39
-Dante Vale… czy można wiedzieć, co pan tu robi? – zapytał Lucas.
Miał brązowe włosy i zielone oczy. Dziwnie przypominał Julii kogoś, kogo niedawno poznała.
-Och, jestem na wakacjach. – Dante uśmiechnął się beztrosko. – A wy?
-Na misji. – zielonowłosa dziewczyna ( Oliver na jej widok na chwile zapomniał języka) z irytacją przekrzywiła głowę. Wskazała na grupę stojącą za plecami łowcy. – No a to kto?
Silva usiłowała ją ignorować, udając niesamowite zainteresowanie starym witrażem zabytkowej katedry, w której się spotkali. Na chwile słońce wydostało się zza grubej warstwy typowej dla Anglii chmur i przeszło przez witraż, malując na twarzy Strażniczki czerwono-złoto-zielone wzory.
-To moi siostrzeńcy: Madeleine, Cyryl i Metody, to dalsza rodzina, czyli Julia, Adrian i Oliver, to Nikolaj Bates i jego siostra Natalia, Arashi, e… przyjaciel rodziny… no i Silva McEver, moja kuzynka.
-Silva? – Lucas przekrzywił głowę. – Ciekawe imię. – stwierdził kpiąco.
Strażniczka przebiła go ostrym spojrzeniem, przy okazji przyglądając się jego towarzyszom.
Była ich dwójka. Owa młoda, zielonowłosa dziewczyna i ciemnoskóry mężczyzna. Silva tylko raz rzuciła okiem na miecz za jego plecami, potem na pocięte bliznami ręce i w końcu na wole walki w oczach i od razu stwierdziła, że będą się świetnie dogadywać.
-A kim wy jesteście? – zapytała, zwężając oczy. Dante już wcześniej podał jej imiona łowców, ale miała ochotę zobaczyć minę Lucasa.
Był wściekły.
-Nie słyszałaś o najlepszej grupie łowców na świecie? – warknął.
-Jasne, że słyszałam. – odpowiedziała mu najniewinniejszym ze swoich uśmiechów. – Tylko, z tego co pamiętam, należy do niej mój kuzyn.
-Kiedyś pokonaliśmy drużynę Dantego Vale’a. – prychnęła zielonowłosa.
-Wcale nie. – z urazą zaprotestował Dante.
-Bo użyliście podstępu!
-Osobiście twierdze, że posługiwanie się inteligencją w czasie walki nie jest takim złym pomysłem. – wtrąciła Silva. – No to może się przedstawicie?
-Ja jest Lucas. – syknął dowódca, przewiercając ją wzrokiem. – Lucas Caste…
-Nazwisko nie jest nam potrzebne. – przerwał mu Adrian.
Lucas zgrzytnął zębami.
-Ja jestem Lane. – wtrąciła zielonowłosa.
-A ja Dellix. – cicho dodał ciemnoskóry mężczyzna, mierząc łowców czujnym spojrzeniem.
-No to jak już się poznaliśmy, to może pójdziemy na pizze? – absolutnie niewinnym głosem zapytał Cyryl.
Lucas prychnął cicho, znowu sprawiając, że zaczął przypominać Julii… właśnie, kogo? Gdzie widziała już tą zaciętą minę, irytacje w jadeitowych oczach, grymas na twarzy?
Gdzie???
-Jesteśmy tu na misji, że tak przypomnę. – stwierdził z irytacją. – Więc dzięki Dante, że przedstawiłeś nam swoją grupę, ale musicie już iść.
-A czego tu szukacie? – zapytała Madeleine.
-Zgadnij, dziewczynko. – Lucas skrzyżował ręce na piersiach.
-Zamknij się, kretynie. – odparła uprzejmie. – Ale jeśli już mam zgadywać… czy ja wiem? Chodzi pewnie o katakumby.
-Nie. – pokręcił głową.
-O ołtarz?
-Nie.
-O strych?
-Nie bardzo. – Lane pokręciła głową.
-A więc…
-Sądzę, że chodzi o nas. – usłyszeli za plecami kpiący głos.
Odwrócili się jak na komendę, stając twarzą w twarz z piętnastką ubranych na ciemno łowców.
Twarz Silvy rozpromienił uśmiech.
-No wreszcie! Już się bałam, że zanudzę się na śmierć. Było czekać tak długo? Już się nie mogę doczekać potyczki na śmierć i życie.
*
-Poddajcie się. – cicho powiedziała przywódczyni wrogich łowców, z włosami ściętymi tuż przy skórze.
-Ależ ci się poszczęściło. – mruknął Dante do Silvy, szykując się do walki.
-Owszem, wiem. – Strażniczka uśmiechnęła się szeroko.
-Dante, ona walczy z nami czy przeciwko nam? – po raz pierwszy w głosie Lucasa zabrzmiała niepewność.
-Sądzę, że z nami. – po chwili zastanowienia stwierdził Dante. – Ale generalnie to zależy od jej humoru. I od tego, czy się na mnie nie obraziła.
-Zastanówmy się. – Silva zmarszczyła brwi. – Nie, chyba się na ciebie nie obraziłam. Chyba, że zrobiłeś coś, o czym nie wiem.
-Nie sądzę.
-A więc spoko. A, właśnie – Strażniczka uśmiechnęła się do przywódczyni łowców. – Jasne, że się nie poddajemy.
-Co się dzieje? – Arashi nachylił się nad uchem Julii.
-Walki między łowcami. – cicho odparła dziewczyna. – To… skomplikowane. Natalia, uważaj!
Z ręki jednego z ich przeciwników wystrzeliła kula światła, o włos mijając dziewczynę. Adrian osłonił ją w ostatniej chwili. Siła uderzenia pchnęła ich pod ławki.
Julia pokręciła głową.
-Mój kuzyn to kretyn.
-Natalia… - zaczął Nikolaj.
-Nic jej nie będzie, całą siłę uderzenia przyjął na siebie Adrian, a on jest łowcą. – pośpiesznie wytłumaczyła Madeleine. – Ukryj się gdzieś, NATYCHMIAST. Nie chcę się dowiedzieć, że dostałeś od jednego z nich. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Chłopak krótko skinął głową, a potem pobiegł w stronę ławek, pod które rzuciło trafionych. O włos uniknął uderzenia i wślizgnął się na miejsce obok siostry.
-Wszystko w porządku? – niechętnie spojrzał na Adriana.
Łowca lekko skinął głową. Z kącika jego ust sączyła się krew.
Tymczasem Silva i Dellix równocześnie rzucili się do ataku. Zaatakowali piątkę łowców jednocześnie. Dante rzucił się na trzech, Lucas i Lane zajęli się czwórką, w momencie kiedy Julia, Madeleine, Arashi i Metody zaszarżowali na ostatnią trójkę. Cyryl był zajęty powstrzymywaniem przerażonego Olivera, który szykował się do ucieczki.
Strażniczka zawirowała miękko, uchyliła się przed błyskawicznym atakiem jednego z przeciwników, w tym samym momencie przejeżdżając sztyletem po policzku drugiemu. Kopnęła go na bok, żeby nie przeszkadzał jej w walce i uderzyła tego pierwszego w splot słoneczny. Cofnęła się o krok, wytrącając kolejnego z równowagi, a potem podcięła mu nogi. Odwracała się już w stronę następnych, ale Dellix dobrze wykonał robotę.
Leżeli nieprzytomni.
Spojrzała na niego z urazą.
-Hej, oni byli moi!
-Ty miałaś trzech, ja dwóch, Strażniczko. – łowca wzruszył ramionami.
Wykrzywiła usta w uśmiechu.
-Aż tak widać, że jestem Strażniczką?
-Tak.
-No cóż… Dante, a ty już swoich…
Silva urwała, widząc, jak ostatni przeciwnik jej kuzyna powoli opada na kolana, a potem wywraca się na twarz. Przesunęła wzrokiem po reszcie: Lucas i Lane sobie poradzili, Julia, Madeleine, Metody i Arashi też.
-To nie fair. – gniewnie skrzyżowała ręce na piersiach. – Dlaczego nikt mi żadnego nie zostawił?
-To nie jest zabawa, Silvo. – z uśmiechem zauważył Dante. Potem zwrócił się do Lucasa. – Czyżby znowu działał nasz stary wróg?
-Tak, ale… są niesamowicie słabi. – odparł chłopak. – Nie sądziłem, że mogą wysłać tak duży oddział.
-Czemu czekaliście na nich w kościele? – zapytał Dante.
-To długa historia. Jednego z twoich trafili. Co z nim?
-Ze mną w porządku. – stwierdził Adrian. Stał prosto, mimo, że trochę drżały mu nogi. Miał pokrwawione wargi, ale wyglądał na całego.
Cyryl rozwiązał problem z Oliverem, podkładając mu nogę i siadając na jego plecach. Z ciekawością podniósł głowę, słysząc rozmowę.
-Mam takie pytanie. – uśmiechnął się lekko. – Co myślicie o tym, żeby teraz pójść na tą pizze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz