17
-A więc podrobiłaś klucz i zupełnie NIC mi o tym nie powiedziałaś??? – Dante był o to zły już od rana.
-Nie
podrobiłam, to po pierwsze, tylko wzięłam zapasowy. – Silva usiłowała
się bronić, ale z miernym skutkiem. Umiała się kłócić, z udowadnianiem
swoich racji było trudniej. – Proszę cię, nie mamy teraz czasu na takie
rzeczy.
Siedzieli
na dachu budynku naprzeciwko bazy Hadesu, ponuro przyglądając się
gasnącym w niej światłom. Strażniczka sprawdziła – praca tu miała
kończyć się o dwudziestej, a było już blisko północy. Zawsze kończyli
tak późno, czy też Rafts zauważył zniknięcie klucza i teraz wszyscy
panikowali?
Było
lodowato, wiał na nich chłodny wiatr, powietrze było ciężkie od spalin.
Ale Silve bardziej martwiło to, że jej kuzyn, po raz pierwszy od lat,
naprawdę był na nią zły. Zazwyczaj kłócili się tylko na niby, a tym
razem…
Westchnęła.
-Zaraz
wkraczamy do akcji. – ponuro poinformowała Dantego, który w milczeniu
skinął głową. O co mu w ogóle chodziło? Potrzebowali tego klucza i
szyfru, a ona zdobyła oba te przedmioty, natomiast on się jeszcze
wścieka! Kradzież… to z ostre słowo. Pożyczyła, kiedyś może odda. – Hej,
nie wściekaj się. To mnie wyprowadza z równowagi. Rafts był wredny,
przecież wiesz.
-Wiem, ale… nie mamy dowodów. Może się mylimy? Opiekował się psami.
-Bo reszta rodziny pewnie od niego uciekła. – odparła sarkastycznie.
Jej kuzyna to nie bawiło.
-Nie uciekła. Jego żona i dzieci zginęły w wypadku.
Silva
poczuła nagle, że coś w środku przygniata ją do ziemi i wywołuje złe
samopoczucie. Co to niby jest? Wyrzuty sumienia? W życiu ich jeszcze nie
miała. No, poza tą jedną sytuacją… dawno temu… Niedługo minie sześć lat.
Zacisnęła zęby.
-Pracuje dla HADESU, nie wmówisz mi, że nie jest zły!
-Znam kogoś, kto pracował kiedyś dla wroga, a jest dobry. – odparł.
-Mam cię serdecznie dosyć. – prychnęła ze złością.
Zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami. W końcu uległa.
-Naprawdę
przepraszam, Dante. Ale nie widzę innej możliwości. Złościsz się, bo
wzięłam ten klucz, co zresztą było konieczne, czy też, że cię nie
poinformowałam?
-Z obu tych powodów po trochę. – milczał chwile. - Nie jestem zły Silvo.
-I Bogu dzięki. – odetchnęła.
Dopiero teraz zauważyła, że ostatnie światło w bazie Hadesu zgasło.
-No to co, wkraczamy do akcji?
Uśmiechnął się.
-Z przyjemnością wyjdę naprzeciw dwóm tuzinom ochroniarzy. Kamery są wyłączone?
-Jasne.
-W sumie, jak ty to robisz?
-Znam ludzi, którzy znają ludzi. – wzruszyła ramionami. – Chodź już, nie mamy całego dnia.
*
Ochroniarz nawet nie zauważył, że ktoś za nim stoi, póki nie został ogłuszony.
-Ale wiesz, że on mógł sobie po prostu przejść? Nie szedł w tą stronę co my. – upomniał Silve kuzyn.
Wzruszyła ramionami.
-Po prostu nagle nabrałam ochoty do odebrania komuś czucia. Ciesz się, że on akurat przechodził.
-Cieszę się, uwierz.
Ruszyli
dalej ciemnym korytarzem, nie rozświetlanym nawet światłem latarki.
Strażniczka uważnie wybierała drogę, wiodącą tuż przy ścianach, i
wsłuchiwała się w najcichsze odgłosy nocy. Okna były pozamykane i
zabezpieczone kratami – przynajmniej tutaj ktoś o tym pomyślał. Szkoda
tylko, że nikomu nie przyszło do głowy, że ktoś może wyłączyć kamery,
otworzyć zamek od drzwi i dostać się do Hadesu głównym wejściem.
Nie, żeby Silva żałowała, że o tym nie pomyśleli.
-Stój. – syknęła przez zęby do kuzyna.
W
ciszy, która zamarła, usłyszeli powolne, miękkie kroki, a potem zza
zakrętu wyszła majestatyczna, wielka bestia, z czarną sierścią i prawie
całkowicie czerwonymi oczyma.
-To chyba jakaś kpina. – szepnął Dante. – CERBER?
Gigantyczny pies warknął na przybyłych. Jego nos zmarszczył się lekko, odsłonił kły, napiął mięśnie, gotowy do skoku.
-W końcu to Hades, nie? – Silva ostrożnie przyjrzała się zwierzęciu. – Tylko czekać na przewoźnika Charona.
-Osobiście, to wolałbym nie niego nie czekać.
Strażniczka
przyklękła na jedno kolano i wyciągnęła ręce do zwierzęcia: pies
podszedł do niej powoli, nadal szczerząc kły, a potem otarł się o jej
ręce. Pogłaskała go po lśniącej sierści.
-Swój się ze swym dogada. – odrobinę ironicznie stwierdził Dante, krzyżując ręce na piersi.
Silva spiorunowała go spojrzeniem.
-Ja już tu byłam, pamiętasz mnie mały? – cicho powiedziała do psa, dalej gładząc go po sierści.
-MAŁY? – łowca uniósł brwi i został obdarowany kolejnym wściekłym spojrzeniem.
-Pamiętasz
mnie, prawda? Daj mi przejść… - poprosiła cicho, a potem przybliżyła
się do ucha bestii i szepnęła na tyle głośno, by kuzyn idealnie
usłyszał. – Zjedz Dantego, proszę.
Zwierze gwałtownie odwróciło ślepia w stronę łowcy i warknęło gardłowo. Tym razem to łowca spiorunował kuzynkę spojrzeniem.
Strażniczka parsknęła śmiechem i wyprostowała się.
-No dobra, leć już. Musimy iść. Pa… no, pa.
Pies po raz ostatni otarł się o jej ręce, dla zasady zawarczał na Dantego i odbiegł w mrok. Silva odetchnęła z ulgą.
-Pośpieszmy się, on i tak może wznieś alarm.
Ruszyli szybkim krokiem. Po chwili kuzyn zrównał się z nią, marszcząc brwi.
-Byłaś tu już, naprawdę?
-Tak, ale nie w czasie ostatnich dni. To było jakieś pół roku temu, kiedy Cerber był jeszcze dwa razy mniejszy.
-On serio ma tak na imię? – upewnił się.
-No… JA go tak nazywam.
-Jak wtedy weszłaś?
-Tak jak teraz. Chciałam wydobyć te dokumenty… dopiero wtedy zorientowałam się, że potrzebuje klucza, szyfru i kogoś zaufanego.
-Kogoś zaufanego? – powtórzył za nią jak echo.
Przyjrzała mu się z rozbawieniem.
-Nie
pobłażaj sobie, kuzynie. Chodzi o to, że ja nie mam zbyt wielu
zaufanych ludzi. Mogłabym ich policzyć na palcach jednej ręki. Ty, Metz,
Melisa, Julia.
-Nikt poza tym? – zdziwił się łowca.
-Jeden, może dwaj Strażnicy. Nikomu innemu nie ufam. To bardzo dobry układ.
-Jak dla kogo. – mruknął pod nosem.
-Dla mnie tak. Uważaj.
Usłyszała
ich o ułamek sekundy za późno. Trójka ochroniarzy stanęła w korytarzu
naprzeciw nich i popatrzyli na Silve i Dantego ze zmieszaniem.
-Wy… jesteście tu nowi?
-Tak. – Strażniczka błyskawicznie przywołała uśmiech na twarz. – Ja jestem Sybill, a to jest James.
-Miło was poznać. W którym sektorze pracujecie?
-W…
czwartym. – Dante miał nadzieje, że sektory nie są nazywane liczbami
alfabetu. Po braku reakcji u mężczyzn, zorientował się, że dobrze
trafił.
-Właśnie tam idziemy. Trochę się spóźniliśmy, ale chyba nie powiecie szefowi, no nie? – Silva przekrzywiła głowę.
-Jasne, że nie. Każdemu to już się kiedyś zdarzyło.
-Dzięki. – Strażniczka uśmiechnęła się czarująco. – A wy, z którego jesteście sektora?
-Z pierwszego.
-O, to pewnie jesteście ważni! Dłużej was nie zatrzymujemy, pogadamy jutro.
-Na pewno. – zgodził się jeden z nich.
-Świetnie, to do zobaczen…
-Chwila,
ale my przecież nie przyjmujemy nowych! – nagle ochroniarz obok tego
uprzejmego wyprostował się. W jego oczach błysnęła wściekłość. – Brać
ich!
Sięgnął
po amulet, przywieszony do paska – łowca, no jasne – ale Silva jednym
celnym kopniakiem wytrąciła mu go z ręki. Kiedy sięgał po krótkofalówkę,
przekrzywiła głowę z miną „ty serio jeszcze się niczego nie
nauczyłeś?”, a potem, zanim zdołał wezwać pomoc, podcięła mu nogi,
przejęła urządzenie, z braku jakiejkolwiek innej broni wyrżnęła nim w
czoło drugiego, który akurat na nią nacierał, złapała go za klapy
marynarki i cisnęła w trzeciego, który uderzony ciężarem stu
pięćdziesięciu funtów, walną o ścianę.
Dante przyglądał się temu z rękami w kieszeniach.
-O, załatwiliśmy ich. – ucieszył się, kiedy wszyscy przeciwnicy leżeli już bez czucia.
-Załatwiliśmy? – popatrzyła na niego powątpiewająco, wycierając ręce o materiał spodni.
-Przez cały czas miałaś moją pomoc moralną. – uśmiechnął się lekko. – Jak sądzę, teraz musimy się śpieszyć jeszcze bardziej?
-No
raczej. Jak oni się obudzą, nie będzie najlepiej. Chyba, że… -
rozbłysły jej oczy. Płynnym ruchem obróciła się w stronę kuzyna i
rzuciła tonem pięciolatki, która chce o coś poprosić. – Daaaaaante, nie
miałbyś przy sobie taśmy klejącej i mocnego sznura?
Hej, hej :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Bardzo, bardzo mi się podobało ^^
Pomoc moralna? Bardzo sprytnie, Dante, bardzo sprytnie. Na w-fie drużyna też ma moje wsparcie duchowe (tylko i wyłącznie :D), a ja podziwiam walory przyrody (kolejny fakt o mojej durnej szkole - boisko mamy przy lesie). A wracając do opowiadania, to czy Dante w ogóle ma przy sobie taki sprzęt?? Kneblowanie biednych ochroniarzy... Silva jest bardzo konkretna w środkach :D No i jeszcze Cerber :D Haha, w ogóle uwielbiam Percy'ego Jacksona, więc Silva głaszcząca psa od razu skojarzyła mi się z Annabeth, która w którejś tam części próbowała bawić się z piekielnym ogarem.
No i nadrobiłam poprzedni rozdział. Chemia to zło, tyle w temacie. Trzy rok w rok, mimo najszczerszych chęci poprawy. A moja chemiczka na miesięcznym zwolnieniu, sialala. Podziwiam Nikołaja, że ogarnia, o co w tym wszystkich chodzi. Mamo, w ogóle taki chłopak to skarb. Wszystko załatwi, ryzykuje, że go przyłapią na niszczeniu mienia nauczycieli. A wszystko to dla dziewczyny, która jest z naprawdę pokręconego świata. Słodkie <3 Naprawdę lubię ich razem :D No i wątek Rozy... Coraz bardziej zastanawiający.
Świetny rozdział (a właściwie rozdziały :)) Czekam na więcej i pozdrawiam :D