piątek, 21 sierpnia 2015

38


-Spóźnimy się. – grobowym głosem stwierdziła Silva. – Spóźnimy się.
Biegli przez londyńskie ulice, nawet nie myśląc o zatrzymaniu jakiejś taksówki. Była za pięć dwunasta, a oni mieli jeszcze daleką drogę do pałacu Buckingham.
-To wszystko przez ten samolot. – stwierdził zirytowany Oliver.
-To wszystko przez to, że ty i Cyryl zaspaliście na wcześniejszy lot. – sprostowała poirytowana Madeleine. – Myślicie, że Moriarty na nas poczeka?
Julia w biegu powtórzyła pytanie Arashiemu.
-On nie czeka na nikogo. Nigdy. – odpowiedział cicho.
Silva zgrzytnęła zębami, słysząc jego słowa.
-Dante, myślisz, że jest jakiś skrót?
-Może jest. Pobiegniesz?
-Mogę spróbować. Przejmij mój plecak.
Nie zwalniając, ściągnęła pakunek i rzuciła go kuzynowi. Przyśpieszyła, rozpychając się między przechodniami i po chwili zniknęła im z oczu.
-Bogu dzięki, teraz możemy już odpocząć? – z ulgą zapytał Cyryl.
-Nie. – Dante pokręcił głową. – Chcę spotkać Moriarty’ego.
-Ty wujku. Ale czy my musimy?
-Jakim cudem jesteś moim siostrzeńcem, co?
-Było spore prawdopodobieństwo, że w końcu w rodzinie pojawi się jakiś patałach. – zauważył Metody.
-I zjawiło się nawet dwóch. – kąśliwie dodała Madeleine.
-Jakim prawem obrażasz Remiego?
-Mówię o tobie, kretynie.
-Pośpieszcie się. – warknął Adrian. Od wczoraj miał beznadziejny humor.
Nikolaj posłał mu wrogie spojrzenie.
-Szybko. – rozkazał Dante. – Jeśli to zasadzka, Silva może mieć kłopoty.

*

Chwilowo największym kłopotem Silvy był czas.
Kiedy przepychała się ulicą jakieś dwieście metrów od pałacu, zegar wskazywał, że ma jeszcze trzydzieści sekund. Ominęła szerokim łukiem grupę amerykańskich turystów i wybiegła na drogę. W ostatniej chwili rozminęła się z jakimś samochodem, roztrąciła przechodniów i w mistrzowskim czasie znalazła się na placu.
Pięć sekund przed czasem.
Przez chwile żałowała, że Dantego tu nie ma. Jak ktoś kiedyś powiedział: „Kiedy podbijasz świat, niech twoi arcywrogowie o tym wiedzą”.
-Kiedy pobijam rekordy, Dante zdecydowanie powinien tu być. – mruknęła pod nosem.
W następnym momencie uświadomiła sobie kolejny minus wynikający z nieobecności Dantego.
Nikt nie ubezpieczał jej pleców.
Zazwyczaj walczyła sama i nie przeszkadzały jej takie rzeczy, ale w tłumie ludzi poczuła, że pomoc by się przydała.
A poza tym jak rozpoznać Moriarty’ego?
Silva nie sądziła, że będzie stał w widocznym miejscu z karteczką zawieszoną na szyi z napisem „Jestem twoim arcywrogiem”, ale to by ułatwiało sprawę.
A więc?
-Panna Silva McEver? – cichy głos nad jej uchem sprawił, że drgnęła lekko.
Obróciła się powoli, starając się, żeby jej twarz nie wyrażała zdziwienia.
-Zależy dla kogo. – odpowiedziała z pogardą patrząc na rozmówcę.
Był to wysoki, siwowłosy mężczyzna. Trzymał się prosto, miał idealną sylwetkę dla wojownika, a na rękach – zauważyła to w ułamku sekundy – kilka blizn, płytkich cięć od broni. Sama miała ich trochę, pozostałości z czasu nauki.
-Jestem służącym pana Moriarty’ego. Przyszedłem po pannę McEver.
-Chwilowo moja grupa jest nie w komplecie. – odparła, z satysfakcją myśląc, że kuzyn zabił by ją za to określenie. Jej grupa – brzmi świetnie.
-Mam przywieźć tylko panią. – na twarzy mężczyzny malowała się już lekka irytacja.
-Jeżdżę tylko razem z moją przyzwoitką. – odparła najbardziej poważnym tonem, na jaki potrafiła się zdobyć. – A, i moi szanowni rodzice odradzają mi spotykania się z mordercami i szaleńcami. Kompletnie nie wiem dlaczego, no doprawdy.
-Bez żartów, Strażniczko. – tym razem służący naprawdę się wkurzył.
-O, ty już jesteś lepiej poinformowany. – zdenerwował ją. Zawsze, gdy była wściekła, zaczynała kpić. – Ostatni zabójca, którego na mnie wysłaliście, myślał, że jestem łowczynią.
-Proszę… iść… ze mną. – Silva poczuła nagle nacisk ostrza pod żebrami i sklęła się w myślach na wszystkie możliwe sposoby i we wszystkich znanych językach na raz.
Dlaczego nie patrzyła na ręce tego kretyna?
-Ale koniecznie? – spojrzała na niego z lekką urazą. – Teraz?
Nie dała mężczyźnie szans na odpowiedź, kopiąc go w miejsce pod kolanem. Jedna jego noga zwiotczała. Zawył z bólu, ale nie puścił ostrza. Natomiast ona zdołała cofnąć się o krok.
Najbliżej stojący ludzie patrzyli w ich kierunku.
Jak ja tego nienawidzę.” – ze znużeniem pomyślała Silva.
A potem zaczęła panikować.
-On mnie napadł! – w jej oczach pojawiły się łzy, kiedy kurczowo chwyciła się ręki najbliższego człowieka. – Ma nóż! Nie widzicie??? Chciał mnie zabić! Jest szalony.
Czuje się jak ostatnia kretynka”
-Zabierzcie go ode mnie!
Mam nadzieje, że Dante i reszta tego nie widzą.”
-Ja się boje!
W szczególności Dante.”
-Ratuuuuuunku!
Jeśli oni to zobaczą, ucieknę na Antarktydę. I zapuszczę brodę. Zawsze lubiłam pingwiny”
-Obezwładnijcie go! On chcę mnie zabić! Nie dajcie mu do mnie podejść!
Albo do Afryki. Klimat trochę dla mnie za ciepły, no ale przeżyje.”
-Ja się go boje…. – wzrokiem lustrowała tłum.
Do diabła”
Korzystając z chwili, kiedy ludzie rzucili się na mężczyznę z nożem w ręce, Silva przekradła się na tyły tłumu i dołączyła do zszokowanej drużyny.
Dante otrząsnął się pierwszy.
-Błagam, powiedzcie mi, że ktoś z was to nagrał.
-Nie. – Natalia pokręciła głową.
-Co za pech. – westchnął łowca.
-Bogu dzięki. – w tej samej chwili stwierdziła Silva.
Otrzepała ubranie, na nowo zaplotła warkocz i rozbrajająco uśmiechnęła się do przyjaciół.
-Ani. Jednego. Słowa. – ostro spojrzała na Cyryla, który już otwierał usta. – Mamy problemy.
Krótko wyjaśniła powody zamieszania.
-Czyli do spotkania z Moriartym raczej nie dojdzie. – ocenił w końcu Nikolaj.
-Nie dzisiaj. – Silva pokręciła głową. – Dalej mnie nie docenia. Myślał, że jeden zabójca wystarczy, żeby mnie pojmać. MNIE.
-To szokujące, kuzynko. – Dante z przekorą pokręcił głową. – A ilu byś chciała. Pięciu? Dziesięciu? Piętnastu?
-A ile rozwalasz ty? – zaciekawiła się.
-Ostatnio udało mi się dwudziestu. Ale to było przed Wigilią.
-Dwudziestu. To ładnie, ale ja…
-Przepraszam, ale mamy chwilowo na głowie odrobinę poważniejszą sprawę. – zauważył Adrian. – Jak znajdziemy teraz Moriarty’ego?
-Ten facet miał mnie do niego zawieść więc najprawdopodobniej przebywa w Londynie. Dante, znasz jakiegoś dobrego hakera?
-Najlepszego. – skinął głową.
-Wiesz, czego powinien szukać. Bogaty facet, zna się na świecie łowców i Strażników, ma kontakty na całym świecie, może być w sprzeczności z prawem.
-Wiem, Silvo. – łowca skinął głową.
-Świetnie. Ktoś ma jakieś pomysły, co możemy dziś robić do czasu uzyskania poważniejszych informacji?

*

-Serio sądzisz, że to dobry pomysł? – zapytała Silva pół godziny później.
-A skądże znowu. Ale Maddy się podoba. – Dante wzruszył ramionami. – A poza tym czuje, że znajdziesz w nim bratnią dusze.
-Czy łowca, do którego idziemy, jest delikatny, niewinny, romantyczny i pobożny, zna rycerskie obyczaje i ma dobre maniery? – zatrzymała się, udając wzruszenie.
-Nie. Mówiłem, że cię przypomina. To zarozumiały wojownik ceniący się najwyżej ze wszystkich, bardzo dobry, ale nie najlepszy, czasami bezuczuciowy. Taki dowódca pozbawiony skrupułów.
-To nieomylnie znaczy, że jest twoim krewnym.
-Silvo!
Roześmiała się.
-No dobra, nie złość się. Powiesz mi w końcu, kto to?
-Mnie też to ciekawi. – zauważyła Julia, przysłuchująca się rozmowie.
-Nazywa się Lucas. – wyjaśnił Dante. – Jest potomkiem największego łowcy w historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz