niedziela, 30 sierpnia 2015

41

-Ten bal to kompletny koszmar. – stwierdziła cicho Silva.
Dante na razie był zbyt zdumiony, że dotarli tak daleko bez większych komplikacji, żeby jej słuchać.
Przez kilka godzin, jakie zostało im przed balem, musiał wysłuchiwać niekończących się narzekań kuzynki, kupić sobie garnitur i pasujący do niego krawat, zmusić Silve do wejścia do sklepu z ubraniami, zignorować wściekłe Julie i Madeleine, którym nie pozwolono iść na misje i wreszcie uporać się z zawiązaniem tego koszmarnego krawata, co samo w sobie zajęło mu blisko kwadrans.
Zaproszeń było pięć, więc poszli tylko on, Silva, Lucas, Lane i Dellix. Ostatni łowca wyglądał niesamowicie w garniturze, w którym ledwo się mieścił, błyszcząc oczyma na prawo i lewo. Mimo wszystkich niedogodności weszli jednak na bal bez trudu.
Silva szła koło Dantego, udając przed pozostałymi gośćmi, że bardzo się cieszy z możliwości potańczenia jak w osiemnastym wieku i ubrania sukienki. Po prawdzie, musieli się z nią wykłócać pół godziny, zanim wreszcie ją ubrała i następną godzinę, żeby rozpuściła włosy.
Była wściekła.
-Jesteśmy tu już od jakiejś godziny. – szepnęła do kuzyna, nachylając się koło niego. – Myślisz, że już mogę…
-Odczekaj jeszcze chwile. – poprosił cicho, rozglądając się po sali balowej.
Lucas i Lane już tańczyli, natomiast Dellix odganiał gości samą tylko wrogą postawą od stołu z przekąskami. Nad pomieszczeniem zawieszono wielki kandelabr, w którym paliły się świece, w niewidocznym miejscu grała orkiestra. Słodkie odgłosy skrzypiec i fletów było słychać wszędzie.
Gospodarz przyjęcia nadal się nie pojawił.
-Sądzę, że on już w ogóle nie przyjdzie. – stwierdziła cicho Silva. – Daj mi już iść.
-Proszę cię, poczekaj jeszcze chwile. Jeszcze z nikim nie tańczyłaś.
-A musze?
-Niestety, tak. Przestań histeryzować, to tylko bal.
-Jestem nieuzbrojona. Wiesz, jak głupio się czuje?
-Nieuzbrojona, tak? – prychnął Dante.
-No dobra, słabo uzbrojona. Nie czepiaj się.
-Zatańczy przynajmniej z jedną osobą.
-No a ty?
-Ja też będę tańczył.
-Niby z kim? – Silva rozglądnęła się po pomieszczeniu i zauważyła kilka kobiet, patrzących się na jej kuzyna. –No dobra, kandydatek ci pewnie nie zabraknie. Tylko pamiętaj w razie czego…
-Tak, wiem. – Dante przewrócił oczyma. – Ty będziesz druhną.

*

Silva nie zamierzała tańczyć. Okłamanie Dantego było może trochę nie fair, ale czuła, że na sali balowej nie wytrzyma już ani chwili dłużej. Nie zauważona przez nikogo wykradła się z pomieszczenia i już po chwili wędrowała ciemnym korytarzem.
Prosty plan, który opracowała razem z kuzynem i drużyną Lucasa opierał się na efekcie nieświadomości. Miała podczas balu wkraść się do gabinetu Rollinga i upewnić się z rachunków i dokumentów, czy to właśnie on jest ich prześladowcą, Mortimer’em.
Jej się pomysł podobał, Dantego natomiast załamał.
Nigdy nie rozumiała zbyt dobrze swojego kuzyna.
Silva miał oczy jak u kota: nikła poświata księżyca, wpadająca przez okno, w zupełności jej wystarczała. Bez trudu odnalazła drzwi gabinetu, kierując się planem budynku, który dostarczyli im Scarlett i Montehue.
Lekko nacisnęła klamkę. Oczywiście, nie ustąpiła.
Strażniczka poczuła nagłą tęsknotę za swoim niezawodnym wytrychem. Westchnęła cicho, wyciągnęła wsuwkę z włosów i zaczęła nią grzebać w zamku.
Nie był skomplikowany i drzwi ustąpiły już po chwili.
-Do jakiego poziomu ja się zniżam. – mruknęła pod nosem, wchodząc do pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi i zapaliła lampkę na biurku. Wszystkie dokumenty były starannie poukładane w szafach pod ścianami, ale Silva intuicyjnie wiedziała, że nie o to chodzi. Tak ważne dokumenty ukrywa się w lepszych schowkach. W skrytce w banku, zakopane w piwnicy…
.no, lub w sejfie.
Na ścianach wisiało kilka obrazów. Podniosła ich ramy i sprawdziła, czy coś się za nimi kryje. No jasne, nic. Taki facet ukryłby sejf w bardziej wyrafinowanym miejscu.
A więc…
Silva opadła na obrotowy fotel, ignorując fakt, że mnie się jej sukienka. Utkwiła wzrok w suficie, próbując myśleć jak szalony miliarder bandyta opętany nienawiścią do Vale’ów i McEver’ów.
Niechęć do tych pierwszych wywołała u siebie bez trudu.
Z drugimi było gorzej.
Zmarszczyła brwi. Gdzie? Chyba… nie, to zbyt filmowe zagranie. Może jednak. Wstała i podeszła do pojedynczego regału na książki, stojącego w rogu pokoju. Po kolei wysuwała wszystkie tomy, czekając na znajomy zgrzyt, świadczący o odblokowaniu mechanizmu.
Usłyszała go dopiero, kiedy była w połowie drugiej półki. Jedna część regału znacząco odskoczyła od drugiej. Silva podważyła ją palcami: obie połówki rozsunęły się dziwnie miękko i bez oporów. Ktoś często tego używał.
Strażniczka stała przed metrową niszą i patrzyła na stalowe skrzydło drzwi z licznymi okuciami nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Przeciągnęła ręką po zimnej powierzchni.
-Takie drzwi to rozumiem.

*

-To okropne, że mnie nie zabrali. – prychnęła Madeleine.
Siedząca w apartamencie Lucasa grupa młodych łowców obserwowała obrazy z ponad pięćdziesięciu kamer w całej posiadłości Rollinga. A przynajmniej próbowała.
-Nie zabranie ciebie było sensowne. – odparła zirytowana Julia. – Ale czemu nie zabrali MNIE? Ja się nadaje!
-Nie jesteś lepsza ode mnie.
-Zdziwisz się, ale owszem, jestem.
-Chyba w snach.
-Ta, jasne.
Za ich plecami Cyryl, Metody, Nikolaj, Adrian, Arashi i Natalia wymienili zaniepokojone spojrzenia. Oliver jako jedyny nie brał udziału w „podmisji”, jak określili to wcześniej bliźniacy.
-W razie czego, trzeba będzie uciekać. – stwierdził cicho Nikolaj. – Zanim zaczną się domagać odpowiedzi, która z nich jest lepsza OD NAS.
-Za późno. – odparła Madeleine z pozbawionym radości uśmiechem. – Cyryl, Metody, powiedzcie harpii, że nie dorasta mi do pięt.
-Oliver, Adrian… - warknęła Julia. – Poinformujcie tą intrygantkę, że jestem od niej o niebo lepsza.
-Nie da rady, Oliver śpi. – zauważył jej kuzyn.
-To go obudź!
-Nie mam serca….
-Adrianie McEver!
-Ej, przestańcie… - zaczął Nikolaj.
Metody położył mu rękę na ramieniu.
-Dobra rada na przyszłość: nie mieszaj się między dwa walczące lwy.
Nikt nie zauważył trójki mężczyzn, idących korytarzem prosto do gabinetu Rollinga….

*

Dante podniósł kieliszek z winem do ust. Zazwyczaj nie pił, ale tutaj robili to wszyscy, więc postanowił się nie wyróżniać. Zauważył zniknięcie Silvy dobre piętnaście minut temu i teraz zastanawiał się, czy w ogóle tańczyła.
Sądził, że raczej nie.
Upił łyk, a potem bez specjalnego zainteresowania rozglądnął się po pomieszczeniu. Wieczorowe suknie migotały w świetle świec, rażąc jego oczy. Przesunął wzrokiem po tańczących parach i skierował spojrzenie ku wejściu od korytarza, wiodącego prosto do gabinetu Rollinga.
I z wrażenia zakrztusił się winem, widząc trzech wchodzących do niego mężczyzn.
Silva się ucieszy z takiego towarzystwa.” – pomyślał, a potem odłożył kieliszek.
Zamierzał zrobić ochroniarzom miłą niespodziankę.

czwartek, 27 sierpnia 2015

40


-Przypomnijcie mi, czemu zgodziłem się na zjedzenie z wami pizzy? – z rezygnacją zapytał godzinę później Lucas, niechętnie żując swój kawałek.
 -Mam lepsze pytanie. – stwierdziła Silva. – Dlaczego tu nie wpuszczając z bronią? Dellix musi siedzieć na zewnątrz. – bawiła się widelcem, obracając go między palcami.
 -Mnie bardziej dziwi fakt, że wpuścili ciebie. – zauważył Dante.
 -Już ci to tłumaczyłam, wmówiłam im, że to nóż do konserw. – Strażniczka zważyła widelec w dłoni, a potem cisnęła go w ścianę. Zawirował i wbił trzy ostrza w tarcze dla rzutek.
 W centralny krąg.
 -Ale JAK? – łowca z niedowierzaniem pokręcił głową. – Przecież ten sztylet miał trzydzieści centymetrów długości i był ostry jak brzytwa.
 -Takie właśnie powinny być noże do konserw. – stwierdziła z całkowitą pewnością. – Wszyscy to wiedzą. Dziwi mnie raczej fakt, że wpuścili siebie. Założę się, że kiedy wszedłeś do tej restauracji w tym okropnym żółtym płaszczu, od razu obniżyła im się liczba klientów.
 -Co ty masz do mojego płaszcza?
 -Nic. Po prostu lubię cię denerwować. – Silva kontem oka zauważyła, że właściciel dostrzegł wreszcie widelec w tarczy do rzutek i błyskawicznie sięgnęła po nowy sztuciec, pośpiesznie odwracając głowę z miną „Nic nie wiem, o niczym nie słyszałam”. – Poza tym, z tego co mówiłeś, nie zabrałeś tego płaszcza na Wyścig.
 -Przy okazji pobytu w domu wziąłem jeden. – niechętnie przyznał Dante.
 -Jeden? – Strażniczka z rozbawieniem uniosła brwi.
 -Dobra, dwa. Moja wina, że przy mojej profesji tak łatwo się niszczą?
 Lane przeprosiła ich na chwile i wzięła kawałek pizzy, by zanieść ją stojącemu na zewnątrz łowcy. Natomiast Adrian i Natalia wyglądali na zupełnie pogodzonych, ale Nikolaj dalej spoglądał na chłopaka nieufnym wzrokiem.
 -Nie rozumiem, jak mogli tak szybko dojść do zgody. – mruknął pod nosem.
 -No wiesz, jak chłopak obronił ją ryzykując życiem… To momentalnie łączy ludzi. – wytłumaczyła Julia. – Zrób tak kiedyś z Maddy, na pewno rzuci ci się na szyje.
 -Raczej do gardła. – uściśliła Madeleine. – Ile razy mam ci powtarzać, droga Jill, że ja i Nikolaj jesteśmy tylko przyjaciółmi?
 -Aż uwierzę. – łowczyni posłała jej cierpki uśmiech.
 -Czyli trochę to potrwa, tak?
 -Tak.
 -Dobrze wiedzieć. Cyryl, Metody, czy was do końca rąbnęło?
 -Czemu tak myślisz? – Cyryl zakrztusił się trzymaną w ustach pizzą.
 -Mierze czas, jak szybko zje. – spokojnie wytłumaczył Metody. – Obniżasz mu statystyki.
 -Chciałam mieć JEDNEGO, jednego normalnego brata! Czy to za wiele? – Madeleine uniosła oczy do nieba.
 -Masz Remiego. – zauważył Oliver.
 -Odwal się.
 Julia drgnęła nagle. Brat… no jasne. Lucas musiał być bratem łowczyni, którą spotkała w Wenecji. Stąd to podobieństwo. Momentalnie jej niepokój zniknął. Nie było niebezpieczeństwa.
 Lane wróciła i usiadła przy nich z uśmiechem.
 -Dellix czasem zachowuje się jak dziecko. Musiałam go namawiać pięć minut, żeby w końcu zdecydował się coś zjeść.
 -A jak już mówimy o jedzeniu. – Silva przełknęła kawałek pizzy, wpatrzona w coś za oknem. – To może poczęstujemy tą dwójkę, która obserwuje nas z tamtego dachu już od dobrego kwadransa?


*


-Silvo, STÓJ NATYCHMIAST!
 Zanim ktokolwiek inny zdołał choćby drgnąć, Silva McEver stała już w progu restauracji. Na dźwięk głosu kuzyna zastygła w pół ruchu i obróciła głowę w jego stronę.
 -Tak?
 -Znam ich, to dobrzy łowcy. – Dante podniósł się z krzesła. – Pewnie przychodzą z tymi informacjami, których potrzebujemy.
 Madeleine uniosła brwi.
 -Wujku, kiedy zdołałeś…
 -Kilka godzin temu. Mam swoje sposoby. Czekajcie tu.
 Łowca wybiegł z restauracji i spotkał się w pół drogi z dwójką swoich informatorów. Madeleine wydawało się, że rozpoznaje w nich dwójkę łowców poznaną w Japonii.
 Dante rozmawiał z nimi chwile. Przyjął od nich jakieś dokumenty, które natychmiast schował do kieszeni płaszcza. Na jego twarzy widniało niedowierzanie. Po chwili skinął jednak głową i wrócił do restauracji.
 Usiadł i milczał chwile.
 -No i……. – Silva popatrzyła nie niego znacząco.
 -To ci się nie spodoba. – stwierdził w zamyśleniu. – To ci się Z PEWNOŚCIĄ nie spodoba.
 -Aha, no tak, to wszystko tłumaczy. – z irytacją przekrzywiła głowę.
 -Wybaczcie, ale nie rozumiem. – Lucas zmarszczył brwi. – O co chodzi? Niczego nam nie wytłumaczyliście. Czym jest Wyścig? Czemu jeden z najlepszych…
 -Najlepszy. – poprawiła go Maddy.
 Lucas przewrócił oczyma.
 -Jak wolisz, najlepszy łowca… w pewnych kręgach. – urwał ponownie, widząc, iż skupiają się na nim zabójcze spojrzenia wszystkich Vale’ów i Silvy (czułaby się osobiście urażona, gdyby się okazało, że łowca, który potrafił z nią wygrać, nie jest najlepszym łowcą dwudziestego pierwszego wieku). – No… we wszystkich kręgach. – poprawił się chłopak. – Podróżuje z bandą dziecia… - tym razem przerwał, napotykając wzrok Julii. – Chciałem powiedzieć, młodocianych łowców, bez powodu.
 -Jest powód. – przyznał Dante, udając, że nie słyszał wcześniejszych komentarzy Lucasa. – Ale… czy obiecujesz, że jeśli wam powiemy, pomożecie nam?
 -Tak. – stwierdził chłopak, wymieniając spojrzenia z Lane. – Tak, pomożemy wam. Ale mów, o co chodzi.
 -Nie tutaj. – Vale pokręcił głową. – Chodźmy już stąd.
 Uiścili zapłatę i wyszli na świeże powietrze. Dołączył do nich milczący Dellix, ponurym wzrokiem lustrując wszystkich dookoła. Kilku przechodniów uciekło na widok jego miecza, przewieszonego przez plecy.
 Strażniczka ze smutkiem pomyślała, że nad maskowaniem się trzeba będzie jeszcze popracować.
 Dante pośpiesznie wytłumaczył grupie Lucasa sytuacje z Moriartym.
 Kiedy skończył, Lane z niedowierzaniem pokręciła głową.
 -To niemożliwe. – stwierdziła zdecydowanym głosem.
 -Niestety, możliwe. – natychmiast odparła Natalia. – Ja też normalnie bym nie uwierzyła, serio.
 -Po co ten człowiek miałby się z wami tak bawić? – zapytał Dellix.
 -Nie mamy pojęcia. – Silva wzruszyła ramionami. – Ale teraz, kiedy wytłumaczyliśmy sobie sytuacje, może Dante powie wreszcie, jakie informacje dostał od tego hakera?
 Łowca chciał ją poprawić, ale po chwili zrezygnował.
 -No więc… jak już mówiłem, tobie się to nie spodoba. Jedyny człowiek, pasujący do opisu nazywa się Steven Rolling. Jest miliarderem, mieszka w okolicach Londynu, zna się na łowcach i Strażnikach, ma konszachty z zabójcami i kontakty na całym świecie. I dosyć pokaźną kartotekę.
 -Po tym opisie wnioskuje, że ciocia Silva mogłaby nawet polubić tego faceta. – stwierdziła Julia, przysłuchując się wypowiedzi wuja.
 -Owszem, mogłabym. – przyznała Strażniczka. – A więc co miałoby mi się nie spodobać?
 -Silvo. – Dante Vale mówił powoli i szedł odwrócony twarzą do kobiety, jakby w każdej chwili spodziewał się, że będzie chciała wyłupić mu oczy. – Dom, w którym on mieszka, Ovners Abby, jest strzeżony jak forteca. Można tam wejść jedynie, jeśli jest się zaproszonym. Nie wiem jakim cudem, ale zdobyliśmy przepustki do tej jego twierdzy.. – z kieszeni znienawidzonego przez kuzynkę płaszcza wyjął pięć związanych razem zaproszeń, wypisanych złotym atramentem.
 -No i? – Silva poczuła się nagle zaniepokojona słowami, które miał wypowiedzieć.
 -No i to zaproszenia na bal, Silvo. Mam nadzieje, że pamiętasz jeszcze, jak się tańczy menuet.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

39



 -Dante Vale… czy można wiedzieć, co pan tu robi? – zapytał Lucas. 
Miał brązowe włosy i zielone oczy. Dziwnie przypominał Julii kogoś, kogo niedawno poznała.
 -Och, jestem na wakacjach. – Dante uśmiechnął się beztrosko. – A wy?
 -Na misji. – zielonowłosa dziewczyna ( Oliver na jej widok na chwile zapomniał języka) z irytacją przekrzywiła głowę. Wskazała na grupę stojącą za plecami łowcy. – No a to kto?
 Silva usiłowała ją ignorować, udając niesamowite zainteresowanie starym witrażem zabytkowej katedry, w której się spotkali. Na chwile słońce wydostało się zza grubej warstwy typowej dla Anglii chmur i przeszło przez witraż, malując na twarzy Strażniczki czerwono-złoto-zielone wzory.
 -To moi siostrzeńcy: Madeleine, Cyryl i Metody, to dalsza rodzina, czyli Julia, Adrian i Oliver, to Nikolaj Bates i jego siostra Natalia, Arashi, e… przyjaciel rodziny… no i Silva McEver, moja kuzynka.
 -Silva? – Lucas przekrzywił głowę. – Ciekawe imię. – stwierdził kpiąco.
 Strażniczka przebiła go ostrym spojrzeniem, przy okazji przyglądając się jego towarzyszom.
 Była ich dwójka. Owa młoda, zielonowłosa dziewczyna i ciemnoskóry mężczyzna. Silva tylko raz rzuciła okiem na miecz za jego plecami, potem na pocięte bliznami ręce i w końcu na wole walki w oczach i od razu stwierdziła, że będą się świetnie dogadywać.
 -A kim wy jesteście? – zapytała, zwężając oczy. Dante już wcześniej podał jej imiona łowców, ale miała ochotę zobaczyć minę Lucasa.
 Był wściekły.
 -Nie słyszałaś o najlepszej grupie łowców na świecie? – warknął.
 -Jasne, że słyszałam. – odpowiedziała mu najniewinniejszym ze swoich uśmiechów. – Tylko, z tego co pamiętam, należy do niej mój kuzyn.
 -Kiedyś pokonaliśmy drużynę Dantego Vale’a. – prychnęła zielonowłosa.
 -Wcale nie. – z urazą zaprotestował Dante.
 -Bo użyliście podstępu!
 -Osobiście twierdze, że posługiwanie się inteligencją w czasie walki nie jest takim złym pomysłem. – wtrąciła Silva. – No to może się przedstawicie?
 -Ja jest Lucas. – syknął dowódca, przewiercając ją wzrokiem. – Lucas Caste…
 -Nazwisko nie jest nam potrzebne. – przerwał mu Adrian.
 Lucas zgrzytnął zębami.
 -Ja jestem Lane. – wtrąciła zielonowłosa.
 -A ja Dellix. – cicho dodał ciemnoskóry mężczyzna, mierząc łowców czujnym spojrzeniem.
 -No to jak już się poznaliśmy, to może pójdziemy na pizze? – absolutnie niewinnym głosem zapytał Cyryl.
 Lucas prychnął cicho, znowu sprawiając, że zaczął przypominać Julii… właśnie, kogo? Gdzie widziała już tą zaciętą minę, irytacje w jadeitowych oczach, grymas na twarzy?
 Gdzie???
 -Jesteśmy tu na misji, że tak przypomnę. – stwierdził z irytacją. – Więc dzięki Dante, że przedstawiłeś nam swoją grupę, ale musicie już iść.
 -A czego tu szukacie? – zapytała Madeleine.
 -Zgadnij, dziewczynko. – Lucas skrzyżował ręce na piersiach.
 -Zamknij się, kretynie. – odparła uprzejmie. – Ale jeśli już mam zgadywać… czy ja wiem? Chodzi pewnie o katakumby.
 -Nie. – pokręcił głową.
 -O ołtarz?
 -Nie.
 -O strych?
 -Nie bardzo. – Lane pokręciła głową.
 -A więc…
 -Sądzę, że chodzi o nas. – usłyszeli za plecami kpiący głos.
 Odwrócili się jak na komendę, stając twarzą w twarz z piętnastką ubranych na ciemno łowców.
 Twarz Silvy rozpromienił uśmiech.
 -No wreszcie! Już się bałam, że zanudzę się na śmierć. Było czekać tak długo? Już się nie mogę doczekać potyczki na śmierć i życie.


*


-Poddajcie się. – cicho powiedziała przywódczyni wrogich łowców, z włosami ściętymi tuż przy skórze.
 -Ależ ci się poszczęściło. – mruknął Dante do Silvy, szykując się do walki.
 -Owszem, wiem. – Strażniczka uśmiechnęła się szeroko.
 -Dante, ona walczy z nami czy przeciwko nam? – po raz pierwszy w głosie Lucasa zabrzmiała niepewność.
 -Sądzę, że z nami. – po chwili zastanowienia stwierdził Dante. – Ale generalnie to zależy od jej humoru. I od tego, czy się na mnie nie obraziła.
 -Zastanówmy się. – Silva zmarszczyła brwi. – Nie, chyba się na ciebie nie obraziłam. Chyba, że zrobiłeś coś, o czym nie wiem.
 -Nie sądzę.
 -A więc spoko. A, właśnie – Strażniczka uśmiechnęła się do przywódczyni łowców. – Jasne, że się nie poddajemy.
 -Co się dzieje? – Arashi nachylił się nad uchem Julii.
 -Walki między łowcami. – cicho odparła dziewczyna. – To… skomplikowane. Natalia, uważaj!
 Z ręki jednego z ich przeciwników wystrzeliła kula światła, o włos mijając dziewczynę. Adrian osłonił ją w ostatniej chwili. Siła uderzenia pchnęła ich pod ławki.
 Julia pokręciła głową.
 -Mój kuzyn to kretyn.
 -Natalia… - zaczął Nikolaj.
 -Nic jej nie będzie, całą siłę uderzenia przyjął na siebie Adrian, a on jest łowcą. – pośpiesznie wytłumaczyła Madeleine. – Ukryj się gdzieś, NATYCHMIAST. Nie chcę się dowiedzieć, że dostałeś od jednego z nich. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
 Chłopak krótko skinął głową, a potem pobiegł w stronę ławek, pod które rzuciło trafionych. O włos uniknął uderzenia i wślizgnął się na miejsce obok siostry.
 -Wszystko w porządku? – niechętnie spojrzał na Adriana.
 Łowca lekko skinął głową. Z kącika jego ust sączyła się krew.
 Tymczasem Silva i Dellix równocześnie rzucili się do ataku. Zaatakowali piątkę łowców jednocześnie. Dante rzucił się na trzech, Lucas i Lane zajęli się czwórką, w momencie kiedy Julia, Madeleine, Arashi i Metody zaszarżowali na ostatnią trójkę. Cyryl był zajęty powstrzymywaniem przerażonego Olivera, który szykował się do ucieczki.
 Strażniczka zawirowała miękko, uchyliła się przed błyskawicznym atakiem jednego z przeciwników, w tym samym momencie przejeżdżając sztyletem po policzku drugiemu. Kopnęła go na bok, żeby nie przeszkadzał jej w walce i uderzyła tego pierwszego w splot słoneczny. Cofnęła się o krok, wytrącając kolejnego z równowagi, a potem podcięła mu nogi. Odwracała się już w stronę następnych, ale Dellix dobrze wykonał robotę.
 Leżeli nieprzytomni.
 Spojrzała na niego z urazą.
 -Hej, oni byli moi!
 -Ty miałaś trzech, ja dwóch, Strażniczko. – łowca wzruszył ramionami.
 Wykrzywiła usta w uśmiechu.
 -Aż tak widać, że jestem Strażniczką?
 -Tak.
 -No cóż… Dante, a ty już swoich…
 Silva urwała, widząc, jak ostatni przeciwnik jej kuzyna powoli opada na kolana, a potem wywraca się na twarz. Przesunęła wzrokiem po reszcie: Lucas i Lane sobie poradzili, Julia, Madeleine, Metody i Arashi też.
 -To nie fair. – gniewnie skrzyżowała ręce na piersiach. – Dlaczego nikt mi żadnego nie zostawił?
 -To nie jest zabawa, Silvo. – z uśmiechem zauważył Dante. Potem zwrócił się do Lucasa. – Czyżby znowu działał nasz stary wróg?
 -Tak, ale… są niesamowicie słabi. – odparł chłopak. – Nie sądziłem, że mogą wysłać tak duży oddział.
 -Czemu czekaliście na nich w kościele? – zapytał Dante.
 -To długa historia. Jednego z twoich trafili. Co z nim?
 -Ze mną w porządku. – stwierdził Adrian. Stał prosto, mimo, że trochę drżały mu nogi. Miał pokrwawione wargi, ale wyglądał na całego.
 Cyryl rozwiązał problem z Oliverem, podkładając mu nogę i siadając na jego plecach. Z ciekawością podniósł głowę, słysząc rozmowę.
 -Mam takie pytanie. – uśmiechnął się lekko. – Co myślicie o tym, żeby teraz pójść na tą pizze?

piątek, 21 sierpnia 2015

38


-Spóźnimy się. – grobowym głosem stwierdziła Silva. – Spóźnimy się.
Biegli przez londyńskie ulice, nawet nie myśląc o zatrzymaniu jakiejś taksówki. Była za pięć dwunasta, a oni mieli jeszcze daleką drogę do pałacu Buckingham.
-To wszystko przez ten samolot. – stwierdził zirytowany Oliver.
-To wszystko przez to, że ty i Cyryl zaspaliście na wcześniejszy lot. – sprostowała poirytowana Madeleine. – Myślicie, że Moriarty na nas poczeka?
Julia w biegu powtórzyła pytanie Arashiemu.
-On nie czeka na nikogo. Nigdy. – odpowiedział cicho.
Silva zgrzytnęła zębami, słysząc jego słowa.
-Dante, myślisz, że jest jakiś skrót?
-Może jest. Pobiegniesz?
-Mogę spróbować. Przejmij mój plecak.
Nie zwalniając, ściągnęła pakunek i rzuciła go kuzynowi. Przyśpieszyła, rozpychając się między przechodniami i po chwili zniknęła im z oczu.
-Bogu dzięki, teraz możemy już odpocząć? – z ulgą zapytał Cyryl.
-Nie. – Dante pokręcił głową. – Chcę spotkać Moriarty’ego.
-Ty wujku. Ale czy my musimy?
-Jakim cudem jesteś moim siostrzeńcem, co?
-Było spore prawdopodobieństwo, że w końcu w rodzinie pojawi się jakiś patałach. – zauważył Metody.
-I zjawiło się nawet dwóch. – kąśliwie dodała Madeleine.
-Jakim prawem obrażasz Remiego?
-Mówię o tobie, kretynie.
-Pośpieszcie się. – warknął Adrian. Od wczoraj miał beznadziejny humor.
Nikolaj posłał mu wrogie spojrzenie.
-Szybko. – rozkazał Dante. – Jeśli to zasadzka, Silva może mieć kłopoty.

*

Chwilowo największym kłopotem Silvy był czas.
Kiedy przepychała się ulicą jakieś dwieście metrów od pałacu, zegar wskazywał, że ma jeszcze trzydzieści sekund. Ominęła szerokim łukiem grupę amerykańskich turystów i wybiegła na drogę. W ostatniej chwili rozminęła się z jakimś samochodem, roztrąciła przechodniów i w mistrzowskim czasie znalazła się na placu.
Pięć sekund przed czasem.
Przez chwile żałowała, że Dantego tu nie ma. Jak ktoś kiedyś powiedział: „Kiedy podbijasz świat, niech twoi arcywrogowie o tym wiedzą”.
-Kiedy pobijam rekordy, Dante zdecydowanie powinien tu być. – mruknęła pod nosem.
W następnym momencie uświadomiła sobie kolejny minus wynikający z nieobecności Dantego.
Nikt nie ubezpieczał jej pleców.
Zazwyczaj walczyła sama i nie przeszkadzały jej takie rzeczy, ale w tłumie ludzi poczuła, że pomoc by się przydała.
A poza tym jak rozpoznać Moriarty’ego?
Silva nie sądziła, że będzie stał w widocznym miejscu z karteczką zawieszoną na szyi z napisem „Jestem twoim arcywrogiem”, ale to by ułatwiało sprawę.
A więc?
-Panna Silva McEver? – cichy głos nad jej uchem sprawił, że drgnęła lekko.
Obróciła się powoli, starając się, żeby jej twarz nie wyrażała zdziwienia.
-Zależy dla kogo. – odpowiedziała z pogardą patrząc na rozmówcę.
Był to wysoki, siwowłosy mężczyzna. Trzymał się prosto, miał idealną sylwetkę dla wojownika, a na rękach – zauważyła to w ułamku sekundy – kilka blizn, płytkich cięć od broni. Sama miała ich trochę, pozostałości z czasu nauki.
-Jestem służącym pana Moriarty’ego. Przyszedłem po pannę McEver.
-Chwilowo moja grupa jest nie w komplecie. – odparła, z satysfakcją myśląc, że kuzyn zabił by ją za to określenie. Jej grupa – brzmi świetnie.
-Mam przywieźć tylko panią. – na twarzy mężczyzny malowała się już lekka irytacja.
-Jeżdżę tylko razem z moją przyzwoitką. – odparła najbardziej poważnym tonem, na jaki potrafiła się zdobyć. – A, i moi szanowni rodzice odradzają mi spotykania się z mordercami i szaleńcami. Kompletnie nie wiem dlaczego, no doprawdy.
-Bez żartów, Strażniczko. – tym razem służący naprawdę się wkurzył.
-O, ty już jesteś lepiej poinformowany. – zdenerwował ją. Zawsze, gdy była wściekła, zaczynała kpić. – Ostatni zabójca, którego na mnie wysłaliście, myślał, że jestem łowczynią.
-Proszę… iść… ze mną. – Silva poczuła nagle nacisk ostrza pod żebrami i sklęła się w myślach na wszystkie możliwe sposoby i we wszystkich znanych językach na raz.
Dlaczego nie patrzyła na ręce tego kretyna?
-Ale koniecznie? – spojrzała na niego z lekką urazą. – Teraz?
Nie dała mężczyźnie szans na odpowiedź, kopiąc go w miejsce pod kolanem. Jedna jego noga zwiotczała. Zawył z bólu, ale nie puścił ostrza. Natomiast ona zdołała cofnąć się o krok.
Najbliżej stojący ludzie patrzyli w ich kierunku.
Jak ja tego nienawidzę.” – ze znużeniem pomyślała Silva.
A potem zaczęła panikować.
-On mnie napadł! – w jej oczach pojawiły się łzy, kiedy kurczowo chwyciła się ręki najbliższego człowieka. – Ma nóż! Nie widzicie??? Chciał mnie zabić! Jest szalony.
Czuje się jak ostatnia kretynka”
-Zabierzcie go ode mnie!
Mam nadzieje, że Dante i reszta tego nie widzą.”
-Ja się boje!
W szczególności Dante.”
-Ratuuuuuunku!
Jeśli oni to zobaczą, ucieknę na Antarktydę. I zapuszczę brodę. Zawsze lubiłam pingwiny”
-Obezwładnijcie go! On chcę mnie zabić! Nie dajcie mu do mnie podejść!
Albo do Afryki. Klimat trochę dla mnie za ciepły, no ale przeżyje.”
-Ja się go boje…. – wzrokiem lustrowała tłum.
Do diabła”
Korzystając z chwili, kiedy ludzie rzucili się na mężczyznę z nożem w ręce, Silva przekradła się na tyły tłumu i dołączyła do zszokowanej drużyny.
Dante otrząsnął się pierwszy.
-Błagam, powiedzcie mi, że ktoś z was to nagrał.
-Nie. – Natalia pokręciła głową.
-Co za pech. – westchnął łowca.
-Bogu dzięki. – w tej samej chwili stwierdziła Silva.
Otrzepała ubranie, na nowo zaplotła warkocz i rozbrajająco uśmiechnęła się do przyjaciół.
-Ani. Jednego. Słowa. – ostro spojrzała na Cyryla, który już otwierał usta. – Mamy problemy.
Krótko wyjaśniła powody zamieszania.
-Czyli do spotkania z Moriartym raczej nie dojdzie. – ocenił w końcu Nikolaj.
-Nie dzisiaj. – Silva pokręciła głową. – Dalej mnie nie docenia. Myślał, że jeden zabójca wystarczy, żeby mnie pojmać. MNIE.
-To szokujące, kuzynko. – Dante z przekorą pokręcił głową. – A ilu byś chciała. Pięciu? Dziesięciu? Piętnastu?
-A ile rozwalasz ty? – zaciekawiła się.
-Ostatnio udało mi się dwudziestu. Ale to było przed Wigilią.
-Dwudziestu. To ładnie, ale ja…
-Przepraszam, ale mamy chwilowo na głowie odrobinę poważniejszą sprawę. – zauważył Adrian. – Jak znajdziemy teraz Moriarty’ego?
-Ten facet miał mnie do niego zawieść więc najprawdopodobniej przebywa w Londynie. Dante, znasz jakiegoś dobrego hakera?
-Najlepszego. – skinął głową.
-Wiesz, czego powinien szukać. Bogaty facet, zna się na świecie łowców i Strażników, ma kontakty na całym świecie, może być w sprzeczności z prawem.
-Wiem, Silvo. – łowca skinął głową.
-Świetnie. Ktoś ma jakieś pomysły, co możemy dziś robić do czasu uzyskania poważniejszych informacji?

*

-Serio sądzisz, że to dobry pomysł? – zapytała Silva pół godziny później.
-A skądże znowu. Ale Maddy się podoba. – Dante wzruszył ramionami. – A poza tym czuje, że znajdziesz w nim bratnią dusze.
-Czy łowca, do którego idziemy, jest delikatny, niewinny, romantyczny i pobożny, zna rycerskie obyczaje i ma dobre maniery? – zatrzymała się, udając wzruszenie.
-Nie. Mówiłem, że cię przypomina. To zarozumiały wojownik ceniący się najwyżej ze wszystkich, bardzo dobry, ale nie najlepszy, czasami bezuczuciowy. Taki dowódca pozbawiony skrupułów.
-To nieomylnie znaczy, że jest twoim krewnym.
-Silvo!
Roześmiała się.
-No dobra, nie złość się. Powiesz mi w końcu, kto to?
-Mnie też to ciekawi. – zauważyła Julia, przysłuchująca się rozmowie.
-Nazywa się Lucas. – wyjaśnił Dante. – Jest potomkiem największego łowcy w historii.

wtorek, 18 sierpnia 2015

37



-Nie Arashi, mylisz się. My ich wcale nie śledzimy. My… - Julia przez krótką chwile zastanawiała się nad odpowiednim słowem. W końcu zrezygnowała. – Po prostu się zamknij, dobrze?
 Zabójca popatrzył na nią z rozbawieniem. Już od ponad godziny podążali za Natalią i Adrianem. Targ książek mieścił się na świeżym powietrzu, na pomniejszym, weneckim rynku.
 -Wolałabym śle… znaczy się, chodzić za Maddy i Nikolajem, to jasne, ale oni nie wyglądali, jakby zamierzali ruszać się z domu wuja Dantego. Rozumiesz, nie?
 Arashi krótko skinął głową.
 -W sumie to na co czekamy? – zapytał cicho.
 -Aż się pocałują.
 -Co proszę? – młody Tenmetsu wyglądał na mocno zdziwionego.
 -No… ludzie tak robią. Jak są razem. – Julia nagle posłała ostre spojrzeniem przyjacielowi. – Jak są PARĄ, Arashi. Uprzedzam, że jak mnie pocałujesz, to pobije cię tak, że własna matka cię nie pozna.
 -W porządku. – spokojnie stwierdził zabójca. – Nawet o tym nie myślałem.
 Myślał o tym. Ale tylko przez krótką chwilę.
 -Chwila… - Julia wyciągnęła lornetkę i przytknęła ją do oczu. – O, Adrian do niej podchodzi! Nachyla się… nie, tylko przeglądają jakąś książkę. A szkoda. Było tak blisko. Wiesz, Adrian jest niczego sobie.
 -Co to znaczy?
 -Że jest przystojny. – cierpliwie wytłumaczyła Julia.
 -Sądzę, że łowca może się podobać. – przyznał Arashi, krytycznie przyglądając się chłopakowi. – A ty, co o nim myślisz?
 -No wiesz, to mój kuzyn.
 -Mimo wszystko.
 -Gustuje w innych. Wysokich, dowcipnych, jasnowłosych.
 „No doprawdy” – Arashiemu ani przez chwile nie przyszło do głowy, że łowczyni z niego kpi.
 Julia uśmiechnęła się pod nosem. Nagle oczy jej błysnęły.
 -Ej, widzisz? Adrian się nad nią nachyla i… Ha! Wiedziałam, że ją pocałuje!
 -Ja nie patrzę. – stwierdził zabójca, odwracając się plecami do właśnie rozgrywającej się sceny.
 -Nie musisz. – odparła Julia, wyjmując z torby kamerę. – Wypale ci płytkę.


*


Zaledwie kilkanaście kroków dalej Natalia i Adrian trwali w pocałunku. Dziewczyna zatraciła się na dobrą chwile, ale już po momencie odzyskała zmysły.
 Odepchnęła chłopaka.
 -Co to było? – wykrztusiła.
 -No cóż… chyba cię pocałowałem. – Adrian z bezradnym uśmiechem wzruszył ramionami.
 Natalia zaczerpnęła powietrza, a potem z całej siły dała mu w twarz.


*


Nikolaj i Madeleine wyszli z domu zaraz po Julii i Arashim. Do południa załatwiali sprawy związane z Phoenix, potem zaś usiedli w małej kawiarni przy rogu ulicy i zamówili kawę mrożoną.
 -Padam z nóg. – westchnęła Maddy, rozciągając się na krześle.
 -Przecież ty nic nie robiłaś. To ja omawiałem wszystkie sprawy z naszymi prawnikami i klientami, a ty tylko udawałaś, że jesteś szpiegiem i pracujesz dla FBI, robiąc różne podteksty. – zauważył rozbawiony Nikolaj, popijając kawę.
 -Nawet nie wiesz jak trudno udawać szpiega. – z urazą odparła dziewczyna. Nagle zakrztusiła się swoim napojem. – Słuchaj, pogramy w „co widzę”. Widzę dwóch kretynów biegnących przez rynek i gonionych przez dwie długonogie blondynki.
 -Cyryl i Metody osiągają rekordy we wpadaniu w tarapaty. – chłopak z niedowierzaniem pokręcił głową, wyglądając przez okno. – Ale sprint mają niezły, musisz przyznać.
 -Całkiem całkiem. – krytycznie przyznała Madeleine. – Słuchaj, myślisz, że co przeskrobali? 
-Nie mam pojęcia. Może poinformowali te dwie, że takie buty są już nie modne od dwóch sezonów?
 -A ty skąd wiesz? – zaciekawiła się dziewczyna.
 -Mam siostrę, Maddy. Chodź, chyba powinniśmy im pomóc.
 Nikolaj pośpiesznie uiścił zapłatę i wybiegli z lokalu na rozpalone ulice Wenecji. Dwie oszałamiające blondynki na obcasach nadal goniły młodszych braci Madeleine.
 Przyjaciele przez moment przyglądali się tej scenie. Nikolaj, jak zresztą zwykle, otrząsnął się pierwszy.
 -Ja je zatrzymam, ty wiej z Cyrylem i Metodym. – zaproponował.
 -Niech będzie. Ale koniecznie musimy ich ratować?
 Chłopak spojrzał na nią z ukosa. Westchnęła z rezygnacją.
 -To chyba znacz że tak?
 -Spotkamy się pod domem twojego wujka.
 -O ile to przeżyjesz. – ponuro skwitowała Madeleine. – Te ich torebki wyglądają dosyć złowrogo. Kto wie, co się tam mieści.
 -Jasne, może poderżną mi gardło pilnikiem od paznokci. – z ironią stwierdził chłopak. – Chodźże wreszcie.
 -A czemu by nie? Pilniki od paznokci to czyste zło. O ile dobrze pamiętam, kiedyś ciocia Silva rozwaliła jakiegoś ninja, używając samej lokówki do włosów.
 -Ona w ogóle posiada coś takiego? – Nikolaj zatrzymał się w pół kroku.
 -Nie sądzę. Z tego co pamiętam, to ten ninja wpadł co salonu fryzjerskiego.
 -A co twoja ciotka mogła robić w salonie fryzjerskim?
 -Przestań zadawać trudne pytania. Idziemy, czy nie?
 Chłopak przewrócił oczyma i pobiegł za przyjaciółką.


*


-W ostatniej chwili. – westchnął Metody pół godziny później, kiedy razem z obdrapanym Nikolajem spotkali się w domu wuja Dantego. W drzwiach powitał ich naburmuszony Oliver, ale zaraz uciekł na piętro. – Dzięki za ratunek.
 -Osobiście nie potrzebowałem ratunku. – stwierdził Cyryl, przyciskając lód do spuchniętego oka. – Radziłem sobie świetnie.
 -Szczególnie kiedy ta niższa przywaliła ci prawym sierpowym prosto w twarz. – ironicznie przyznała Madeleine.
 -Pozwoliłem jej na to, bo jestem gentelmanem!
 -Nie zgrywaj się, prawdziwy gentelman zrobiłby to całkiem inaczej. – prychnęła jego siostra.
 -Jak na przykład? – z niezadowoleniem zapytał Cyryl.
 -Też mi pytanie…
 Nikolaj nie słuchał dalej ich kłótni. Okazało się, że w torebki były naprawdę zabójczą bronią. Podczas osłaniania odwrotu dorobił się kilkunastu siniaków, pięciu szram od paznokci na lewym policzku i coś dziwnie chrupało mu w szczęce.
 -Kiedy wróci reszta? – zaciekawił się.
 -Mam lepsze pytanie. – Maddy przekrzywiła głowę. – Co takiego zrobiliście tym dziewczynom?
 -Zaczęło się od ucieczki z miejsca zdarzenia, potem one nas dogoniły, ten kretyn – Metody wskazał na Cyryla. – powiedział coś o tym, że nie są odpowiednio ubrane i wyglądają trochę jak gęsi…
 -Lubie gęsi. – pokojowo zauważył Cyryl.

-...no a potem to już wiecie. – dokończył jego brat.
 -Jesteśmy! – ułamek sekundy później trzasnęły drzwi. Do pokoju weszli Arashi, Julia, Natalia i Adrian. Ten ostatni miał na policzku zaczerwieniony ślad: odbicie ręki, z wyraźnie widoczną piątką palców.
 Młoda łowczyni wesoło wymachiwała trzymaną w ręku kamerą.
 -Co tam u was? Po twarzy Adriana wnioskuje, że wmieszaliście się w wojnę gangów. – Madeleine uśmiechnęła się.
 -Twoi bracia i Nikolaj nie wyglądają lepiej. – ponuro odparł spoliczkowany.
 -My… hm… z honorem broniliśmy godności spotkanych na ulicy dam. – zełgał Nikolaj.
 -Ta, jasne…
 Natalia nie obejrzawszy się na nikogo, wbiegła po schodach na piętro, do swojego pokoju. Nikolaj wyprostował się i posłał Adrianowi zabójcze spojrzenie mówiące: „Co zrobiłeś mojej młodszej siostrzyczce!?”.
 -Ale mam dobre ujęcie. – z uśmiechem stwierdziła Julia, opadając na głęboki fotel.
 -Ujęcie czego? – zapytał Metody.
 -Em… no, długo by mówić. – dziewczyna przez moment wyglądała na odrobinę zmieszaną.
 Chwile potem do domu wpadła Silva. Zdjęła wiatrówkę, starannie wieszając ją na haczyku, przygładziła włosy, usiadła na najbliższym krześle i otworzyła na trzeciej stronię książkę leżącą w zasięgu ręki.
 -Dla waszej informacji, siedzę tu już od trzech godzin i nie ruszam się z miejsca, zrozumiano? – potoczyła ostrym wzrokiem po zebranych. – ZROZUMIANO???
 -Jasne, ciociu. – Julia wręcz mechanicznie skinęła głową.
 -Dziękuje. – Silva złagodniała. Uśmiechnęła się nawet lekko. – Trochę się zapomniałam. Aha, i nawiasem mówiąc, zaraz będzie tu Dante.
 Nie myliła się: łowca zjawił się chwile później. Obdarzył kuzynkę podejrzliwym spojrzeniem, uprzejmie przywitał się z siostrzeńcami, Julią, Adrianem, Arashim i Nikolajem i usiadł za stołem.
 -Ja spędziłem wspaniały dzień. – uśmiechnął się lekko. – A jak wy?
 -Nudno. – Madeleine ukryła twarz za książką.
 -E… jakoś tak nijako. – Cyryl lekceważąco machnął ręką.
 -Właśnie. Długi, leniwy dzień poświęcony czytaniu i rozważaniu dzieł Tołstoja. – Silvie udało się zrobić autentycznie poważną minę.
 -Ogólnie nieciekawie. – śpiewnym głosem dodała Julia, a Adrian jej przytaknął.
 Dante potoczył zdumionym wzrokiem po zebranych.
-Jak możecie? Wenecja to takie ciekawe miasto…