wtorek, 16 czerwca 2015

23



Silva obudziła się w środku nocy, tknięta nagłym przeczuciem. Wiele lat temu wypracowała technikę budzenia się w jednej chwili: żadnego zmęczenia czy zaspania. W jej oczach, kiedy bezszelestnie podniosła się do pozycji siedzącej, widać było tylko podejrzliwość.
 Były niesamowicie przytomne.
 Wymacała sztylet, ukryty pod poduszką, a potem odgarnęła prześcieradło i wsunęła buty na nogi. Wsłuchiwała się we wszystkie wibracje powietrza, jej wzrok wyłaniał z mroku każdy szczegół pomieszczenia.
Pusto.
 Podniosła się cicho, sprawdzając, czy długie ostrza, podtrzymujące jej warkocz, mogące również służyć za broń, są na miejscu. Były. Otworzyła drzwi swojego pokoju i wyszła na korytarz.
 Od razu zorientowała się, że coś było nie tak. Długie cienie kładły się na ścianach i podłodze, księżyc przysłoniły chmury. Mocniej ścisnęła sztylet, wyczuwając czyjąś obecność.
 -Silvo, przeraziłaś mnie.
 Drgnęła, słysząc głos i instynktownie uniosła sztylet. Po chwili odetchnęła z ulgą, rozpoznając ciemną sylwetkę i pozwoliła rozluźnić się mięśniom.
 -Ty też to słyszałeś? – przekrzywiła głowę, ignorując jego oświadczenie.
 Dante zmarszczył brwi.
 -Nie mogę powiedzieć, żebym coś słyszał. Mam raczej przeczucie, że…
 -Ratunku! – przerażony głos Olivera rozciął jak nóż nocną ciszę.
 Nawet na siebie nie patrząc, pognali w stronę pokoju chłopaka. Silva, lżejsza i szybsza, pierwsza dopadła drzwi i otworzyła je jednym, zdecydowanym uderzeniem.
 Nad Oliverem pochylał się morderca.
 Przycisnął mu sztylet do szyi, drapieżnym wzrokiem patrząc na Silve i Dantego. W jego oczach nie było strachu, jakby w ogóle nie był zdolny do takiego uczucia. Był młody, mógł mieć najwyżej siedemnaście lat. Lekko skośne oczy i lśniące, czarne włosy wskazywały, że mieli do czynienia z półkrwi Japończykiem.
 Chłopak warknął kilka słów.
 -Silvo, co on… - zaczął Dante.
 -Powiedział, że zabije Oliviera. Kuzynie, byłbyś taki miły i zostawił go mi? W końcu zaatakował MOJEGO bratanka, nie?
 -Jasne, proszę bardzo. Ale następny psychopatyczny morderca, który nas zaatakuje, będzie mój.
 -Niech ci będzie.
 Dante, oparł się o framugę drzwi, rozluźniony. Mimo powagi sytuacji, Silva nie powstrzymała przypływu satysfakcji, ciesząc się, że kuzyn wierzy w jej umiejętności.
 -Uspokój się. – powiedziała po japońsku do napastnika. – Czemu tu przyszedłeś?
 Chłopak zaśmiał się cicho i wyrzucił z siebie szereg słów.
 -Rzeka wyskakuje u źródła. Toczy się, tworzy swoje koryta. Natrafia na przeszkody, ale mija je. Wreszcie dociera do celu… - Silvie brzmiało to trochę jak indiańska filozofia – Ja mam swój cel. Muszę go wypełnić. Jestem zabójcą idealnym. Nie powstrzymasz mnie, łowczyni.
 Kobieta nie powstrzymała warknięcia.
 -Nie jestem łowczynią, dzieciaku. Jestem STRAŻNICZKĄ.
 Chłopak był świetnie wyszkolony, ale i tak nie stanowił dla niej żadnego problemu. W sumie to od lat wygrywała ze wszystkimi, za małym wyjątkiem swojego kuzyna, z którym zazwyczaj remisowała.
 Uderzyła tak szybko, że widać ją było tylko jako rozmazaną sylwetkę. Wytrąciła mu sztylet z ręki, odtrąciła Olivera, który upadł kilka kroków dalej i rzuciła się na przeciwnika. Z buta wyciągnął kolejne ostrze, ale kopnęła go w nadgarstek, sprawiając, że wypuścił nóż, a potem uderzyła w punkt na plecach, posyłając go na podłogę.
 Chłopak nawet nie krzyknął, mimo, że powinno go boleć jak diabli.
 Próbował się podnieś, ale Silva kolejnym kopniakiem sprawiła, że uderzył o ścianę. Każdy inny przeciwnik zwinął by się teraz z bólu, ale młody wojownik tylko opadł na kolana, ciężko dysząc.
 Przyłożyła mu sztylet do szyi.
 -Zapamiętaj sobie – szepnęła do niego w ojczystym języku chłopaka. – Ja jestem przeszkodą nie do ominięcia.


*

  
-Jeśli dobrze rozumiem. – powoli powiedziała Madeleine. – To morderca wtargnął przez otwarte okno do pokoju Olivera, a wy go pokonaliście, tak?
 -Coś w tym stylu. – przyznał Dante.
 Półkolem stali przed przywiązanym do krzesła wojownikiem. Zebrali się tu wszyscy: nawet zaspana Natalia.
 -Julia, przesłuchaj go. – ostrym głosem powiedziała Silva. – Ja będę tłumaczyć.
 Dziewczyna z niezwiązanymi jeszcze jasnymi włosami, które kaskadą opadały jej na ramiona, przyklękła przed chłopakiem i zadała mu krótkie pytanie. Nie odpowiedział. Julia powtórzyła wcześniejsze słowa, po nich dodając coś jeszcze. Zabrzmiało to jak rozkaz.
 -Pyta się, jak ma na imię. – wytłumaczyła Silva. – A teraz… kto go wysłał.
 Julia zadawała pytania coraz szybciej, marszcząc brwi. Chłopak milczał, wpatrując się w punkt nad jej ramieniem. W końcu westchnęła cicho i powiedziała coś, co najwyraźniej przyciągnęło jego uwagę.
 -Julia mówi, że jeśli nam powie, nikomu nie doniesiemy o jego hańbie związanej z przegraną. – dalej tłumaczyła kobieta. – Sprytne.
 Nieznajomy chwile analizował usłyszane zdanie w myślach, a potem warknął coś w odpowiedzi.
 Silva zastygła, zdumiona.
 -Nazywa się Arashi Tenmetsu. – wykrztusiła Julia. – I mówi, że pomylił pokój, a kiedy zrozumiał swoją omyłkę, wkroczyliście wy. A przybył tu żeby zgładzić Silve McEver…
 -To niemożliwe. – Cyryl potoczył zdziwionym wzrokiem dokoła. – Niby po co?
 -Właściwym pytaniem jest raczej, po co wysłali tylko jednego. Potrzeba by było dziesięciu takich, żeby zabić Silve, a pewnie i oni długo by nie pożyli. – Dante uniósł lekko brwi, ale poza tym nie wyglądał na zszokowanego.
 -Dzięki. – kobieta powoli segregowała w umyśle informacje.
 -To nie była pochwała.
 Silva stanęła przed chłopakiem. W jej oczach czaiła się bezlitosna, czarna jak noc furia, której tak obawiali się jej wrogowie.
 -Kto cię wysłał? – zapytała po japońsku.
 Arashi obdarzył ją dumnym spojrzeniem.
 -Nie powinno cię interesować, Strażniczko. Wiedz tylko, że mój pan cię zniszczy.
 -Czemu?
 -Podjęłaś jego grę. Wszyscy ją podjęliście. Ale ty będziesz pierwsza…
 -Wyścig… - zaczęła Silva.
 Chłopak roześmiał się chrapliwie.
 -Wyścig? To już nie jest Wyścig. Idziecie ku własnej zagładzie!
 -KTO TO JEST? – zapytała powoli, bezlitośnie wymawiając każde słowo. – I nie mów, że nie możesz odpowiedzieć. Nie wiesz, że narażanie mi się graniczy ze śmiercią?
 -Twój przyjaciel powstrzymają cię. – odparł chłopak.
 -Nie mam przyjaciół. – syknęła. – Mam tylko ludzi, których muszę chronić.
 -Czy to jakaś różnica? – wzruszył ramionami.
 -Przyjaciel powinien mi ufać… i ja powinnam ufać jemu. – stwierdziła, zapominając, że Julia rozumie każde jej słowo.
 -Nie powiesz, że nie ufasz łowcy.
 -Ufam. Inna sprawa, że łowca nie ufa mi.
 -To błędna teza, tak?
 -Wręcz przeciwnie, jak najbardziej słuszna. Mów, KTO?
 Arashi zmarszczył brwi.
 -Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, przyjdźcie dzisiaj do dzielnicy… - zniżył głos i wyszeptał jej coś do ucha.
 Silva skinęła głową.
 -Przyjdziemy.
 -Uwolnisz mnie teraz? – chłopak przekrzywił głowę.
 -Chyba zwariowałeś. – prychnęła. Potem odwróciła się do reszty grupy. – Zmiana planów, nie idziemy dzisiaj do zamku. Julia, Madeleine, Cyryl i Adrian, wy będziecie pilnować Arashiego. Reszta na czele z Metodym ma się skontaktować z dziadkiem Sewerynem i z dziadkiem Ikarem. Dzieje się coś złego. Ty, Dante pójdziesz ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz