27
Julia z wściekłości zacisnęła zęby.
-GDZIE. JEST. CIOCIA. SILVA. – wycedziła. – Bez kłamstw i półprawd.
-Bez kłamstw i półprawd, tak? – gorzko zapytał wuj Dante. – A więc nie mogę ci powiedzieć.
-Jest w niebezpieczeństwie, tak? Porwali ją.
-Nie wygłupiaj się, Jill. – prychnął łowca. – Kto miałby porwać Silve?
„W sumie to poszła dobrowolnie.” – usprawiedliwił się w myślach.
-A więc gdzie jest? – warknęła dziewczyna.
-To nie jest twoja sprawa.
-To moja ciocia!
-I moja kuzynka. Mnie też obchodzi jej los.
-Wcale nie! Jesteś z Vale’ów. Ty, Cyryl, Metody, ta głupia Madeleine…
-Hej!
W tle Julia usłyszała wściekły głos Maddy.
-Uspokój się, Silvie nie dzieje się nic złego.
Dante był zły, w zasadzie wściekły, ale usiłował tamować gniew.
-Ale…
-Powodzenia, Julio.
Łowca
rozłączył się, a dziewczyna z trudem powstrzymała odruch ciśnięcia
komórki o ścianę. Krążyła po pokoju do momentu, w którym wyklarował jej
się plan, a potem uśmiechnęła się z głęboką satysfakcją.
W telefonie słyszała głos Maddy.
Maddy mieszkała w Mediolanie.
Dziewczyna wybrała numer do Valeriana i ponownie opadła na kanapę.
-Hej,
Valerian. Mam pytanie. Nie chciałbyś się przypadkiem urwać ze mną do
szkoły? Mam ochotę pojechać do Mediolanu i trochę pozwiedzać…
*
-Postradałaś zmysły. – uznał Valerian Phantomhim.
Julia cudem przemyciła go do swojego domu i teraz siedział na jej łóżku, przyglądając się, jak pakuje bagaże.
-Jesteś nienormalna. – dodał.
Łowczyni posłała mu ostrzegające spojrzenie. Innymi słowy „Zamknij się”.
-Ciocia
Silva jest w niebezpieczeństwie, a wuj Dante nie chcę mi powiedzieć, co
się dzieje! Jeśli stało się coś złego… chcę jej pomóc. – wytłumaczyła
dosyć chaotycznie.
-A
jeśli nie stało się nic złego? – zapytał chłopak, wykładając się na
łóżku. – Jeśli to normalna misja, a ty zwiejesz z domu, urwiesz się ze
szkoły i zaprzepaścisz szanse na stypendium po nic?
-Nie podoba mi się twój tok rozumowania. – powoli odparła dziewczyna. – Ja sądzę, że naprawdę coś jest nie tak.
-No
dobrze, a więc przyjmijmy twoją wersje. – zgodził się Valerian. – A
więc twoja ciotka jest w niebezpieczeństwie, została porwana i
uwięziona. Co zrobisz? Odbijesz ją? Jak!? Masz piętnaście lat Julia! Tak
wysoko oceniasz swoje zdolności, czy tak nisko umiejętności tej
Strażniczki? Jeśli sama nie potrafi się wydostać, to jak ty ją
wydostaniesz? Zbierzesz grupę łowców i zaatakujesz? Nie, nie zrobisz
tego. Nikt nie pójdzie za piętnastolatką, bo jesteś jeszcze dzieckiem.
Julia
zacisnęła zęby. Wujek Dante też tak dziś powiedział. „Jesteś niezwykle
dociekliwym DZIECKIEM”. Mylił się. Oboje się mylili.
-W twoich ustach to, co chcę zrobić, brzmi idiotycznie, Valerian. – powiedziała gorzko.
Chłopak uśmiechnął się triumfalnie.
-Bo to, co chcesz zrobić, JEST idiotyczne. W stosunku do swojej rodziny działasz bardzo nieprzemyślanie.
-Jeśli
nie chcesz, to ze mną nie idź! – wybuchła łowczyni. Była wściekła.
Naprawdę wściekła. – To takie proste, nie? Jeśli tchórzysz, to zmiatasz!
Nie chcę cię więcej widzieć!
-Nie chcę z tobą lecieć do Mediolanu. – najspokojniej w świecie stwierdził zamyślony Valerian.
Nie mogła uwierzyć. Naprawdę powiedział coś takiego. Zostawiał ją. Była sama. Jak to kiedyś powiedziała ciocia Silva?
Julia zapytała się jej, dlaczego z nikim nie współpracuje. A ona powiedziała…
„Ja
nie potrzebuje nikogo do współpracy, przecież umiem sobie radzić sama.
Gdybym dłużej pracowała z jakąś jedną osobą, uzależniłabym się od niej.
Nie potrafiłabym nic zrobić sama, potrzebowałabym kogoś drugiego… Nie
chcę, żeby do tego doszło. Nie za mojego życia. Tobie też tego nie
życzę.”
Ale stało się. Valerian był jej potrzebny, bo nie potrafiła wykonać tej misji sama. A teraz ją zostawiał.
-Nie chcę. – powtórzył chłopak. – Ale polecę. Bo z tobą może być nawet fajnie, a poza tym chciałbym zobaczyć twoich krewnych.
Wtedy
Julia zrozumiała. No tak, mała zemsta. Prawie powtórzył jej słowa z
wczorajszego dnia, kiedy on zapytał się jej, czy chce z nim iść na bal, a
ona zaprzeczyła i kazała mu inaczej sformułować pytanie.
-Poza
tym mogłabyś się zabić, a na to nie mogę pozwolić, póki nie zacznę
figurować w twoim testamencie jako główny spadkobierca. – dodał
Valerian, a ona rzuciła w niego poduszką, zwalając go z łóżka. – To
bolało! – krzyknął, podnosząc się z podłogi.
Roześmiała się.
-Cieszę się, że wpakujemy się w to razem. – stwierdziła.
-Ja w sumie też. – przyznał. – Idę się spakować. Kiedy lecimy?
Z przekorą przechyliła głowę.
-Jeszcze dzisiaj. O dwudziestej drugiej trzydzieści masz być na lotnisku.
*
-Madeleine… - zaczął Dante.
-Ja cię tylko proszę wujku i nic poza tym. – z niewinną miną odparła dziewczyna.
Zaraz
po zakończeniu rozmowy z Julią, łowca by odsunąć myśli od Silvy, oraz
zapobiec wysadzeniu mieszkania, zgodził się na „jedną małą prośbę”, o
której powiedziała mu siostrzenica.
Jedną
z jego największych i najpilniej strzeżonych tajemnic był fakt, że
kiedy Maddy prosiła go o coś, rzadko kiedy umiał się nie zgodzić. Ale
tym razem stwierdził, że naprawdę przeholowali.
-Słuchaj Maddy, po prostu ja sądzę, że gdybyś go najnormalniej w świecie zapytała, kiedy ma urodziny, byłoby o wiele łatwiej.
-Nie
wiem, o co ci chodzi. – z urazą odparła dziewczyna. – Co może być
łatwiejszego od ściągnięcia aktu urodzenia Nikolaja z Internetu?
-Tyle, że potrzebujemy do tego hakera. – ponuro odparł łowca.
-Nie widzę problemu. – Madeleine z gracją wzruszyła ramionami.
-A ja widzę.
-Dlaczego, kiedy akurat chcę zrobić coś dobrego, ty mi przeszkadzasz, wujku? – zapytała, patrząc na niego z potępieniem.
-Bo naprawdę sądzę, że łatwiej by było…
-Nie
ma innego wyjścia! – przerwała mu gwałtownie. – To ostatnia deska
ratunku! A jeśli ma urodziny jutro? Albo dzisiaj? Lub, o zgrozo,
wczoraj!?
Dante westchnął ciężko i wybrał numer w komórce.
-Poczekaj chwile. – poprosił ponuro, wsłuchując się w sygnał.
-Cześć, Dante. – usłyszał po chwili kobiecy głos z lekkim akcentem.
-Cześć. – uśmiechnął się.
-Wracasz niedługo do Wenecji?
-Pewnie tak, ale chwilowo mam inny problem. Czy mogłabyś mi wyszukać czyjś akta urodzenia?
-Chodzi ci o to, żeby włamać się do…
-Tak, właśnie o to. – przerwał jej. – Przepraszam, ale mi się śpieszy.
„Naprawdę brzmi, jakby było mu żal.” – Madeleine ze zdziwieniem uniosła brwi.
-W porządku. Kogo mam ci wyszukać?
-Nikolaja Batesa.
-To łowca?
-Zdecydowanie nie.
-Gdzie mieszka?
-W Mediolanie.
-Tu się urodził?
-Nie mam pojęcia.
-Dobra,
szukam go… - usłyszał stłumiony dźwięk uderzania o klawisze. – No
dobra, Nikolaj Bates jest tylko jeden, ale to chyba nie ten, o którego
ci chodziło. Ten tutaj ma piętnaście lat.
-Właśnie o niego chodzi.
-W porządku. Mam tu o nim wszystkie informacje, wysłać ci?
-N… tak. – Dante zmienił zdanie, widząc rozpaczliwe znaki, dawane mu przez Madeleine. – Prześlesz mi to pocztą elektroniczną?
-Jasne, ale po co ci to?
-To dosyć długo historia. – przyznał szczerze.
-No cóż, w porządku…
-Jak sobie radzicie?
-Na razie zbieramy informacje, ale potrzebujemy cię. Kiedy wrócisz?
-Jak najszybciej zdołam, ale to i tak może trochę potrwać.
-No dobra. Na razie.
-Trzymaj się.
Dante
rozłączył się i westchnął ciężko, otwierając laptop Maddy i włączając
Internet. W tym czasie siostrzenica przyglądała mu się z niekłamaną
ciekawością.
-To była twoja dziewczyna? – zapytała w końcu.
-Nie. – krótko odparł łowca.
Madeleine milczała przez chwile.
-Nie martw się wujku. Wuj Oliver ma żonę, a to straszny kretyn, to musi coś znaczyć.
Dante parsknął śmiechem.
-Dziękuje, Madienne, ale wielu moich inteligentnych znajomych ma żony.
-Może tylko udają?
-Udają, że mają żony?
-Lub udają, że są inteligentni.
-To chyba nie byłoby łatwe.
„W tym momencie Silva powiedziała by, że mi udawało się to przez lata.” – przeleciało mu przez głowę.
-Jednak, wydaje mi się, że…
-Tu masz cały życiorys Nikolaja. – przerwał jej łowca. – Czytaj i nic nie mów, proszę.
Poszedł do kuchni, zaparzyć herbatę, a kiedy wracał, dobiegł go uradowany krzyk siostrzenicy.
-Wujku, nie uwierzysz!
-Miał wczoraj urodziny? – przewidująco zgadywał Dante.
-Nie. Ale ma na drugie imię Basil….
-Nie widzę nic złego w tym imieniu.
-…a na trzecie Dante.
-Że co!?
Dziewczyna roześmiała się, kiedy łowca dopadł komputera. Przeczytał pełne imię i nazwisko jej przyjaciela i jęknął głucho.
-Fajnie, nie? Macie coś wspólnego.
-Od kiedy nadaje się dzieciom trzy imiona przy chrzcie? – zapytał ponuro.
-Nie nadaje się, ale on tak ma. A urodziny obchodzi… za dwa tygodnie. Mamy mało czasu.
-Mało?
Ależ to mnóstwo czasu. – Dante nie bardzo zaprzątał sobie głowy jej
słowami. „Trzecie imię, tak? Dopiero trzecie!?” – pomyślał z pewną
urazą.
-Chcę
zaplanować coś wielkiego. – odparła usprawiedliwiająco, myśląc szybko.
Po chwili rozpromieniła się i pstryknęła palcami. – Mam!
-Co wymyśliłaś? – zapytał jej wuj.
-Genialny
plan. Do jego wykonania będzie potrzebny mały czołg, pistolet
automatyczny i chiński premier, ale nie jest to zbyt trudne do zdobycia,
nie? Wujku, czemu robisz taką dziwną minę, hm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz