33
-A więc to mamy. – stwierdziła Madeleine Vale z uśmiechem ponurej satysfakcji na twarzy, wpatrując się w swoją komórkę, osmoloną i lekko potłuczoną, ale mimo to całą. – Nagraliśmy ich rozmowę! Czas, by to odsłuchać.
Siedziała obok Nikolaja na swoim łóżku. Chłopak powoli bandażował swój nadgarstek, nadwyrężony przy schodzeniu z dachu.
-Włączamy? – Maddy podniosła na niego ciekawy wzrok.
-Jasne. – powiedział niewyraźnie, przytrzymując zębami białe pasmo bandaża.
-Wspaniale! A więc słuchajmy i radujmy się!
Nacisnęła centralny przycisk telefonu. Najpierw usłyszeli ciche bzyczenie, potem własne głosy, kiedy dyskutowali nad już włączoną komórką. Potem był cichy szum, kiedy telefon był powoli spuszczany przez przewód kominowy.
A następnie… dobiegł ich niewyraźny głos wuja Dantego.
-Dobranoc, Silvo.
-Dobranoc Dante. C, prawda?
Nie usłyszeli odpowiedzi. Przez jakiś czas trwało milczenie, potem do ich uszu doszedł odgłos powolnych kroków. Fotel zaskrzypiał pod ciężarem osoby, która na nim usiadła. Dobiegło ich miarowe stukanie, które Madeleine dopiero po chwili skojarzyła z uderzaniem o siebie drutów.
-Dziergasz śliczną torebkę, Mildred. – usłyszeli zachrypnięty, kobiecy głos.
-Dziękuje, Jane. To dla mojej wnuczki. Ale… to nie jest torebka, tylko dziecięcy kaftanik. Nie widzisz?
-Wybacz, moja droga, zapomniałam okularów ze swojego pokoju.
-Właśnie widzę! – zaskrzeczała druga staruszka. – Też mi…
-A z czego to robisz? Z wełny, czy bawełny?
-Z wełny, rzecz jasna. Bawełna jest okropna, sztywna i strasznie się mnie, szybko się zużywa no i…
Nikolaj przerwał nagranie, widząc jak Madeleine wpatruje się w telefon z otwartymi ustami i głupim wyrazem twarzy.
-Może jesteś prorokinią? – zapytał z rozbawieniem.
Przyjaciółka posłała mu zdezorientowane spojrzenie.
-Co to było Nikolaj? Taka akcja, żeby dowiedzieć się, że Jane nie założyła okularów, a bawełna strasznie się mnie??? – zapytała z rozpaczą w głosie.
Chłopak patrzył na nią przez chwile, a potem parsknął śmiechem.
-Jak możesz się śmiać? – zapytała z urazą. – Przecież to katastrofa!
-Ale jaka popisowa! – wykrztusił, nie mogąc pohamować uśmiechu.
-Popisowa, mówisz? No, może…
-I miałaś bardzo zabawną minę. – dodał Nikolaj.
-Za coś takiego każdemu, no, może oprócz wujka Dantego powinnam wyłupić oczy.
-Ale mi tego nie zrobisz. – zauważył.
-Nie, tobie nie. Jesteś moim przyjacielem. – Madeleine westchnęła cicho i z zatroskaniem podciągnęła kolana pod brodę. Po chwili uniosła głowę i czujnie spojrzała na przyjaciela. – Ale nie powiesz Julii, prawda?
*
-Przepraszam, CO pani chcę kupić? – wykrztusił ateński kupiec.
Silva z irytacją pomyślała o poziomie jego inteligencji. Całkowity kretyn. Jeszcze gorszy od Dantego.
Jeszcze raz powtórzyła z kamienną miną, co chcę zakupić, niecierpliwie stukając palcami o ramię. Ich samolot odlatywał za dwie godziny, musiała się śpieszyć.
-Pani na pewno do mnie? Ja jestem spokojny człowiek, sprzedaje…
Kupiec urwał, widząc, jak w dłoni Strażniczki materializuje się długi sztylet. Zaczęła czyścić lśniące ostrze, obdarzając go morderczym spojrzeniem.
-No dobrze, dobrze…
Mężczyzna wyjął spod blatu stołu kwadratowy pakunek i położył przed nią. Pośpiesznie rozcięła sznurek, przytrzymujący szary papier i przyjrzała się zawartości pudełka. Z satysfakcją skinęła głową.
-Może być. Ile tego masz?
-Trochę. Ale pani nie z milicji?
-Nie kpij, człowieku. Ja jestem z Anglii, tam się rodzą sami psychopaci. – odparła sucho Silva. – Ile płace?
Kupiec cicho wymienił cenę. Otworzyła portfel i wyciągnęła z niej plik banknotów, a potem schowała pudełko do przewieszonej przez ramię torby. Chciała już odejść, ale nagle zatrzymała się i na nowo odwróciła się do sprzedawcy.
-Ja nie jestem z policji. – powiedziała spokojnie. – Ale za tego faceta w prochowcu, który się na nas gapi, nie ręczę.
Odeszła, czując na sobie wzrok zdumionego mężczyzny i bezbrzeżnie zadowolona ze swojego braku moralności.
*
-Mam to, o co prosiliście. – powiedziała Silva, natykając się między bazarami na bratanice i spacerującego u jej boku Arashiego. – Powinnam wiedzieć, po co to wam?
-Raczej nie, ciociu. – Julia uśmiechnęła się krzywo. – Jak mam ci się odwdzięczyć?
-Jeśli będziesz kiedyś miała szanse, ciśnij tym w wuja Dantego. – odparła Strażniczka, wzruszając ramionami. – A, i uważaj na CIA, FBI, oraz WNTU.
-WNTU? – zapytała zdezorientowana dziewczyna.
-Wszystkich na tej ulicy.
Silva włożyła pakunek w ręce bratanicy i odeszła spokojnym krokiem. Julia nie mogąc się powstrzymać, odgarnęła papier i uśmiechnęła się do szeregu małych buteleczek, wciśniętych jedna obok drugiej.
Ogień grecki.
McEver’owie kochali klasyczne zagrania.
*
-A więc żegnamy się już z Atenami. – lekkim tonem stwierdziła Silva, opadając w samolocie na fotel obok kuzyna. – No nareszcie.
-Jak wiedzę jesteś uradowana. – spokojnie odparł Dante, na chwile odrywając oczy od niebieskiego zeszytu, w którym coś notował.
Dla jego kuzynki ten notatnik był niczym złoty Graal i Arka Przymierza w jednym. Łowca pisał w nim prawie bez przerwy, doprowadzając Silve do granic możliwości.
Kobieta miała trzy opcje.
Opcja numer jeden: Zapisywał tam pomysły, jak pozbawić ją życia.
Opcja numer dwa: Pisał pamiętnik (ewentualnie autobiografie).
Opcja numer trzy: Zapisywał swoje sny, w których byli najlepszymi przyjaciółmi… nie, chyba jednak nie.
A więc miał tylko dwie opcje.
-Owszem. A, nawiasem mówiąc… - Silva urwała na chwile, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę. – D?
-Nie. Silva, błagam cię, przestań. Co cię obchodzi moja dziewczyna?
-Chcę być druhną. – odparła z zaskakującym, wręcz dziecinnym uporem.
W głośnikach rozległ się łagodny, kobiecy głos, nakazujący zapiąć pasy, a potem samolot poruszył się, powoli i jakby leniwie, przez chwile jechał po pasie startowym, a potem wzleciał w powietrze, targany lekkimi turbulencjami. Nawet przez moment kuzyni nie przestawali zawzięcie dyskutować o domniemanym ślubie.
-A więc zamierzasz chodzić w sukience, dyskutować o doborze kwiatów do kościoła z grupą rozgadanych starych panien i…
-Jak mam rozumieć, te rozgadane stare panny są najlepszymi przyjaciółkami twojej dziewczyny? Ile ma lat? Przewiduje, że jest po siedemdziesiątce. Czy trzyma sztuczną szczękę w szklance? Zawsze mnie interesowało, czy staruszki naprawdę to robią.
-Silvo!!!
-Czyli nie trzyma, co? – Strażniczka wyglądała na szczerze zawiedzioną. – A szkoda. Naprawdę szkoda.
-Ona nie ma siedemdziesięciu lat!
-Sześćdziesiąt dziewięć? Nie trafiłam? Oj, nie obrażaj się. Chodzi z laską czy bez? No, już się nie martw, te wszystkie stare panny umieją świetnie piec. Będę do was przyjeżdżała na święta.
-Nie dostaniesz prezentu pod choinkę. – ponurym głosem zastrzegł ją Dante, na nowo zaczynając pisać w zeszycie.
-To podłe.
-Wszystko, czego się nauczyłem o byciu potworem, pochodzi od ciebie. – stwierdził z przekąsem.
Silva patrzyła na niego przez chwile, a potem uśmiechnęła się.
-Właśnie dlatego jestem z ciebie dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz