25
Po
tym, jak kilka dni temu Nikolaj dowiedział się, że jego przyjaciółka
jest łowczynią, a jeszcze wcześniej zorientował się, że to nieoczytana
ignorantka oraz urodzony krytyk, podejrzewał, że w sprawie Madeleine
Vale już nic go nie zaskoczy. Ale zaskoczyło.
W sumie mógł się tego spodziewać. -Maddy? Gdzie mnie prowadzisz? – zapytał z irytacją, kiedy już po szkole kluczyli zaułkami Mediolanu.
-Wujek Dante wróci dopiero pod wieczór, zamierzam to wykorzystać. – odparła radośnie, ciągnąć go chodnikiem.
-Wcale mi się to nie podoba.
-Nie narzekaj, Bates.
Nikolaj już po raz setny w ostatnim czasie zadał sobie pytanie, dlaczego, do diaska, znosi jej humory i nie ucieka. Czemu się z nią przyjaźni? Dlaczego jej jeszcze nie udusił?
Naprawdę, naprawdę dobre pytania. Madeleine nawet świętego mogłaby doprowadzić do tego, by rzucił się na nią z nożem. A mimo wszystko on to jakoś wytrzymywał… Nie miał pojęcia czemu. Przez ten jej uśmiech? Przez oczy, potrafiące być niesamowicie zawistne, a za chwile niezwykle niewinne? Przez to, że w głębi siebie czuł, że Maddy nie wie nawet, że robi coś złego? Przez to, że w duchu jest jeszcze dzieckiem? A może przyciągał go do niej ten na pierwszy rzut oka niezniszczalny, nieśmiertelny ogień, który w niej płoną?
Z chęcią by cię dowiedział.
Z prawdziwą chęcią.
-Zaczynam się bać. – powiedział najspokojniej jak mógł.
-Chcę ci tylko zrobić niespodziankę. – odparła, rzucając mu pełne rozżalenia spojrzenie. – To coś złego?
O rany, ta mina… Maddy byłaby świetną aktorką. Przysiągłby, że za chwile się rozpłacze i od razu poczuł chęć do rzucenia się do niej i przeproszenia, ale wtedy jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
-Już za chwile dowiesz się, gdzie idziemy. – obiecała. – Za chwile, ale jeszcze nie teraz.
Ruszyła dalej i poprowadziła go wąskimi uliczkami, a potem skręciła gwałtownie. Ulica wyglądała jak żywcem wyjęta z początków dwudziestego wieku. Dziewczyna od razu skierowała się do sklepu po lewej. Pchnęła drewniane, po części przeszklone drzwi. Kiedy wchodzili do środka, dzwoneczek, potrącony przez nie, zaśpiewał cicho, informując sklepikarza o przybyciu gości.
-Nikolaju Batesie. – Madeleine odwróciła się do niego z tajemniczą miną. – Witaj w Bibliotece Ksiąg Zakazanych.
-Jak w Harrym Potte… - chłopak urwał.
Jego granatowe oczy rozszerzyły się ze zdumienia i podziwu. Książki były wszędzie. Zakurzone woluminy leżały na regałach, na podłodze, na szafkach. Przykrywały ladę, piętrzyły się pod ścianami, tłoczyły się na uginających się pod ich ciężarem półkach, kryły w panującym tu półmroku. Z tyłu sklepu widać było małe drzwi prowadzące dalej, a kiedy podniosło się głowę do góry, dostrzegało się galerie nad nimi, równie pełną książek starych jak świat, pełnych porwanych kartek, zapełnionych pochyłym pismem ciemnego atramentu, ozdobionych złoceniami. To było ich królestwo, ich ziemie, ich mały świat, ukryty przed oczyma śmiertelników.
-O jesteś. – wykrztusił Nikolaj. – To raj.
-Miło, że tak mówisz, młodzieńcze. – rozległ się nagle ostry głos. – Ale kim wy, do… ekhem, kim jesteście?
Odwrócili się jak na komendę, by stanąć twarzą w twarz ze staruszkiem. Jego twarz była pokryta bruzdami, ale stalowoszare oczy lśniły jak u sokoła.
-Kim jesteście? – powtórzył pytanie.
Maddy zmitygowała się pierwsza.
-To jest Nikolaj Bates, a ja jestem Madeleine Vale. Wydaje mi się, że pan zna mojego wujka, panie… - zmarszczyła brwi, szukając nazwiska w pamięci. Po chwili jej twarz wygładziła się. - …Brown! Brown, nieprawdaż?
-Tak, Vincent Brown. – starzec niechętnie skinął głową, a potem czujniej przyjrzał się dziewczynie. – Chodź no tu, do światła. Popatrzmy… te same rysy twarzy, te same oczy, ten sam kolor włosów. Oczywiście, wybacz, że sprawdzam. Na pierwszy rzut oka widać, że jesteś siostrzenicą Dantego Vale’a. A on kim jest? – wskazał na milczącego Nikolaja.
-To mój przyjaciel. Chwilowo chyba odebrało mu mowę. – łowczyni uśmiechnęła się przepraszająco.
-Wcale nie odebrało! – zaprzeczył gwałtownie Nikolaj, otrząsając się. – Bardzo miło mi pana poznać… zbiory należą do pana?
-To biblioteka, młody człowieku. – w głosie mężczyzny zabrzmiało teraz o niebo więcej sympatii. Uśmiechnął się. – Co chcecie wypożyczyć?
-A co tu jest? – zapytał chłopak.
Madeleine wyraziła mu milczącą zgodę na granie pierwszych skrzypiec, widział to wyraźnie. -No cóż… mamy dzienniki Casanovy, niewydajne poematy Szekspira, zapiski Kuby Rozpruwacza, ostatnie kilkanaście pieśni, wycięta z Boskiej Komedii Alighieri’ego…
-Żartuje pan. – wykrztusił Nikolaj.
Staruszek pokręcił głową.
-Tu znalazła azyl większość tych książek, których wyparł się świat.
-Co… co jeszcze tu jest?
-A co by cię najbardziej interesowało, chłopcze?
-Przepraszam, wiem, że to głupie… Ale macie coś o królu Arturze?
-To nie jest głupie. – mężczyzna pokręcił głową. – Chodźcie, poprowadzę was. Osobiście król Artur jest moim… jak to mówi teraz młodzież? Aha, tak. Idolem.
Nikolaj posłał Maddy zdziwione spojrzenie. Zrozumiała go bez słów.
-Król Artur Pendragon istniał. Wielu jego rycerzy, między innymi Lancelot było łowcami. – wytłumaczyła.
-Dobrze wiedzieć. – stwierdził sztywno. – Proszę pana, a czy znajdzie się tu coś Leonarda da Vinci?
-Świetnie, że pytasz, młody człowieku. – pan Brown dziarsko skinął głową, prowadząc ich labiryntem książek. – Mamy szkice jego wynalazków, które miały zostać spalone, jako, że Kościół uznawał je za twory Szatana. Ocalono je w ostatniej chwili. Ale może tym zajmiesz się po królu Arturze, co?
-Jasne. Po prostu chciałem wiedzieć. – Nikolaj uśmiechnął się i skinął głową, a potem odwrócił się do Madeleine. – Dziękuje, jesteś wspaniała. Nigdy nie wiedziałem, że coś takiego… Dziękuje.
Odwrócił głowę, więc nie mógł zauważyć, że nagle zarumieniła się i poluzowała węzeł krawata, jakby czuła, że ją dusi. WSPANIAŁA? Warto go tu było przyprowadzić.
*
-Nie smakuje ci, Julia? – zapytała ciocia Roza z sympatycznym uśmiechem.
Właśnie
przez ten uśmiech, którym powitała ją i Valeriana w progu domu niecałe
pół godziny temu, Julia teraz z niepokojem przyglądała się swojej zupie,
bez przekonania grzebiąc w niej łyżką. Co ta wiedźma mogła dodać do barszczu?
Siedzieli na tarasie. Wiatr znad morza uderzał im w twarze chłodną bryzą. W powietrzu wyraźnie czuć było sól, błękitne fale rozpryskiwały się o skały daleko w dole.
-Och, smakuje. – z trudem zmusiła się do tak oczywistego kłamstwa. – Po prostu nie jestem specjalnie głodna.
-Przynajmniej trochę. Jedna łyżka. – z czarującym uśmiechem namawiała ją Roza.
„Jeśli jedna łyżka wystarczy, to znaczy to tyle, że dała tam tyle trucizny, że mogłoby to powalić woła.” – ponuro pomyślała Julia.
-No, może… - stwierdziła grobowym głosem.
-Zaraz wracam. – powiedział Valerian, podnosząc się znad stołu. Uśmiechnął się do łowczyni a potem wszedł do rezydencji, pozostawiając je same.
Julia przypomniała sobie chiński znak oznaczający wojnę, którego uczyła ją ciocia Silva. Były to dwie kobiety pod jednym dachem. Wtedy nie bardzo rozumiała tą symbolikę, ale teraz pojmowała ją aż za dobrze.
Roza z westchnieniem wstała od stołu i stanęła na krawędzi klifu, tuż obok barierki, melancholijnie spoglądając na morze. Dziewczyna wyobraziła sobie, że przez całkowity przypadek zrzuca kobietę na skały w dole i na jej ustach zatańczył uśmiech. Zamiast jednak to zrobić, szybko rozejrzała się na boki, a potem podmieniła swój talerz z talerzem ciotki Valeriana.
Po chwili ta wróciła do stołu.
Z pewnym zdziwieniem spojrzała na jedzącą teraz ze smakiem Julie („Niech coś mnie trafi, ale ona gotuje po prostu świetnie.” – niechętnie przyznała w myślach młoda łowczyni). Po chwili jednak Roza spojrzała na talerze i w jej oczach błysnęło zrozumienie.
Valerian wrócił chwile później.
-O, jak widzę odzyskałaś apetyt. – uśmiechnął się do Julii, a potem spojrzał na nietkniętą miskę swojej krewnej i uniósł brwi. – Natomiast ty, ciociu, chyba go straciłaś.
-Wiesz, jak to jest ze starszymi ludźmi. – odparła Roza, machnąwszy ręką.
-Niech pani zje przynajmniej łyżeczkę. – zachęciła ją łowczyni, z szerokim uśmiechem odkładając swój pusty talerz.
-Och, wole jednak nie. – uprzejmie odparła kobieta.
A potem, za plecami Valeriana, posłały sobie mordercze spojrzenia.
Hej, hej :)
OdpowiedzUsuńOstatnio byłam tak zalatana, że nawet nie miałam kiedy usiąść i przeczytać rozdziału. A potem z rozdziału zrobiły się dwa, trzy i coraz więcej, a czasu coraz mniej, bo trzy sprawdziany w tym tygodniu to wcale nie jest tak dużo, no i jeszcze każdy wolny wieczór w kościele, bo przecież bierzmowanie... Dobra, nienajlepsze dni x( byle do końca października. w każdym razie, gdy wreszcie nie muszę nigdzie lecieć (bo ja zawsze na niedoczasie i spóźniona), czytam wszystko i nadrabiam.
Madeleine obiecała się nie śmiać, ale ja nie składam takich obietnic, i gdy Nikołaj oznajmił, że chce być wykładowcą, a nie łowcą, zwyczajnie parsknęłam. Bycie łowcą jest chyba jedną z najciekawszych rzeczy, jakie można wykonywać, i bycie wykładowcą, które jest - jasne - niesamowite, chowa się przy podróżach, przygodach etcetera, etcetera.
Silva nosząca kilknaście sztuk broni na sobie :D Haha, przypomniała mi się scena z Sindbada animowanego, gdy na bal nie można było wnosić broni. jeden z kompanów Sindbada miał przy sobie tyle żelastwa, że zanim wszystko wyjął, reszta wyszła z balu. Od razu mi się skojarzyło :) Lecimy dalej, następny rozdział. Oj, Dante. Kuzynka uwięziona, dziewczyna zagrożona, ale na pizzę zawsze jest pora (o, jak nie dostanę się do żadnego liceum to zostanę freestylowcem).
Oj, szkoda mi V. chłopaczyna tak by chciał, ale umawia się z dumną dziewczyną. ciężko będzie. rozbroiło mnie to, jak wyczekiwał jej kilku słów "pojdziesz? no chodź!". a na marginesie, nienawidzę tradycji panie-panów. biały taniec też ssie. W ogóle ich spotaknei też było rozbrajające. Ręka czy ramię - problem pierwszego świata.
Popieram, Dante, ignorowanie jest świetną metodą wychowawczą. Jak powierzają mi kuzynostwo - dziwne, ale robią to coraz rzadziej - trzeba ignorować krzyki, przekupywać albo szantażować. Wow... Ja wiadomo, SIlva jest twarda, ale w obliczu zagrożenia życia bliskiej osoby... Nie sądziłam, ze do tego się posuną... Lecę czytam dalej ^^ Uff, dobrze, że ją uratowali...Od razu się rozluźniłam. Co by zrobiła Silva, gdyby jednak ją złapali? Super-popisowa akcja wyzwoleńczo-ratunkowa? :D No i Silva.. Jej siła charakteru jest porażająco. Spodziewałam się, że na przesłuchaniu nie szepnie ani słowa, ale wciąż jestem pełna podziwu. Zachować dystans, ironię do świata, siłę, będąc zmęczoną, wygłodzoną. Co za babka! A duet Dante- SIlva jest absolutnie mistrzowski, ten ich plan :D Wycieczka do biblioteki świetna. Nikołaj jest chyba moim ulubionym bohaterem, no i strasznie podoba mi się połączenie go z Maddy. Ich relacja jest taka sympatyczna! Ciotka Roza zatruwa zupy? Szczerze, też bym niczego od niej nie zjadła. Jest zdecydowanie zbyt podejrzane! Nie ufaj rudym i szalonym ciotkom. Valerian nie ma łatwo - Julia i Roza - obie silne babki i jeszcze nie pałające do siebie miłością.
Hu, przeczytałam wszystko. Bardzo, bardzo mi się podobało, po prostu genialne :) Uśmiech na twarzy, akcja przednia, no i postacie :D Wszystko super. Pozdrawiam i czekam na więcej!