niedziela, 29 listopada 2015

5



Następnego dnia rano Dante kończył właśnie dopijać kawę, kiedy do jego mieszkania wparowała Silva.
 -Cześć. – bez skrępowania usiadła w salonie naprzeciw niego, rzucając torbę w kąt.
 -Drzwi były zamknięte. – zauważył z lekkim zdziwieniem, spokojnie podnosząc kubek.
 -A teraz już nie są. – odparła radosnym tonem.
 -Czy coś w ogóle z nich zostało? – łowca miał nadzieje, że w jego głosie nie pobrzmiewała lekka obawa, jaką czuł.
 -No wiesz? – spojrzała na niego z urazą. – Nie mam przecież przy sobie podręcznego tarana!
 -Czyżby skonfiskowała go Ino? – zapytał.
 Strażniczka roześmiała się bez skrępowania. Na ten dźwięk Sherlock niezgrabnie zbiegł po schodach i doskoczył do niej, skomląc cicho.
 -Właśnie, jak ci się podobał prezent? – lekko pogłaskała szczeniaka po łebku. Utkwił w niej oddane, ufne spojrzenie czarnych oczu, a potem dwa razy okręcił się dookoła siebie i podreptał do Dantego, by ułożyć się u jego nóg.
 -To był prezent od ciebie? – łowca udał zdziwienie.
 -Cicho, bo będę miała obowiązek czymś w ciebie cisnąć. – zagroziła mu z uśmiechem. Niesamowicie tęskniła za tych ich sporami. – Masz prawo odzywać się tylko wtedy, kiedy chcesz mnie pochwalić.
 -Z morderczą miną ci do twarzy. – z uśmiechem poinformował ją kuzyn.
 Silva parsknęła śmiechem.
 -Nie całkiem o to mi chodziło. Serio, co sądzisz o psie?
 -Jest świetny, dziękuje. – kiedy Dante wyciągnął rękę, żeby pogłaskać szczeniaka, ten nastawił łepek i lekko oblizał jego dłoń, popiskując cicho.
 -Ja o niczym nie wiem. – założyła nogę na nogę w identyczny sposób, w jaki robił to on: płasko, z kostką na jednym kolanie i trochę dziwnie ułożonym drugim.
 To podobieństwo zachowań między nimi zauważali tylko postronni.
 -Ależ oczywiście. – łowca uśmiechnął się lekko. – No dobra Silvo, wdrożysz mnie wreszcie w szczegóły naszej misji?
 -Tak szybko? – zapytała z rezygnacją, a potem westchnęła ciężko. – Dobra, niech ci będzie, kuzynie. A więc jak wiesz, Moriarty już wie, że żyje i znowu mnie ściga. Tym razem wywodzenie go w pole lub ucieczka nie ma sensu… trzeba zrobić coś innego.
 -Chcesz go zniszczyć. – zgadł Dante.
 -Dokładnie. – skinęła głową. – Moriarty jest masowym zabójcą, bezimiennym dyktatorem. Pozbywając się go… wyświadczę światu przysługę.
 -Nie mogę przyłożyć ręki do morderstwa.
 -Wiem o tym i dlatego do niczego takiego cię nie nakłaniam. Po prostu pomóż mi go znaleźć. 
-Jak mam to zrobić?
 -Na razie jestem jeszcze w punkcie wyjścia. – Silva spochmurniała nagle.
 -Twoi informatorzy… - zaczął.
 -Moi informatorzy dzielą się na dwie grupy. – przerwała mu cicho. – Jedna to ci, którzy ufają mi i są gotowi zrobić dla mnie wszystko: od dwóch miesięcy nie przekazują mi żadnych danych, po prostu nikt nie chce z nimi rozmawiać. Niektórzy z nich zaginęli. Druga grupa to ci przekupni: tych Moriarty przekupił, aby się ode mnie odcięli. Nie wiem nic, gubię się w tym wszystkim.
 -Rozumiem, Silvo.
 -Nie, nie rozumiesz.
 -Przynajmniej próbuje.
Krótko skinęła głową.
 -Wiem. Dziękuje.
 -A więc… sytuacja jest na razie patowa? – zapytał w końcu.
 -Owszem. – zgodziła się z nim Strażniczka. – Nie mam pojęcia, co robić. Bez informacji krążę po omacku jak ślepiec, po prostu nie mam szans. Nawet nie wiem, jak wygląda Moriarty! – na chwile zakryła twarz rękami. Łowca wiedział, że jego kuzynka nie płacze – ona i łzy! – tylko próbuje się uspokoić. Rozpaczliwie pragnie przywrócić swoją niezachwianą równowagę. Kiedy w końcu podniosła na niego wzrok, jej oczy nie wyrażały już rozpaczy. – Masz jakiś pomysł?
 -Mam. – zgodził się, a potem wstał z fotela. – Chodź, Silvo. Pójdziemy na spacer.



*



Było już bliżej jesieni niż lata, ale weneckie słońce jak zawsze mocno świeciło na niebie, przenikając między gałęziami drzew, kiedy Dante i Silva spokojnie spacerowali po parku. Sherlock truchtał kilka metrów przed nimi, raz robiąc kilka normalnych kroków, a raz skacząc zabawnie, bo krótkie łapki jeszcze czasami odmawiały mu posłuszeństwa.
 Nie przeszkadzało mu to w popiskiwaniu groźnie na przechodzące obok wielkie psy jak rottweilery lub owczarki niemieckie, które warczały tylko na malucha, by potem odejść dostojnym krokiem.
 Akurat Sherlock bawił się świetnie.
 -Twój pies obronny. – Strażniczka uśmiechnęła się z rozbawieniem.
 -Rzeczywiście budzi grozę. – Dante odpowiedział jej uśmiechem. – Wiesz, cieszę się, że to przynajmniej nie pudel.
 -Pudel bojowy, wyobrażasz to sobie? – Silva zrobiła kilka tanecznych kroków.
 -Wolałbym nie. Ale już za późno.
 -No dobra – nagle jego kuzynka spoważniała. – A wracając do tematu…
 -Dellix. – krótko powiedział łowca.
 -Co? – prawie zatrzymała się w pół ruchu, zdziwiona.
 -Dellix, nie pamiętasz go? Z drużyny Lucasa.
 Jakże mogłaby zapomnieć? Z Dellixem, ciemnoskórym łowcą z mieczem wiecznie przewieszonym przez ramie poczuła silną więź już w pierwszych chwilach znajomości. Pamiętała rozmowę, którą toczyła potem z Dantym.
 -Czy ty i Dellix jesteście już najlepszymi przyjaciółmi? – zapytał wtedy.
 -A co, zazdrosny?
 -Nie, skądże.
 BYŁ zazdrosny, dobrze o tym wiedziała. Jak to pięknie podsumowała wtedy na lotnisku Madeleine, siostrzenica Dantego, myśląc, że nikt prócz Nikolaja jej nie słyszy: „Reasumując. Ciocia Silva znajduje sobie kumpla, wujek Dante kłamie, że nie jest zazdrosny, ona wie, że on kłamie i on wie, że ona wie, a w dodatku ona wie, że on wie, że ona wie.”
 Silvie nadal chciało się śmiać, kiedy to sobie przypominała.
 -Pamiętam. – uspokoiła kuzyna. – Co z nim?
 -Dellix powinien mieć jakieś informacje z półświatka. Możemy się go zapytać.
 -Tak, tylko, że, generalnie rzecz biorąc, jestem martwa.
 -W zasadzie kto wie, że żyjesz, Silvo?
 -Ja, ty, Metz, Rolling, Sylwia, dziadek Ikar i dziadek Seweryn, Arashi i Moriarty. – wyrecytowała bez zająknięcia.
 -Arashi?
 -Tak. Trenuje go.
 -Na pewno nie powie nic Julii?
 -Nie powie, przysiągł mi. A z resztą – Strażniczka wzruszyła ramionami. – o ile Julia jest taka, za jaką ją mam, sama się domyśli. Prędzej czy później. W każdym razie… Sherlock! – nagle roześmiała się.
 -Co? – Dante z dezorientacją rozglądnął się dookoła. – Gdzie on się podział?
 Strażniczka lekko trąciła go łokciem i wskazała głową na coś po lewej. Łowca z przerażeniem przyglądał się, jak Sherlock wlecze w ich stronę opierającą się młodą kobietę o rudych włosach, ciągnąc ją za skraj sukienki.
 -Gdyby nie to, że jesteś już zakochany, mógłbyś podpuszczać go na wszystkie ładne dziewczyny. – zauważyła Silva, wpychając ręce do kieszeni.
 -Wielkie dzięki – odparł ponuro łowca, szybkim krokiem idąc w stronę szczeniaka.
 Uwolnił kobietę od zębów rządnego krwi, dwudziestocentymetrowego psa i rozmawiał z nią przez chwile. Kiedy wrócił do kuzynki, ta właśnie wyłączała kamerę w swoim telefonie.
 -Nagrałaś to? – zapytał z niedowierzaniem.
 -No wiesz, kiedy ja i twoja przyszła żona zostaniemy już najlepszymi przyjaciółkami, będę jej musiała pokazać kilka rzeczy. – beztrosko odparła Strażniczka, chowając komórkę do kieszeni.
 -Nienawidzę cię. – krótko stwierdził Dante, nie potrafił jednak powstrzymać lekkiego uśmiechu.
 -Tak, oczywiście. – roześmiała się cicho. – W każdym razie, ta tutaj podsunęła mi pewien pomysł. Poprosimy o przysługę Dellixa, ale nie tylko.
 -Kogo jeszcze? – łowca spojrzał na nią z ciekawością.
 -No dalej, kombinuj. Rude włosy, z kim ci się to kojarzy?
 -Ze Scarlett, ale chyba nie o to ci chodzi.
 -Nie, no co ty. Kogo jeszcze znasz? Dawaj, nie będę czekać całego dnia. Lubiliście się przecież, dobrze to pamiętam.
 Dante zmarszczył brwi.
 -Zawsze źle wymawiałam jej imię. – podsunęła mu Strażniczka.
 Łowca zatrzymał się jak wryty i popatrzył na kuzynkę ze zdumieniem.
 -Wciągniesz w to Debre Rose?
 -Kto inny powie nam więcej o Moriartym niż jego była pracownica?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz