wtorek, 21 października 2014


23
Łowcy w milczeniu przypatrywali się sylwetce dziewczyny, która spokojnym krokiem szła przez pusty plac, prosto w ich pułapkę. Miała dumne, zimne oczy, którymi przebijała mrok, utkwione gdzieś w górze. Była sama.  Zatrzymała się na środku placu i wbiła spojrzenie w dowódcę łowców.

Wiedziała. Wiedziała, gdzie są.
 W następnym momencie jeden z jego podwładnych krzyknął, powalony przez czerwonowłosego chłopaka, który zeskoczył z dachu szkoły. Na głos wymówił słowa zaklęcia: błysnęło światło, mężczyzna bez czucia potoczył się po ziemi. Chłopak bez zastanowienia rzucił się na następnego przeciwnika.
 -Ignorować dzieciaka! – warknął przywódca. – Bierzemy dziewczynę!
 Wyjął z kieszeni spodni amulet i uniósł go w górę – będzie rozróba i kilka problemów z wymazaniem uczniom pamięci, ale cóż. W momencie, kiedy zabawa miała już się rozkręcić, w powietrzu śmignął sztylet.
 Dowódca krzyknął z bólu, kiedy coś szarpnęło jego ramie do tyłu, wyrywając mu amulet. Z cichym, czystym dźwiękiem ostrze wbiło się w ścianę, a przedmiot potoczył się po ziemi.
 Dziewczyna uśmiechnęła się z satysfakcją.
 -Próbuj dalej, mam przy sobie jeszcze dużo takiej broni.
 Julia kłamała: miała przy sobie tylko trzy sztylety, ale w końcu ile tytanów mógł zabrać na misje ten facet? Ona nie miała ani jednego.
 Karygodna krótkowzroczność.
 Z powodu sukienki nie mogła wypróbować teraz sztuk walki, których uczyła ją ciocia Silva. Na koniuszkach jej palców zatańczyły małe płomyki, kiedy wymówiła słowa zaklęcia, a potem kula światła uderzyła w jednego z łowców. Mężczyzna przekoziołkował do tyłu, chwytając się za ramię, i opadł na bruk.
 Valerian załatwił już dwóch, więc trzech na sześciu mieli już z głowy. Tych trzech niebezpieczniejszych, nawiasem mówiąc.
 W następnej chwili poczuła, że ktoś chwyta ją w pasie i podnosi do góry. W pierwszym odruchu krzyknęła – rany, miała nadzieje, że ciocia Silva nigdy nie dowie się o tej chwili słabości – a potem odzyskała zdolność myślenia i rąbnęła napastnika z całej siły w prawą nogę. Krzyknął z bólu, a ona odepchnęła go i posłała w jego stronę zaklęcie, cofając się do tyłu.
 Czterech z sześciu.
 Coraz lepiej.
 Chciała właśnie uderzyć zaklęciem w piątego, kiedy zobaczyła, że Valerian szamocze się z przywódcą łowców, a potem pada na ziemię.
 Słowa, które miała na końcu języka zostały zduszone.
 Dowódca uśmiechnął się przebiegle.
 -No, moja droga, odrzuć broń i stań spokojnie, jeśli nie chcesz, żeby twojemu przyjacielowi coś się stało.
 Młody Phantomhim, dociskany do ziemi kolanem napastnika wyglądał, jakby wraz z przegraną stracił cały honor, ale teraz szarpnął się i warknął.
 -Spokojnie, spokojnie. – po chwili łowca uniósł wzrok na dziewczynę. – Ty za niego. Pasuje? Mi na nim nie zależy… jest tylko pionkiem wśród takich jak on, ale ty…
 -Czego ode mnie chcecie? – syknęła Julia.
 -Od ciebie? Niczego. Ale od twojej ciotki…
 -Ciocia Silva. – dziewczyna prawie bezgłośnie wymówiła te słowa.
 -No dobrze, odrzuć broń. On będzie mógł sobie iść, ty zostaniesz.
-Chyba zwariowałeś. – prychnął Valerian. – Julia nigdy nie zgodzi się na coś takie…
 Urwał, kiedy łowczyni rzuciła kilka metrów przed siebie dwa sztylety. Zawirowały w powietrzu, lśniąc lekko, i wbiły się w piach.
 -Świetnie. – uśmiechnął się dowódca. – A teraz…
 -Teraz my się z wami policzymy!
 Mężczyzna gwałtownie zadarł głowę: z dachu szkoły ześlizgnęła się piątka łowców. Powietrze na ułamek sekundy zalśniło od nadmiaru zaklęć, a potem tamten bez zmysłów osunął się na bruk.
 Valerian wstał z ziemi.
 -To było ciekawe przeżycie.
-Julia McEver? – zapytała wysoka, czarnowłosa łowczyni z lekkim akcentem.
 -Owszem. – dziewczyna spokojnie skinęła głową.
 -A on… - kobieta urwała znacząco, przyglądając się chłopakowi,
 -Valerian Phantomhim, łowca. – powiedział tamten, ponuro przyglądając się swojemu poszarpanemu ubiorowi. – Ja jestem z nią, nie z tymi atakującymi.
 -W porządku. Mamy was eskortować.
 Julia uśmiechnęła się lekko.
 -Może być. A dacie się zaprosić na herbatę?


*
  

-Już wszystko jest w porządku. – odetchnął Dante, rozłączając się z Metzem.
 -Julia uratowana? – zapytała Madeleine.
 -Tak.
 -To znaczy, że NIC nie jest w porządku. – stwierdziła dziewczyna, wyjmując słuchawki z uszu. – Hej, Nikolaj, śpisz?
 -Nie śpię. – zaprzeczył chłopak, podrywając się z kanapy.
 -Yhm, tak, jasne. – powiedziała powątpiewająco. – Ilu było łowców?
 -Podobno sześciu. – odparł Dante.
 -Nasi mieli jakąś trudność z pokonaniem ich?
 -Kiedy przybyli na miejsce, czterech było już rozbrojonych, jeden nawet nie próbował atakować, a dowódca próbował chyba poderżnąć przyjacielowi Julii gardło.
-Czyli samodzielnie wkroczyła do akcji?
 -Owszem. Nie spodziewałem się po niej czegoś tak głupiego. – wyznał Dante.
 -A ja się spodziewałam. – triumfująco odparła Madeleine. – Sądzisz, że to było głupie, wujku?
 -I to jeszcze jak. – odparł łowca. – Ale ona nie będzie się tym przejmować.
 -Czemu? – Nikolaj zmarszczył brwi.
 -Cóż, cokolwiek zrobiła, Silva będzie z niej niesamowicie dumna.


* 


Fakt, że partnerka w tańcu Olivera nie miała urody Merlin Monrou był dla państwa McEver wystarczająco smutny, ale prawdziwego szoku doznali, kiedy po powrocie do domu zastali w kuchni pięciu łowców pijących herbatę i dyskutujących z ich córką oraz jej czerwonowłosym przyjacielem, który – o zgrozo – ostatnio pobił ich synka.
 Julii na ich widok uśmiechnęła się szeroko.
 Zapowiadała się nad wyraz przyjemna noc.


*
  

Przesłuchanie Silvy trwało do świtu i trudno powiedzieć, kto był po nim bardziej zmęczony: ona czy Victor, mężczyzna który ją przesłuchiwał.
 Chciało jej się śmiać, kiedy nad ranem wyszedł z pokoju przesłuchań, nie dowiedziawszy się niczego, czego wcześniej nie wiedział i uboższy o sporo wiedzy, którą wydobyła z niego Strażniczka.
 Między innymi dowiedziała się, że Dante ma dzisiaj przyjść do bazy Hadesu, oraz, że – jak powiedział Victor – jej „działanie mające na celu zdobycie dokumentów z bazy w Moskwie było całkowicie bezsensowne, bo te dokumenty są właśnie tutaj, w Mediolanie”.
 Pocieszny idiota.
 Siedząc sama w pokoju i próbując ignorować głód, myślała o tym, że jeśli pozwolą jej kuzynowi wymienić z nią kilka słów, znajdzie sposób, żeby przemycić tej rozmowie co ważniejsze informacje.
 Klucz do zniszczenia Hadesu był właśnie tutaj…
 Westchnęła ciężko, gapiąc się przez okno. Była to najciekawsza czynność, na jaką jej pozwalano. Nagle jednak jej uszy wychwyciły jakiś dźwięk, cichą rozmowę ludzi przechodzących korytarzem.
 -...McEver się nie ugnie?
 -Jasne, że nie. On to przewidział, kazał tu przyprowadzić jej bratanicę, wtedy zaczęłaby gadać.
 Silva poczuła się, jakby ktoś walną ją sporym młotkiem w głowę. Julia… tylko nie to. Jedyna porządna dziewczyna z tego pokolenia McEver’ów, przez nią złapana i uwięziona.
 Strażniczka była pewna, że jeśli zagrożą jej zabiciem Julii, powie im wszystko.
 Cholera, wiedziała, że nie powinna się przywiązywać do nikogo, a teraz wychodziły złe skutki ignorowania tego zamierzenia.
 Słuchała dalej.
 -I co, udało się?
 -Skądże! Wysłał sześciu agentów, a te patałachy nie dały sobie rady z piętnastolatką!
 -Czyli ona dalej jest na wolności?
 -No raczej! A słyszałeś o tym, że…
 Silva odetchnęła z ulgą. Bogu dzięki… teraz Metz i reszta będą jej pilnować. Julii nic się nie stanie. Strażniczka szybko przeleciała w głowie, kim jeszcze mogliby ją szantażować. Tak jak niedawno mówiła kuzynowi, były cztery takie osoby: Julia była już wykluczona, o Melisie pewnie nie wiedzieli, Metz był bezpieczny, o Dantym nigdy by nie pomyśleli, przecież ją wydał.
 W porządku.
 Wszyscy byli bezpieczni. Rozluźniła się i odetchnęła z ulgą.
 Teraz tylko czekać.

1 komentarz:

  1. a ja myślałam, że Julia trafi w ich pułapkę... Uff, dzięki Bogu tak się nie stało :)

    OdpowiedzUsuń