26
-Dante?
-Tak Silvo?
-Czemu on się tak na mnie patrzy? Zrobiłam mu coś?
Montehue nie odrywał od niej wzroku. Szli korytarzem centrum handlowego, szukając sklepu z bronią, o którym mówił im Arashi. Nie wtajemniczyli jeszcze nowych towarzyszy w szczegóły sprawy.
Dante uśmiechnął się.
-Nie sądzę.
-A Scarlett wygląda, jakby zamierzała mnie zadusić. O co chodzi?
-Domyśl, się Silvo. Normalnie przychodzi ci to bez trudu.
Zmarszczyła brwi.
-E…. zabiłam kogoś ze jego rodziny?
Dante jęknął cicho.
-Może po prostu mu się podobasz, nie pomyślałaś o tym?
Spojrzała na niego niedowierzającym wzrokiem.
-Nie kpij. To w ogóle możliwe?
-Raczej tak.
-To… jak mam to zrobić?
-CO zrobić, Silvo?
-Powiedzieć mu, żeby się odwalił. – popatrzyła na kuzyna z litością. – A jak myślałeś?
-A musisz mu to mówić?
-A mogę mu nie mówić?
„Ta rozmowa robi się coraz bardziej absurdalna”- pomyślał Dante.
-Nie mam pojęcia, Silvo. – uciął trochę głośniej. – Chyba jesteśmy już na miejscu. Wchodzicie z nami?
-Jasne, dlaczego by nie. – odparła Scarlett, wzruszając ramionami, wrogo spoglądając na Silve.
Sklep z bronią okazał się być małym kantorem. Strażniczka w ułamku sekundy wyłamała zamek w szufladzie biurka, służącym za ladę i otworzyła ją z trzaskiem.
-Dokumenty… pokwitowania… dwa bilety na jakiś film. Nic, nic, nic… O, jakieś listy. Otwarte. – wyciągnęła złożoną kartkę ze środka pierwszego z brzegu listu i zaczęła czytać. – „Drogi Lee, minęło tyle czasu… bla, bla, bla… bardzo tu za tobą tęsknimy… bla, bla…. Życie toczy się normalnie… bla, bla, bla, bla… mam nadzieje, że dostałeś tam pracę… bla, bla… z pozdrowieniami…. Tu nic nie ma.
Po kolei czytała wszystkie listy. Montehue spoglądał na nią jak zahipnotyzowany, a Dante, wykazując się jako taką podzielną uwagą, zastanawiał się, jak komuś może się podobać jego kuzynka.
-Hej, to jest ciekawe! – wykrzyknęła Silva. – „Zaszli daleko. Są już w Sendai. Przekaż swojemu najlepszemu zabójcy, że ma ich znaleźć. Pierwszym celem powinna być Silva McEver…”.
-Jaki podpis? – zapytała Scarlett.
-Uśmiejecie się. – skwitowała kobieta. – Moriarty…
-Wspaniały przydomek. – stwierdził Dante. – Jest tam jeszcze coś?
-To ostatni list. Chyba nic więcej nie ma. Przydało by się przesłuchać jednego z tych facetów, którzy nas ścigali.
-Chyba już nie zdążymy. – zauważył Montehue.
Teraz usłyszeli to wszyscy: wycie syreny. No tak, ze strzelającymi w środku miasta szaleńcami często już tak jest, że przyciągają policje.
-Musimy wiać. – Silva wepchnęła list do kieszeni. – Słuchajcie, założę się, że tu jest parking podziemny. Włamcie się do jakiegoś auta. Ja zaraz do was dołączę.
Pobiegła korytarzem galerii, po chwili znikając im z oczu.
-Gdzie ona leci?
-Najprawdopodobniej do pokoju ochroniarzy, usunąć taśmy z kamer. – przewidująco odparł Montehue. – Chodźcie, jedyne czego nam brakuje, to informacji i czasu. Nawiasem mówiąc, Dante, ty prowadzisz.
*
Właśnie w momencie, kiedy Julia zdała sobie sprawę, że nie da rady dłużej ignorować bólu i zmęczenia, ścigany przez chłopak zatrzymał się i z gracją odwrócił w jej kierunku.
Przyjął postawę bojową. Każdy jego ruch zdradzał, że zamierza się z nią rozprawić szybko i cicho. Uliczka, w której się znajdowali, była pusta.
Tylko ich dwójka.
„W samo południe” w wydaniu Japońskim.
Julia wyjęła z rękawa długi sztylet. Była zmęczona, ale gotowa na walkę. W sumie cieszyła się. Wszystkie ćwiczenia z ciocią Silvą, Turnieje – to było coś dla dzieci. Walka nie tocząca się na śmierć i życie.
Dopiero tu zaczynała się zabawa.
-Dawaj, Arashi. – powiedziała kpiąco. – Boisz się przegrać z dziewczyną?
Uderzył jak błyskawica. Julia nigdy wcześniej nie widziała jego umiejętności, toteż oceniła go zbyt nisko. Zdołała w ostatniej chwili uniknąć cięcia jego sztyletu.
-Za wolno. – mimo zdziwienia, jakie zafundował jej Arashi, z jej głosu nadal nie znikł pogardliwy ton. – Spróbuj jeszcze raz.
Tym razem była przygotowana: kiedy rzucił się w jej stronę, ramieniem zablokowała cięcie sztyletu i obróciła się na pięcie, przepuszczając go bokiem. Liczyła, że straci równowagę, ale był naprawdę dobrze wyszkolony, więc nie wypadł z rytmu.
Julia nie powstrzymała uśmiechu.
Nareszcie przeciwnik godny jej.
Zdecydowała, że broniła się już zbyt długo, więc tym razem rzuciła się do ataku. Ale Arashi, stosując jakąś technikę, której nie znała, wykorzystał siłę jej natarcia przeciw niej i wyrzucił ją w powietrze.
Najpierw spanikowała, ale natychmiast przypomniała sobie lekcje cioci Silvy.
-Najprawdopodobniej będziesz drobniejsza od swego przeciwnika. – uczyła kobieta. – Będziesz więc szybsza i lżejsza. Jeśli ktoś wykorzysta przeciw tobie siłę, ty odpowiedz mu precyzją. Bądź błyskawiczna. I przestań się bać, Julio. Nie ma czego.
Dziewczyna w locie skuliła się, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Wykonała salto i opadła na stopy. Bogu dzięki, sztylet nie wypadł jej z ręki. Z furią spojrzała na Arashiego, ale nie okazywał zdumienia, którego się spodziewała.
„Czy on w ogóle ma jakieś uczucia?” – pomyślała.
-Myślałam, że będziesz lepszy. – stwierdziła, udając zawód. – Jak mogę walczyć z kimś tak słabym? Dawaj. No… chyba, że tchórzysz?
Pomyślała z satysfakcją, że po takim pokazie lekceważenia ciocia Silva byłaby z niej dumna jak nigdy.
Arashi zwęził oczy w szparki.
-To ty nie jesteś przeciwniczką godną mnie. W twoich żyłach krąży zgniła krew, dziewczyno.
Julia chwile zastanawiała się, czy to miało ją obrazić, i uznała, że tak.
-Co masz do McEver’ów? – zapytała.
-Nic. Za zadanie miałem zabić Silve McEver. – milczał przez chwilę. – Walka z nią była zaszczytem, mimo, że przegrana okryła mnie hańbą. Ty nie dorastasz jej do pięt.
W uszach Julii szumiała krew. Warknęła głucho.
-Nie przesadzaj. Ja się dopiero rozkręcam.
Sztylet zawirował między jej palcami, kiedy rzuciła się na Arashiego Tenmetsu.
*
Kiedy czarny mercedes o opływowych kształtach wyjechał z podziemnego garażu centrum handlowego na pełnym gazie, policjanci byli, mówiąc delikatnie, wzburzeni.
A kierowca auta nie miał się wiele lepiej.
-Nie mógłbyś trochę szybciej? – z irytacją zapytała Silva. – W sumie czemu ja nie prowadzę?
-Bo nie masz prawa jazdy. – odparł Dante, dociskając pedał gazu do podłogi.
-A to jakiś problem?
-Musimy o tym rozmawiać właśnie teraz?
-Czemu by nie? Uważaj słup… w lewo, Dante. W DRUGIE lewo! Kot na jedenastej! Scarlett, mogłabyś sprawdzić, czy go nie przejechaliśmy?
Scarlett spojrzała przez tylną szybę samochodu.
-Kot jest cały. Ale wiecie, że mamy policje na ogonie?
-To trzeba by ją było zgubić. – beztrosko odparła Silva.
-Jak? – warknął Dante.
-Nie wygłupiaj się, w końcu ty jesteś taktykiem.
Mężczyzna zgrzytną zębami.
-Dobra, zaraz ich zgubie.
Przyśpieszył jeszcze bardziej. Wskazówka szybkościomierza wskazywała dwieście kilometrów na godzinę. Dźwięk policyjnych syren mieszał się z krzykami ludzi, którzy z przerażeniem zeskakiwali z pasów.
-Staruszka na dwunastej. – uprzejmie poinformowała Dantego Silva.
-Dziękuje bardzo.
-Chcesz ją przejechać?
-Mam nadzieje, że uskoczy.
-Zwariowałeś, ona ma chyba dziewięćdziesiątkę na karku. – prychnął Montehue.
-Albo setkę. – dodała Scarlett.
-Zamknąć się, WSZYSCY. – warknął Dante, wyprowadzony z równowagi.
Cudem ominęli staruszkę, skręcili ostro. Zapiszczały ścierane opony, kiedy mężczyzna zahamował, wjeżdżając na wolne miejsce na parkingu. Wyjął kluczyk ze stacyjki i wygodnie rozparł się na fotelu.
-Niech nikt nie wysiada. – zastrzegł.
Chwile potem koło nich przejechało pięć radiowozów, jadąc z pełną szybkością. Policjanci byli przekonani, że zbiegowie pojechali dalej.
Mylili się.
-Przyznam – niechętnie stwierdziła Silva. – Że to było całkiem niezłe.
-No jasne. – prychnął Dante. – W końcu to był mój pomysł.
-A myślałeś, że dlaczego sądziłam, że nie wypali?
Kuzyn z rozbawieniem trącił ją łokciem, a potem przybił Montehue piątkę.
-Ledwie. – przyznała Scarlett. – Ale co teraz?
-Wracamy pieszo. – odparła Dante.
-A nie zamierzacie wyjaśnić nam, dlaczego ścigają was mordercy?
-Widzisz w tym coś dziwnego? – sarkastycznie zapytała Silva. – Dzień jak co dzień.
-Jesteśmy im winni wyjaśnienie. – Dante pokręcił głową. – Idziecie z nami? Wyjaśnimy wam wszystko przy obiedzie.
-Z wielką chęcią. – Montehue uśmiechnął się. – Widzicie, ci mordercy zawsze sprawiają, że głodnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz