23
Silva obudziła się w środku nocy, tknięta nagłym przeczuciem. Wiele lat temu wypracowała technikę budzenia się w jednej chwili: żadnego zmęczenia czy zaspania. W jej oczach, kiedy bezszelestnie podniosła się do pozycji siedzącej, widać było tylko podejrzliwość.
Były niesamowicie przytomne.
Wymacała sztylet, ukryty pod poduszką, a potem odgarnęła prześcieradło i wsunęła buty na nogi. Wsłuchiwała się we wszystkie wibracje powietrza, jej wzrok wyłaniał z mroku każdy szczegół pomieszczenia.
Pusto.
Podniosła się cicho, sprawdzając, czy długie ostrza, podtrzymujące jej warkocz, mogące również służyć za broń, są na miejscu. Były. Otworzyła drzwi swojego pokoju i wyszła na korytarz.
Od razu zorientowała się, że coś było nie tak. Długie cienie kładły się na ścianach i podłodze, księżyc przysłoniły chmury. Mocniej ścisnęła sztylet, wyczuwając czyjąś obecność.
-Silvo, przeraziłaś mnie.
Drgnęła, słysząc głos i instynktownie uniosła sztylet. Po chwili odetchnęła z ulgą, rozpoznając ciemną sylwetkę i pozwoliła rozluźnić się mięśniom.
-Ty też to słyszałeś? – przekrzywiła głowę, ignorując jego oświadczenie.
Dante zmarszczył brwi.
-Nie mogę powiedzieć, żebym coś słyszał. Mam raczej przeczucie, że…
-Ratunku! – przerażony głos Olivera rozciął jak nóż nocną ciszę.
Nawet na siebie nie patrząc, pognali w stronę pokoju chłopaka. Silva, lżejsza i szybsza, pierwsza dopadła drzwi i otworzyła je jednym, zdecydowanym uderzeniem.
Nad Oliverem pochylał się morderca.
Przycisnął mu sztylet do szyi, drapieżnym wzrokiem patrząc na Silve i Dantego. W jego oczach nie było strachu, jakby w ogóle nie był zdolny do takiego uczucia. Był młody, mógł mieć najwyżej siedemnaście lat. Lekko skośne oczy i lśniące, czarne włosy wskazywały, że mieli do czynienia z półkrwi Japończykiem.
Chłopak warknął kilka słów.
-Silvo, co on… - zaczął Dante.
-Powiedział, że zabije Oliviera. Kuzynie, byłbyś taki miły i zostawił go mi? W końcu zaatakował MOJEGO bratanka, nie?
-Jasne, proszę bardzo. Ale następny psychopatyczny morderca, który nas zaatakuje, będzie mój.
-Niech ci będzie.
Dante, oparł się o framugę drzwi, rozluźniony. Mimo powagi sytuacji, Silva nie powstrzymała przypływu satysfakcji, ciesząc się, że kuzyn wierzy w jej umiejętności.
-Uspokój się. – powiedziała po japońsku do napastnika. – Czemu tu przyszedłeś?
Chłopak zaśmiał się cicho i wyrzucił z siebie szereg słów.
-Rzeka wyskakuje u źródła. Toczy się, tworzy swoje koryta. Natrafia na przeszkody, ale mija je. Wreszcie dociera do celu… - Silvie brzmiało to trochę jak indiańska filozofia – Ja mam swój cel. Muszę go wypełnić. Jestem zabójcą idealnym. Nie powstrzymasz mnie, łowczyni.
Kobieta nie powstrzymała warknięcia.
-Nie jestem łowczynią, dzieciaku. Jestem STRAŻNICZKĄ.
Chłopak był świetnie wyszkolony, ale i tak nie stanowił dla niej żadnego problemu. W sumie to od lat wygrywała ze wszystkimi, za małym wyjątkiem swojego kuzyna, z którym zazwyczaj remisowała.
Uderzyła tak szybko, że widać ją było tylko jako rozmazaną sylwetkę. Wytrąciła mu sztylet z ręki, odtrąciła Olivera, który upadł kilka kroków dalej i rzuciła się na przeciwnika. Z buta wyciągnął kolejne ostrze, ale kopnęła go w nadgarstek, sprawiając, że wypuścił nóż, a potem uderzyła w punkt na plecach, posyłając go na podłogę.
Chłopak nawet nie krzyknął, mimo, że powinno go boleć jak diabli.
Próbował się podnieś, ale Silva kolejnym kopniakiem sprawiła, że uderzył o ścianę. Każdy inny przeciwnik zwinął by się teraz z bólu, ale młody wojownik tylko opadł na kolana, ciężko dysząc.
Przyłożyła mu sztylet do szyi.
-Zapamiętaj sobie – szepnęła do niego w ojczystym języku chłopaka. – Ja jestem przeszkodą nie do ominięcia.
*
-Jeśli dobrze rozumiem. – powoli powiedziała Madeleine. – To morderca wtargnął przez otwarte okno do pokoju Olivera, a wy go pokonaliście, tak?
-Coś w tym stylu. – przyznał Dante.
Półkolem stali przed przywiązanym do krzesła wojownikiem. Zebrali się tu wszyscy: nawet zaspana Natalia.
-Julia, przesłuchaj go. – ostrym głosem powiedziała Silva. – Ja będę tłumaczyć.
Dziewczyna z niezwiązanymi jeszcze jasnymi włosami, które kaskadą opadały jej na ramiona, przyklękła przed chłopakiem i zadała mu krótkie pytanie. Nie odpowiedział. Julia powtórzyła wcześniejsze słowa, po nich dodając coś jeszcze. Zabrzmiało to jak rozkaz.
-Pyta się, jak ma na imię. – wytłumaczyła Silva. – A teraz… kto go wysłał.
Julia zadawała pytania coraz szybciej, marszcząc brwi. Chłopak milczał, wpatrując się w punkt nad jej ramieniem. W końcu westchnęła cicho i powiedziała coś, co najwyraźniej przyciągnęło jego uwagę.
-Julia mówi, że jeśli nam powie, nikomu nie doniesiemy o jego hańbie związanej z przegraną. – dalej tłumaczyła kobieta. – Sprytne.
Nieznajomy chwile analizował usłyszane zdanie w myślach, a potem warknął coś w odpowiedzi.
Silva zastygła, zdumiona.
-Nazywa się Arashi Tenmetsu. – wykrztusiła Julia. – I mówi, że pomylił pokój, a kiedy zrozumiał swoją omyłkę, wkroczyliście wy. A przybył tu żeby zgładzić Silve McEver…
-To niemożliwe. – Cyryl potoczył zdziwionym wzrokiem dokoła. – Niby po co?
-Właściwym pytaniem jest raczej, po co wysłali tylko jednego. Potrzeba by było dziesięciu takich, żeby zabić Silve, a pewnie i oni długo by nie pożyli. – Dante uniósł lekko brwi, ale poza tym nie wyglądał na zszokowanego.
-Dzięki. – kobieta powoli segregowała w umyśle informacje.
-To nie była pochwała.
Silva stanęła przed chłopakiem. W jej oczach czaiła się bezlitosna, czarna jak noc furia, której tak obawiali się jej wrogowie.
-Kto cię wysłał? – zapytała po japońsku.
Arashi obdarzył ją dumnym spojrzeniem.
-Nie powinno cię interesować, Strażniczko. Wiedz tylko, że mój pan cię zniszczy.
-Czemu?
-Podjęłaś jego grę. Wszyscy ją podjęliście. Ale ty będziesz pierwsza…
-Wyścig… - zaczęła Silva.
Chłopak roześmiał się chrapliwie.
-Wyścig? To już nie jest Wyścig. Idziecie ku własnej zagładzie!
-KTO TO JEST? – zapytała powoli, bezlitośnie wymawiając każde słowo. – I nie mów, że nie możesz odpowiedzieć. Nie wiesz, że narażanie mi się graniczy ze śmiercią?
-Twój przyjaciel powstrzymają cię. – odparł chłopak.
-Nie mam przyjaciół. – syknęła. – Mam tylko ludzi, których muszę chronić.
-Czy to jakaś różnica? – wzruszył ramionami.
-Przyjaciel powinien mi ufać… i ja powinnam ufać jemu. – stwierdziła, zapominając, że Julia rozumie każde jej słowo.
-Nie powiesz, że nie ufasz łowcy.
-Ufam. Inna sprawa, że łowca nie ufa mi.
-To błędna teza, tak?
-Wręcz przeciwnie, jak najbardziej słuszna. Mów, KTO?
Arashi zmarszczył brwi.
-Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, przyjdźcie dzisiaj do dzielnicy… - zniżył głos i wyszeptał jej coś do ucha.
Silva skinęła głową.
-Przyjdziemy.
-Uwolnisz mnie teraz? – chłopak przekrzywił głowę.
-Chyba zwariowałeś. – prychnęła. Potem odwróciła się do reszty grupy. – Zmiana planów, nie idziemy dzisiaj do zamku. Julia, Madeleine, Cyryl i Adrian, wy będziecie pilnować Arashiego. Reszta na czele z Metodym ma się skontaktować z dziadkiem Sewerynem i z dziadkiem Ikarem. Dzieje się coś złego. Ty, Dante pójdziesz ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz