poniedziałek, 24 sierpnia 2015

39



 -Dante Vale… czy można wiedzieć, co pan tu robi? – zapytał Lucas. 
Miał brązowe włosy i zielone oczy. Dziwnie przypominał Julii kogoś, kogo niedawno poznała.
 -Och, jestem na wakacjach. – Dante uśmiechnął się beztrosko. – A wy?
 -Na misji. – zielonowłosa dziewczyna ( Oliver na jej widok na chwile zapomniał języka) z irytacją przekrzywiła głowę. Wskazała na grupę stojącą za plecami łowcy. – No a to kto?
 Silva usiłowała ją ignorować, udając niesamowite zainteresowanie starym witrażem zabytkowej katedry, w której się spotkali. Na chwile słońce wydostało się zza grubej warstwy typowej dla Anglii chmur i przeszło przez witraż, malując na twarzy Strażniczki czerwono-złoto-zielone wzory.
 -To moi siostrzeńcy: Madeleine, Cyryl i Metody, to dalsza rodzina, czyli Julia, Adrian i Oliver, to Nikolaj Bates i jego siostra Natalia, Arashi, e… przyjaciel rodziny… no i Silva McEver, moja kuzynka.
 -Silva? – Lucas przekrzywił głowę. – Ciekawe imię. – stwierdził kpiąco.
 Strażniczka przebiła go ostrym spojrzeniem, przy okazji przyglądając się jego towarzyszom.
 Była ich dwójka. Owa młoda, zielonowłosa dziewczyna i ciemnoskóry mężczyzna. Silva tylko raz rzuciła okiem na miecz za jego plecami, potem na pocięte bliznami ręce i w końcu na wole walki w oczach i od razu stwierdziła, że będą się świetnie dogadywać.
 -A kim wy jesteście? – zapytała, zwężając oczy. Dante już wcześniej podał jej imiona łowców, ale miała ochotę zobaczyć minę Lucasa.
 Był wściekły.
 -Nie słyszałaś o najlepszej grupie łowców na świecie? – warknął.
 -Jasne, że słyszałam. – odpowiedziała mu najniewinniejszym ze swoich uśmiechów. – Tylko, z tego co pamiętam, należy do niej mój kuzyn.
 -Kiedyś pokonaliśmy drużynę Dantego Vale’a. – prychnęła zielonowłosa.
 -Wcale nie. – z urazą zaprotestował Dante.
 -Bo użyliście podstępu!
 -Osobiście twierdze, że posługiwanie się inteligencją w czasie walki nie jest takim złym pomysłem. – wtrąciła Silva. – No to może się przedstawicie?
 -Ja jest Lucas. – syknął dowódca, przewiercając ją wzrokiem. – Lucas Caste…
 -Nazwisko nie jest nam potrzebne. – przerwał mu Adrian.
 Lucas zgrzytnął zębami.
 -Ja jestem Lane. – wtrąciła zielonowłosa.
 -A ja Dellix. – cicho dodał ciemnoskóry mężczyzna, mierząc łowców czujnym spojrzeniem.
 -No to jak już się poznaliśmy, to może pójdziemy na pizze? – absolutnie niewinnym głosem zapytał Cyryl.
 Lucas prychnął cicho, znowu sprawiając, że zaczął przypominać Julii… właśnie, kogo? Gdzie widziała już tą zaciętą minę, irytacje w jadeitowych oczach, grymas na twarzy?
 Gdzie???
 -Jesteśmy tu na misji, że tak przypomnę. – stwierdził z irytacją. – Więc dzięki Dante, że przedstawiłeś nam swoją grupę, ale musicie już iść.
 -A czego tu szukacie? – zapytała Madeleine.
 -Zgadnij, dziewczynko. – Lucas skrzyżował ręce na piersiach.
 -Zamknij się, kretynie. – odparła uprzejmie. – Ale jeśli już mam zgadywać… czy ja wiem? Chodzi pewnie o katakumby.
 -Nie. – pokręcił głową.
 -O ołtarz?
 -Nie.
 -O strych?
 -Nie bardzo. – Lane pokręciła głową.
 -A więc…
 -Sądzę, że chodzi o nas. – usłyszeli za plecami kpiący głos.
 Odwrócili się jak na komendę, stając twarzą w twarz z piętnastką ubranych na ciemno łowców.
 Twarz Silvy rozpromienił uśmiech.
 -No wreszcie! Już się bałam, że zanudzę się na śmierć. Było czekać tak długo? Już się nie mogę doczekać potyczki na śmierć i życie.


*


-Poddajcie się. – cicho powiedziała przywódczyni wrogich łowców, z włosami ściętymi tuż przy skórze.
 -Ależ ci się poszczęściło. – mruknął Dante do Silvy, szykując się do walki.
 -Owszem, wiem. – Strażniczka uśmiechnęła się szeroko.
 -Dante, ona walczy z nami czy przeciwko nam? – po raz pierwszy w głosie Lucasa zabrzmiała niepewność.
 -Sądzę, że z nami. – po chwili zastanowienia stwierdził Dante. – Ale generalnie to zależy od jej humoru. I od tego, czy się na mnie nie obraziła.
 -Zastanówmy się. – Silva zmarszczyła brwi. – Nie, chyba się na ciebie nie obraziłam. Chyba, że zrobiłeś coś, o czym nie wiem.
 -Nie sądzę.
 -A więc spoko. A, właśnie – Strażniczka uśmiechnęła się do przywódczyni łowców. – Jasne, że się nie poddajemy.
 -Co się dzieje? – Arashi nachylił się nad uchem Julii.
 -Walki między łowcami. – cicho odparła dziewczyna. – To… skomplikowane. Natalia, uważaj!
 Z ręki jednego z ich przeciwników wystrzeliła kula światła, o włos mijając dziewczynę. Adrian osłonił ją w ostatniej chwili. Siła uderzenia pchnęła ich pod ławki.
 Julia pokręciła głową.
 -Mój kuzyn to kretyn.
 -Natalia… - zaczął Nikolaj.
 -Nic jej nie będzie, całą siłę uderzenia przyjął na siebie Adrian, a on jest łowcą. – pośpiesznie wytłumaczyła Madeleine. – Ukryj się gdzieś, NATYCHMIAST. Nie chcę się dowiedzieć, że dostałeś od jednego z nich. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
 Chłopak krótko skinął głową, a potem pobiegł w stronę ławek, pod które rzuciło trafionych. O włos uniknął uderzenia i wślizgnął się na miejsce obok siostry.
 -Wszystko w porządku? – niechętnie spojrzał na Adriana.
 Łowca lekko skinął głową. Z kącika jego ust sączyła się krew.
 Tymczasem Silva i Dellix równocześnie rzucili się do ataku. Zaatakowali piątkę łowców jednocześnie. Dante rzucił się na trzech, Lucas i Lane zajęli się czwórką, w momencie kiedy Julia, Madeleine, Arashi i Metody zaszarżowali na ostatnią trójkę. Cyryl był zajęty powstrzymywaniem przerażonego Olivera, który szykował się do ucieczki.
 Strażniczka zawirowała miękko, uchyliła się przed błyskawicznym atakiem jednego z przeciwników, w tym samym momencie przejeżdżając sztyletem po policzku drugiemu. Kopnęła go na bok, żeby nie przeszkadzał jej w walce i uderzyła tego pierwszego w splot słoneczny. Cofnęła się o krok, wytrącając kolejnego z równowagi, a potem podcięła mu nogi. Odwracała się już w stronę następnych, ale Dellix dobrze wykonał robotę.
 Leżeli nieprzytomni.
 Spojrzała na niego z urazą.
 -Hej, oni byli moi!
 -Ty miałaś trzech, ja dwóch, Strażniczko. – łowca wzruszył ramionami.
 Wykrzywiła usta w uśmiechu.
 -Aż tak widać, że jestem Strażniczką?
 -Tak.
 -No cóż… Dante, a ty już swoich…
 Silva urwała, widząc, jak ostatni przeciwnik jej kuzyna powoli opada na kolana, a potem wywraca się na twarz. Przesunęła wzrokiem po reszcie: Lucas i Lane sobie poradzili, Julia, Madeleine, Metody i Arashi też.
 -To nie fair. – gniewnie skrzyżowała ręce na piersiach. – Dlaczego nikt mi żadnego nie zostawił?
 -To nie jest zabawa, Silvo. – z uśmiechem zauważył Dante. Potem zwrócił się do Lucasa. – Czyżby znowu działał nasz stary wróg?
 -Tak, ale… są niesamowicie słabi. – odparł chłopak. – Nie sądziłem, że mogą wysłać tak duży oddział.
 -Czemu czekaliście na nich w kościele? – zapytał Dante.
 -To długa historia. Jednego z twoich trafili. Co z nim?
 -Ze mną w porządku. – stwierdził Adrian. Stał prosto, mimo, że trochę drżały mu nogi. Miał pokrwawione wargi, ale wyglądał na całego.
 Cyryl rozwiązał problem z Oliverem, podkładając mu nogę i siadając na jego plecach. Z ciekawością podniósł głowę, słysząc rozmowę.
 -Mam takie pytanie. – uśmiechnął się lekko. – Co myślicie o tym, żeby teraz pójść na tą pizze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz