41
-Ten bal to kompletny koszmar. – stwierdziła cicho Silva.
Dante na razie był zbyt zdumiony, że dotarli tak daleko bez większych komplikacji, żeby jej słuchać.
Przez kilka godzin, jakie zostało im przed balem, musiał wysłuchiwać niekończących się narzekań kuzynki, kupić sobie garnitur i pasujący do niego krawat, zmusić Silve do wejścia do sklepu z ubraniami, zignorować wściekłe Julie i Madeleine, którym nie pozwolono iść na misje i wreszcie uporać się z zawiązaniem tego koszmarnego krawata, co samo w sobie zajęło mu blisko kwadrans.
Zaproszeń było pięć, więc poszli tylko on, Silva, Lucas, Lane i Dellix. Ostatni łowca wyglądał niesamowicie w garniturze, w którym ledwo się mieścił, błyszcząc oczyma na prawo i lewo. Mimo wszystkich niedogodności weszli jednak na bal bez trudu.
Silva szła koło Dantego, udając przed pozostałymi gośćmi, że bardzo się cieszy z możliwości potańczenia jak w osiemnastym wieku i ubrania sukienki. Po prawdzie, musieli się z nią wykłócać pół godziny, zanim wreszcie ją ubrała i następną godzinę, żeby rozpuściła włosy.
Była wściekła.
-Jesteśmy tu już od jakiejś godziny. – szepnęła do kuzyna, nachylając się koło niego. – Myślisz, że już mogę…
-Odczekaj jeszcze chwile. – poprosił cicho, rozglądając się po sali balowej.
Lucas i Lane już tańczyli, natomiast Dellix odganiał gości samą tylko wrogą postawą od stołu z przekąskami. Nad pomieszczeniem zawieszono wielki kandelabr, w którym paliły się świece, w niewidocznym miejscu grała orkiestra. Słodkie odgłosy skrzypiec i fletów było słychać wszędzie.
Gospodarz przyjęcia nadal się nie pojawił.
-Sądzę, że on już w ogóle nie przyjdzie. – stwierdziła cicho Silva. – Daj mi już iść.
-Proszę cię, poczekaj jeszcze chwile. Jeszcze z nikim nie tańczyłaś.
-A musze?
-Niestety, tak. Przestań histeryzować, to tylko bal.
-Jestem nieuzbrojona. Wiesz, jak głupio się czuje?
-Nieuzbrojona, tak? – prychnął Dante.
-No dobra, słabo uzbrojona. Nie czepiaj się.
-Zatańczy przynajmniej z jedną osobą.
-No a ty?
-Ja też będę tańczył.
-Niby z kim? – Silva rozglądnęła się po pomieszczeniu i zauważyła kilka kobiet, patrzących się na jej kuzyna. –No dobra, kandydatek ci pewnie nie zabraknie. Tylko pamiętaj w razie czego…
-Tak, wiem. – Dante przewrócił oczyma. – Ty będziesz druhną.
*
Silva nie zamierzała tańczyć. Okłamanie Dantego było może trochę nie fair, ale czuła, że na sali balowej nie wytrzyma już ani chwili dłużej. Nie zauważona przez nikogo wykradła się z pomieszczenia i już po chwili wędrowała ciemnym korytarzem.
Prosty plan, który opracowała razem z kuzynem i drużyną Lucasa opierał się na efekcie nieświadomości. Miała podczas balu wkraść się do gabinetu Rollinga i upewnić się z rachunków i dokumentów, czy to właśnie on jest ich prześladowcą, Mortimer’em.
Jej się pomysł podobał, Dantego natomiast załamał.
Nigdy nie rozumiała zbyt dobrze swojego kuzyna.
Silva miał oczy jak u kota: nikła poświata księżyca, wpadająca przez okno, w zupełności jej wystarczała. Bez trudu odnalazła drzwi gabinetu, kierując się planem budynku, który dostarczyli im Scarlett i Montehue.
Lekko nacisnęła klamkę. Oczywiście, nie ustąpiła.
Strażniczka poczuła nagłą tęsknotę za swoim niezawodnym wytrychem. Westchnęła cicho, wyciągnęła wsuwkę z włosów i zaczęła nią grzebać w zamku.
Nie był skomplikowany i drzwi ustąpiły już po chwili.
-Do jakiego poziomu ja się zniżam. – mruknęła pod nosem, wchodząc do pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi i zapaliła lampkę na biurku. Wszystkie dokumenty były starannie poukładane w szafach pod ścianami, ale Silva intuicyjnie wiedziała, że nie o to chodzi. Tak ważne dokumenty ukrywa się w lepszych schowkach. W skrytce w banku, zakopane w piwnicy…
….no, lub w sejfie.
Na ścianach wisiało kilka obrazów. Podniosła ich ramy i sprawdziła, czy coś się za nimi kryje. No jasne, nic. Taki facet ukryłby sejf w bardziej wyrafinowanym miejscu.
A więc…
Silva opadła na obrotowy fotel, ignorując fakt, że mnie się jej sukienka. Utkwiła wzrok w suficie, próbując myśleć jak szalony miliarder bandyta opętany nienawiścią do Vale’ów i McEver’ów.
Niechęć do tych pierwszych wywołała u siebie bez trudu.
Z drugimi było gorzej.
Zmarszczyła brwi. Gdzie? Chyba… nie, to zbyt filmowe zagranie. Może jednak. Wstała i podeszła do pojedynczego regału na książki, stojącego w rogu pokoju. Po kolei wysuwała wszystkie tomy, czekając na znajomy zgrzyt, świadczący o odblokowaniu mechanizmu.
Usłyszała go dopiero, kiedy była w połowie drugiej półki. Jedna część regału znacząco odskoczyła od drugiej. Silva podważyła ją palcami: obie połówki rozsunęły się dziwnie miękko i bez oporów. Ktoś często tego używał.
Strażniczka stała przed metrową niszą i patrzyła na stalowe skrzydło drzwi z licznymi okuciami nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Przeciągnęła ręką po zimnej powierzchni.
-Takie drzwi to rozumiem.
*
-To okropne, że mnie nie zabrali. – prychnęła Madeleine.
Siedząca w apartamencie Lucasa grupa młodych łowców obserwowała obrazy z ponad pięćdziesięciu kamer w całej posiadłości Rollinga. A przynajmniej próbowała.
-Nie zabranie ciebie było sensowne. – odparła zirytowana Julia. – Ale czemu nie zabrali MNIE? Ja się nadaje!
-Nie jesteś lepsza ode mnie.
-Zdziwisz się, ale owszem, jestem.
-Chyba w snach.
-Ta, jasne.
Za ich plecami Cyryl, Metody, Nikolaj, Adrian, Arashi i Natalia wymienili zaniepokojone spojrzenia. Oliver jako jedyny nie brał udziału w „podmisji”, jak określili to wcześniej bliźniacy.
-W razie czego, trzeba będzie uciekać. – stwierdził cicho Nikolaj. – Zanim zaczną się domagać odpowiedzi, która z nich jest lepsza OD NAS.
-Za późno. – odparła Madeleine z pozbawionym radości uśmiechem. – Cyryl, Metody, powiedzcie harpii, że nie dorasta mi do pięt.
-Oliver, Adrian… - warknęła Julia. – Poinformujcie tą intrygantkę, że jestem od niej o niebo lepsza.
-Nie da rady, Oliver śpi. – zauważył jej kuzyn.
-To go obudź!
-Nie mam serca….
-Adrianie McEver!
-Ej, przestańcie… - zaczął Nikolaj.
Metody położył mu rękę na ramieniu.
-Dobra rada na przyszłość: nie mieszaj się między dwa walczące lwy.
Nikt nie zauważył trójki mężczyzn, idących korytarzem prosto do gabinetu Rollinga….
*
Dante podniósł kieliszek z winem do ust. Zazwyczaj nie pił, ale tutaj robili to wszyscy, więc postanowił się nie wyróżniać. Zauważył zniknięcie Silvy dobre piętnaście minut temu i teraz zastanawiał się, czy w ogóle tańczyła.
Sądził, że raczej nie.
Upił łyk, a potem bez specjalnego zainteresowania rozglądnął się po pomieszczeniu. Wieczorowe suknie migotały w świetle świec, rażąc jego oczy. Przesunął wzrokiem po tańczących parach i skierował spojrzenie ku wejściu od korytarza, wiodącego prosto do gabinetu Rollinga.
I z wrażenia zakrztusił się winem, widząc trzech wchodzących do niego mężczyzn.
„Silva się ucieszy z takiego towarzystwa.” – pomyślał, a potem odłożył kieliszek.
Zamierzał zrobić ochroniarzom miłą niespodziankę.