24
Kiedy pośpiesznie przechodzili zatłoczonymi ulicami Sendai, Silva szybko tłumaczyła Dantemu wyniki swej rozmowy z ich więźniem.
Kiedy skończyła, zmarszczył brwi.
-Czyli, czysto teoretycznie, istnieje duża możliwość, że idziemy w paszcze lwa, tak?
-Może. W każdym razie przydało by się czegoś dowiedzieć. A gdyby doszło do walki… niby to ty jesteś taktykiem, ale proponuje, żebyś mnie osłaniał.
-Dobra myśl. Jesteś lepsza w ataku niż w obronie. – przyznał jej kuzyn, udając, że nie dostrzega skupionego na nim, żądnego krwi spojrzenia Silvy. – Musimy uważać na zwykłych ludzi.
-Owszem, musimy.
-A w zasadzie gdzie idziemy?
-Do miejsca, w którym nie byłam od lat.
-Zastanówmy się… fryzjer? – zapytał niewinnym głosem.
Trąciła go w ramię.
-Blisko. Centrum handlowe.
-Żartujesz. – prychnął. – A więc szukamy świetnie wyszkolonej bandy, możliwe że łowców, którzy ukrywają się w galerii?
-Niekoniecznie się tam ukrywają. Mogą być tam tylko jakieś informacje.
-Albo chłopak nas wrobił.
-Zamknij się, Dante.
Mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją i Silva zaklęła pod nosem, zdając sobie sprawę, że dała się wyprowadzić z równowagi.
Minęło kilkanaście minut, zanim stanęli przed centrum handlowym. Dantemu wydawało się, że jego kuzynka mruknęła pod nosem:
-Moja nemezis, znów się spotykamy.
Dobrze wiedział, że tym, co Silva nienawidziła najbardziej w świecie, była moda. Potrafiła walczyć nożem, sztyletem, mieczem, włócznią, halabardą i kijem, strzelać z łuku na odległość dwustu metrów, pokonać dwudziestu wojowników jednocześnie, zabijać na dwa tysiące sposobów, a mimo to chodzenie w butach na obcasach leżało poza jej możliwościami.
Nienawidziła sukienek, wzbraniała się przed rozpuszczaniem włosów, tańczyć nie lubiła nigdy, mimo, że poruszała się z niesamowitą gracją. Kiedy była mała – Dante zdawał sobie z tego sprawę – nie marzyła o byciu księżniczką lub syrenką. Silva ZAWSZE chciała zostać Strażniczką.
Nie pojmowała również trendów w modzie. Nie zwierzała się często, w sumie to nie robiła tego nigdy, ale można było szybko wyjść z tego wniosku, widząc, jak posyłała zdumione spojrzenie modnie ubranym ludziom, obok których przechodzili. To, że urodziła się dziewczyną, musiało być jakąś katastrofalną pomyłką kogoś z góry.
Najlepszym przyjacielem kobiety są klejnoty.
Najlepszym przyjacielem Silvy był miecz.
-Wchodzimy? – zapytała ponurym głosem, jakby szykowała się na wyjątkowo trudną walkę.
-Wyglądasz, jakbyś zamierzała sobie wymalować wojenne znaki na twarzy – zauważył Dante. – Wszystko w porządku?
-Tak, jasne, oczywiście. – odparła głosem zaprzeczającym wszystkim tym słowom. – Nie rozumiem czemu się pytasz.
-Na przykład dlatego… - zaczął.
-I nie chcę rozumieć. – zastrzegła.
Mężczyzna uśmiechnął się.
-Chodź. Mówią, że im szybciej się zacznie, tym szybciej się skończy. – zachęcił ją.
-Mówią też co nagle to po diable i wolę się raczej stosować do tego przysłowia.
-Tchórzysz, Silvo?
-Nie. Ja po prostu… - zastanawiała się chwile. – Żal mi. Tego budynku. Rozumiesz, gdyby nie te obrzydliwe sklepy, to by było wspaniałe pole walki. Wyobraź sobie, ile tu musi być zaułków, ślepych korytarzy, zamkniętych na głucho drzwi, dużych hal do toczenia bitew…
-Czy tobie WSZYSTKO kojarzy się z walką?
-Nie, co ty. – odparła z urazą. – Nie wszystko. Na przykład sklepy z ubraniami kojarzą mi się raczej z jednym, wielkim koszmarem.
-Koszmarem w stylu ataku nieprzyjaciela?
-Koszmarem w stylu zaproszenie na herbatkę przez grupę plotkujących dam.
-Silvo…
-Tak, wiem, że wyprowadzam cię z równowagi. Masz racje, chodźmy już.
Nim Dante zdołał się otrząsnąć po tym jak przyznała mu racje, kobieta szybkim krokiem ruszyła w stronę centrum handlowego.
-Skąd u ciebie tak odwaga cywilna? – dogonił ją.
-Wychodzę z założenia, że jakby co zawsze będę mogła uciec. – odparła krótko.
Przekroczyli próg i znaleźli się w gigantycznym wnętrzu. Silva posłała sklepom wojownicze spojrzenie.
-W sumie czemu tak tego nie lubisz? Nie musisz nic kupować. – zauważył Dante.
-Nie ufam niczemu, czego nie da się dźgnąć w serce. Chodź, nie sądzę, żebym długo tu wytrzymała.
Szli korytarzem. Z głośników płynęła jakaś piosenka, wszędzie słychać było rozradowane głosy ludzi. Po niedługim czasie musieli się przepychać przez tłum. Silva wyglądała, jakby miała zamiar przebić pierwszego człowieka, który ją zdenerwuje i Dante miał dziwne przeczucie, że będzie to on. Co chwila ręka jego kuzynki wędrowała w stronę ukrytego za paskiem sztyletu.
W pewnej chwili kobieta przybliżyła się do niego.
-Nie chcę cię martwić, ale ktoś nas śledzi.
-Ilu? – zapytał zwięźle.
-Trzech lub czterech. Na razie. Może dojść do walki.
Dante przyjrzał się kupującym.
-Mam nadzieje, że nic się nie stanie tym ludziom.
-Ja też. Stój. Spójrz tutaj.
Przystanęli przed witryną sklepu z telewizorami. Mężczyzna przyglądał się odbitym w niej postaciom: Silva miała racje, czwórka ludzi. Uzbrojeni po zęby, niestety w bardziej nowoczesną broń niż noże i sztylety.
Westchnął cicho.
-Wiesz co? Choć raz chciałbym mieć normalne wakacje.
-Nie sądzę, żeby udało ci się na takie załapać.
-Ja również. Może przynajmniej na starość…
-Jeśli nie będziemy dzisiaj uważać, możesz nie dożyć starości. Niech to coś trafi! Padnąć! – pochylili się równocześnie.
Ułamek sekundy później zasypała ich lawina szkła z rozbitej na miliardy lśniących kawałków witryny. Gdyby nie ostrzeżenie Silvy, kule, które poszatkowały szkło, przebiły by głowę Dantego.
Skrzywił się lekko.
Nienawidził być jej wdzięczny.
Przez chwile wszyscy ludzie w galerii zastygli, jakby pocisk zatrzymał czas, mimo, że było to niemożliwe.
A potem zaczęli wrzeszczeć.
Wszyscy naraz garneli się do wyjścia. Silve potrącono kilka razy, ale zdążyła w ruchach języka bez słów przekazać mu proste polecenie.
„Rozdzielmy się. Trzeba ich podzielić”.
Skinął głową, a potem rozbiegli się w dwie różne strony.
Dante zauważył, że dwóch napastników biegnie za nich, zaś kolejnych dwóch podąża za Silvą. Nie przeszło mu nawet przez głowę, żeby martwić się, jak poradzi sobie z przeciwnikami kobieta. Już od lat miał zakodowane, że jej sprytowi i umiejętnościom bitewnym można ufać.
Bardziej martwiło go, co ON zrobi.
Zdał sobie sprawę, że strzelili znowu, jeszcze zanim rozległ się trzask spustu. Padł na ziemię, zdając sobie sprawę, że kule lecą tuż za nim, przeturlał się dwa metry i błyskawicznie wstał. Nie sądził, żeby można było liczyć na to, że jego przeciwnikom wyczerpią się naboje.
Nie miał szans pokonać ich na otwartym terenie.
Skręcił do najbliższego sklepu, nawet nie próbując już uchylać się przed pociskami. Na szczęście ( chociaż Silva pewnie powiedziałaby inaczej ) żaden nie trafił.
W sklepie z jasnych powodów nie było już żadnej klienteli. Napastnicy nie zatrzymywali uciekających, chodziło im tylko o niego i Silve. Dante skręcił gwałtownie i przyczaił się za ladą. Dopiero po chwili zorientował się, że nie jest sam.
Chwile po prostu gapił się na człowieka, który też znalazł tu kryjówkę.
-Montehue – wykrztusił. – Powiesz mi, co robisz w sklepię z damską bielizną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz