25
Julia stała w drzwiach pokoju, w którym przywiązali Arashiego, i z przerażeniem patrzyła na pobojowisko. Rozbite talerze, nieprzytomni Adrian i Cyryl, leżący na podłodze, przewrócone, puste krzesło i kawałki sznura walające się dookoła.
PUSTE krzesło?
Jęknęła cicho.
Arashi uciekł. Madeleine też zniknęła.
Okno było otwarte. Julia wiedziała, że chłopak nie uciekł dawno. Nie dalej jak dziesięć minut temu wyszła coś przegryźć. Ale nie miała siły gonić zbiega. Porwał Madeleine. Pomyślała o minie Cyryla, kiedy się obudzi, przerażeniu Metodego, zagubieniu Nikolaja, kiedy dowie się, co stało się z jego najlepszą przyjaciółką. Wyobraziła sobie zrozpaczone twarze wuja Dantego i cioci Melisy. Ciocia Silva również nie byłaby zachwycona.
Julia próbowała oddychać równo.
-Och, Madeleine… - westchnęła. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jakie wpakowujesz mnie kłopoty.
W następnej chwili usłyszała za plecami znajomy głos.
-Raaaaaany! Co tu się stało? – wykrztusiła Madeleine Vale, gapią się na nieprzytomnego brata.
Pierwszym odruchem Julii było nawrzeszczenie na nieznośną kuzynkę. Drugim było rozbicie jej czegoś na głowie i właśnie to zrobiła.
Maddy była szybka, ale nigdy nie trenowała gerinn. Miała minimalne szanse, żeby zareagować… no i cóż, nie zareagowała. Dostała nogą krzesła między oczy i nieprzytomna przewróciła się na podłogę.
-Mam nadzieje, że kiedy się obudzi, nie będzie tego pamiętać. – mruknęła Julia pod nosem.
Sprawdziła, czy zgodnie z naukami cioci Silvy ma przy sobie sztylet (miała dwa), a potem miękko skoczyła na parapet i rozglądnęła się po okolicy. Może i Arashi był niezłym wojownikiem, ale powinien poćwiczyć maskowanie śladów.
Ruszyła tropem.
Chłopak myślał, że już po wszystkim, ale mylił się.
Prawdziwa gra rozpoczęła się właśnie teraz.
*
-Byłem w sklepie z ubraniami, jak się zaczęło. Leciałem, żeby pomóc w unieszkodliwieniu napastników, kiedy strzały zaczęły się zbliżać. Wtedy się tu schowałem. – wytłumaczył Montehue. – A ty?
-Jestem na wakacjach. – odparł Dante.
-Może powinni ci przestać dawać urlop. Zawsze najgorsze rzeczy dzieją się właśnie wtedy, kiedy masz wolne.
-Ale dzieją się MI, więc nie narzekaj. Co robisz w Japonii?
-No, wiesz… w sumie… to jestem… eh, rozumiesz… z dziewczyną.
-Kto by się spodziewał, ja też. – odparł Dante, mając na myśli Silve i zupełnie nie słuchając starego znajomego.
-Ładna jest?
-Kto niby jest ładny?
-No…. Ta dziewczyna.
-Teraz zachciewa ci się takiego tematu? Idą tu, przygotuj się. – Dante milczał chwile, a potem powiedział. – Wiesz, w sumie to dyskusyjne. Sądzę, że ładna.Chwila… a gdzie jest ta twoja dziewczyna?
-To panna Byrne. – powiedział Montehue, jakby to wszystko tłumaczyło.
-Scarlett? Wy razem? W każdym razie to dobrze, każdy łowca nam się przyda. Gdzie jest?
-Rozdzieliliśmy się.
-No błagam… serio? Nie odpowiadaj, wchodzą tu.
Łowcy zamilkli, wyczekując odpowiedniej chwili, a potem rzucili się na przeciwników.
*
Silva biegła opuszczoną galerią, uchylając się przed strzałami. Jedna z kul śmignęła tuż obok jej głowy, rozbijając się o marmurową kolumnę. Odłamek naboju trafił ją w twarz, kalecząc czoło.
Nie zwracała na to uwagę, tylko biegła dalej.
-Mówiłam, że w centrum handlowym nie może się stać nic dobrego. – prychnęła z irytacją. – W sumie to… mam tego dosyć.
Tuż przed nią rozciągały się ruchome schody. Wskoczyła na poręcz, a potem wykonała idealne salto do tyłu i wylądowała miękko za ścigającymi ją ludźmi. Nie zdołali się odwrócić. Jednego powaliła kopnięciem w tył głowy, drugiemu podcięła nogi, a potem wytrąciła mu broń z ręki. Wbiła mu dwa place w miejsce pod brodą.
Natychmiast stracił przytomność.
Odetchnęła cicho, otrzepując ręce. Martwiła się o Dantego, ale wiedziała, że gdyby teraz przybiegła mu z pomocą, uznał by to za obrazę. A więc co zrobić? Westchnęła cicho.
Ułamek sekundy później zorientowała się, że ktoś stoi za jej plecami.
Odwróciła się powoli.
Drobna, rudowłosa dziewczyna celowała w nią z pistoletu, który wypadł jednemu z napastników. Mogła mieć może dwadzieścia pięć lat. Lekko drżały jej ręce.
-Cześć, jestem Silva. – Silva próbowała sprawiać sympatyczne wrażenie i natychmiast stwierdziła, że jest to jedna z tych rzeczy, które Dantemu wychodzą dużo lepiej niż jej.
-A ja… Scarlett. – odparła spłoszona dziewczyna.
Silva włożyła ręce do kieszeni spodni, przyglądając się nieznajomej.
„Idiotyczna sytuacja. – oceniła. – Ona strzeli czy nie?”
-Może opuściłabyś ten pistolet, co? – zaproponowała. – To trochę niezręczne.
-A jak mnie zaatakujesz?
Silva zgrzytnęła zębami. Nie miała cierpliwości do tego typu dziewczyn.
Wtedy to dostrzegła. Tytan, wiszący na szyi Scarlett.
-Jesteś łowczynią. – powiedziała ze zdumieniem.
-Może. A ty?
-Ja jestem Strażniczką.
-Co to niby jest?
-No wiesz… niezbyt łatwo to wytłumaczyć. Słuchaj, znasz nazwisko Vale? Dante Vale. Kojarzysz?
Scarlett zmieniła się na twarzy. Najpierw zarumieniła się lekko, a potem spoważniała. Wyzywająco spojrzała na Silve.
-Kojarzę. I co?
-To mój… znajomy. – Strażniczka zdecydowała, że jeśli użyje określenia „kuzyn”, dziewczyna nigdy jej nie uwierzy. Dante i Silva byli do siebie tak podobni jak… jak… w ogóle nie byli do siebie podobni. – On tu jest. Może właśnie ryzykuje życiem, kiedy ty trzymasz mnie na lufie. A więc OPUŚĆ TEN PRZEKLĘTY PISTOLET!
Scarlett posłuchała, mimo, że niechętnie.
-Montehue, mój przyjaciel, też tu jest. – zarumieniła się lekko.
„Ta, jasne, przyjaciel.”- pomyślała Silva.
-On też jest łowcą?
-Tak.
-Zna Dantego?
-Tak.
-Właśnie tu idą.
-Nie wiem.
-To nie było pytanie. Oni właśnie tu idą! Dante z jakimś facetem.
Scarlett obróciła się w stronę, którą wskazała Silva. Rzeczywiście, korytarzem nadchodzili dwaj mężczyźni. Pistolet, luźno opuszczony wzdłuż ciała, wypadł dziewczynie z ręki.
-Dant… Montehue! – poprawiła się w ostatniej chwili.
Silva odetchnęła z ulgą. Uratowana.
Jeszcze chwila, a zaraziła by się głupotą.
*
Julia biegła po dachu budynku. Razem z ciocią często tak trenowały, więc teraz bez większego trudu utrzymywała równowagę. Nie widziała jeszcze Arashiego, ale jego ślady były coraz wyraźniejsze i pojawiały się coraz częściej. Chłopak zdecydowanie nabierał pewności siebie, przekonany, że nikt go nie ściga.
Dziewczyna rozpędziła się i skoczyła z jednego dachu na drugi. Kilka dachówek obsunęło jej się spod nóg i zachwiała się, ale nie spadła. Odetchnęła głęboko i na nowo podjęła pościg.
Biegła lekko, prawie nie odczuwając zmęczenia. Kiedy skakała, chciało jej się krzyczeć z radości: wiatr rozwiewał jej włosy, słońce prażyło skórę, Madeleine była nieprzytomna, a Julia… Julia była wolna.
Wtedy go spostrzegła.
Dostrzegła Arashiego.
Był kilka dachów dalej. Poruszał się błyskawicznie, z gracją, jak kot dachowiec. Na jej oczach wykonał salto w powietrzu, odbijając się od komina, miękko ześlizgnął się po pochyłym dachu i zeskoczył na ulice. Dziewczyna poszła w jego ślady, nie skoczyła jednak prosto z dachu, tylko pośpiesznie ześlizgnęła się po rynnie.
Była ryzykantką, ale w końcu nie samobójczynią.
Arashi już znikał za zakrętem, więc wyrwała się do przodu. Chłopak musiał usłyszeć jej kroki, bo kiedy znów go ujrzała, biegł. Szybciej, niż byłoby to możliwe dla zwykłego śmiertelnika.
Ale Julia McEver, siostrzenica Silvy McEver, Strażniczki, i wnuczka Seweryna McEvera, łowcy, nie była zwykłą śmiertelniczką.
W biegu wyjęła sztylet. Zmrużyła oczy, próbując wycelować, a potem rzuciła nim. Śmignął, tnąc powietrze, a potem przebił rękaw Arashiego i wbił się w ścianę domu naprzeciwko. Chłopakiem szarpnęło i prawie zwalił się z nóg, ale szybko urwał rękaw i pobiegł dalej.
Ale Julia odrabiała już dzielące ich metry, pewna, że prędzej czy później dopadnie swoją ofiarę.
Zwlekam z komentarzem tak długo, że już zdążyłyście wstawić nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńNa obronę swojego wizerunku mogę jedynie dodać, że sprzątam i nie mogę korzystać z komputera. Zostaje mi jedynie komórka, a i tak jedynie w przerwach między układaniem na półkach kolejnych książek.
Wiedziałam, że Montehue będzie tu ze Scarlett! Cieszy mnie nastawienie Silvy ("Jeszcze chwila, a zaraziłabym się głupotą"). Sama akcja z pistoletem też bardzo mi się spodobała. Scarlett była w niej dokładnie taka, jak powinna być, choć jednocześnie bardziej znośna. (Doskonale uchwycone, jak zmieniają się jej zauroczenia.) Tylko Montehue wyszedł miejscami trochę zbyt niekanoniczny, ale nie było aż tak źle.
Dantemu oberwie się za nieuważne słuchanie, bo właśnie zasugerował, że Silva jest jego dziewczyną. Pewnie nim zdąży sytuację porządnie wyprostować (czyli nie jednym sugestywnym grymasem), Monty spyta, co z Zhalią, Silva się zaciekawi, Scarlett wszystko wypapla i... biedny Dante. Biedna Zhalia. Tak bardzo nie mogę się tego doczekać!
Przytyki Silvy są zawsze aż zbyt przyjemne do czytania.
Strasznie współczuję Maddy. Oberwać nogą od krzesła między oczy i to jeszcze od Julii... Chyba dla obu byłoby lepiej, gdyby tego później nie pamiętała. ^^"
Mam nadzieję, że Julia w końcu dorwie Arashiego, a drużyna Vale + McEver dowie się czegoś nowego o ścigających ich w centrum handlowym ludziach.
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę dużo Weny,
Lynne
No naprawdę, zazdroszczę Ci, jeśli masz jeszcze miejsce do układania książek. W naszym domu od ponad roku próbujemy przekonać rodziców do zakupu nowego regału i nic. A z drugiej strony - nie, sprzątania nie zazdroszczę. To piekło, od kiedy wydało się, że połowa tego, co powinno być na biurku, wylądowało między moim łóżkiem a podłogą - szczerze mówiąc, nie wiem, co jest takiego złego w tym położeniu, ale widocznie reszta świata to widzi ;)
OdpowiedzUsuńMontehue i Scarlett będą się jeszcze trochę przewijać - raz będą, raz nie, potem znowu będą i tak dalej. I właśnie sobie przypomniałam, że Montehue wyjdzie bardzo, BARDZO niekanonicznie bo znikąd zaciekawi go inna osoba niż Scarlett, ale o tym w następnym rozdziale. Co do Silvy, jej nastawienie do łowczyni raczej się nie zmieni, a może będzie jeszcze gorzej.
Tu z kolei nieomal zgadłaś. Tak w pięćdziesięciu procentach. Dantemu rzeczywiście się dostanie za taką nieopaczną sugestie i naprawdę nie uda się tego sprostować, zanim będzie za późno. Ale Silva do tego momentu już będzie miała plan. Z całą resztą trochę się pomyliłaś - Dante wpadnie w związku z tym "chodzeniem" z kuzynką, ale nie do końca w ten sposób. A na rozwiązanie obu tych sytuacji nie będziesz musiała długo czekać - już za dwa rozdziały się rozstrzygnie. Ale nie będzie to koniec: raczej początek czegoś o wiele bardziej zwariowanego.
Ja też współczuje Maddy, bo w końcu ona to nieomal ja! ;) Moja Jill też nie zawahała by się mnie ogłuszyć, daję głowę.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam
Maddy Vale (ponownie niezalogowana, bo zamiast techniki była matematyka i... długo by opowiadać)
PS. Co do twojego wcześniejszego komentarza: Strażnicy nie mają mocy. Może i posiadają jakiś własny rodzaj magii, ale kompletnie inny niż łowcy. Sądzę, że Silva nawet by się z tego cieszyła - jej zdaniem wywrzaskiwanie "Puls światła" na całe gardło mogłoby być dosyć upokarzające ;)
MV
Tak po prawdzie, to ja miejsca też już nie mam. Staram się je dopiero zorganizować, przekładając drobiazgi na innych półkach. Męczące, ale przynajmniej tyle dobrego, że jeśli będę pamiętała o odkładaniu na miejsce, będę miała spokój na może... dwa miesiące? Albo na tyle, na ile da mi wytchnąć rodzina, bo ona, podobnie jak wasza, też widzi problemy w bałaganie, nawet, jeśli on jest artystyczny. ^^
OdpowiedzUsuńCo do Montehue, to chyba aż tak bardzo nie będę rozpaczać, choć dziękuję za ostrzeżenie.
Cieszę się, że nie udało mi się przewidzieć całości. I nie mogę się doczekać wspomnianego "początku czegoś zwariowanego".
Faktycznie, wykrzykiwanie zaklęć byłoby trochę zbyt mało dyskretne, a przy tym za bardzo upokarzające dla Silvy. Dziękuję za odpowiedź!
Pozdrawiam,
Lynne