytne uroki na ścianach… Po prostu powinniśmy tu kiedyś zrobić prywatkę – była agentka Hadesu przewróciła oczyma.
Dellix ukrył uśmiech, odwracając lekko głowę.
-Debra ma racje – Dante poprawił zarzucony na ramie plecak. – Wyjdźmy stąd, zanim Madeleine wpadnie na pomysł opowiadania horrorów.
Maddy uśmiechnęła się szeroko. Zaśmiała się złowrogo i Jill przez moment wydawało się, że gdyby jej kuzynka miała kota, zaczęła by go głaskać z TĄ morderczą iskrą w oku, jak jakiś geniusz zła.
-Słyszeliście już tą historie o tym, że razem z faraonami chowano służących? Zabijano kucharzy, omiataczy, pokojowych… ich duchy do dziś podobno kryją się w murach piramid. Czasami można usłyszeć ich upiorne wycie…
-Zaczęło się – mruknął Nikolaj.

*

Szli w podobnym porządku jak wcześniej. Madeleine ciągnęła swoją opowieść najbardziej grobowym głosem, na który potrafiła się zdobyć. Grube, kamienne mury i prawie zupełna ciemność sprawiały, że jej historie brzmiały jeszcze potworniej. Mimo to, z twarzy łowczyni nie znikał uśmiech – teraz już inny, łagodny, ciekawy, pozbawiony do reszty złośliwości.
-…więc, kiedy profesor odwrócił się, ujrzał za sobą już prawie zupełnie rozłożone zwłoki: pozostały tylko strzępy skóry i kilka kosmyków włosów, unoszących się lekko jakby na jakimś upiornym, niewyczuwalnym przez nikogo wietrze. Zjawa miała całkiem białe, jakby ślepe oczy, spośród resztek poszarpanej skóry na palcach wystawały kości… Potwór natychmiast zanurzył zęby w…
-Czym się niepokoisz, Dante? – zapytał Den, idąc u boku przyjaciela.
Łowca lekko wzruszył ramionami.
-Bardzo dobre pytanie. Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że niedługo będziemy mieli kłopoty. Może nie mam powodu do strachu, ale… sam wiesz. Z tymi tutaj nigdy nie wiadomo.
-Masz wspaniałą rodzinę.
-Wiem, tyle tylko, że… zawsze się w coś pakujemy.
-Zauważyłem. – Den uśmiechnął się łobuzersko. – Ale gdybym tylko mógł, z chęcią lepiej poznałbym ten ród.
-Jeśli chodzi ci o to, co myślę, to nie, nie wybraliśmy jeszcze narzeczonego dla Maddy. – Dante roześmiał się.
Madeleine z drugiego końca grupy posłała mu zaniepokojone spojrzenie, ale kontynuowała opowieść.
-Wtedy profesor Smith obrócił się, ukazując białe oczy i kły. Lady krzyknęła…
-Cicho! – syknęła nagle Silva, zatrzymując się nagle. – Zgaście latarki. JUŻ!
Korytarz grobowca momentalnie pogrążył się w mroku. Słychać było tylko ciche oddechy i od czasu do czasu jakiś nerwowy chichot. Strażniczka zamknęła oczy, próbując się skupić na jakimś odległym dźwięku, na czymś, co przed chwilą dotarło do jej uszu…
-Silvo. – cicho powiedział jej kuzyn.
Niecierpliwie machnęła na niego ręką. Nie obchodziło jej, że w kompletnej ciemności Dante nie ma szans tego zobaczyć.
-Słyszałam coś – stwierdziła po chwili. – No… chyba. Poczekajcie jeszcze chwile.
Policzyła w myślach do czternastu, na darmo oczekując jakiegoś odgłosu, który rozlegnie się w mroku. Wreszcie potrząsnęła głową.
-Fałszywy alarm.
Drużyna zaczęła już na powrót wyjmować latarki…
To dobry moment.” – pomyślała Julia, rozglądając się w ciemności za kuzynką.
To ŚWIETNY moment.” – przebiegło przez myśl Maddy, kiedy lustrowała wzrokiem czerń, którą miała przed oczyma, w poszukiwaniu Jill.
W następnej chwili Silva gwałtownie poderwała głowę, na powrót usłyszawszy TEN dźwięk. Trzask i chrobot jakiegoś dawno zardzewiałego mechanizmu…
-Odsuńcie się!
I spadli…

*

Nikolaj obudził się w całkowitej, bezdennej ciemności, która jak zimny wiatr wdzierała mu się pod skórę.
Na początku nie był pewien, czy na pewno otworzył oczy: widok był identyczny jak wtedy, kiedy były zamknięte.
W ciemności spróbował namacać latarkę i trafił na czyjąś dłoń.
Błagam, żeby to coś oddychało.” – pomyślał, a potem przesunął rękę w górę. Pod palcami wyczuł czyjąś twarz, kości policzkowe, nos, gęste włosy… Przesunął rękę trochę w dół i nagle krzyknął z bólu.
-Pogięło cię? – zapytał Adrian, prostując się gwałtownie.
-To ty prawie odgryzłeś mi palce!
-To ty wpakowałeś mi rękę do ust!
-No przecież niespecjalnie! – Nikolaj zapamiętale szorował dłonią po boku podkoszulka, usiłując zetrzeć z niej wszystkie ślady, które informowałyby, że kiedykolwiek zbliżył się do chłopaka siostry na bliżej niż trzy mile. – Gdzie jesteśmy? – zapytał w końcu.
-Nie wiem. Masz latarkę?
-Nie mogę znaleźć.
-Poczekaj chwile.
Adrian półgłosem wypowiedział słowa zaklęcia i nad jego dłonią zmaterializowała się lśniąca kula światła, oświetlając ich pobrudzone twarze. Marszcząc lekko brwi, łowca wysłał ją w podróż po całej wielkiej sali, w jakiej się znajdowali.
Poza nimi nie było tu nikogo.
No… nikogo żywego.
Woleli nie przyglądać się bliżej niezidentyfikowanym przedmiotom wielkości dorosłych ludzi, leżących pod ścianami.
-Z tego co pamiętam, spadliśmy wszyscy – w głosie Nikolaja zabrzmiała nutka zdziwienia.
-Bo tak właśnie było. – odparł Adrian. – No… tak mi się przynajmniej wydaje. Możliwe, że ciocia Silva zdążyła uskoczyć.
-Panu Vale’owi też mogło się udać.
-Pewnie tak. – bez przekonania przyznał chłopak. Nagle pobladł. – Natalia…
-Da sobie radę. – wpadł mu w słowo Nikolaj.
-Oszalałeś??? Czy ty się o nią ani trochę nie martwisz?
-Jak śmiesz! – chłopak spojrzał na niego z wściekłością.
-Nie radzę ci się wplątywać w spory z łowcą – powiedział Adrian.
-Och, z PRAWDZIWYM łowcą na pewno nigdy bym się nie kłócił.
Zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami.
-Pozwolisz, że zabije cię, jak już stąd wyjdziemy?
-Ależ oczywiście. Wyzwę cię wtedy na honorową walkę.
-Jeśli chcesz…
-Tak, chcę.
-W porządku.
Tuż nad ich głowami rozgrywała się walka na śmierć i życie, ale o tym żaden z nich nie wiedział – i nigdy też nie dowiedział się, jak to naprawdę wyglądało.
Bo tak już jest – zabijesz pięć osób i przejdziesz do historii jako pogromca legionu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz